Kto nie chce radia dla ludzi myślących

Z Krzysztofem Czabańskim, prezesem Zarządu Polskiego Radia SA, rozmawia Wiesława Lewandowska

publikacja 29.04.2008 16:41

Przed osiemdziesięcioma laty w Polsce oczywiste było, że działanie na rzecz państwa, czyli dobra wspólnego, jest czymś bardzo szlachetnym. Polskie Radio powstawało nie tylko po to, aby zarabiać pieniądze, ale aby otwierać dusze i umysły. Jednak ta tradycja służby i misji została zakłócona. Niedziela, 27 kwietnia 2008

Kto nie chce radia dla ludzi myślących



Wiesława Lewandowska: – Polskie Radio, wielce szacowne medium, misję i służbę dla dobra publicznego ma w genach.

Krzysztof Czabański: – Gdy powstawało, spełniało rolę państwowotwórczą, choć było spółką prawa handlowego.

– Dziś to brzmi niemal jak herezja!

– Przed osiemdziesięcioma laty w Polsce oczywiste było, że działanie na rzecz państwa, czyli dobra wspólnego, jest czymś bardzo szlachetnym. Polskie Radio powstawało nie tylko po to, aby zarabiać pieniądze, ale aby otwierać dusze i umysły. Jednak ta tradycja służby i misji została zakłócona i nie można dziś mówić o jednolitej tradycji polskiej radiofonii publicznej, nie można porównywać radia przedwojennego z powojennym. Zawsze podkreślam, że honor Polskiego Radia obroniły redakcje polskie za granicą: Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa i Redakcja Polska Głosu Ameryki czy polska sekcja BBC. A powojenne Polskie Radio było przede wszystkim tubą propagandową jednej partii.

– Jednak to ta powojenna tradycja przykleiła się jakoś bardziej do Polskiego Radia po 1989 r. Do tej pory słyszy się zarzut, że jest to medium przesiąknięte poprzednią epoką…

– Niezależnie od tego, kto formułuje te zarzuty, muszę przyznać, że jest w nich wiele prawdy. Zarówno dzisiejsza Telewizja Polska, jak i Polskie Radio wywodzą się wprost z Radiokomitetu, czyli państwowo-partyjnego urzędu, który był formą czapki cenzorsko-politycznej (oprócz państwowej cenzury). Ludzie tu zatrudnieni dość gładko przechodzili przez wszystkie zakręty polityczne, pozostali także po 1989 r., tworząc swoisty skansen. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach Polskie Radio traciło na rynku wolnych mediów. W 1997 r., kiedy zaczęto pomiary, PR Jedynka miało 20-22% udziału w rynku radiowym, przez następnych 10 lat nastąpił spadek do 13-14%.

– Traciło chyba nie tylko z powodów kadrowych. Media publiczne już ze swej natury w obecnej dobie nie należą do ulubionych!

– Rzeczywiście, misja mediów publicznych nie jest dziś łatwa. Masowa kultura poczyniła już dość spore spustoszenia w umysłach – słuchaczy przyciąga odwoływanie się do wartości konsumpcyjnych, do kultu młodości, dlatego częściej wybierają stacje komercyjne. Radio, które nie jest nakierowane na grupy najbardziej cenne dla reklamodawców, czyli ludzi w wieku od 15 do 49 lat, zaczyna się wydawać archaiczne i musi tracić na rynku. Ale naszym zadaniem nie jest odzyskiwanie utraconych pozycji, bo są one nie do odzyskania…




– A co jest dziś najważniejszym zadaniem Polskiego Radia?

– Trafiać do ludzi, którzy chcą myśleć.

– Pan już wie, jak to zrobić?

– Od czasów Kopernika wiemy, że zły pieniądz wypiera dobry pieniądz – a ta zasada panuje dziś na rynku mediów – ja jednak ciągle mam nadzieję, że dobry produkt zawsze znajdzie swego odbiorcę. A jeśli ktoś chce „zabawić się na śmierć”, to my mu w tym nie przeszkodzimy. Będzie siedział, jadł chipsy i słuchał całkiem innych stacji… Nic na to nie poradzimy, jeżeli nie da sobie z tym rady szkoła, rodzice i różne instytucje kultury.

