Małe kroki do jedności

Artur Stelmasiak

publikacja 19.01.2010 21:12

Dla chrześcijan w Europie nadchodzą trudne czasy. W dobie, w której otwarcie walczy się z krzyżem, ekumenizm jest szansą na jedność Kościoła oraz wyjście z antyreligijnego impasu. Niedziela, 17 stycznia 2010

Małe kroki do jedności



W Europie coraz bardziej dostrzegalna jest konieczność ożywienia całego chrześcijaństwa. Zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie stopniowo rośnie świadomość potrzeby ewangelizacji i wspólnego świadectwa. Chrześcijanie muszą przypomnieć, że nasz kontynent i jego kultura wyrosły na krzyżu i chrześcijańskich wartościach. Wystarczy rozejrzeć się wokół, by zobaczyć, że w centrum wszystkich starych miast Europy stoi katedra. Od Portugalii po Moskwę, od Grecji po Islandię – wszędzie są kościoły i krzyże.

Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dał lekcję podzielonemu chrześcijaństwu. Wyznawcy Chrystusa powinni przebudzić się, by w zasadniczych kwestiach przemawiać stanowczym i tym samym głosem. Tak jak jeden był krzyż, na którym życie oddał Zbawiciel.

Od kłótni, po przebaczenie

Śledząc historię naszego kontynentu, można odnieść wrażenie, że sami sobie jesteśmy winni tej sytuacji. Najpierw w wyniku schizmy z 1054 r. pokłócił się chrześcijański Wschód z Zachodem. A niespełna 500 lat później, na tle reformacji, doszło do kolejnego pęknięcia między Północą a Południem Europy. W efekcie, po dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa, niewidzialna jedność Chrystusowego Kościoła została widzialnie podzielona na Kościół rzymskokatolicki, prawosławny oraz wiele Kościołów i wspólnot wywodzących się z reformacji.

Dopiero po prawie 1000-letniej historii życia obok siebie chrześcijanie zaczęli wreszcie ze sobą rozmawiać. Dla nas, katolików, przełomowy był Sobór Watykański II, na którym przesądzono o zaangażowaniu Kościoła w dialog z innymi wyznaniami. W 1964 r. dekret o ekumenizmie został zatwierdzony przez Ojca Świętego Pawła VI.

Na wprowadzenie dokumentów soborowych w czyn nie trzeba było długo czekać. Pierwszym ważnym ekumenicznym krokiem było wzajemne zniesienie klątw (1965) między Kościołem katolickim a prawosławnym. Od tej pory ekskomunika, która była pokłosiem schizmy z 1054 r., przestała już ciążyć na wzajemnych stosunkach siostrzanych Kościołów.

Równo dziesięć lat później miał miejsce inny bardzo wymowny ekumeniczny gest. Na Mszę św., którą papież Paweł VI odprawiał w Kaplicy Sykstyńskiej, przybył wysłannik patriarchatu Konstantynopola – metropolita Meliton. Ojciec Święty z wyciągniętymi ramionami ruszył w kierunku prawosławnego brata w wierze. Wszyscy obserwatorzy spodziewali się braterskiego uścisku obydwu hierarchów. Kiedy jednak prawosławny biskup i papież – obaj z uniesionymi ramionami – stanęli naprzeciw siebie, Paweł VI, ku zaskoczeniu Melitona, runął na kolana i ucałował jego stopy.

Brakuje entuzjazmu

Relacje między chrześcijanami różnych wyznań z roku na rok zaczęły się poprawiać. Po stuleciach „dialogu” prowadzonego często mieczem i wojnami przyszła pora na szczerą rozmowę i wspólną modlitwę. Posoborowy okres był czasem ekumenicznego entuzjazmu i teologicznej fascynacji. Optymiści myśleli, że skoro Kościół katolicki zaangażował się w rozmowy z innowiercami, to jedność chrześcijan jest na wyciągnięcie ręki.







