Starość to nie koniec świata

Katarzyna Wojnarowska

publikacja 29.01.2008 13:51

Przed laty znalazłem się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – opowiada pan Lech. – Musiałem moją cudowną mamę umieścić w domu ze stałą opieką medyczną. Trudna sprawa. Zwiedziłem wtedy z rosnącym przerażeniem tuziny takich placówek. Nie znalazłem ani jednej odpowiedniej. Niedziela, 27 stycznia 2008

Starość to nie koniec świata




Wieś Drużykowa, niedaleko miasteczka Szczekociny w województwie śląskim. Niskie zabudowania gospodarcze przy drodze, w centrum wsi kościół, wokoło płaskie pola po horyzont, zakończone daleką linią lasu. 150 metrów w lewo od kościoła zadbany budynek – Dom Seniora prowadzony przez Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Charytatywnych im. Matki Teresy z Kalkuty w Częstochowie – to cel naszej podróży.

– Ostatnio wiele złych słów powiedziano o domach seniora – wyznaje prezes Stowarzyszenia Lech Matysiak. – Proszę przyjechać do nas, rozejrzeć się, porozmawiać z ludźmi. I, dla jasności, nie potrzebujemy reklamy – zastrzega – chodzi o prawdę. Uogólnienia są zazwyczaj krzywdzące…


Będziesz tu kierowniczką


– Przed laty znalazłem się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – opowiada pan Lech. – Musiałem moją cudowną mamę umieścić w domu ze stałą opieką medyczną. Trudna sprawa. Zwiedziłem wtedy z rosnącym przerażeniem tuziny takich placówek. Nie znalazłem ani jednej odpowiedniej. Potem nawet nie wchodziłem do miejsc, w których od progu czuć było smutek, beznadzieję i… mocz. Tragedia. Wreszcie wpadłem na pomysł – karkołomny z pozoru – że zorganizuję dla mojej mamy, ale i dla innych „mam”, przytulne miejsce.

Przekonałem do tego pomysłu 15 swoich przyjaciół. Założyliśmy Stowarzyszenie, którego patronką została niezawodna Matka Teresa z Kalkuty. Potem rozesłałem do wszystkich gmin zawiadomienie, że szukam lokum dla domu seniora. Z gminy Szczekociny otrzymałem najbardziej korzystną odpowiedź. Budynek dawnej szkoły, duży plac, blisko las, świeże powietrze, a za rok dzierżawy żądano symbolicznej złotówki. Spieszyłem się, jak mogłem, wpompowałem w remont wszystkie oszczędności – dom udał się nadspodziewanie dobrze, ale mama już nie zdążyła w nim zamieszkać… a obiecałem jej, że będzie tutaj kierowniczką… tak to w życiu czasem bywa.


Dom to ludzie...


Szczęście do miejsca to nawet mniej niż połowa sukcesu – ważni są ludzie. To oni sprawiają, że taki dom staje się przystanią lub przeciwnie – miejscem wygnania lub kaźni.

Pensjonariusze pojawili się dość szybko. Opiekę nad nimi objęło 20 osób, na czele z dyrektorem domu – Mariuszem Pocałujko, który za chwilę obroni dyplom z marketingu i zarządzania – co jest niezbędne do prowadzenia tego rodzaju placówki. Pensjonariusze go uwielbiają…





– Do tej pracy nie każdy się nadaje – wyjaśnia Lech Matysiak. – To ciężka praca, wymagająca ogromnej cierpliwości, łagodności i wewnętrznej pogody ducha. A Mariusz wszystkie te cechy posiada. Uważam nawet, że pozwala, by mu ludzie na głowę wchodzili. Późnym wieczorem pukają do jego mieszkania, by wygadać się, wyżalić…

– Nie mamy tutaj sztywnych godzin pracy. Mieszkam razem z naszymi podopiecznymi. Przyjaźnimy się, lubimy, ciągle rozmawiamy.

– Jest idealistą, przekonanym, że dobrocią, taką niezłomną dobrocią, można zdziałać dużo… – wtrąca prezes.

