Zdecydować się na miłość

Robert Kępa

publikacja 02.06.2005 16:27

Gdzie są młodzi w Kościele? Co robią? A gdzie ich nie ma? Oto opowieść o jednym z kościołów, w którym można znaleźć młodzież. Kwartalnik eSPe

Zdecydować się na miłość



Co przyciąga młodych ludzi na niedzielną Mszę świętą w kościele ojców dominikanów w Krakowie? Legendy o niej krążące, niezwykła oprawa liturgii, porywające kazania czy może liczne nawrócenia, które tam się dokonują? Odpowiedzi jest tyle, ilu ludzi, którzy przychodzą na dziewiętnastkę, jak utarło się nazywać tę wieczorną Eucharystię. Ważne jest jednak coś innego. Uczestnictwo w niej pomaga młodym ludziom zrozumieć, czym jest Kościół i dla kogo tak naprawdę przychodzą na Mszę świętą.

Schola

Godzina 17:00. Salka Duszpasterstwa Szkół Średnich „Przystań” powoli wypełnia się młodymi ludźmi. Choć do dziewiętnastki zostały jeszcze dwie godziny, schola jest już prawie w komplecie. To oni są odpowiedzialni za oprawę muzyczną wieczornej Eucharystii. Jeszcze tylko ma przyjść brat Michał Adamski, ich opiekun, i będzie można rozpocząć próbę.

Schola jest dla mnie przede wszystkim służbą podczas liturgii – mówi Zosia, drobna dziewczyna z rumieńcami, która prowadzi scholę. Po chwili dodaje z przejęciem: Można sobie tutaj też pośpiewać. Jeśli ktoś lubi śpiewać i robić to jeszcze na chwałę Pana Boga, to dlaczego nie... Próba szybko się rozkręca . Wychodzę z niej, aby nie przeszkadzać. Zamykam za sobą drzwi i wchodzę na krużganki. Echo Gloria tibi domine – pieśni, którą właśnie ćwiczy schola, niesie się za mną. Głos, który nie pozwala odejść, nie pozwala zapomnieć. Chyba Zosia miała rację, mówiąc o dziewiętnastkach: To jest niesamowite, bo coś jednak tych ludzi tutaj zatrzymuje, coś im się tutaj podoba. To może być kazanie, oprawa liturgii, klimat, który tu panuje. Ale w końcu dochodzi się do tego, po co się tu przyszło... i odkrywa się Pana Boga i swoje miejsce w Kościele. Pieśń jeszcze nie umilkła, kiedy otworzyły się drzwi i z sali wyszli Paweł i Marek. Po chwili dołączył do nich Tomek z długimi blond włosami. Nie zastanawiając się zbyt długo, zaczęli śpiewać. Jak im to wychodziło? Trudno powiedzieć, ale na pewno bardzo się starali. Przygotowujecie solówkę, czy zostaliście karnie oddelegowani? – zażartowałem. Musimy ćwiczyć! – odpowiadają zgodnie. Wychodzimy, żeby im nie przeszkadzać – wyjaśnia Tomek.

Adoracja

Godzina 18:15. Zszedłem stromymi schodami do Krypty. Nikłe światło, które dawały zapalone świece, pozwalało dostrzec kontury trzydziestu, może czterdziestu osób oczekujących na coś w niezwykłym skupieniu. Wydawało się, że przenikliwej ciszy panującej w sali nic nie mogło zmącić, nawet echo ćwiczącej niedaleko scholi. Nagle usłyszeliśmy kroki. Wszyscy przyklęknęli. Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie przyniesiony przez kapłana i umieszczony w małej i bardzo skromnej monstrancji przykuł spojrzenia. Rozpoczęła się adoracja.

Przed klasztorem

Godzina 18:40. Plac przed kościołem ojców dominikanów zapełniał się młodymi ludźmi. Zbliżał się czas Mszy świętej. Dziewiętnastka jest inna – mówi Bartek i z przejęciem opowiada o oprawie liturgii, śpiewie scholi, poruszających kazaniach ojca Tomasza Zamorskiego, duszpasterza „Przystani” – i przez to jest bardziej atrakcyjna niż Msze święte w tych wszystkich parafiach, które są typowe. Ta inność rzeczywiście przyciąga tych wszystkich, którzy nie mogą z różnych powodów odnaleźć się u siebie w parafii.

