„Zakazane” rekolekcje?

Małgorzata Szewczyk

publikacja 13.07.2009 21:15

Czytając „Beskidzkie rekolekcje” dr Wandy Półtawskiej, podążając szlakiem rekolekcyjno-pamiętnikarskim, nie sposób zagłuszyć w sobie prośby o przyzwolenie poznania przede wszystkim Tego, który rozedrze niebiosa, aby nam powiedzieć, czym jesteśmy w Jego oczach (por. Iz 63, 19). Przewodnik Katolicki, 12 lipca 2009

„Zakazane” rekolekcje?



„Dziecko mojej duszy”

Pytanie o to, kim jest człowiek, tak głęboko zakorzenione i przenikające wnętrze Autorki, nurtujące ją po koszmarnych przeżyciach obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie poddana była operacji doświadczalnej, pojawiające się kilkadziesiąt razy w tym swoistym pamiętniku z rekolekcji wakacyjnych, ze szlaków górskich („te wycieczki to były właściwie zawsze głębokie rekolekcje”, jak sama napisze) znalazło rezonans w księdzu, który wszedł bocznym wejście do kościoła Mariackiego „i po chwili klęczenia przed krzyżem poszedł do bocznej kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej” i który podczas spowiedzi młodej wówczas kobiecie, ogarniętej lękiem i niepokojem, powiedział: „Przyjdź rano na Mszę św., przychodź co dzień”. Był to ks. Karol Wojtyła.

Tak oto rozpoczęła się niezwykła przyjaźń całej rodziny Półtawskich, a przede wszystkim rodzaj powiernictwa, przewodnictwa duchowego Duśki, pokrewieństwa dusz (jak sam Wojtyła powie o Duśce: „Dziecko mojej duszy, urodzone”), dzielenia tych samych poglądów na temat świętości życia, nadto modlitwy, refleksji, medytacji i lektury książek zabieranych na wspólny czas biwakowania, rozmów, kontemplacji Boga w przyrodzie najpierw z księdzem, potem biskupem, kardynałem, wreszcie Papieżem Janem Pawłem II. Przyjaźń, modlitwa i lektura trwające do ostatnich dni życia Brata, jak sam o sobie mówił.

„Od początku mojej przyjaźni z ks. Karolem Wojtyłą pisałam do niego, a raczej dla niego moje myśli, bo mieliśmy tradycję wspólnego rozmyślania rano po Mszy św. Ks. Wojtyła wybierał tekst, nad którym rozmyślaliśmy w ciągu dnia i omawialiśmy go wieczorem. Ale gdy ktoś z nas wyjeżdżał, on pisał dla mnie teksty, a ja ze swej strony pisałam, co myślę na dany temat – trochę tak jak «zadanie domowe» – w zeszycie, który mu dawałam po spotkaniu. Czytał to zawsze i niekiedy robił swoje uwagi...”.

Zapiski

Publikacja wzbogacona zeskanowanymi listami Wojtyły, fotografiami z rodzinnego albumu autorki podzielona jest na kilka części. W niezwykle intymnej, osobistej książce autorka odsłania przed czytelnikiem sprawy, jak sama mówi „bardzo prywatne”, pokazuje tropy, drogi, umożliwia odkrycie głębokich treści wiary, nadziei i miłości, do których dochodziła pokonując niekiedy swoją słabość, odkrywając i godząc się na swoją małość, poddając się woli Bożej, w prostocie serca wyrażając lęk „przed Bożą wszechmocą i przed konsekwencjami Bożej miłości”, jak zapisała po cudownym uzdrowieniu, za wstawiennictwem Ojca Pio, na prośbę Brata, z choroby nowotworowej.





Jej zapiski, opatrzone datą, w zamyśle autorki niemające stać się rodzajem biografii, stanowią niezwykłe świadectwo wewnętrznego dojrzewania do pełnej jedności z Chrystusem, do przyjęcia Jego ofiary, a także odkrycia swego powołania apostolstwa, obok małżeńskiego i rodzicielskiego. Myliłby się ten, kto uważałby, że autorka nie przeżywała rozterek jako żona i matka, że nie cierpiała, gdy niedziele poświęcała na pracę w duszpasterstwie rodzin, zamiast spędzać ten czas z własnymi dziećmi.

Z wielkim przekonaniem, uporem i wytrwałością, naznaczona doświadczeniami z wojennej przeszłości, obrazami mordowania przez Niemców noworodków, od których trudno się uwolnić, oddała się walce o obronę życia, zwłaszcza nienarodzonych, zaangażowała się w poradnictwo rodzinne, w szerzenie idei świętości rodziny.

Tym wszystkim dzieliła się z Bratem, a on obdarzył ją ogromnym zaufaniem. Powierzył jej organizację Instytutu Teologii Rodziny przy krakowskim Wydziale Teologii, potem na akademii Teologicznej w Krakowie. Wykładała medycynę pastoralną w krakowskim seminarium, a także w Instytucie Jana Pawła II przy Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. W 1983 została członkiem Papieskiej Rady Rodziny, a 11 lat później Papieskiej Akademii Życia.

