Niespełniony testament

Jerzy Marek Nowakowski

publikacja 30.03.2007 18:28

Kiedy w latach 70. XIX wieku francuski prezydent odwiedzał Rosję, w Petersburgu po raz pierwszy odegrano oficjalnie „Marsyliankę”, wcześniej zakazaną jako hymn rewolucyjny. Sto lat później pojawiła się szansa, że Rosję odwiedzi biskup Rzymu. Jego wizyta byłaby czymś stokroć ważniejszym i bardziej szokującym. Przewodnik Katolicki, 1 kwietnia 2007

Niespełniony testament




Kiedy w latach 70. XIX wieku francuski prezydent odwiedzał Rosję, w Petersburgu po raz pierwszy odegrano oficjalnie „Marsyliankę”, wcześniej zakazaną jako hymn rewolucyjny. Powstał wówczas wiersz zaczynający się od zdania: „Marsylianka w Peterhofie – słuchaj carze jak to brzmi…”. Sto lat później pojawiła się szansa, że Rosję odwiedzi biskup Rzymu. Jego wizyta byłaby czymś stokroć ważniejszym i bardziej szokującym od dźwięków „Marsylianki” granej przez carską orkiestrę.

Najbliżej papieskiej wizyty w Rosji było prawie 20 lat temu. Jan Paweł II wybierał się do rządzonego wówczas przez Gorbaczowa Związku Sowieckiego na obchody tysiąclecia chrztu Rusi. Budujący swój wizerunek polityka przyjaznego i otwartego wobec Zachodu gensek, który wcześniej jako pierwszy w historii wódz sowieckich komunistów spotkał się z polskim Papieżem, zamierzał zaprosić Jana Pawła II. I jeszcze wtedy nie bardzo musiał liczyć się ze sprzeciwem Cerkwi prawosławnej. Ale mimo wszystko opór partyjnego betonu i prawosławnych hierarchów sprawił, że do wizyty nie doszło. Później było już tylko trudniej. Rozpadł się Związek Sowiecki a Borys Jelcyn i – jeszcze silniej – Władimir Putin uznali prawosławie za jeden z czynników integrujących Rosję. Co więcej za czynnik, który stanowi wygodną podstawę do artykułowania mocarstwowych ambicji. Równocześnie powrót wolności religijnej w Rosji spowodował dwa procesy utrudniające realizację marzenia Jana Pawła II o wizycie w Moskwie. Pierwszym z tych procesów był wzrost znaczenia i względnej samodzielności hierarchii prawosławnej. Patriarcha Aleksy II i jego współpracownicy nie musieli już w strachu wysłuchiwać instrukcji niskich rangą oficerów KGB. Stali się partnerami władzy, a ich poglądy były całkowicie jasne. Rosja i przyległe kraje (co najmniej Białoruś i Ukraina) to „teren kanoniczny prawosławia”, na którym nie można prowadzić działalności misyjnej. Zwłaszcza katolickiej. Do tego dochodziła dzika nienawiść wobec katolików obrządku wschodniego (unitów) i – co wcale nie najmniej ważne – wobec Polaków. Bardzo wpływowy w Moskwie metropolita Cyryl Gundiajew dowodził przecież, że polska okupacja Moskwy w XVII wieku była czymś o wiele gorszym i dla Rosji groźniejszym od najazdu Hitlera. To hierarchowie prawosławni stali również za ogłoszeniem dnia wygnania Polaków z Moskwy za święto narodowe i to oni namawiali nowożeńców w Moskwie by swoje ślubne bukiety, składane kiedyś pod mauzoleum Lenina, nosili teraz pod pomnik Minina i Pożarskiego – pogromców Polaków.

Katolicka nadzieja Rosjan

Drugi czynnik wzmacniający niechęć do katolicyzmu to proces odrodzenia religijnego w Rosji. Proces, który zwłaszcza na początku owocował przyrostem wyznawców katolicyzmu i wyznań protestanckich. Sam pamiętam rozmowę ze starszą panią, która zza płotu przyglądała się jednej z pierwszych Mszy Świętych odprawianych na schodach moskiewskiej katedry. Sam kościół był jeszcze wtedy zrujnowany, bo właśnie odzyskano go od działającej tam fabryki kabli. Starsza i dość elegancka pani przyglądała się liturgii i mówiła do mnie o tym, jaka piękna jest ta „polska służba Bogu”.



Niemal naprzeciwko moskiewskiej katedry są okna bloku, w którym mieszkał legendarny bard Rosji Włodzimierz Wysocki. Mało kto pamięta, że po wyborze Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową Wysocki wyśpiewał balladę: „A myśmy im Papieża podrzucili... Jednego z naszych. Polaka, Słowianina”. I że dla ówczesnych wyznawców prawosławia, szczególnie z kręgów moskiewskich i petersburskich elit, wybór Polaka na papieża był początkiem nadziei na to, że w Sowietach rządzonych twardą ręką przez Breżniewa nastanie wiosna religijnej wolności.

