Ewangeliczne świadectwa boskości Pana Jezusa

Jacek Salij OP

publikacja 05.11.2009 23:09

Kościół wierzy, że Jezus jest prawdziwie Synem Bożym nie dlatego, że w dyskusjach teologicznych na ten temat zwyciężyli zwolennicy Jego boskości, ale dlatego że naprawdę „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” . W drodze, 10/2009

Ewangeliczne świadectwa boskości Pana Jezusa



Trzy frontalne ataki na Kościół

Kiedy apostoł Szymon wyznał Jezusowi: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”, usłyszał w odpowiedzi: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [Skalisty], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,16.18). Metafora bram piekielnych atakujących Kościół przemawia do wyobraźni. Co konkretnie oznacza? Obejmuje trzy niebezpieczne dla Kościoła sytuacje, które w jego dziejach powtarzały się nieustannie i dotykają nas również dzisiaj.

Pierwsza z nich polega na narastającym poczuciu, że dla chrześcijaństwa nie ma już miejsca w naszym życiu, że jest ono formacją społecznie szkodliwą, dlatego należy je wykorzenić, albo schyłkową – i jego dzieje dobiegają końca. Doświadczenie to co najmniej dwukrotnie zostało opisane w Nowym Testamencie. Pierwszy raz, kiedy Jezus zapowiedział dar Eucharystii: „Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). Przede wszystkim zaś w Wielki Piątek. To przekonanie, że sprawa Jezusa należy do przeszłości, o której powinno się zapomnieć, z całą otwartością głosili uczniowie uciekający do Emaus: „A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21).

Podobnie mogli odczuwać chrześcijanie starorzymscy w czasach Nerona i później, kiedy ogłaszano prześladowcze dekrety cesarzy Decjusza (rok 250) czy Dioklecjana (rok 303), a także chrześcijanie z Azji Mniejszej i Afryki Północnej od wieku VII patrzący bezsilnie, jak kolejni ich współwyznawcy załamywali się pod ciężarem doświadczanej dyskryminacji i przechodzili na islam. Wspomnijmy jeszcze okrutne prześladowania Kościoła w czasach nowożytnych – w rewolucyjnej Francji, bolszewickiej Rosji, Meksyku, Hiszpanii, komunistycznych Chinach czy w Wietnamie.

Są bardziej wyrafinowane metody atakowania chrześcijaństwa. Od czasów Oświecenia środowiska laickie często stosują mobbing antychrześcijański niekoniecznie (choć również) wobec poszczególnych wyznawców Chrystusa, lecz generalnie wobec chrześcijaństwa. Polega on na poniżaniu, ośmieszaniu lub nawet potępianiu wiary jako postawy rzekomo nieracjonalnej, przestarzałej, szkodliwej społecznie i po prostu głupiej.

Ci, którzy takiego mobbingu zaznali, dobrze wiedzą, jak bardzo może on pchać człowieka do ukrywania się ze swoją wiarą lub nawet do odejścia od niej.

Drugi kierunek ataku bram piekielnych na Kościół wydaje się jeszcze groźniejszy. Są to prześladowania, które spotykają Kościół ze strony włas¬nych dzieci. Pisał o tym m.in. święty Augustyn: „Grzechy i błędy złych chrześcijan sprawiają, że ludzie, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie, czują się prześladowani nawet wtedy, kiedy nikt ich nie napastuje i nie dręczy ich ciała. Cierpią bowiem to prześladowanie nie w ciele, ale w sercach” (Państwo Boże XVIII, 51,2). Kiedy sprawcami tych prześladowań są ludzie posiadający szczególny autorytet – rodzice, księża czy biskupi – szkody wynikające z sianego przez nich zgorszenia są wyjątkowo bolesne.

Stosunkowo najmniej zdajemy sobie sprawę z tego, jak groźne dla Kościoła są ataki bram piekielnych na prawdę o Jezusie Chrystusie. Przecież gdybyśmy w Kościele przestali przywiązywać wagę do prawdy, że Jezus jest Synem Bożym, prawdziwym Bogiem, który dla nas stał się jednym z nas, umarł za nas, zmartwychwstał i ma moc obdarzyć nas życiem wiecznym – znaczyłoby to, że Jezusa prawdziwego zamieniliśmy na subiektywne wyobrażenia o Nim.






