Wspólna walka „o” w pluralizmie idei i postaw

Stanisław Opiela SJ

publikacja 30.11.2006 18:17

Takie krytyczne podejście wydaje się ze wszech miar nieodzowne. Materiały archiwalne są bowiem przetrzebione, jeszcze niedostępne choćby z racji ich archiwalnego nieuporządkowania czy niepolskiego składowania. Naoczni świadkowie zaś, działający nieraz w pojedynkę, powoli przenoszą się w zaświaty. Przegląd Powszechny, 12/2006

Wspólna walka „o” w pluralizmie idei i postaw




Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk i Stowarzyszenie „Archiwum Solidarności” wydało przed kilku miesiącami zbiór studiów o podziemnej Solidarności w latach 1981-1989. Ta cenna bez wątpienia pozycja wydawnicza świadczy o – może znacznie spóźnionym – zainteresowaniu historyków dziejami przedłużonej w podziemiu Solidarności z okresu jej oficjalnego istnienia i aktywności przed wprowadzeniem w PRL-u stanu wojennego. Spóźnionym, bo w ciągu 25 lat najpierw kontynuowania walki o prawa ludzi pracy i demokrację a następnie suwerennej Polski niewiele zrobiono, by docenić, uznać i utrwalić zdobycze Solidarności nie tylko dla Polski, ale i – dzięki międzynarodowej koniunkturze – dla Europy i świata. Czyż nie świadczy o tym fakt, że symbolem klęski, zwłaszcza na Zachodzie, komunistycznych reżimów stało się obalenie muru berlińskiego a nie, jak było naprawdę, powstanie i działalność jawna i półjawna – po przymusowym zejściu do podziemia – właśnie przywódców i struktur tak legalnej, jak i konspiracyjnej Solidarności?

Z grzechu tego zaniedbania zdają sobie sprawę autorzy publikacji, którzy słowami Andrzeja Friszke wyznają, że znaczenie i rola tego ruchu została bardziej doceniona przez obserwatorów ze świata niż przez rodaków, o czym przekonują liczne głosy – wyrażane publicznie i w prywatnych rozmowach – w okresie tegorocznych obchodów (chodzi o międzynarodową konferencję „Od Solidarności do wolności” z 29-31 sierpnia 2005 r. Warszawa-Gdańsk). Owszem, wydano kilka rozpraw, o których wspomina autor dwóch opracowań, pomieszczonych w omawianym zbiorze, Andrzej Friszke, mianowicie „Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ »Solidarność« (1982-1987)” i „Regionalny Komitet Wykonawczy Mazowsze”. Chodzi o książki Jerzego Holzera i Krzysztofa Leskiego „Solidarność w podziemiu” (Łódź 1990), studium Henryka Głębockiego zamieszczone w tomie „Solidarność. XX lat historii” (Warszawa 2000), Krzysztofa Łabędzia „Spory wokół zagadnień programowych w publikacjach opozycji politycznej w Polsce w latach 1981-1989” (Kraków 1997) czy „Droga do niepodległości. »Solidarność« 1980-2005” (Warszawa 2005). Nie od rzeczy będzie też zasygnalizowanie książki, wydanej już po opublikowaniu omawianej pozycji, bpa Alojzego Orszulika – m.in. wieloletniego współpracownika abp. Bronisława Dąbrowskiego, od 1980 r. członka-sekretarza Komisji Wspólnej przedstawicieli Rządu PRL i Episkopatu Polski oraz czynnie zaangażowanego w mediacje Kościoła z rządem na rzecz internowanych, więzionych czy w ogóle na rzecz przywrócenia Solidarności i dialogu rządu ze społeczeństwem; od 1983 r. sekretarza pomocniczego, a od 1987 r. zastępcy sekretarza Konferencji Episkopatu Polski; od 1987 r. członka Komisji Mieszanej do nawiązania stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską; przedstawiciela Kościoła w przygotowaniu i obradach Okrągłego Stołu; odpowiedzialnego za przygotowanie i przebieg, z ramienia Biura Prasowego Episkopatu, którego był kierownikiem, pielgrzymek Jana Pawła II do Polski do 1991 r., biskupa pomocniczego w Siedlcach od 1989 r., a od 1992 r. ordynariusza nowo powstałej diecezji łowickiej. Mam na myśli „Czas przełomu; notatki z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989” (Warszawa-Ząbki 2006). Publikacja ta wzbogaca wiedzę faktograficzną, dając jednocześnie próbkę bezpośredniego świadectwa i reakcji na pertraktacje jednego z wytrwałych negocjatorów, który dzielił się nimi ze swoimi przełożonymi.



