Dar i tajemnica

O. Dariusz W. Andrzejewski CSSp

publikacja 11.08.2009 21:00

Wszyscy rodzimy się w Kościele dzięki pośrednictwu kapłana. To on w imieniu Boga przyjmuje nas do wspólnoty wierzących, on uczestniczy we wszystkich sakramentach od chrztu św. po sakrament chorych – przez pokutę, Eucharystię, bierzmowanie i sakrament małżeństwa. Niedziela, 9 sierpnia 2009

Dar i tajemnica



Z woli Ojca Świętego Benedykta XVI ogłoszony został Rok Kapłański, trwający od uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa przez cały najbliższy rok, w czasie którego będziemy mogli w szczególniejszy sposób kontemplować dar kapłaństwa oraz modlić się o nowe, liczne i święte powołania kapłańskie, zakonne i misyjne.

Jako łączący w swojej posłudze te trzy powołania, pragnę podzielić się refleksją na temat sakramentu kapłaństwa i własnej w nim drogi życiowej.

Kapłan reprezentuje Chrystusa

Św. Grzegorz z Nazjanzu pisał: „Kapłan jest obrońcą prawdy, znosi się z aniołami, wielbi z archaniołami, składa na ołtarzu dary ofiarne, uczestniczy w Kapłaństwie Chrystusa, odnawia stworzenia, przywraca w nich obraz Boży i przysposabia je do świata wyższego”. Kilka wieków później św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars, dopowiedział: „Gdyby dobrze zrozumiano, kim jest kapłan na ziemi, można by umrzeć, nie z przerażenia, lecz z miłości. Kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego”.

Wszyscy rodzimy się w Kościele dzięki pośrednictwu kapłana. To on w imieniu Boga przyjmuje nas do wspólnoty wierzących, on uczestniczy we wszystkich sakramentach od chrztu św. po sakrament chorych – przez pokutę, Eucharystię, bierzmowanie i sakrament małżeństwa. Przez cały czas obecny jest w naszym życiu, jest świadkiem naszych radości, sukcesów, wszelkich życiowych porażek, udziela nam rad, a jeśli potrzeba, także upomina.

We wszystkich momentach naszego życia Chrystus przychodzi do nas za pośrednictwem kapłana. Każdy kapłan reprezentuje Chrystusa, działając „in persona Christi”. To w kapłańskich dłoniach dokonuje się prawdziwy cud, gdy Jezus przemienia chleb w swoje Ciało. Na ołtarzu obecny jest żywy i prawdziwy Chrystus i jako Niewidzialny w widzialnym kapłanie przewodniczy Eucharystii.

Jezus Chrystus, ustanawiając w Wielki Czwartek sakramenty Eucharystii i kapłaństwa, połączył je w sposób nierozerwalny. Eucharystię i inne sakramenty mógł złożyć tylko i wyłącznie w rękach wybranego i ustanowionego przez siebie człowieka – kapłana. Tak zrodził się Kościół Święty i tak Kościół na przestrzeni wieków pojmował i pojmuje związek kapłaństwa z Eucharystią.

Aby „ten człowiek” mógł sprawować sakramenty, najpierw musi być powołany i wybrany. To sam Chrystus wybiera i „wywołuje z tłumu”. Czasami Jego wezwanie jest nagłe i zdecydowane, ale najczęściej powołuje zwyczajnie, krok po kroku, przez splot wielu życiowych doświadczeń, wydarzeń i znaków.

Dla sługi Bożego Jana Pawła II powołanie było „darem i tajemnicą”. „Każde powołanie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka. Każdy z nas, kapłanów, doświadcza tego bardzo wyraźnie w całym swoim życiu. Wobec wielkości tego daru czujemy, jak bardzo do niego nie dorastamy. Powołanie jest tajemnicą Bożego wybrania”.

Zaiste kapłaństwo to tajemnica. Tajemnica wymagająca nie tylko jednorazowego odkrycia, ale nieustannego, ciągłego, głębokiego i „wewnętrznego odkrywania”. Owo odkrywanie jest dla kapłana źródłem siły, dzięki której ciągle na nowo przeżywa własne powołanie. Dzielenie się tajemnicą własnego powołania nie jest łatwe. Trudno objąć to ułomnym człowieczym słowem, trudno o tym mówić i pisać.