– Czy jednak misją specjalną mediów publicznych nie jest właśnie niesienie pomocy szkołom, rodzicom, instytucjom kultury?

– Staramy się to robić. Ostatnio wprowadziliśmy poranki muzyczne dla dzieci, które transmitujemy ze studia im. Lutosławskiego w Programie 1 Polskiego Radia, a więc na całą Polskę. Czy może być lepszy sposób na popularyzację muzyki wśród najmłodszych? I nie przeliczamy tego na wskaźniki słuchalności, na udziały w rynku, na zarobek z reklamy.

– No właśnie, i tym się różni publiczne radio od publicznej telewizji – w radiu jednak reklamy są jakby mniej natarczywe. Jak to się dzieje, że radio zachowało tę „czystość”?

– Powody tego stanu niekoniecznie są bardzo idealistyczne. Radio budzi mniejsze emocje biznesowe i polityczne, a dzięki temu kryteria zawodowe, kryteria jakości produktu są tu mniej gwałcone niż w telewizji. Radio zawsze było trochę na uboczu i zawsze bez wielkich pieniędzy.

– A logika podpowiada, że powinno być odwrotnie – gdy są wielkie pieniądze, łatwiej o wysoką jakość...

– Przeczy temu choćby historia wysoko ocenianego Teatru Telewizji. Gdy tylko w TVP pojawiły się wielkie pieniądze i szansa na jeszcze większe (z reklam), teatr musiał ustąpić miejsca programom marnej jakości… Teraz, na szczęście, wraca. A Teatr Polskiego Radia wciąż istnieje, bo – na szczęście – nikomu nie przeszkadzał. Tego, co dobre, nie można eliminować, za żadne pieniądze!





– Jednak zebrał Pan niezłe cięgi za reformowanie radia!

– Zarzucano mi, że dławię „gardło wolnej pieśni radiowej”, choć nikogo nie dławiłem, a przeciwnie – starałem się tylko dodać nowe głosy, zwłaszcza te, które wcześniej nie miały żadnej szansy przemówić przez jakiekolwiek radio. Nie było łatwo do tego doprowadzić! Pół roku trwało, zanim np. udało mi się – pokonując bariery światopoglądowe radiowych redaktorów – umieścić „Nasz Dziennik” w radiowym przeglądzie prasy. Dziennikarz publicznego medium nie może się kierować prywatnym gustem, prywatnymi przekonaniami politycznymi. Nie wszyscy to rozumieją.

– I zarzucają Panu stronniczość polityczną.

– Mam nadzieję, że ludzie rozsądni i intelektualnie uczciwi potrafią sprawiedliwie rzecz ocenić. Faktem jest, że po raz pierwszy od 1989 r., przez ostatnie półtora roku, media publiczne nie są we władaniu żadnej z partii, które tu poprzednio zarządzały. Za ich czasów drzwi publicznego radia i telewizji były mocno zatrzaśnięte przed wszelkimi oponentami. Dlatego teraz podniósł się taki krzyk, że Stanisław Michalkiewicz ma felieton, że przychodzi do radia niejaki Tomasz Sakiewicz i śmie prowadzić jakieś rozmowy. Bo przedtem w Polskim Radiu można było spotkać publicystę „Dziennika”, „Gazety Wyborczej”, ale nie z „Naszego Dziennika” lub „Gazety Polskiej”. W tej chwili można spotkać wszystkich. To jest moja odpowiedź na zarzuty o stronniczość.

– Dlaczego dokonana przez Pana operacja przeniesienia Programu 1 z fal długich na UKF spotkała się z tak wielką krytyką?

– Trudno powiedzieć dlaczego, bo nie słyszałem merytorycznych uzasadnień. Podniósł się alarm, że ograniczam kulturę w Polskim Radiu (chodzi o te kilka procent zasięgu odebrane kulturalnej Dwójce). W poprzednich latach nie udawało się tego przeprowadzić, choć sprawa była technicznie prosta i jak najbardziej uzasadniona. Gdybyśmy tego nie zrobili, Program 1 straciłby wkrótce rację bytu, jako że obecnie produkowane radia nie odbierają już fal długich.