Dziś, z ponad 45-letniej perspektywy, widać, że ekumeniczne emocje opadły, a wśród duchowieństwa, teologów oraz wiernych częściowo przeminęła „ekumeniczna moda”. Są, oczywiście, miejsca w Kościele, gdzie odbywają się regularnie międzywyznaniowe spotkania oraz modlitwy. Jednak przez ogół ekumeniści postrzegani są często jako „teologiczni hobbyści”, a nie jako prawdziwi chrześcijanie, którzy po prostu przejęli się nauczaniem posoborowego Kościoła. – Sytuacja ekumeniczna jest wciąż dynamiczna i szybko się zmienia. Dziś najważniejsze jest to, by znaleźć dla ekumenizmu nowy entuzjazm – powiedział w wywiadzie dla „L’Osservatore Romano” kard. Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

– Mimo wszystko – jak podkreśla bp Tadeusz Pikus, przewodniczący Rady ds. Ekumenizmu KEP – samolot jednak leci. Z perspektywy kilkudziesięciu lat inaczej jedynie ocenia się dotychczasowe dokonania. Gdy tuż po Soborze Kościół katolicki startował z ogromnym zaangażowaniem ekumenicznym, wszyscy czuli, że coś się zmienia. Teraz samolot jest już na pewnej wysokości i z tej perspektywy nie wszyscy widzą jego lot do jedności. Ale dialog ekumeniczny nadal trwa.

Prawosławne ocieplenie

Historia nauczyła nas tego, że „Boże młyny mielą powoli”. Niemniej jednak jest grono niecierpliwych chrześcijan, którzy wciąż zadają sobie i innym pytanie: kiedy staniemy przy wspólnym ołtarzu? Wskazywanie dziś jakiejkolwiek konkretnej daty byłoby tylko wróżeniem z fusów. Jest zdecydowanie za wcześnie. – Ponad tysiąca lat podziałów nie da się tak szybko odwrócić. Dlatego też będziemy musieli jeszcze przez jakiś czas żyć obok siebie – uważa kard. Kasper.

Ekumeniczne marzenia o wspólnej Eucharystii nie są jednak bezpodstawne. Trzeba pamiętać, że dialog z Kościołem prawosławnym, choć wolno, to jednak posuwa się do przodu. Od 2005 r., po kilkuletniej przerwie, wznowiła pracę Międzynarodowa Komisja Mieszana ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Katolickim a Prawosławnym. Jej każde spotkanie to niewielki, ale jednak postęp.

Obecnie toczy się dyskusja nad kluczową kwestią sporną, czyli nad tym, w jaki sposób ma być pojmowany prymat Biskupa Rzymu, by mógł zostać zaakceptowany również przez Kościoły prawosławne. – Choć jest to kwestia trudna i bardzo delikatna, to jednak dokonaliśmy małych kroków we właściwym kierunku – uważa kard. Kasper, który jest często nazywany watykańskim ministrem ds. jedności.

Wielu ekspertów uważa, że wraz z początkiem pontyfikatu Benedykta XVI przełamany został również wieloletni impas w relacjach między Rzymem a Moskwą. Tak przynajmniej oficjalnie deklarują obie strony dialogu.

Ostatnie znaczące spotkanie miało miejsce we wrześniu ubiegłego roku w Castel Gandolfo, gdzie Benedykt XVI przyjął abp. Hilariona, kierującego Wydziałem Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego. Była to pierwsza wizyta w Stolicy Apostolskiej tak wysoko postawionego hierarchy Patriarchatu Moskiewskiego, po tym jak zwierzchnikiem rosyjskiego prawosławia został patriarcha Cyryl. Po spotkaniu oświadczono, że obie strony dialogu zdecydowane są iść naprzód, a prawosławny hierarcha podkreślił, że pontyfikat Benedykta XVI to najlepszy w historii moment we wzajemnych relacjach między Rosyjskim Kościołem Prawosławnym a Kościołem Katolickim.





