Pokuty! Pokuty! Pokuty! Rok 2008 - 150. rocznica objawień

Rozmowa z ks. Januszem Malskim, Krajowym Moderatorem Wspólnoty Cichych Pracowników Krzyża

publikacja 17.04.2008 18:00

Bardzo się cieszę, że w swojej encyklice o nadziei Benedykt XVI powraca do dawnej formy pobożności, którą nazywa ofiarą. W charyzmat Cichych Pracowników Krzyża wpisują się w sposób szczególny dwa miejsca maryjne – Lourdes i Fatima, gdzie Maryja zachęca do współodpowiedzialności za zbawienie świata. Kotwica, 35/2008

Pokuty! Pokuty! Pokuty! Rok 2008 - 150. rocznica objawień



Jest Ksiądz odpowiedzialny za Wspólnotę Cichych Pracowników Krzyża w Polsce, która działa na rzecz chorych i niepełnosprawnych. Jakie znaczenie ma dla Wspólnoty pokuta?

Bardzo się cieszę, że w swojej encyklice o nadziei Benedykt XVI powraca do dawnej formy pobożności, którą nazywa ofiarą. W charyzmat Cichych Pracowników Krzyża wpisują się w sposób szczególny dwa miejsca maryjne – Lourdes i Fatima, gdzie Maryja zachęca do współodpowiedzialności za zbawienie świata.

Ta współodpowiedzialność ma się wyrażać w modlitwie wstawienniczej oraz w aktach pokutnych. Pierwsze słowa jednego z objawień w Lourdes to potrójne wezwanie do pokuty. Wtedy też można zauważyć obecność gestów pokutnych takich, jak np. całowanie ziemi. Dla naszej wspólnoty, jak mówił Luigi Novarese, wspólnoty, której członkowie tak mocno wpisani są w doświadczenie choroby, właśnie przeżywane codziennie cierpienie jest formą aktu pokutnego. Ono – często niezawinione, złączone z krzyżem Chrystusa, staje się formą zadośćuczynienia za grzechy tych, którzy stają się sprawcami bólu.

Skąd pomysł, by duchowość ludzi cierpiących naznaczyć duchowością maryjną?

Doświadczenie osobiste prałata Novarese, który już jako dziecko zachorował na nieuleczalną chorobę, sprawiło, że bardzo szybko zetknął się on ze światem ludzi cierpiących. Jego choroba zmusiła go bowiem do częstego przebywania w różnych szpitalach, centrach rehabilitacyjnych i sanatoriach, gdzie miał możliwość obserwować ludzi dotkniętych różnymi chorobami – ich bunt wobec Boga, złorzeczenie na los, izolację, wewnętrzne umieranie. Tam też doświadczał swojej wielkiej przemiany, która dokonywała się w nim dzięki współpracy z łaską Bożą, dzięki zawierzeniu swojego życia Maryi. To zawierzenie zaowocowało cudownym uzdrowieniem (17 maja 1931). I tu, według mnie, tkwi jego wielka intuicja charyzmatyczna – połączenie ludzkiej słabości, kondycji osoby chorej, cierpiącej z duchowością maryjną wypływającą z objawień.




W czym tkwi sedno duchowej formacji osoby chorej, niepełnosprawnej?

W sercu Luigiego Novarese mocno zostały wyryte słowa Matki Bożej z Fatimy: "Wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie ma nikogo, kto by się za nich modlił i ofiarował" oraz słowa wypowiedziane w Lourdes: "Pokuty, pokuty, pokuty". Na podstawie tych słów ułożył on dla chorych i niepełnosprawnych swoisty program formacji i życia duchowego. Należy pamiętać, że w tamtym czasie, gdy nasz prałat zaczynał swoją działalność, niepełnosprawni byli traktowani jak ludzie nikomu niepotrzebni, społecznie bezużyteczni, stanowili swego rodzaju getto – zamknięty świat, margines. Cała więc działalność prałata Novarese miała na celu sprawić, by osoba chora i niepełnosprawna poczuła się osobą wartościową, osobą potrzebną w Kościele i społeczeństwie, osobą godną tego, by w pełni być chrześcijaninem, współpracownikiem Maryi. Dzisiaj natomiast wiele jest organizacji, stowarzyszeń, które działają na rzecz niepełnosprawnych – sportowe, artystyczne, tworzy się koła teatralne, plenery malarskie, stawiając na aktywizację kreatywność.