Wymienione książki cechuje jednak pewna wycinkowość i ograniczona z różnych przyczyn baza faktograficzna. Zresztą autorzy studiów, które zawiera „Solidarność podziemna”, zdają sobie też sprawę z konieczności uzupełnienia luk i poszerzenia faktografii zdekompletowanych dokumentów państwowych, pezetpeerowskich, ubeckich – nie wspominając już o solidarnościowych, oraz wspomnieniowych uczestników ówczesnych wydarzeń, niekoniecznie tych z pierwszej linii czy ograniczonych tylko do członków, ale ogarniających także aktywnych, niosących pomoc sympatyków społecznego ruchu Solidarność. Choć „Indeks nazwisk i pseudonimów” obejmuje niemal 20 dwukolumnowych stron, w czasie prezentacji książki, dokonanej na dwudniowej konferencji z okazji dwudziestopięciolecia pierwszego Zjazdu NSZZ Regionu Mazowsze, podkreślano użyteczność poszerzenia indeksu świadków i współpracowników dotychczas bezimiennych, którzy przyczyniali się w różnym stopniu i formie nie tylko do ukrywania podziemnych działaczy Solidarności, ale i do realizacji bardziej czy mniej udanych, a zawsze nielegalnych, akcji protestacyjnych. W omawianej publikacji – jak zaznaczono we wstępie – zebrano około 70 relacji uczestników struktur konspiracyjnych szczebla centralnego (TKK) i regionalnego (...) Dalsze wzbogacenie wiedzy jest możliwe przez rozwijanie zaproponowanej metodologii – konfrontowania źródeł archiwalnych różnej proweniencji z pamięcią uczestników wydarzeń oraz wzajemnego konfrontowania relacji (s. 14).

Takie krytyczne podejście wydaje się ze wszech miar nieodzowne. Materiały archiwalne są bowiem przetrzebione, jeszcze niedostępne choćby z racji ich archiwalnego nieuporządkowania czy niepolskiego składowania. Naoczni świadkowie zaś, działający nieraz w pojedynkę, czy w formalnej niezależności od struktur Solidarności, czy ośrodków pomocy, także kościelnej, powoli przenoszą się w zaświaty. Przy tym materiały archiwalne nie mogą być traktowane jako niepodlegające falsyfikacji. Historycy zdają sobie doskonale sprawę z konieczności ich konfrontowania z innymi, niezależnymi źródłami pisanymi oraz ze świadkami i uczestnikami tamtych wydarzeń, którzy nawet mieli kontakty z ludźmi głębokiego podziemia i jednocześnie z konieczności ze swoimi „aniołami stróżami” z SB, a nie przyczynili się w najmniejszym stopniu do dekonspiracji podziemnych struktur i ich przywódców. Przeciwnie, nieraz w pojedynkę i na własne ryzyko przyczyniali się do niesienia pomocy i ludziom, i strukturom podziemnej Solidarności. Przecież archiwa zgromadziły materiały sporządzane przez ludzi komunistycznych organów ścigania, którzy dbali też – a może przede wszystkim – o swoje „kariery”.

Przy ogólnie znanej i uznanej praktyce peerelowskiej upiększania rzeczywistości, nie ma wystarczających racji – wydaje mi się – robienia wyjątku dla sprawozdań, opracowań i relacji milicyjnych i esbeckich. Czyżbyśmy uznawali tę formację za jedynie lojalną i uczciwą w PRL-u względem swoich mocodawców? Na czym można by oprzeć taką wiarę? Przecież usprawiedliwianie, raczej tylko dziennikarskie – choć i sądowe bywają – że nie mogli okłamywać samych siebie, nie wytrzymuje krytyki, mimo że cieszy czytelników spragnionych sensacji i bezinteresownej kompromitacji – nieraz mocno wątpliwej – kogoś, kto znajduje się na liście IPN. Mechaniczne przypisywanie racji SB nie najlepiej świadczy o warsztacie naukowym niektórych historyków czy przede wszystkim części dziennikarzy. Sam mam jakiś małe i subiektywnie umotywowane przekonanie, że SB nie wiedziała wszystkiego, mimo przeprowadzanych rozmów i usiłowań dowiedzenia się czegoś nowego. Szermowanie zaś argumentem, że swoją rzekomą wszechwiedzą esbecy szantażowali inne ofiary, sprowadza te ostatnie do poziomu co najmniej naiwniaków, nie umiejących samodzielnie myśleć i kontrolować swoich wypowiedzi. Pewnie tacy też byli, ale czy uogólnienie nie jest nadużyciem? Udane zaś akcje pomocy Solidarności z konieczności nie znalazły się w materiale sporządzonym przez SB. Mogły zaś znaleźć się nazwiska pomagających, ich charakterystyki czy interpretacje zachowań korzystne dla oceny agenta, a dwuznaczne dla jego rozmówców...



