Historie robaczywych owoców, czyli niemiłosierna toksyczność grzechu

o. Marian Zawada OCD

publikacja 20.12.2006 12:33

Zarówno Bóg, jak i szatan, pragną w człowieku zamieszkać. Bezdomne zło, chce, podobnie jak kiedyś Słowo zamieszkało między nami, zamieszkać w nas. Zło wtargnąwszy, staje się grzechem i osadza się w człowieku, tworząc coraz grubszą skorupę, aż do swoistej skamieliny. Głos Karmelu, 1/2007

Historie robaczywych owoców, czyli niemiłosierna toksyczność grzechu




Zarówno Bóg, jak i szatan, pragną w człowieku zamieszkać. Bezdomne zło, czyhające na zewnątrz, chce staranować bramy naszego serca i zamieszkać, podobnie jak kiedyś Słowo zamieszkało między nami, zamieszkało w nas. Zło wtargnąwszy, staje się grzechem i osadza się każdorazowo w człowieku, jak patyna, tworząc coraz grubszą skorupę, aż do swoistej skamieliny. Dlatego Biblia mówi o zatwardziałym, nieczułym na Boga i dobro, mrocznym sercu. Grzech można popełnić, a popełnia się rzeczy nieprzystojne, niebezpieczne. Można go popełnić, ale nie można się nim fascynować, gdyż jest on przyjaźnią ze śmiercią. Wchłaniając, czyniąc „swoim” zło, jednocześnie człowiek zostaje zatruty i niezdolny do życia. Cywilizacja śmierci jest cywilizacją grzechu, budowaniem na kłamstwie. A co jest podstawowym kłamstwem? Jest ich kilka. To, że ziemia i historia należą do człowieka (a nie do Boga), następnie to, że wszystko podlega wolności człowieka, (a nie ma żadnego ładu danego z góry, któremu należy się podporządkować), wreszcie, że człowiek jest domknięty w horyzoncie doczesności (a nie ma wieczności). Grzech z upodobaniem pracuje w takiej spłaszczonej perspektywie, bo w niej najłatwiej się zabija...

Do człowieka wślizguje się za pomocą pokusy. To stały „desantowy” element naszego nieprzyjaciela. Kiedy nie zakładamy filtru antypokusowego, nie bronimy się przed nimi, ale biernie przyzwalamy plądrować wnętrze, grzech rozrasta się jak chwast, zakorzenia i coraz trudniej go usunąć. Grzesząc, przede wszystkim dla siebie nie mamy miłosierdzia, a im dalej w niemiłosierną ziemię, tym więcej oskarżenia, irytacji, gniewu, zakłamania i obojętności na dobro.

Ideę zamieszkania można rozwinąć. Tajemnica grzechu podobna jest do owocu zamieszkałego przez robaka. Nie jest to niestety dostojny sposób obecności. Św. Teresa z Avila ukazuje kondycję takich dusz, w których niepodobna doliczyć się „mnóstwa robaków, które się w nich ukrywają i cnoty ich ogryzają, jak ów robak, który podciął bluszcz nad głową Jonasza” (Tw V 3,6). Robale niestety robaczą duszę, pożerają najlepsze, najwartościowsze składniki duchowego organizmu, zanieczyszczają go obrzydliwie swymi ekskrementami, a wtedy nieczystość uzyskuje nad wyraz dosadną prezencję. Robale nie tylko niszczą, one fabrykują robaczywe życie. Robaczywe życie polega właśnie na fabrykowaniu, na oszustwie: w udawanej mocy i zdrowiu lęgnie się słabość, choroba i upadanie; w roztaczanym blasku powierzchowności pojawia się w końcu niewyrazistość, zepsucie, i rozkład, a w dumie trwania bierze górę – bladość nieznaczenia.




„Robaczywki” są najczęściej drążone przez kilku specjalistów.

Pierwszy ma na imię: robak kwestionowania. Podgryza wątpieniem najbardziej delikatny religijny miąższ.

Drugi zwie się utajnienie, sekretność grzechu. To zręczna fasadowość faryzeuszy, gdzie dyskrecja służy ukryciu zepsucia.

Trzeci to narcyz, zakochany bez pamięci w sobie, który zajmuje się jedynie swoim stanem piękna, poddając się jego niewoli i szaleństwu. Nieodparty urok własnej wyjątkowości, sprzedawany za drogie i tanie pochlebstwa.

Czwarty – pośpiech, ciągle pogania, by szybko osiągać cele, z czasem coraz bliższe i konkretniejsze. Rządzi się prawem okazji.

Piąty zwie się ciekawość, co czuwa nad nowością, unieważnia to, co dawne, co istotne.

Szósty – znaczenie, sukces, rozpasający się przed bogiem skuteczności i przebiegłości.

A jest jeszcze tasiemców rząd cały, dalszych, mniej znaczących, pasożytujących na życiu ludzkim...

Grzesznik to znakomity kompostownik. A że on najczęściej przybiera formę pryzmy, dobrze jest zadbać o jego estetykę i wybielić od czasu do czasu subtelnością domniemanych intencji. Robaczywy bywalec religijnych środowisk skupia się zatem nie na prawdzie, lecz na tym, by nikt nie naruszył tej misternej wybielonej dekoracji. Dlatego nie będzie tolerował żadnego dochodzenia do prawdy czy świętości, ale postara się z całym zaangażowaniem, by ewentualnych „demaskatorów” własnej obłudy skutecznie ośmieszyć, unieszkodliwić, skompromitować. Grzech poczyna swe dzieci: nie szuka się już dobra i świętości, ale czyha na cudzy grzech i nim żyje. Upadanie żyje upadaniem. Upada w niemiłosierne przedpola piekieł...