Moja droga do kapłaństwa

W moim przypadku była to decyzja, która dojrzewała od dzieciństwa. Wzrastałem w rodzinie skromnej, wielodzietnej, pobożnej i głęboko katolickiej. Z perspektywy lat mogę z całą mocą podkreślić, że przede wszystkim rodzina i klimat domu rodzinnego kształtują przyszłego kapłana, pozwalają mu otworzyć się na dar powołania. Moi rodzice byli ludźmi prostymi, ale na wskroś szlachetnymi duchowo. Prawdziwie dom rodzinny był moim pierwszym i niezapomnianym seminarium.

To rodzice byli moimi pierwszymi i prawdziwymi nauczycielami. Każdego dnia obserwowałem ich życie, które było życiem surowym i twardym, ale zawsze blisko Boga. To w rodzinnym domu codziennie klękaliśmy do wspólnego rodzinnego pacierza, razem przeżywaliśmy wspólny Różaniec, rodzinne śpiewanie kolęd, Litanii loretańskiej na tzw. majówkach. Mimo sporej odległości od kościoła parafialnego regularnie uczestniczyliśmy w Mszach św., i to nie tylko niedzielnych.

Ważną rolę na drodze mojego powołania odegrała posługa w kościele parafialnym, gdzie najpierw byłem ministrantem, później lektorem i kantorem. Dzięki niej byłem blisko Boga i „spraw Kościoła”. To w murach mojego rodzinnego kościoła parafialnego w Wągrowcu rodziła się i krystalizowała decyzja o powołaniu. Spotkałem też wielu dobrych, przykładnych, szlachetnych i gorliwych kapłanów, by wspomnieć choćby ks. inf. Zenona Willę, ks. prał. Heliodora Grabiasa i wielu innych, których nie jestem w stanie tu wymienić z nazwiska, a którzy pomogli mi w wyborze drogi życiowej.

Moje powołanie kapłańskie i zakonne kształtowało się i wzrastało w duchu cysterskim – przez wiele lat jako młodzieniec jeździłem na tzw. rekolekcje powołaniowe do Ojców Cystersów w Krakowie. Choć późniejsze koleje mojego powołania, formacji i studiów seminaryjnych przywiodły mnie do innej wspólnoty zakonnej, a dziś moje życie kapłańskie realizuję w misyjnym Zgromadzeniu Ducha Świętego, nieustannie powracam do owych cysterskich początków. Sam mogłem się przekonać na drodze własnego życia, że „Duch Boży wieje, kędy chce”...

Kapłan wskazuje drogę do Boga

Kapłaństwo to wielki dar, dar wyproszony, dar wymodlony. Dar dla samego kapłana, jego rodziców, rodziny, przyjaciół, ale przede wszystkim dar dla całej wspólnoty wierzących. Dar tak często dziś lekceważony i wyśmiewany. Chciałoby się zapytać: Czy kapłani nadal są nam dzisiaj potrzebni? Czy człowiek potrzebuje kapłana? Czasami słyszy się: „W Pana Boga to ja wierzę, ale Kościoła i kapłanów, nie uznaję”. Ciekawa sprawa: Wodę ze Źródła Życia piję, ale studni, skąd czerpię tę wodę, nie akceptuję?

To kapłan przecież prowadzi człowieka od chrztu św. aż po krzyż na mogile, poprzez sakrament pokuty, Eucharystię, namaszczenie chorych, i wskazuje nam drogę do Boga. Każdego kapłana winniśmy wspierać, modlić się za niego. Każdy kapłan w dniu swoich kapłańskich pierwocin, czyli w czasie pierwszej Mszy św., obdarowuje nas specjalnym, okolicznościowym obrazkiem, na którym zwykle wydrukowane są słowa: „Błogosławi i prosi o modlitwę...”.

Obrazek taki jest pamiątką i darem dla tych, którzy uczestniczyli we Mszy św. prymicyjnej, ale także zobowiązaniem nas do modlitwy w intencji tego kapłana. Sam Jezus Chrystus mówi: Potrzebuję Ciebie, Twoich ust, Twoich rąk, Twojego serca, Twoich sił i uśmiechu – dla ludzi słabych, skrzywdzonych i cierpiących... A zatem kapłaństwo wymaga ofiary, wysiłku, cierpienia i poświęcenia, bo kapłan to drugi Chrystus. Ks. Jan Twardowski napisał: „umywaj nogi ludziom, nie wyciągaj swoich, aby ci myli...”.





