Jeszcze raz wracam do sprawy Agaty...

Jan Pospieszalski

publikacja 09.07.2008 09:26

Pomyślałem, że napiszę swój list do Agaty. Po chwili jednak uznałem, że najpierw powinienem napisać do ojca chłopaka Agaty, czyli do dziadka dziecka tych młodocianych rodziców. Przewodnik Katolicki, 6 lipca 2008

Jeszcze raz wracam do sprawy Agaty...



Panie Profesorze,

wiem o Panu tylko tyle, że jest pan wykładowcą akademickim. Pewnie jesteśmy w podobnym wieku. Mój syn, Franek, ma też 15 lat i tak jak pański syn mógłby być chłopakiem Agaty. Dziwne, że przez ten cały czas, gdy ważyły się losy pańskiego wnuka, nie słyszeliśmy żeby zajął Pan stanowisko. To znaczy zajął Pan stanowisko, gdyż milczące chowanie głowy w piasek, to też zajęcie jakiegoś stanowiska.

Dlaczego uważam, że powinien Pan zareagować? Otóż dlatego, że jest Pan ojcem niepełnoletniego chłopaka, za którego postępowanie jest Pan odpowiedzialny zarówno w wymiarze moralnym, jak też w aspekcie prawnym. Analizę Pana rodzicielskiej odpowiedzialności pozostawiam Sądowi Rodzinnemu i dla Nieletnich. Natomiast Pana odpowiedzialność moralna w dramacie Agaty i Pana syna jest oczywista także dla tych, którzy nie są prawnikami. Pan – wykładowca wyższej uczelni - zrobił unik typowy dla pospolitych tchórzów i - tak jak wielu nieodpowiedzialnych facetów - pozostawił Pan ten problem przestraszonym, zagubionym i zdesperowanym kobietom.

Taką postawą pokazał Pan synowi wchodzącemu w dojrzałe życie, że można zachować się niedojrzale, a później wymigać się od odpowiedzialności. Że opłaca się uciec od konsekwencji własnego postępowania. Od kogo Pana syn miał uczył się odpowiedzialnej filozofii życia skoro już wcześniej zabrakło Panu odwagi? Bo pierwszy raz stchórzył Pan gdy okazało się, że syn romansuje z czternastoletnią koleżanką. Wtedy należało z nim porozmawiać, może wyjaśnić – z ojcowską troską, ale stanowczo - że decydowanie się na bycie ze sobą, szczególnie w tym cielesnym aspekcie, jest tylko wtedy dojrzałe, gdy obie strony potrafią przyjąć konsekwencje tego współżycia. Ja też miałem kiedyś piętnaście lat, tak jak mój Franek i wiem, że tłumaczenia ze strony rodziców nie zawsze trafiają do świadomości dzieci, więc w ostateczności można było odwołać się do rodzicielskiego autorytetu. Już słyszę to oburzenie, że zakazy i nakazy, że patriarchalna „przemoc”, że argument siły, itp. Ale właśnie wtedy, gdy okazało się, że Agata jest w ciąży, użył Pan sankcji przysługującej ojcu - zabrał Pan synowi komórkę, przeniósł go do innej szkoły, ZABRONIŁ (!) synowi kontaktu z matką Pana wnuczka. Wtedy, gdy chce Pan uniknąć konsekwencji błędów popełnionych przez Pana i przez syna, potrafi Pan korzystać ze swego ojcowskiego autorytetu i egzekwować dyscyplinę.

Kolejny raz stchórzył Pan wtedy, gdy środowiska aborcjonistów zaczęły kolportować wersję gwałtu. Nie słychać było Pana reakcji gdy „Gazeta Wyborcza”, a za nią inne media zaczęły oskarżać Pana syna o jedno z najcięższych przestępstw. Tymczasem wiedział Pan, że Pana syn i Agata chodzili ze sobą już jakiś czas. Ich młodzieńcze zakochanie rozwijało się na oczach klasy, gimnazjum, nauczycieli, kolegów. Dlaczego zabrakło Panu odwagi i nie sprostował Pan kłamstwa, gdy je przeczytał Pan w gazecie? Przecież wiedział Pan, że to nieprawda.





Raz jeszcze okazał się Pan tchórzem wtedy, gdy Agatę wyszarpywano sobie z rąk do rąk, a ona co chwila zmieniała zdanie, dając wyraz własnej rozpaczy i zagubienia. W jej wnętrzu rozwijała się pańska wnuczka lub wnuk. Czy nie sądzi Pan, że mogliście wtedy wkroczyć i przerwać ten upiorny dramat? Jeśli by Pan w imieniu swojego syna wystąpił do sądu o prawo do życia dla tego dziecka, oferując dom, nazwisko, utrzymanie, czy Agata i jej matka podjęłyby decyzję o jego zabiciu?

I nie wystarczy tu deklaracja tzw. „obowiązku alimentacyjnego". Sam Pan słyszy jak to brzmi obowiązek...alimentacja... w czasie gdy 14 latka przeżywa coś co ją przerasta - dramat braku miłości - odtrącenia, rozpaczy, poczucia osamotnienia.....

Także wtedy, gdy usłużni dziennikarze ustalili z Ewą Kopacz, że to w ich programie padnie z ust minister informacja o szpitalu, który ma dokonać aborcji (żeby nie trzeba jechać zagranicę - jak autorzy zgrabnie napisali w zapowiedzi programu), Pan znów okazał się tchórzem. Od tej chwili - było to już jak odliczanie minut i sekund do dokonania egzekucji. Na oczach opinii publicznej podjęto decyzję o zgładzeniu Pańskiej wnuczki/ wnuka. Panu zabrakło odwagi. Nawet nie próbował Pan bronić dziecka własnego syna. Potwierdził Pan to, że w obliczu nieodpowiedzialnych mężczyzn, kobieta pozostaje sama i zdana wyłącznie na samą siebie. Czy nie dziwi Pana to, że środowiska, które oficjalnie walczą o partnerstwo w związku, o udział obu stron w obowiązkach rodzicielskich, o równouprawnienie ojca i matki w opiece na dziećmi, tutaj ze względów ideologicznych odmówiły Wam partnerstwa i równouprawnienia? Dlaczego się Pan nie upomniał o prawo do współdecydowania. I to w najważniejszej sprawie, jaką jest życie bezbronnego człowieka w najwcześniejszej fazie rozwoju.

A może myśli Pan, że tak, jak wmawiano Agacie, także Pan może skorzystać z prawa wolnego wyboru? Pewnie tak! Tylko pańskim wyborem nie było to, czy urodzi się wnuk czy nie. Pana wybór to decyzja, czy będzie Pan dziadkiem żywego, czy też martwego wnuka. Wybrał Pan to drugie, gdyż tak wybierają wszyscy nieodpowiedzialni ludzie.

Przywilejem ojca i wykładowcy - kiedyś mówiono mistrza, jest objaśnianie świata, zaznajamianie młodych ze sztuką życia.

Jaką wiedzę o świecie, co o sztuce życia dowiedzieli się dziś od Pana - Agata, syn, pańscy studenci?