Droga potrójnej miłości

ks. Marek Dziewiecki

publikacja 26.08.2008 15:28

Kto respektuje Dekalog, ten ma pewność, że nie krzywdzi innych ludzi ani samego siebie. Ale nie krzywdzić nikogo, to jeszcze stanowczo zbyt mało, by być szczęśliwym człowiekiem i by przyjąć dar zbawienia. Przewodnik Katolicki, 24 sierpnia 2008

Droga potrójnej miłości



Na sądzie ostatecznym Jezus nie zapyta nas o to, czy nie krzywdziliśmy innych, lecz o to, czy kochaliśmy. Wypełnianie jakichkolwiek nakazów i zakazów nie ma sensu, jeśli nie prowadzi do miłości. Człowiek, który nie kocha, wcześniej czy później zacznie łamać wszystkie przykazania. To dlatego Dziesięć Przykazań Dekalogu prowadzi do trzech przykazań miłości.



Kochać Boga


Pierwsze z tych trzech przykazań miłości mówi o tym, by kochać Boga nade wszystko. Kochać Boga nade wszystko to znaczy ufać Mu nade wszystko! To ufać Mu bardziej niż ludziom, niż mediom i niż samemu sobie, a więc bardziej niż własnemu ciału, popędom, emocjom, przekonaniom. Pierwsze przykazanie miłości to zaproszenie do tego, bym najmocniej związał się z Bogiem, gdyż tylko On może nauczyć mnie miłości do człowieka. Przykazanie miłości Boga nade wszystko, z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił to przykazanie, które świadczy o tym, że Bóg troszczy się o nas i że w tej trosce jest wielkim realistą.

Spotkanie mojej miłości z miłością Bożą to spotkanie dwóch wolności. Gdy kocham Boga nade wszystko, to osiągam szczyt wolności i respektuję fakt, że nie można służyć dwom panom. Wtedy moje serce rzeczywiście pozostaje tam, gdzie jest mój skarb. Gdy kocham Boga nade wszystko, wtedy moje życie staje się piękniejsze od moich najpiękniejszych marzeń, a ja staję się zdolny do tego, by dojrzale pokochać samego siebie i bliźniego.



Kochać siebie


Drugie przykazanie miłości - pokochaj samego siebie! – brzmi dla niektórych jak herezja. Może właśnie dlatego wielu ludzi „nie zauważa” tego przykazania. Niedojrzali ludzie nie odróżniają miłości do samego siebie od egoizmu. Tymczasem pokochać siebie to zatroszczyć się o własny rozwój. To podjąć wysiłek, by wydobyć z siebie bogactwo Bożego piękna, prawdy, dobra, wrażliwości, wierności.

Człowiek, który nie przyjmuje samego siebie z miłością, popełnia zwykle jeden z dwóch błędów: usiłuje przyjąć prawdę o sobie, ale bez miłości lub też usiłuje pokochać siebie, ale nie mówiąc sobie prawdy o własnym postępowaniu. Pierwsza postawa prowadzi do zniechęcenia, a czasem nawet do rozpaczy. Przykładem jest tu biblijny Judasz, który szczerze uznał prawdę o sobie – zdradziłem niewinnego – jednak później pozbawił się życia. Prawda bez miłości raczej zabija, niż wyzwala. Z kolei próba przyjmowania siebie z miłością, ale bez mówienia sobie prawdy prowadzi do pobłażania sobie, wygodnictwa, egoizmu i naiwnego samozadowolenia.





Dojrzale pokochać siebie to przyjąć siebie jednocześnie z prawdą i z miłością. To widzieć w sobie zarówno pozytywne cechy i umiejętności, jak i słabości oraz grzechy. Prawda o moich silnych stronach – przyjęta z miłością – nie prowadzi do pychy, lecz pomaga trwać w dobru. Z kolei prawda o moich słabościach i grzechach – przyjęta z tą samą miłością – nie prowadzi do zniechęcenia, lecz mobilizuje do stawiania sobie wymagań i do nawrócenia. Dojrzale kochać samego siebie to wymagać od siebie tego, by stawać się bezinteresownym darem dla innych. Kochać siebie to coś znacznie trudniejszego, niż być egoistą, gdyż egoista nie stawia sobie wymagań. Łudzi się, że już jest doskonały i dlatego wymaga jedynie od innych. Natomiast ktoś, kto odnosi się do siebie z wrogością czy pogardą, też nie stawia sobie wymagań, gdyż sądzi, że jest zbyt słaby, by mógł cokolwiek dobrego osiągnąć.

Kochać siebie to nie szkodzić własnemu zdrowiu i życiu (nie zabijaj!). To nie traktować samego siebie jak rzeczy, która służy zaspokajaniu popędów (nie cudzołóż!). To nie okradać swojej godności, swoich umiejętności i swego powołania do świętości (nie kradnij!). To nie okłamywać samego siebie i nie wprowadzać siebie w świat złudzeń (nie kłam!). To nie skupiać się tylko na niektórych częściach siebie – na przykład na cielesności czy emocjonalności – kosztem całej osoby (nie pożądaj!). Respektowanie Bożych przykazań w odniesieniu do samego siebie oraz przyjęcie samego siebie z miłością Chrystusową to dwa oblicza tej samej dojrzałości.