Trudny dialog z protestantami

Wymierne rezultaty dialogu z prawosławiem pozwalają dobrze rokować na przyszłość. Przepaść, która zdawała się dzielić siostrzane

Kościoły, jest przede wszystkim mentalna, a nie doktrynalna i eklezjalna. Prawosławne pojmowanie natury Kościoła i sakramentów jest bardzo bliskie teologii katolickiej. – Dla mnie graniczy to z cudem, że mimo 1000 lat podziałów obie strony zachowały nie tylko tę samą wiarę apostolską, lecz także tę samą apostolską strukturę sakramentalną Kościoła – uważa kard. Kasper.

Inaczej i znacznie trudniej wygląda drugi filar ekumenizmu, jakim jest dialog ze wspólnotami protestanckimi. Choć mentalnie łatwiej nam się rozmawia, bo łączy nas ten sam obszar zachodniego kręgu kulturowego, to jednak doktrynalnie jesteśmy daleko od siebie. Większość protestantów nie ma zachowanej sukcesji apostolskiej, a więc pozbawiona jest święceń kapłańskich i Eucharystii. Poza tym uznają jedynie dwa, a nie tak jak prawosławni i katolicy, siedem sakramentów.

W ostatnim czasie trudności przysparza także wiele problemów wywołanych przez liberalizm na płaszczyźnie moralnej – np. w Kościele anglikańskim doszło do święceń kapłańskich i biskupich kobiet, do konsekracji biskupa homoseksualisty i do błogosławienia par tej samej płci. Efekty tych problemów widać najlepiej na przykładzie niektórych anglikanów, którzy chcą przyjąć katolicyzm. Podobne konflikty, choć w różnym stopniu, trapią także inne Kościoły i wspólnoty wywodzące się z reformacji.

Mimo tych trudności trzeba jednak docenić owoce dialogu, który od ponad 40 lat trwa z anglikanami, luteranami, metodystami i Kościołem reformowanym. W ciągu tego okresu udało się wyeliminować wiele podejrzliwości i wzajemnych uprzedzeń. Wspólnie określone zostały też wszystkie różnice i trudności we wzajemnych relacjach. Trzeba przyznać, że samo rozpoznanie problemu jest już częścią sukcesu. – Dzięki temu możemy razem iść naprzód, aby je wszystkie rozwiązać. Nie powinniśmy się zniechęcać tymi trudnościami – mówił w wywiadzie dla Radia Watykańskiego kard. Kasper.

Tysiąclecie jedności

Obecnie, gdy atakowany jest krzyż, najważniejszy z chrześcijańskich symboli, podzieleni wyznawcy Chrystusa zaczęli mówić jednym głosem. Poczuli zagrożenie, które ich jednoczy, a nie dzieli. W obronie krzyża – jak jeden mąż – stanęli zarówno katolicy, prawosławni, jak i protestanci. I to najlepiej świadczy, że mamy wspólne wartości, na których powinniśmy budować przyszłość Europy, chrześcijaństwa i niepodzielonego Kościoła. – Choć owoc takiego jednoczenia może być dobry, to jednak strach przed zagrożeniem nie jest najlepszą intencją. Ekumenizm powinien wypływać z miłości, a nie być odpowiedzią na współczesne zagrożenia – podkreśla bp Tadeusz Pikus.

Choć w pierwszym tysiącleciu nauka chrześcijańska wykuwała się wśród licznych herezji, to z niewielkimi wyjątkami udało się zachować jedność Chrystusowego Kościoła. Największe podziały przyniosło nam dopiero drugie tysiąclecie. Dziś, gdy przekroczyliśmy próg trzeciego tysiąclecia, niemal wszyscy chrześcijanie doszli do przekonania, że dalej tak być nie może. Nadszedł czas, by zamiast walczyć ze sobą – rozmawiać, a zamiast kłócić się – wspólnie się modlić. Dlatego też trzeba mieć wiarę i nadzieję, że trzecie tysiąclecie Kościoła upłynie pod znakiem ekumenizmu – będzie tysiącleciem jedności.