O co chodzi?

Ale ta książka odsłania również osobę kierownika duchowego, jego notatki z rozmyślań, „który czyta wszystko, porobi znaki, zrobi małą syntezę”, jego pełne troski o przyjaciół i ich rodzinę listy, słowa pozdrowienia, empatii i zapewnienia o swej pamięci, jego duchowość mistyka, pośrednika, a także duszpasterskie pragnienie opieki nad tymi, których Bóg postawił na jego drodze, i więzów przyjaźni między kobietą a kapłanem. Ich myśli i refleksje niejako przenikają się i uzupełniają, korelują ze sobą, kompensują, co nie jest oczywiście bez znaczenia w obliczu żywego wciąż zamieszania medialnego, ognia krytyki, wokół publikacji, nie tylko na gruncie polskim.

Cała sprawa przypomina burzę w szklance wody. O co tak naprawdę chodzi? Być może nie wszyscy zrozumieli lekcje, których udzielał nam Jan Paweł II podczas swych pielgrzymek do Polski, nie wszyscy sięgnęli po lekturę jego pism, dokumentów, nie odczytali jasnego przesłania Ewangelii, które głosił. Ba, w wygodny dla siebie sposób odczytali również „Beskidzkie rekolekcje”...

Szukającym taniej sensacji w interpretowaniu tej relacji, przekazującym półprawdy, niekiedy wyrwane z kontekstu zdania, a także domniemaniom jakoby miałaby ona zaszkodzić procesowi beatyfikacyjnemu Jana Pawła II, pragnę przypomnieć, że na pytanie dr Półtawskiej, „czy spalić te notatki?”, Papież odpowiedział: „Szkoda”.





Całość „Beskidzkich rekolekcji”, z wyjątkiem ostatniego rozdziału, o czym pisze we wstępie abp Józef Michalik, została przeczytana i zaaprobowana przez Jana Pawła II. W tej kwestii wypowiedział się również dyrektor generalny Wydawnictwa Edycja Świętego Pawła, wydawcy książki, zapewniając, że „rękopis «Beskidzkich rekolekcji» przed publikacją został przedstawiony Postulacji Generalnej Procesu Beatyfikacyjnego Jana Pawła II w Rzymie i nie zgłaszano obiekcji odnośnie do publikacji tych materiałów”. Fakt ten potwierdził m.in. ks. H. Fokciński z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w rozmowie z KAI.

Świadectwo

Miesiąc temu miałam możność wysłuchania świadectwa dr Wandy Półtawskiej na temat osoby Karola Wojtyły - Jana Pawła II, świadectwa niezwykle prawdziwego, mocnego, przemawiającego nie tylko słowem, wspomnieniem, ale zwartego w swym przekazie, klarownego, któremu towarzyszyło głębokie przekonanie, że „ludzie mają prawo znać swoich świętych, ich życiorysy”, że ks. Karol Wojtyła, spotkany w konfesjonale kościoła Mariackiego „żył Bogiem”, „nie siebie chciał ludziom dać, ale doprowadzić ich do Chrystusa niejako poprzez siebie, a nie do siebie”... Jej wyprostowana sylwetka, ascetyczna wprost postawa, mimo wieku i bagażu doświadczeń, cierpienia, które jej towarzyszyło, budzi nieukrywany podziw i rodzi pytanie, co jest wciąż źródłem jej siły? Autorka dała odpowiedź w swej książce: codzienna Eucharystia i modlitwa.

Oddając prawdę faktom, warto przyznać, że mimo otwartej postawy Jana Pawła II wobec każdego człowieka, nie każdy miał możność podtrzymywania tak bliskich i trwałych relacji z Papieżem. Przypominam, że kierownictwo duchowe, jakiego podjął się ks. Wojtyła wobec Wandy Półtawskiej, zaczęło się w konfesjonale i trwało pół wieku.

Patrząc oczami wiary, nie można zaprzeczyć, jakoby nie połączyła ich również skłonność do obcowania z Niewypowiedzianym, umiejętność dostrzegania piękna, a także troska o świętość ludzkiego życia i miłości wyrażające się w sprzeciwie wobec aborcji czy antykoncepcji. „Każdy jego krok był modlitwą [...], jego zapatrzone spojrzenie pełne podziwu dla piękna przyrody, było zapatrzeniem w Stwórcę”.

Więź, która połączyła tę kobietę, lekarkę, żonę i matkę z dwoma kapłanami nieprzeciętnego formatu, która żyła niejako między nimi, otoczona ich modlitwą i wstawiennictwem, która doznała cudownego uzdrowienia, i która wciąż świadczy o ich życiu i posłudze, jest silniejsza od tej widzialnej. Być może wielu z nas powinno otworzyć „furtkę pokory, [która] prowadzi do tajemnicy daru” i podjąć refleksję nad myślą Mauriaca, że „ufność, jaką inni w nas pokładają, wskazuje nam naszą drogę”...