Ceterum censeo… (W sprawie działań Komisji Majątkowej)

Bp Tadeusz Pieronek

publikacja 10.11.2009 15:15

Od pewnego czasu wzrasta nagonka na Kościół katolicki, także na inne wspólnoty wyznaniowe, w tym żydowskie, dotycząca zwrotu tym wspólnotom ich własności, zabranej im przez władze komunistyczne nielegalnie, a więc wbrew obowiązującym ustawom. Niedziela, 8 listopada 2009

Ceterum censeo… (W sprawie działań Komisji Majątkowej)



Od pewnego czasu wzrasta nagonka na Kościół katolicki, także na inne wspólnoty wyznaniowe, w tym żydowskie, dotycząca zwrotu tym wspólnotom ich własności, zabranej im przez władze komunistyczne nielegalnie, a więc wbrew obowiązującym ustawom. Ta nagonka, reżyserowana przez lewicowe partie postkomunistyczne, skierowana jest zazwyczaj przeciwko Komisji Majątkowej, ustanowionej przez ówczesny rząd w porozumieniu z Sekretariatem Konferencji Episkopatu Polski.

Było to Zarządzenie Ministra-Szefa Urzędu Rady Ministrów z dnia 8 lutego 1990 r. w sprawie szczegółowego trybu postępowania regulacyjnego w przedmiocie przywrócenia osobom prawnym Kościoła Katolickiego własności nieruchomości lub ich części (M.P. Nr 5, poz. 39) oraz Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 21 grudnia 1990 r. w sprawie wyłączania nieruchomości zamiennych lub nakładania obowiązku zapłaty odszkodowania na rzecz kościelnych osób prawnych (DzU z 1991 r. Nr 1, poz. 2). W tle tych aktów prawnych, jako podstawowe punkty odniesienia, są dwie ważne ustawy: Ustawa z dnia 20 marca 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego (DzU Nr 9, poz. 87 i Nr 10, poz. 111; z 1969 r. Nr 13, poz. 95 i z 1989 r. Nr 29, poz. 154) oraz Ustawa z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (DzU Nr 29, poz. 154; z 1990 r. Nr 51, poz. 297; Nr 55, poz. 321; Nr 86, poz. 504; z 1991 r. Nr 95, poz. 425) i inne źródła prawne dotyczące tego problemu, zwłaszcza jeżeli chcielibyśmy go rozważać w szerszym kontekście innych niż Kościół katolicki wspólnot religijnych.

Powołanie Komisji Majątkowej było uzasadnione względami prawnymi, dotyczyło bowiem naprawienia krzywd, jakie zostały wyrządzone Kościołowi katolickiemu nie przez ustawę z 1950 r., dotyczącą likwidacji dóbr kościelnych zwanych dobrami martwej ręki – oczywiście również krzywdzącą, ale ustanowioną ustawowo – lecz przez bezprawne zagarnięcie dóbr, które ta krzywdząca ustawa gwarantowała Kościołowi jako jego własność.

Komisja Majątkowa nie orzeka w sprawie zwrotu dóbr zabranych Kościołowi ustawą o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, ale tylko o zwrocie tych dóbr (budynków, ziemi), które zostały zabrane Kościołowi z naruszeniem tej ustawy, czyli kiedy zabrano mu to, do czego w myśl i literę tej komunistycznej ustawy miał prawo.

Tego rodzaju działań, kiedy właścicielowi zabiera się to, co jest jego legalną własnością, nie można nazwać, zwłaszcza z punktu widzenia moralnego, inaczej niż kradzieżą. Jeżeli potępiamy człowieka, który kradnie, i żądamy, by oddał cudzą własność, to tym bardziej mamy prawo do tego, by państwo, które dokonało takiej kradzieży, a które ze swej natury powołane jest do strzeżenia publicznego porządku i przestrzegania prawa, zwróciło własność właścicielowi.

Gdyby taka sytuacja zdarzyła się nam osobiście, nie mielibyśmy wątpliwości, że zostaliśmy pokrzywdzeni, i państwo, w naszym odczuciu, miałoby obowiązek zwrócić nam naszą własność. Jeżeli jednostka ma poczucie krzywdy, kiedy zostanie bezprawnie pozbawiona swego, to dlaczego usiłujemy pozbawić osoby prawne, wspólnoty religijne, tego samego poczucia? Przecież ta własność jest dorobkiem życia ich przodków, a często także osób jeszcze żyjących.