Są to bardzo dobre i potrzebne przedsięwzięcia, ale dostrzec w nich można również pewną tendencję, dążenie do tego, by całkowicie wyeliminować ból, cierpienie, samotność, starość. W tym też duchu lansowane jest dążenie do zaakceptowania eutanazji. Jak jednak uczy nas Kościół w osobie papieża: "Właśnie tam, gdzie ludzie, usiłując uniknąć wszelkiego cierpienia, starają się uchylić od wszystkiego, co może powodować ból, tam, gdzie chcą zaoszczędzić sobie wysiłku i bólu związanego z prawdą, miłością, dobrem, staczają się w życie puste, w którym być może już prawie nie ma bólu, ale coraz bardziej dominuje mroczne poczucie braku sensu i zagubienia. Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością".




Jakie są powody tych dzisiejszych postaw?

To niezrozumienie jest owocem dzisiejszej mentalności – zlaicyzowanej, w której nie ma miejsca dla Boga. Zapomina się, że jakkolwiek Bóg "nie może cierpieć, ale może współcierpieć" – jak pisał ostatnio Benedykt XVI. Tłumaczy on dalej: "Człowiek jest dla Boga tak bardzo cenny, że On sam stał się człowiekiem, aby móc współcierpieć z człowiekiem, w sposób rzeczywisty, w ciele i krwi, jak to nam przedstawia opis Męki Jezusa. Stąd w każde cierpienie ludzkie wszedł Ktoś, kto je z nami dzieli i znosi; stąd w każdym cierpieniu jest odtąd obecne con-solatio, pocieszenie przez współcierpiącą miłość Boga, i tak wschodzi gwiazda nadziei. Oczywiście w naszych różnorakich cierpieniach i próbach stale potrzebujemy także małych i większych nadziei – życzliwej wizyty, uzdrowienia ran wewnętrznych i zewnętrznych, pozytywnego rozwiązania kryzysów. W małych próbach te rodzaje nadziei mogą być nawet wystarczające. Jednak w prawdziwie wielkich próbach, w których muszę definitywnie postanowić, że przedkładam prawdę nad dobrobyt, karierę, posiadanie, staje się niezbędna pewność prawdziwej, wielkiej nadziei. Również dlatego potrzebujemy świadków, męczenników, którzy oddali się bez reszty, aby przez nich było nam pokazane, jak dawać się dzień po dniu. Potrzebujemy tego, abyśmy również w małych codziennych wyborach stawiali wyżej dobro niż wygodę – wiedząc, że właśnie tak prawdziwie przeżywamy życie".

Aby jeszcze bardziej to podkreślić, L. Novarese powołał Centrum Ochotników Cierpienia. Nazwa ta bywa czasem trudna do zaakceptowania – nie oznacza ona jednak, by chorzy i cierpiący szukali jakiś szczególnych sytuacji, by czynić pokutę, do spełniania tych aktów wystarczy codzienne zmaganie się z chorobą, z przeciwnościami własnego życia. Ten codzienny trud, ukierunkowany na spotkanie z Bogiem, podjęty ochoczo i z pogodą ducha, może stać się swego rodzaju misją – chorzy i niepełnosprawni mogą być dzięki temu bardzo przekonującymi świadkami Chrystusa.

W jaki sposób cierpienie może stać się misją?

Podczas swojej pierwszej wizyty w ojczyźnie Jan Paweł II powiedział do chorych w krakowskiej bazylice franciszkanów: "Nawrócenie grzeszników idzie poprzez Wasze cierpienie. Jestem o tym najgłębiej przekonany. Tak jak zbawienie świata, odkupienie, czyli nawrócenie człowieka w świecie idzie poprzez krzyż Chrystusa, tak ciągłe nawracanie grzeszników w świecie idzie poprzez Wasz krzyż, poprzez Wasze cierpienie. To jest ta ewangelia krzyża, cierpienia, a zarazem pocieszenia, którą zawsze Wam głosiłem". To zdanie jest najlepszym komentarzem do dzieła Ochotników Cierpienia. Myśl tę kontynuuje Benedykt XVI. Stoi przed nami zadanie, abyśmy tę prawdę nie tylko przyjmowali w naszym życiu, ale zachęcali także innych, by włączyli się w dzieło duchowej troski za Kościół poprzez ukazywanie wartości pokuty, jak i zdolności do ofiarowywania codziennych trudów, kłopotów rodzinnych, które mogą stać się zbawczym antidotum na jad grzechu, jad skażonej mentalności.