Przeżywanie kapłaństwa

Kapłaństwo nie zawsze jest proste i łatwe... i kapłan ma swoje sumienie, czyli swoją „wagę”. Może się zdarzyć, że czasami jego sumienie wymaga naprawy. Podobnie jak lekarz pomaga innym pacjentom nawet gdy sam jest chory, tak i kapłan może naprawić tysiące wag, choćby jego waga była zepsuta. Może nawet tę swoją posługę czynić dobrze, z pochwałami innych, ponieważ nie naprawia według własnego sumienia, ale według Bożych przykazań.

Popatrzmy czasami na takiego kapłana jako na człowieka, który podobnie jak my wszyscy zabiega i troszczy się, aby Boże prawo zachować. Nie zawsze to mu się udaje i wówczas idzie sam ze swoim sumieniem, jak z „wagą”, do innego kapłana – powiernika i przyjaciela – i prosi o naprawę. Każdy z ludzi wierzących, życzliwych, trwających we wspólnocie Kościoła i poprawnie odczytujących charyzmat kapłaństwa nie dziwi się i nie gorszy tym, że kapłan upada jak każdy grzeszny człowiek. Gdy ten kapłan jednak napomina w imię Dekalogu, głosi niezmienne Boże prawdy wiary, prowadzi nas nie do siebie, ale wskazuje prawdziwą, dobrą i prostą drogę do Boga.

Przychodzimy nie do kapłańskiej miary, lecz do Wzorca – do Bożej Miary, a ta jest zawsze Ideałem. Dlatego Chrystus, mając na uwadze nauczycieli wiary i stróżów Bożego prawa, wyraźnie powiedział: „... zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie (Mt 23, 3). Spotkanie kapłana, który ma swoje sumienie idealne, jest wielkim darem, ale i – jak z każdym stanem idealnym – bardzo rzadkie w życiu.

Doświadczeniem trudniejszym jest spotkanie kapłana, który walczyć musi o wierność swoim przyrzeczeniom, który w dążeniu do świętości błądzi, niekiedy upada. Ważna jest walka, jaką toczy on ze swymi słabościami, walka o ocalenie powołania, o powrót do Boga. Najważniejsza jest droga, jaką powraca do Chrystusa. Droga jaką odkrywa innym.

Kapłaństwo, będąc zatem szczególnym darem, jest także szczególnym brzemieniem, którego ciężaru sam człowiek nie jest w stanie udźwignąć. Stąd to poczucie człowieczego lęku, o którym tak przejmująco napisał ks. Twardowski: „własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch padam, i przed kapłaństwem klękam”.

Kapłańskie „tak”

Najważniejsze jest zatem owo TAK, wypowiadane przez kapłana własnemu kapłaństwu i Chrystusowi. TAK ponawiane w chwilach bólu, zwątpienia i samotności. TAK, jakie Michel Quoist wypowiedział w „Modlitwie na niedzielny wieczór”: „Panie, gdy wszystko milczy i gdy w moim sercu czuję bolesne kąsanie samotności (...) Gdy ludzie zżerają mi duszę, a ja czuję się niezdolnym do nasycenia ich. Gdy cały świat ciąży mi na barkach swym ciężarem nędzy i grzechu, powtarzam Ci moje TAK, nie w wybuchu pychy i radości, ale wolno, cicho, świadomie i pokornie, samotny Panie przed Tobą – TAK”.

To pełne pokory TAK przemienia kapłana, jest jego zgodą na przyjęcie „wieczystej pieczęci”, o której pisała s. Nulla:

O, namaszczone,
o, tajemnicze kapłańskie ręce.
Ojciec was lepił,
Syn umiłował,
Duch was poświęcił.

Ojciec się z wami łamie jak chlebem swą stwórczą mocą,
Duch was pomazał,
Duch was napełnił i przeistoczył.

Syn was jak owce pilnie odszukał wśród rąk tysięcy,
by złożyć na was swoje przebite skrwawione ręce.

O, tajemnicze,
o, przemienione
kapłańskie dłonie!
Pieczęć wieczystą wypalił na was wieczysty Płomień

Z bojaźni drżeniem odgadnąć pragnę, co się w was chowa.
Czy też wy jeszcze jesteście moje,
czy Chrystusowe?


Zachęcam wszystkich wiernych do modlitwy za kapłanów, a w Roku Kapłańskim w sposób szczególny i gorliwszy. Sam pokornie o nią proszę wszystkich, których Pan Bóg postawił i postawi w przyszłości na drodze mojego Powołania.