Listy apostolskie ostrzegają przed takim majsterkowaniem w materii wiary. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał – z całą stanowczością pisze apostoł Paweł – daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach” (1 Kor 15,17). Jeszcze mocniej apostoł Jan piętnuje błędy tych, którzy próbują przeczyć prawdzie człowieczeństwa Jezusa: „Pojawiło się na świecie wielu zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim; taki jest zwodzicielem i Antychrystem” (2 J 7; por. 1 J 4,1–3).

Apostoł Paweł będzie nawet wzywał, żeby jego samego odrzucić, gdyby zaczął kiedyś nauczać inaczej, niż wierzy Kościół: „Gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą otrzymaliście – niech będzie przeklęty!” (Ga 1,8n).

Kościół nie tworzy prawdy o Jezusie, ale ją rozpoznaje

W czasach nowożytnych zastępowanie prawdy o Jezusie ludzkimi domysłami i wymysłami objawia się na nowe sposoby. Dawniej dokeci głosili, że Jezus nie jest prawdziwym człowiekiem, z kolei arianie – że nie jest prawdziwym Bogiem, muzułmanie po dziś dzień twierdzą, że ani nie jest On Bogiem, ani nie zmartwychwstał. Natomiast obecnie różni ludzie podsuwają nam pogląd, jakoby wiara w Jezusa ukształtowała się w trakcie doktrynalnej ewolucji Kościoła. Ich zdaniem, ewolucja ta mogła mieć również inny przebieg, niż miała.

Owszem – mówią zwolennicy tego poglądu – Kościół dzisiaj wierzy w boskość Jezusa, ale mogłoby się przecież tak zdarzyć, że w okresie sporów trynitarnych wygrałby arianizm i to on określałby dzisiaj wiarę Kościoła.

Otóż tak zdarzyć by się nie mogło – odpowiem stanowczo na tę insynuację. A to dlatego, że nasz Zbawiciel naprawdę jest Bogiem, równym i współwiecznym swojemu Ojcu. Gdyby to Kościół tworzył prawdę o Jezusie, to w ogóle nie ma sensu w Niego wierzyć. Gdyby nie był On prawdziwym Bogiem, ale tylko okoliczności historyczne do takiej wiary Kościół doprowadziły – to „daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15,14), i jak najprędzej od takiej wiary uciekajmy. Bo byłaby to wiara tylko w jakieś ludzkie wymysły.

Kościół wierzy, że Jezus jest prawdziwie Synem Bożym nie dlatego, że w dyskusjach teologicznych na ten temat zwyciężyli zwolennicy Jego boskości, ale dlatego że naprawdę „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). To właśnie dlatego, że Syn Boży przyszedł nie tylko do pokolenia, które żyło dwa tysiące lat temu, ale do całej ludzkości i do każdego człowieka, zostaliśmy obdarzeni Kościołem. To dzięki Kościołowi, który jest naszą matką i nauczycielką w wierze, wszyscy ludzie wszystkich pokoleń mogą mieć dostęp do prawdy o swoim Zbawicielu i do Niego samego. I sam Duch Święty czuwa w Kościele nad tym, ażeby prawda naszego zbawienia nie uległa przeinaczeniu (por. J 14,26).

Zgodne świadectwo czterech Ewangelii

Istnieje kontrowersyjny pogląd, jakoby nauka o boskości Pana Jezusa pojawiła się dopiero w Ewangelii Jana, a trzy wcześniejsze Ewangelie tej prawdy nie znały.

Warto wiedzieć, że sto lat temu Adolf Harnack, skądinąd bardzo zasłużony badacz początków chrześcijaństwa, był jeszcze bardziej radykalny, mianowicie przesuwał ugruntowanie się wśród chrześcijan wiary w boskość Jezusa na wiek IV. Była to jednak teza kompletnie ideologiczna, skoro w samej tylko Ewangelii Jana Pan Jezus z całą otwartością nazywany jest po prostu Bogiem (por. J 1,1 i 18; 10,33; 20,28).