– Mam dowody, że dobro zawsze zwycięża. Przywozimy tu czasem ludzi, którym bliźni odebrali chęć do życia. Więdnących, z depresjami, zamkniętych w sobie, niedożywionych, zaniedbanych. U nas powoli rozkwitają i duchowo, i fizycznie… czasem nawet rodzina jest zdumiona przemianą…

Prezes Matysiak jest chodzącą energią, wolą działania, wolą czynienia świata lepszym. Trudno mu zrozumieć i przeboleć ludzką obojętność i bezmyślność. Skala problemu w kwestii opieki nad starszymi ludźmi jest – jego zdaniem – coraz większa. A ponieważ społeczeństwo się starzeje, od problemu nie da się uciec. Dotychczas wygląda jednak na to, że władze, wzorem strusia, chowają głowy w piasek.



Pensjonariusze

– Ludzie starzy często żyją gorzej niż bydło w oborze. Mamy w naszym domu staruszków, których zabieraliśmy w zimie z leśnych szałasów… Przywiozłem kiedyś do nas kobietę z długimi, czarnymi włosami. Jak opiekunki wsadziły ją do wanny, okazało się, że kobieta jest siwa i potwornie zawszona. I to dzieje się w XXI wieku – opowiada Mariusz Pocałujko.

– W tej chwili mamy 40 podopiecznych i więcej osób przyjąć nie możemy. Często dzwonią, a nawet przyjeżdżają tu ludzie, prosząc o opiekę. Musimy odmawiać… Jesteśmy najtańszym domem seniora w województwie śląskim… – konkretyzuje prezes.

Dwu- i trzyosobowe pokoje z łazienkami. Przytulna jadalnia i kilka kącików, gdzie pensjonariusze przesiadują na pogaduszkach. Trudno nie wyczuć tu rodzinnej, swojskiej atmosfery. Kucharka właśnie woła na obiad, pospieszne szuranie butów, gwar nawoływań i przekomarzań. Twarze znaczone upływem czasu i niełatwym życiem. Są wśród nich osoby po wyższych studiach, emerytowana księgowa Urzędu Miasta Częstochowy i rolnicy z krusowską emeryturą, pełny przekrój społeczny. Każdy ma swoją historię…




Dzieci dobre, dzieci złe


To jest trochę tak: jeżeli kochałeś ludzi, to ta miłość wraca. Czasem nie tak, jak oczekujemy, ale wraca. Jeżeli byłeś oschły, wymagający, surowy – zbierasz, co zasiałeś. Do niektórych podopiecznych dzieci, wnuki przyjeżdżają regularnie. Zdarza się, że wynajmują latem pokój w domu, żeby trochę pobyć razem z mamą. Ale bywa i tak, że latami nikt się nie pojawia. Ostatnio przyjechał z wizytą syn jednego z podopiecznych. Z Krakowa się tłukł, a wizyta trwała raptem 5 minut – ojciec wyrzucił syna za drzwi. Nie było sposobu, by namówić go na rozmowę. Syna nie przekonał też argument, że ojciec cierpi na Alzheimera. Bywa, że górę biorą jakieś stare zaszłości, gniewy, złości sprzed iluś tam lat. – Przyjeżdża córka i od progu narzeka, pozuje na opiekuńczą córeczkę – mówi prezes. – A ja pamiętam, z jakiego brudu, zimna i opuszczenia zabierałem jej matkę. Bywa więc i tak, że dzieci leczą u nas kompleksy, wyrzuty sumienia…

Chociaż… nie ma reguł. Czasem matka czwórkę dzieci wychowała, wykształciła, wnuki wybawiła, a jak przestała gotować, prać, chodzić na zakupy, jak jej nogi i ręce odmówiły posłuszeństwa, szybko oddaje się ją do domu seniora. Takie dzieci nie przychodzą, nawet na święta nie zabierają…

– Mamy też romantyczne historie. U nas poznali się, pokochali i pobrali – pan Teofil i pani Wandzia, która mieszka tutaj ze swoim synem, 40-latkiem z lekkim stopniem upośledzenia. Był ślub kościelny i weselisko, na którym bawił się cały dom… Jak powiedział ktoś z naszych przyjaciół: Starość to nie koniec świata…


Najgorzej jest, gdy…


Najgorsza sprawa to brak funduszy na to, co Stowarzyszenie musi zrobić. Bo – jak mawia prezes Matysiak – inaczej urzędnicy zamkną nam chałupę w majestacie prawa i nikogo nie zainteresuje los 40 starszych ludzi. No, może odeślą ich do noclegowni dla bezdomnych, gdzie mają sale po 20, 30 łóżek.