Sporadycznie można też było mieć wrażenie, że esbek nie do końca utożsamiał się ze swoją instytucją. Nie zawsze była to tylko gra na pozyskanie zaufania. A SB nie zaniedbywała rozmów z ludźmi uznanymi przez nią za wpływowych w jakimś środowisku – tak-że kościelnym – ze względu na pełnione funkcje, albo z innych jej tylko znanych powodów.

Zdają sobie z tego sprawę autorzy opracowania, w imieniu których pisze Andrzej Friszke we wstępie, że materiały instytucji państwowych, w tym archiwalia policyjne, są źródłem bardzo cennym, ale z pewnością niedoskonałym. Wiedza SB o poszczególnych strukturach i ich działaczach była z reguły niepełna i wypaczona. Chociaż w niektórych współczesnych debatach politycznych padają tezy o głębokim rozpracowaniu struktur podziemnych, nie zostały one potwierdzone przekonywającymi dokumentami. Z pewnością SB zgromadziła znaczną wiedzę o podziemiu, zamieszczony poniżej tekst o regionie Małopolska świadczy o głębokim rozpracowaniu struktur, przynajmniej w tym regionie i w pewnym okresie. Analityczne studia nad zachowanymi aktami innych osób i instytucji podziemnych (np. regionu Mazowsze) nie potwierdzają jednak, by wiedza SB była szczególnie głęboka. Ponadto wiedza ta była wypaczona choćby ze względu na to, że źródło (agent, przesłuchiwany w śledztwie) znał jedynie wycinek rzeczywistości (s. 13 ).

Zbiór opracowań zamieszczonych w „Solidarności podziemnej” rozpoczyna przedstawienie dziejów Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność (1982-1987). Szczególnie interesujące jest tu opisanie ciągłości między legalną i konspiracyjną strukturą społecznego ruchu Solidarność. Andrzej Friszke stwierdza, że Solidarność – struktury organizacyjne i ruch społeczny 1980-1989 realizowano w latach 2002-2004. Pełniejsze studium współzależności obu tych czynników wymaga jeszcze dalszych badań na znacznie szerszym materiale. W prezentowanych tu opracowaniach skupiono uwagę na strukturach organizacyjnych, ich powstaniu, funkcjonowaniu, składzie personalnym, relacji z innymi strukturami oraz dokonujących się przeobrażeniach. Szerszy ruch społeczny, wyrażający się zwłaszcza w 1982 r. licznymi strajkami i demonstracjami, został przedstawiony jedynie jako tło bądź pod kątem zaangażowania w owe wystąpienia kierowniczych struktur podziemnej Solidarności (s.11).

Perspektywę tę i metodologię stosują też kolejne studia poświęcone regionom, które brały czynny udział w powstaniu TKK NSZZ „Solidarność”. Chodzi o Regionalną Komisję Koordynacyjną Gdańsk, Solidarność Małopolską, Regionalny Komitet Strajkowy NSZZ „Solidarność” Dolnego Śląska, Podziemne Struktury NSZZ „Solidarność” w regionie Ziemia Łódzka i Regionalny Komitet Wykonawczy Mazowsze.



Dalsze studia zajmują się mniejszymi jednostkami strukturalnymi, ich działalnością oraz stosunkiem do społecznego ruchu Solidarność. Ich łączność z TKK NSZZ „Solidarność” oraz np. z „Tygodnikiem Mazowsze” wzbudzała nieraz napięcia czy nawet konflikty, które na ogół nie kończyły się znaczącym nadszarpnięciem więzi instytucjonalnych. Wpływały jednak na pewne modyfikacje polityki TKK i ujawniały pluralizm wewnątrz solidarnościowy. Chodzi tu o Międzyzakładowy Robotniczy Komitet „Solidarność” i „Wolę” Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny NSZZ „Solidarność”. Oddzielne opracowania poświęcono Społecznemu Komitetowi Nauki, „Tygodnikowi Wojennemu” oraz wydawnictwom pozacenzuralnym – Nowa, Krąg i CDN.

Najogólniej mówiąc, różnice, starcia czy rywalizacje poszczególnych nurtów konspiracyjnej Solidarności odzwierciedlały zróżnicowanie postaw, stopień radykalizmu i tendencji w jej jawnej działalności sprzed stanu wojennego. Jedność zaś i ciągłość gwarantowali przywódcy wyłonieni w czasie demokratycznych wyborów w Gdańsku, którzy zdołali uniknąć internowania albo nie wrócić do więzienia z przepustki. Zszedłszy do podziemia, stali się symbolami i gwarantami autentyczności i legalności władz oraz podejmowanych przez TKK czy RKK przedsięwzięć protestacyjnych, wypracowywanych strategii i taktyk walki o polityczne rozwiązanie konfliktu rządu ze społeczeństwem przez zniesienie stanu wojennego i przywrócenie legalnego istnienia Solidarności. Jeśli pozwalały na to warunki, eksperci i doradcy Solidarności, ci pozostali sprzed jej delegalizacji, uczestniczyli w dyskretnych rozmowach, naradach i konsultacjach z kościelnymi mediatorami w sekretariacie episkopatu celem uzgadniania czy wypracowywania metody i postulatów co najmniej niesprzecznych z określonym przez TKK kierunkiem. Uczestniczył w nich, jeśli mógł i sprawa była doniosła, także Lech Wałęsa po uwolnieniu z internowania.