Jeśli ktoś nie odnosi się do samego siebie z miłością, jeśli gardzi sobą, jest agresywny wobec siebie czy pobłaża sobie, to nie daj Boże, by w podobny sposób odnosił się do bliźniego. W takiej sytuacji lepiej by było, gdyby na razie unikał bliższych kontaktów z bliźnimi, a zajął się solidną pracą nad sobą.
Mówiąc nieco ironicznie, szczyt okrucieństwa ma miejsce wtedy, gdy ktoś, kto niemądrze odnosi się do samego siebie, traktuje bliźniego jak siebie samego. Właśnie dlatego Jezus nie mówi: traktuj bliźniego, jak siebie samego, lecz mówi: kochaj bliźniego jak siebie samego. A jeśli jeszcze siebie samego kochać nie umiesz, to nie wmawiaj sobie, że potrafisz pokochać bliźniego!



Kochać bliźniego


Trzecie przykazanie miłości to owoc miłości do Boga i do samego siebie. Dojrzale pokochać bliźniego to widzieć prawdę o jego zachowaniu i odnosić się z cierpliwą, nieodwołalną miłością do niego jako osoby. Stosunkowo łatwo jest kochać kogoś, kto postępuje w sposób prawy. Wtedy miłość przynosi nam niemal samą radość i prawie nie zauważamy, na czym polega jej istota. Trudności zaczynają się wtedy, gdy przychodzi nam kochać kogoś, kto błądzi, kto nie respektuje norm moralnych, kto nie kocha nawet samego siebie i kto usiłuje nas krzywdzić mimo – a może właśnie dlatego! – że go kochamy. W takiej sytuacji dojrzale potrafią kochać jedynie ci, którzy ufają Bogu nade wszystko. Wtedy nie zabraknie im sił, by kochać, ani mądrości, by odróżniać miłość od naiwności. Naiwność ma miejsce wtedy, gdy ktoś boleśnie nas krzywdzi, a my nie bronimy się przed krzywdzicielem, mimo że nasze cierpienie wcale nie mobilizuje go do zmiany zachowania. Trwanie w tego typu cierpieniu nie jest naśladowaniem Chrystusa, lecz jest wyrazem naiwności lub bezradności.





Cierpienie, które jest ceną za miłość, przybliża nas do Boga, ale cierpienie, które jest ceną za naiwność, oddala od Boga, gdyż prowadzi do przekonania, że Bóg pozostaje obojętny na naszą krzywdę i nie daje łaski przemiany człowiekowi, który nas krzywdzi. Miłość chrześcijańska nie ma nic wspólnego z tolerowaniem zła, z naiwnym cierpieniem czy z pośrednim choćby aprobowaniem jakiejkolwiek formy przemocy albo krzywdy.



Rób, co chcesz, jeśli naprawdę kochasz!


Czy zamiast wszystkich norm Dekalogu nie prościej byłoby przyjąć zasadę św. Augustyna: Kochaj i rób co chcesz! Zasada ta jest z pewnością teoretycznie słuszna. Jest też bardzo atrakcyjna intelektualnie ze względu na swoją genialną prostotę! Jednak w tym przypadku trzeba odróżnić sformułowania teoretycznie poprawne od sformułowań poprawnych w wymiarze pedagogicznym. Im mniej ktoś kocha, tym jest zwykle przekonany o tym, iż to właśnie on kocha najbardziej i że w takim razie może robić, co chce! Jeśli ktoś odnosi powyższe słowa św. Augustyna do samego siebie, to znaczy, że raczej nie kocha. A wtedy nie daj Boże, by robił to, co chce! Im bardziej ktoś kocha, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że ciągle jeszcze kocha za mało i tym bardziej wie, że musi nad sobą czuwać, by nie przestać kochać. Człowiek dojrzały wie, że formuła św. Augustyna – przynajmniej na razie - nie odnosi się do niego. Nawet Maryja i Józef w niektórych sytuacjach zastanawiali się nad tym, jak powinni postąpić. Nawet oni mieli wątpliwości…

Słowa św. Augustyna można rozumieć jako mądrą ironię i wychowawczą prowokację. Celem tej prowokacji jest zaproszenie każdego z nas do krytycznego myślenia o własnym zachowaniu po to, by odkryć, że nikt z nas nie kocha jeszcze tak bardzo, by mógł czynić to, co chce. Sentencję św. Augustyna można sformułować w następujący sposób: człowieku, jeśli jesteś samą miłością, jeśli zawsze i wszędzie tylko kochasz, jeśli zatem jesteś jak Bóg, to wtedy – i tylko wtedy!!! - rób, co chcesz! Ale jeśli jest jeszcze w tobie coś z egoizmu, z naiwności, lenistwa, niesprawiedliwości, zazdrości, to nie czyń tego, co chcesz, ale ucz się od Chrystusa kochać coraz bardziej i coraz dojrzalej! Wtedy zobaczysz, jak mało dotąd kochałeś i upewnisz się, że dorastanie do miłości zajmie ci całą doczesność. I całą wieczność.