Jak możemy mówić o państwie praworządnym, demokratycznym, jeżeli nie przestrzega podstawowych zasad i praw obywatelskich, wśród których prawo własności jest święte?

Powstaje pytanie: Dlaczego władze miasta Krakowa z taką, godną lepszej sprawy, determinacją walczą z postanowieniami Komisji Majątkowej? W zasadzie nie negują one konieczności zwrotu własności. To dobry znak. Ale czy wystarczający? Niestety, nie! Już z podstaw prawa rzymskiego wyprowadzano zasadę, że „res clamat ad dominum”, czyli rzecz (własność) domaga się właściciela, że „res fructificat domino”, czyli własność przynosi owoce właścicielowi. Czyżby współcześni demokraci, zasiadający w ławach Rady miasta Krakowa, nie mieli pojęcia o tych fundamentalnych zasadach prawnych i moralnych, którymi od wieków kierowały się uczciwe społeczeństwa?

Usprawiedliwieniem pretensji Radnych ma być dobro miasta Krakowa. Czy rzeczywiście? Czy dobro królewskiego miasta Krakowa – miasta nauki, upominającej się chociażby przez Pawła Włodkowica o sprawiedliwość międzynarodową, opartą na moralności, miasta szlachetnych idei, kultury, a dziś poszanowania podstawowych standardów demokracji – ma prawo popierać historyczną grabież, jakiej dokonali komuniści na Kościele katolickim i innych wspólnotach religijnych?

Oczywiście, można się odwoływać do legalizmu. Nie żyjemy już w tej epoce. Jeżeli chcemy czynić dobro dla społeczeństwa, w tym dla społeczności miasta Krakowa, czyńmy to w prawdzie. A prawda jest taka, że rzecz zabraną wbrew prawu należy zwrócić właścicielowi. Nie wyklucza to sporów o to, czy prawo regulujące zwrot własności jest zgodne z konstytucją. To zupełnie inna sprawa. Niemniej w dyskusjach, które się odbywają na ten temat, dominuje przekonanie, że wolno i że jest to w porządku, także w stosunku do zasad moralnych, kiedy nielegalny posiadacz cudzej własności nie chce jej oddać, bo jest mu ona potrzebna. Nie można kierować się zasadą, że cel uświęca środki, bo jest to zasada niemoralna.

Puenta sporu jest chyba jednak inna. Tu nie chodzi o to, kto ma rację, ale o to, kto na tym sporze może zrobić lepszy interes polityczny. Polityka, biorąc rzecz szeroko, to roztropna troska o dobro wspólne. W tym przypadku nie chodzi jednak o dobro wspólne, ale o dobro partyjne. Lewica, odpowiedzialna za grabież cudzej własności, chce się dzisiaj zaprezentować polskiemu społeczeństwu, przynajmniej w Krakowie, jako wielkoduszny rzecznik gminy Krakowa. Oskarżanie i publiczne piętnowanie Radnych, którzy opowiedzieli się za podstawową zasadą moralną, że nie wolno kraść i że nielegalne pozbawienie własności trzeba naprawić jej zwrotem właścicielowi, jest cynicznym gestem, który potwierdza, że lewica w Krakowie jest niemoralna, cyniczna i opowiada się za tym, że wszystko, co Polska Rzeczpospolita Ludowa uczyniła, łamiąc prawo przez siebie ustanowione, było słuszne. Czy rzeczywiście w Krakowie wracamy do PRL-u?

Co w tej sprawie dziwi najbardziej? Przede wszystkim to, że interes partyjny, żerujący na niskich uczuciach części społeczeństwa krakowskiego, nieznającej kulis sprawy, chce ich użyć dla zdobycia sobie elektoratu na najbliższe wybory. Panie i Panowie, tą drogą nie zbudujecie sprawiedliwej Polski!

Sprawa Komisji Wspólnej wraca w krakowskich środkach przekazu jak bumerang – już nie co pewien czas, ale codziennie. Przypomina ona znane z historii wystąpienia jednego z mężów stanu starożytnego Rzymu, Katona, który przy każdej okazji zwracał uwagę na to, że Rzymowi zagraża potęga Kartaginy, miasta-państwa w granicach dzisiejszej Tunezji. Wzywał on Rzymian do przeciwstawienia się Kartaginie, powtarzając przy każdej okazji: „Ceterum censeo, Carthaginem delendam esse” – oprócz tego uważam, że Kartaginę należy zniszczyć. Nie sądzę, by ze swoim sprzeciwem wobec działań Komisji Majątkowej Rada miasta Krakowa przeszła do historii, podobnie jak Katon.