Ale również trzy pierwsze Ewangelie nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że są dobrą nowiną o Synu Bożym, Bogu prawdziwym. Ci, którzy twierdzą, że Jezus był tylko zwyczajnym wędrownym nauczycielem żydowskim, jakich w tamtych czasach było wielu, powinni się zastanowić, czy którykolwiek z tych wędrownych nauczycieli mógłby powiedzieć o sobie to, co mówił o sobie Jezus: że „nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27; por. Łk 10,22).

Czymże innym niż przypisaniem sobie boskości były Jego słowa o tym, że „Syn Człowieczy jest Panem szabatu” (Mk 2,28; Mt 12,8)? Albo Jego deklaracja, że „Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów” (Mt 9,6; Mk 2,10; Łk 15,24)? Albo obietnica, że „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10)? Przecież jeden tylko Bóg mógł stawiać radykalne żądanie: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37)

Czy którykolwiek z wędrownych nauczycieli żydowskich mógł mówić o sobie, że jest Panem aniołów? A Jezus tak właśnie o sobie mówił. Mówił, że przy końcu świata „Syn Człowieczy pośle aniołów swoich” (Mt 13,41; por. 16,27; Mk 8,38; Łk 9,26). Co więcej, On jednoznacznie mówił o sobie, że przyjdzie sądzić wszystkie narody (por. Mt 25,31–46).

Jak wiemy, proroctwa wielokrotnie zapowiadały, że Mesjasz będzie synem Dawida, i w Ewangeliach Pan Jezus często jest tak nazywany. Jednak On sam zwraca uwagę na to, że jest kimś więcej niż synem Dawida, bo przecież Dawid w Psalmie 110 nazywa Go swoim Panem (por. Mt 22,42–45; Mk 12,35–37; Łk 20,41–44). Świadectw boskości Pana Jezusa jest we wszystkich trzech Ewangeliach synoptycznych naprawdę bez liku.

Jest jeszcze w Nowym Testamencie szczególnie charakterystyczna grupa świadectw Jego boskości. Są to mianowicie przytoczone w Ewangeliach lub w listach apostolskich starotestamentalne wypowiedzi dotyczące Boga – również takie, w których jest On nazwany imieniem Jahwe – teraz jednak odniesione do Jezusa. W ten sposób wszystkie trzy Ewangelie synoptyczne cytują, odnosząc go do Pana Jezusa, werset z Księgi Izajasza 40,3. Rzecz jasna, nie ma wątpliwości, że to On jest tym Panem (u Izajasza: Jahwe), któremu Jan Chrzciciel przygotowywał drogę (por. Mt 3,3; Mk 1,2n; Łk 3,4).

Znajdujące się w Ewangeliach synoptycznych świadectwa boskości Pana Jezusa można przytaczać bez końca. „Kim właściwie On jest – pytają apostołowie, zdumieni Jego wszechmocą – że nawet wichrom i wodzie rozkazuje, a są Mu posłuszne” (Łk 8,25; por. Mt 8,27; Mk 4,41). On sam przypisuje sobie boską wszechobecność: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20), i podobnie: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam Ja jestem pośród nich” (Mt 18,20).

Już Ojcowie Kościoła zwracali uwagę na różnice między poszczególnymi Ewangeliami i ogromnie się cieszyli, kiedy jakiś szczegół znajdujący się w jednej Ewangelii pomagał im głębiej zrozumieć tekst z innej Ewangelii (na przykład tylko w Ewangelii Łukasza napisano, że na Górę Przemienienia Jezus wyszedł, aby się modlić, a z Mojżeszem i Eliaszem rozmawiał tam o swoim odejściu – Łk 9,28 i 31). Również w czasach Ojców Kościoła zdawano sobie sprawę z tego, że Ewangelia Jana – napisana mniej więcej ćwierć wieku po Ewangeliach synoptycznych – tak istotnie uzupełnia ich przekaz i dziękowano Bogu za to.

Jednak tylko nieliczący się z faktami i myślący życzeniowo ideologowie mogą twierdzić, jakoby ewangeliści Mateusz, Marek i Łukasz wierzyli w jakiegoś innego Jezusa niż ewangelista Jan. Podane wyżej teksty z Ewangelii synoptycznych jeszcze raz potwierdzają prawdę słów zapisanych w Liście do Hebrajczyków, że „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13,8).