– To był zamach na polską kulturę, Panie Prezesie, tak wtedy grzmiały media komercyjne...

– Jeśli to był zamach na kulturę, to czym jest propozycja zniesienia abonamentu? Właśnie teraz mamy do czynienia nie tylko z zamachem, ale wprost z chęcią likwidacji Programu 2. Gdy rok temu przenosiliśmy Program 1 na UKF, to wzmacnialiśmy Polskie Radio. Ci, którzy dziś chcą je pozbawić abonamentu, chcą je po prostu zniszczyć.




– Utrzymujące się przede wszystkim z abonamentu Polskie Radio jest dowodem na to, że dobry, wartościowy program można realizować bez wielkich pieniędzy, jednak zapewne są jakieś granice tych możliwości. Co się stanie, gdy abonament zostanie zniesiony, jak tego chce rząd Donalda Tuska?

– Polskie Radio po prostu nie przeżyje. Tylko 30% naszych funduszy pochodzi z wpływów z reklamy i z działalności handlowej (np. sprzedaży płyt), reszta – z abonamentu. Utrzymujemy tę proporcję świadomie, gdyż uważamy, że jej zakłócenie odbiłoby się szybko na jakości nadawanego programu. Oczywiście, jeżeli będziemy zmuszeni, to być może trzeba będzie zmienić to podejście i zacząć walkę na rynku reklamowym… Przez pierwszy kwartał tego roku straciliśmy już 14 mln zł (w stosunku do prognoz, które były liczone na podstawie ubiegłorocznych wpływów z abonamentu). Straciliśmy te pieniądze tylko dlatego, że rząd zapowiedział zniesienie abonamentu. Na szczęście mamy trochę zapasu gotówki zaoszczędzonej w ciągu ostatnich 2 lat – także w części przez poprzedni zarząd– ponad 50 mln zł. Tak więc te ubytki abonamentowe jakoś da się załatać. Bieżący rok jeszcze przeżyjemy, natomiast przyszły, jeżeli nic się nie zmieni, może być dramatyczny. Mam nadzieję jednak, że koncepcje PO przegrają.

– A jeśli nie?

– Media publiczne zostaną poważnie osłabione, lub całkiem zlikwidowane. Jednak, przynajmniej na razie, nie mówi się jeszcze wprost o likwidacji, choć takie pomysły w Radiu były już ćwiczone kilka lat temu, kiedy Polskim Radiem zarządzali przedstawiciele PO, SLD i PSL, i najwyraźniej szykowali Program 3 PR do prywatyzacji.

– Ale wtedy się nie udało!

– Tak, choć niewiele brakowało. Niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju Trójka zaczęła się upodabniać do komercyjnej Zetki, traciła swój specyficzny charakter, za to zyskiwała na rynku reklam. Cel był oczywisty: Trójka ma być na tyle samodzielna finansowo, by można ją było odłączyć od Polskiego Radia i sprywatyzować. Powstrzymałem ten proces. Zatrudniłem Krzysztofa Skowrońskiego w jednym celu: Program 3 ma być radiem robionym przez inteligentów dla inteligentów. Częściowo udało się ten cel osiągnąć, ale jest tam jeszcze zbyt dużo „stadnego myślenia”, widzenia świata przez pryzmat „paska” TVN 24. To duża wada, gdyż inteligent oznacza człowieka myślącego samodzielnie.




– To samo – czyli likwidacja lub prywatyzacja – mogłoby grozić dziś wszystkim programom Polskiego Radia?

– Mam nadzieję, że na razie nie będzie możliwe zrealizowanie na przykład takiej koncepcji: Trójkę sprywatyzować, Jedynkę połączyć z Dwójką w program kulturalno-publicystyczny, którego nikt nie będzie słuchał, i na dodatek nadawać go na falach długich... Rząd dałby łaskawie jakieś 10 mln zł na tworzenie byle jakiego programu dla 1% ludzi... I takie byłoby, według marzeń PO, radio publiczne w Polsce.