Celowe dystansowanie się do struktur Solidarności niekoniecznie oznaczało brak koordynacji. Często – jak w przypadku Społecznego Komitetu Nauki czy pozacenzuralnych periodyków i wydawnictw – była to taktyka na przetrwanie, decyzja nieobarczania odpowiedzialnością struktur społeczno-politycznego ruchu Solidarność w razie wpadki albo po prostu zachowaniem niezależności w chwili powstania jeszcze przed narodzinami Solidarności.

Zbiór opracowań „Solidarność podziemna 1981-1989” stanowi udaną próbę przedstawienia walki o niepodległość i demokrację w najnowszej historii Polski, jaką wiódł ten ruch społeczny i polityczny zarazem. Świadome ograniczenie się do przedstawienia kierownictwa i struktur podziemnej Solidarności oznacza tylko zakreślenie obszaru badań. Pojawiające się przy lekturze pytania czy nawet wątpliwości faktograficzne unaoczniają ogrom zadań, jakie stoją jeszcze przed badaczami niedawnej a przecież tak mało znanej historii. Warsztat naukowych badań historycznych broni się przed wykorzystywaniem rezultatów na doraźny użytek walki politycznej, usiłuje zachować neutralność i nie ulegać utylitarnemu traktowaniu najnowszej historii.



Ale to nie znaczy, że nie powinien zajmować się starciami różnych tendencji politycznych wewnątrz ruchu Solidarność już w chwili jej narodzin i późniejszej działalności. Wielomilionowy ruch nie był i nie mógł być ni jednomyślny, ni jednolity. Wybory do TKK były dokonywane demokratycznie – choć burzliwie – i wygrała je jedna z wielu tendencji, tzw. tendencja umiarkowana. Zawiedzione grupy i organizacje czy rodziny myśli politycznej przeszły do opozycji wobec kierownictwa większościowego nurtu. Spór ten trwał także w czasie nieoficjalnego istnienia i działania Solidarności. Moim zdaniem, świadczył on o życiu Ruchu, który w rozwiązywaniu różnic posługiwał się jak najbardziej demokratycznymi metodami, przeciwstawiając się zgoła niedemokratycznym władzom komunistycznym, by wywalczyć dla Polski niezależność i demokrację właśnie. Tu był wewnętrzny consensus, który skutecznie zapobiegał kompletnemu utonięciu we frakcyjnych walkach. Przeciwnie – wewnętrzne starcia przyczyniały się do podejmowania właściwych, bardziej wszechstronnych decyzji w niewłaściwym dla normalnego życia kraju czasie. Spory te i poszukiwanie najlepszego rozwiązania wychodziły poza oficjalne struktury podziemnej Solidarności. Uczestnicy półoficjalnych spotkań wiedli też żywe spory, reprezentując pluralizm postaw Polaków, nieraz zajmowali pozycje, które stawały się z kolei przedmiotem krytyki podziemnej prasy, w której wypowiadali się zarówno przywódcy, jak i doradcy czy aktywni sympatycy Solidarności z podziemia i... z więzienia. Tym sposobem ruch solidarnościowy ujawniał coraz jaśniej, początkowo taktycznie zapewne przemilczany, aspekt polityczny zarówno opozycji zdelegalizowanej przez władze PRL-u, jak i półjawnej, bardziej czy mniej sformalizowanej i zinstytucjonalizowanej.

Omawiana pozycja wydawnicza stanowi przykład rzetelnego opracowania tematu i swoją zawartością postuluje kontynuowanie wszczętych badań na rozszerzonej płaszczyźnie i na bardziej całościowej bazie faktograficznej.

***


Stanisław Opiela SJ - ur. 1938, studiował filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, filozofię w Chantilly oraz teologię w Lyonie (doktorat na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie). W latach 1981-1992 redaktor naczelny „Przeglądu Powszechnego”. Autor „Le réel dans la logique de Hegel. Développement et auto-determination” (1983) oraz wielu artykułów w „Przeglądzie Powszechnym” i wydawnictwach zbiorowych. Współpracownik Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury (ECCC) w Falenicy.