Najnowszym zaleceniem władz jest winda. Dom w Drużykowej ma jedno piętro, ale przepisy są nieubłagane. Winda za 300 tys. zł. musi stanąć. W placówce państwowej za inwestycje płaci państwo. Dla domów prywatnych nie stosuje się żadnych ulg. Ich jedyny dochód to wpłaty pensjonariuszy.

– Łobuzerstwo organów państwa czy samorządu wobec organizacji takiej jak nasza polega na tym, że my na wykonywane przez nas usługi mamy zerowy VAT. Możemy jedynie zabiegać o ten legendarny 1 proc. z podatku… W ubiegłym roku dostaliśmy w ten sposób całe 1600 złotych. To jest jedyny akt łaski ze strony państwa. Nawet podatek gruntowy płacimy jak fabryka – parę tysięcy rocznie, mimo że stworzyliśmy na tym terenie 20 miejsc pracy. Do pogrzebów także dopłacamy, bo ZUS traktuje nas jak naciągaczy, np. ostatnio uznano za rozrzutność rachunek za nagrobek na pośmiertną urnę dla naszego pensjonariusza – raptem kawałek kamienia…




Skandale wokół domów starców


Prezes Stowarzyszenia Lech Matysiak: – Obecnie w Polsce jest ok. tysiąca domów seniora. Może 2-3 proc. tych domów jest rzeczywiście źle prowadzonych. W moim przekonaniu nie jest możliwe, by w każdym domu bili, głodzili, znęcali się… ale przykład idzie z góry. Jeżeli szef domu pozwala sobie na złe zachowanie wobec pensjonariuszy, to personel będzie postępował podobnie.

W wielu rodzinach informacje o tym, że źle dzieje się w domach seniorów, wywołują lęk o najbliższych. Jak rozpoznać, czy w takiej placówce będzie dobrze naszej mamie, naszemu tacie? Do nas można zajechać o każdej porze, przyjrzeć się codzienności domu, jego rytmowi, nawet wynająć pokój i pomieszkać. My niczego nie ukrywamy.

Mariusz Pocałujko: – Mężczyzna, który ma u nas tatę, opowiadał, że w poprzednim domu nie pozwalano mu wchodzić dalej niż do pokoju gościnnego. Jeśli w domu jest takie ograniczenie, jakkolwiek tłumaczone – to zły znak…

– Mówię często naszym pracownikom – pomyśl, że na tym łóżku leżysz ty, ale za 20-30 lat… jak dużo będziesz miał cierpliwości teraz, tak wiele jej potem doświadczysz – wtrąca Mariusz Pocałujko. – Dobro wraca zawsze… Zawsze!



***

– Mam w tym domu kogoś bliskiego. Zanim zdecydowaliśmy się wybrać właśnie ten, odwiedziliśmy wiele placówek tego rodzaju. Polecam ten dom jako wzorcowy. Życzę załodze dużo zdrowia i realizacji wszystkich planów. Niech Was Bóg prowadzi – Anna.

– Byłem ostatnio u cioci. Czysto, miło i widać, że starsi znaleźli swój drugi dom. Opiekunowie serdeczni. Zawsze pogodni i z wielką miłością, i wyrozumiałością podchodzą do starszych.
Bóg zapłać – Krzyś.

– Byłem, sprawdziłem, zostawiłem tam swoją mamę. Obiekt jest położony wśród lasów, cisza i spokój. Idealne miejsce na wypoczynek dla ludzi spracowanych i potrzebujących ciągłej opieki. Obsługa jest życzliwa, zawsze uśmiechnięta i gotowa służyć pomocą. Jedzenie domowe, bardzo smaczne. Normalnością są kawki z pysznym ciastem i podwieczorki z owocami. Mamusia jest bardzo zadowolona, z czystym sumieniem mogę polecić ten dom ludziom, którzy szukają spokoju i ciszy. Niech Was Bóg prowadzi i wspomaga – Łukasz H.



***

Zainteresowanym domem w Drużykowej podajemy adres kontaktowy: al. Niepodległości 50/11, 42-200 Częstochowa, tel. (0-34) 363-99-74, tel. do Drużykowej (0-34) 355-96-86; KRS 0000140741 – 1% ;
Więcej informacji: www.matkateresa.boo.pl