Marta jest w „Przystani” od niedawna. Mówi, że znalazła się tu dlatego, że można tu robić wiele ciekawych rzeczy. Kiedy pytam o jej parafię, zwierza się: U mnie w parafii nie znam nikogo, kto mógłby wytrzymać w kościele dłuższą chwilę. Były spotkania do bierzmowania... Podchodziłam do niego trzy razy i nie mogłam wytrzymać tej poruszającej atmosfery, kiedy ksiądz chodził po sali i mówił: „No to dzisiaj będziemy przerabiali trzecią część Katechizmu Kościoła Katolickiego”... i chodził, chodził. Przynajmniej mogłam się wyspać raz w tygodniu, ale w sumie wolę spać w łóżku. W końcu sakrament bierzmowania przyjęła u dominikanów... i już tutaj została. Kiedyś Kościół był dla mnie instytucją – opowiada. – Dzięki dominikanom i dziewiętnastkom zaczęłam zmieniać w sobie ten obraz. Wtóruje jej Piotr: Wcześniej, zanim tutaj przyszedłem, nie zagłębiałem się specjalnie w to, czym jest Kościół. Teraz widzę, że jest to wspólnota... i w „Przystani” to czuć.


Podobnie mówi Magda, która zakończyła już swoją przygodę z „Przystanią” i zaangażowała się w Duszpasterstwo Akademickie „Beczka”: Duszpasterstwo to dobry początek, aby doświadczyć, że Kościół to także ludzie młodzi. Młodzież w parafiach myśli, że Kościół to tylko i wyłącznie kobiety w starszym wieku. Po chwili dodaje: Duszpasterstwo to jest na pewno dobry początek, żeby później coś samemu budować, żeby angażować się w życie Kościoła. Tak właśnie funkcjonuje „Przystań” i to też na każdej dziewiętnastce powtarzają duszpasterze: jeśli coś ci się nie podoba w Kościele, to spróbuj to zmienić, a zmieniając zawsze zaczynaj od siebie.

Msza święta

Godzina 19:00. Do kościoła oo. dominikanów nie można już wejść. Ludzie tłoczą się przed kościołem i na krużgankach. Część przyszła tu z ciekawości, przyciągnięta legendą o niezwykłej atmosferze, jaka panuje na tej Mszy świętej, niektórzy w celach towarzyskich (o nich Bartek mówi, że dziewiętnastkę spędzają w ciemnym kącie, rozmawiając na różne tematy niekoniecznie związane z Kościołem). We wnętrzu wygaszono prawie wszystkie światła. Oświetlony jest tylko ołtarz. Przez główne drzwi ministranci wnoszą krzyż, obok którego niesione są dwie zapalone świece. Za krzyżem idą celebransi w zielonych ornatach. Wszyscy wstają. Schola zaczyna śpiewać.

Kiedy poprzedniego dnia wypytywałem brata Michała Adamskiego o dziewiętnastki, powiedział, że te wieczorne Msze święte tworzą klimat intymności, bezpieczeństwa i wyciszenia. Dodał: Oczywiście to, jak ludzie będą korzystać z tej oferty zależy tylko od nich. Większość z nich przychodzi tu, ponieważ może autentycznie się pomodlić i przeżyć w sposób spokojny i z namysłem tę Eucharystię.
Na twarzach rysuje się skupienie. Trudno uwolnić się od uczucia, że dookoła dzieje się coś niezwykłego. Wspólnota, o której tyle opowiadali mi młodzi ludzie z „Przystani”, tu jak gdyby znajduje najpełniejszy wyraz. Ci ludzie nie znają się przecież. Na co dzień przechodzą obojętnie obok siebie. Bardzo trudno jest im znaleźć wspólny język. Tutaj wszystko się zmienia. Jest Ktoś, dla kogo są tu razem. Jest Ktoś, dla kogo warto się zmienić.

Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię i zbudował wieżę – przeczytano pierwsze słowa Ewangelii. Chwilę później ojciec Tomasz powie w kazaniu: Naprawdę Kościół jest bardzo dobrze wyposażony przez Pana Boga do tego, abyśmy tego jedynego, niepowtarzalnego daru naszego życia nie zmarnowali. W ewangelicznej przypowieści winnica została oddana rolnikom w dzierżawę, ale ci sprzeniewierzyli się gospodarzowi, przegnali jego sługi, a w końcu zabili jego syna. Tak trudno jest nam do końca uwierzyć, że tylko z Bogiem i w Bogu jest nasze szczęście – powie dalej duszpasterz „Przystani”. – Szukamy... Szukamy po omacku, szukamy na drogach innych religii, szukamy ciekawostek, błyskotek. W końcu jak grom pada: Pogubiliśmy się!

Dreszcz przechodzi po karku. Czyżby zaczynało budzić się uśpione sumienie. Ja wiem – mówi ojciec Tomasz – że przychodzimy do kościoła, a ci księża ciągle mówią o tym grzechu. Zamiast o pięknie i miłosierdziu Pana Boga, ciągle opowiadają o grzechu i ciągle nas dołują. A może trzeba trochę podołować, aby odkryć Bożą obecność?! I dodaje: To my jesteśmy tymi, którzy zabijają Pana Boga, jesteśmy z tych, którzy nie chcą słyszeć. Jesteśmy z tych, którzy dostają każdego dnia tysiące wezwań, tysiące takich Bożych pomysłów i intuicji, ale to wszystko jest za trudne, ale to wszystko jest zbyt wymagające. O wiele łatwiej jest zapomnieć, o wiele łatwiej jest nie słyszeć. Trudne słowa, nie zawsze dla nas miłe, pokazują te wszystkie rysy, które tak trudno nam w sobie dostrzec.

Słowa, przez które wielu młodych ludzi odchodzi od Kościoła, tu jednak nabierają innego znaczenia. Nikt z nas nie jest kryształem – musimy coś ze sobą zrobić, musimy się nawrócić. Jestem tu od prawie pięciu lat – mówi dalej – niektórzy są tu dłużej niż ja, niektórzy miesiąc, niektórzy rok... Mam ochotę zapytać każdego z was, co zmieniło się od tego czasu, jak tu jesteście? Czy jesteś bardziej wierzącym człowiekiem? Czy rzeczywiście zacząłeś bardziej rozumieć słowa prawdy? Czy stawiasz sobie najbardziej podstawowe pytania? Czy jest tak, że tylko jesteś? Czy to nie jest tak, że zdecydowałeś się na program-minimum? A przecież Pan Bóg chce od ciebie czegoś więcej! On chce twojej decyzji! Warto zdecydować się na miłość. Dlatego że miłość nadaje sens mojemu życiu. To ona będzie powodowała, że będę chciał coś zmienić, że nie będę wracał na dziewiętnastce za swój filar, gdzie przestoję kolejne kilka lat i nic.

Warto zdecydować się na miłość – pobrzmiewało jeszcze długo, tak jak echo tamtej pieśni, którą ćwiczyła schola, jak mocne postanowienie zrobienia czegoś ze swoim życiem, jak wyznanie wiary. Później w czasie przeistoczenia zapanuje cisza, taka sama jak wtedy w Krypcie w czasie adoracji. Miłość i cisza, które tego wieczora nieustannie się ze sobą przeplatały – znaki fizycznej obecności samego Boga.

Epilog

Godzina 20:12. Ludzie powoli zaczęli opuszczać kościół. Młody chłopak, wyglądający na pierwszą, drugą klasę liceum stał przed kościołem oparty o barierkę. W ręce trzymał czerwona różę. Kogoś wypatrywał. Widać było, że marzł. Może za tydzień zdecyduje się wejść do środka.

Salka „Przystani” znowu ożyła. Dwie dziewczyny podbiegły do jednego z braci opiekujących się duszpasterstwem, mówiąc, że właśnie zaczęły liceum i chciałyby dowiedzieć się, jak dostać się do „Przystani”. Czy to jest płatne? – zapytała jedna z nich. Brat uśmiechnął się i odpowiedział żartem: Tak, dziesięć złotych... Dziewczyny chwilę się zastanawiały się, czy je na to stać. Brat mówił dalej, tym razem już poważnie: Trzeba po prostu przychodzić. Uśmiechnęły się i zadecydowały, że zostaną.