Kiedy ta wolność nastała, okazało się jednak, że Cerkiew wraca w stare koleiny ścisłego związku z państwem i walki z katolicyzmem. Kiedy w 1991 r. Jan Paweł II ustanowił trzy administratury apostolskie w Rosji, Cerkiew uznała to za wypowiedzenie wojny (Jeszcze ostrzej zareagowano, kiedy stały się one w roku 2002 regularnymi diecezjami). Podobnie jak wspieranie przez Ojca Świętego odrodzenia religijnego wśród szczególnie brutalnie prześladowanych za czasów sowieckich unitów w Polsce i na Ukrainie. Przecież Ukraina w rozumieniu Aleksego II przynależy do kanonicznego terytorium Moskwy.

Pielgrzymka, której nie było

Marzeniem Jana Pawła II, wcale nieskrywanym, było doprowadzenie do pojednania dwóch wielkich Kościołów chrześcijańskich. Wielki Papież chciał pojechać do Moskwy nie w celach turystycznych. Nie chciał też być gościem wyłącznie władz państwowych. Jego celem było jednoczenie wyznawców Chrystusa. Stąd tak wielki nacisk na nauczanie ekumeniczne, stąd ogromna otwartość wobec innych wyznań chrześcijańskich, tak często krytykowana przez fundamentalistów. Stąd wreszcie niebywała cierpliwość wobec zniewag i zaczepek płynących z Moskwy. Wspomniane wyżej jedenastolecie dzielące ustanowienie administracji apostolskiej od normalizacji życia diecezjalnego w Rosji, podobnie jak lata cierpliwego powstrzymywania grekokatolików przed ustanowieniem patriarchatu wynikały z nadziei na to, że w Moskwie zostanie to dostrzeżone, że władze rosyjskiego prawosławia zechcą podjąć wyciągniętą rękę. Nic takiego się nie stało. W miarę wzmacniania się rosyjskiej Cerkwi była ona coraz mniej chętna do dialogu. Kiedy w czerwcu 2000 roku nasz Papież spotkał się po raz pierwszy z Putinem musiał zorientować się znacznie szybciej niż polityczni przywódcy Zachodu, iż do Rosji wraca tradycja bliższa Pobiedonoscewowi, tradycja prawosławia zamkniętego. Wtedy zapewne Ojciec Święty podjął decyzję o pielgrzymce na Ukrainę. Wbrew temu, co pisała ówczesna prasa wizyta w kolebce rosyjskiego prawosławia – Kijowie nie zbliżała, a oddalała szansę na pielgrzymkę do Moskwy. Uparta dyplomacja specjalnego wysłannika Jana Pawła II kardynała Kaspera nie przyniosła skutków. Wybitny znawca spraw rosyjskich prof. Grzegorz Przebinda przytoczył bardzo ciekawy sondaż przeprowadzony przez Centrum Jurija Lewady - najlepszy rosyjski ośrodek socjalogiczny. Otóż po lipcowej wizycie Jana Pawła II na Ukrainie 61 proc. Rosjan zadeklarowało, że byłoby zadowolonych z wizyty Papieża w Moskwie, ale odsetek ten malał do 31 proc. w wypadku, gdyby tej wizycie przeciwny był patriarcha Aleksy II. A był jej zdecydowanie przeciwny.



Część ówczesnych komentatorów powiadała, że to w istocie nie ciasnota doktrynalna i strach przed katolicyzmem, ale osobista niechęć hierarchów prawosławnych do Papieża Polaka. Po niedawnej wizycie prezydenta Putina w Watykanie widać, że komentatorzy ci się mylili. Od dwóch lat biskupem Rzymu jest Niemiec, zdecydowanie bardziej sceptyczny wobec niekontrolowanej ofensywy ekumenizmu. Papież, który z rosyjskim prezydentem przez pół godziny rozmawiał bez tłumacza, po niemiecku. Ale projekt pielgrzymki papieskiej do Moskwy nie posunął się nawet o krok. Wbrew oczekiwaniom Putinowi nie towarzyszył metropolita Kirył, minister spraw zagranicznych Cerkwi. Patriarchat szybko zdementował też pogłoski, iż rozmawiano o spotkaniu Papieża z Aleksym II na neutralnym gruncie w Austrii czy Szwajcarii. A sam Putin podkreślał, że wizyta na Wzgórzu Watykańskim to zaledwie przystanek w podróży do Włoch i Grecji. Strach przed katolicyzmem, który był niemal 1000 lat temu motorem tzw. schizmy wschodniej, nie wygasł. Bo w istocie to nie przyczyny doktrynalne a polityczne stoją na drodze papieskiej pielgrzymki do Moskwy. Pielgrzymki, która pozostaje niespełnionym testamentem Jana Pawła Wielkiego.