– Kto na tym zyska, że nie będzie radia dla ludzi myślących?

– Ci, którzy zajmą miejsce Polskiego Radia i poszerzą znacznie swój dostęp do rynku reklam. Chodzi o wielki biznes, ale również o wpływy na opinię publiczną, bo jeśli nawet nie przynoszą one na bieżąco pieniędzy, to są ważne dla budowania postaw konsumpcyjnych. To jest oczywisty powód współdziałania mediów komercyjnych z Platformą Obywatelską w bezprzykładnym ataku na media publiczne.

– Chodzi po prostu o to, aby media publiczne – jeśli w jakiejś formie przetrwają – niewiele się różniły od komercyjnych?

– Tak, bo przestrzeń debaty publicznej zostanie ograniczona do programów typu „Szymon Majewski show”, czy „Kuba Wojewódzki”. Taki będzie poziom dyskursu publicznego, inny nie będzie możliwy. To będzie także wielkie uderzenie w Kościół, bo przecież media publiczne są otwarte na sprawy ludzi wierzących.

– Pozostała więc walka o utrzymanie abonamentu...

– Już pierwszego dnia urzędowania rządu Donalda Tuska opublikowałem list otwarty do premiera w obronie mediów publicznych, jako że zmarginalizowanie tych mediów wydawało się być jednym z ważniejszych zamierzeń tego rządu. Moje argumenty powtórzyli niedawno twórcy kultury, ale rządzący nie wycofują się ze swoich planów i wręcz oznajmiają likwidację abonamentu.

– I argumentują, że to dlatego, iż ludzie niechętnie płacą abonament. Może jednak najlepszym wyjściem byłoby Radio na wikcie państwowym?

– Bałbym się finansowania z budżetu państwa. Jedną z pierwszych ofiar cięć budżetowych byłyby wtedy, oczywiście, media publiczne. A ponadto trudno sobie wyobrazić większe uzależnienie od polityków! Możliwe są, oczywiście, jeszcze inne formy finansowania – bezpośrednio przez obywateli i niezależnie od rządu – np. odpis z podatków lub opłata przy rachunku energetycznym. Uważam jednak, że najlepszą formą jest tradycyjny abonament, trzeba by tylko usprawnić jego ściągalność.





– To ponoć niewykonalne!

– Tylko jeśli się chce, aby takie było. Gdy w ubiegłym roku pojawiały się zapowiedzi poprzedniego rządu o zamiarach uszczelniania systemu abonamentowego, od razu rosły wpływy. W Anglii nie ma problemu ze ściągalnością abonamentu wcale nie dlatego, że ludzie są tacy porządni, ale dlatego, że kary są drakońskie. Nie opłaca się nie płacić.

– Jaki cud powinien się dziś zdarzyć, aby Radio było przynajmniej takie, jakie jest, albo jeszcze lepsze?

– Wystarczy pozostawienie abonamentu i poprawa jego ściągalności. Mimo bieżących kłopotów uważam, że radio publiczne powinno i może być zdecydowanie lepsze. Staramy się dodawać produkty, które spełniają misję i dodają prestiżu samej instytucji, np. „Lato z Radiem” wyjeżdża do Lwowa i Wilna, są „Poranki Muzyczne” dla dzieci co niedziela w Programie 1 i w studiu im. Lutosławskiego. Jest teatr, reportaż, bogate relacje z zagranicy, transmisje sportowe i transmisje z najlepszych sal koncertowych na świecie. A ponieważ w Radiu nadal jest bardzo wiele do zmiany, do polepszenia, mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na początku drogi. Od połowy maja Program 4 stanie się Polskim Radiem Euro. Będzie to radio multimedialne, dostosowane do odbioru przez telefony komórkowe oraz Internet. Polskie Radio ma już wprawdzie swój portal internetowy, ale tym razem nie przenosimy części programu do Internetu, lecz od razu robimy program skierowany bezpośrednio do Internetu i na komórki. To jest laboratorium doświadczalne dla całego Polskiego Radia i jego przyszłość.