Ciało

Stanisław Morgalla SJ

publikacja 02.03.2007 05:56

A jak anoreksja, B jak bulimia, C jak cellulitis, D jak depilacja… Popularne ABC wiedzy o ludzkim ciele zaczyna przypominać hasła ze słownika wyrazów obcych. Ekspansja tych słów w naszą codzienną mowę jest smutnym pokłosiem pragnienia posiadania perfekcyjnego i wiecznie młodego ciała: “ciała jak z żurnala”. Posłaniec, 3/2007

Ciało




A jak anoreksja, B jak bulimia, C jak cellulitis, D jak depilacja… Popularne ABC wiedzy o ludzkim ciele zaczyna przypominać hasła ze słownika wyrazów obcych. Już nie rażą, bo weszły na stałe do języka potocznego, ale dziwić powinny, bo zamiast pożytecznej wiedzy częściej informują o kłopotach z ciałem, by nie powiedzieć, że te kłopoty prowokują. Ich ekspansja w naszą codzienną mowę jest smutnym pokłosiem pragnienia posiadania perfekcyjnego i wiecznie młodego ciała: “ciała jak z żurnala”.

Kłopotliwe ciało

Czy wśród czytelników znajdzie się ktoś, kto w pełni i zawsze zadowolony był ze swego ciała? Statystyka i doświadczenie życiowe uczy bowiem, że zwykle jest odwrotnie i każdy miał, ma albo będzie miał coś przeciwko własnemu ciału. A to uszy odstają lub nos jest za duży, a to owłosienie nazbyt obfite lub miejscami skąpe, czy też zbyt wysoki stosunek wzrostu do wagi ciała (tzw. BMI, czyli Body Mass Index) itd. Tak czy owak, niejednej duszy jest niewygodnie w “przybytku doczesnego zamieszkania”. A jeśli nawet znajdzie się kilka dusz sprawiedliwych, to inni zadbają, by i dla nich powody do narzekań się znalazły. Bo skąd się biorą, często tak boleśnie przeżywane, przezwiska, których osnową jest właśnie ciało? Kto wciąż od nowa wymyśla Grubasa i Chudego, Kaczkę i Australopiteka – określenia na tych, którzy albo z wagą albo z motoryką mają problem? “Sprawiedliwości” jednak staje się zadość, bo nawet bardziej udane dzieci tego samego Boga odcierpieć muszą swoje, dlatego nie znikają ze szkolnych korytarzy Lalusie i Lale (obecnie w wersji Barbi), Okularnicy i Rudzielce. A u ich początków zawsze jest ciało.

Na przekór tym niezadowolonym głosom i wszelakim współczesnym modom chcę ogłosić wszystkim razem i każdemu z osobna: dobrze Ci z twoim ciałem! Popatrz, jak świetnie na tobie leży i dokładnie dopasowane do twej strapionej duszy! Od końcówek palców po szczyt głowy nie ma w nim nic zbędnego czy nieużytecznego. Po prostu – cud natury, nawet jeśli miejscami nieco przetarty lub wyblakły od nadmiernego zużycia. Ale cóż, nikt nie chce słuchać! Przeciętny Kowalski, a ściślej Kowalska, sięgnie raczej po żurnal mody z przepisem na cud-maseczkę z błotka, niźli męczyć się będzie czytaniem, myśleniem bądź wyciąganiem za uszy ludzkiej duszy z metafizycznego kapelusza. Złośliwy geniusz (tym razem w przebraniu dyktatora mody), gdy już raz wcisnął się między duszę a ciało, nie zrezygnuje tak łatwo z uprzywilejowanej pozycji. Niczym zaczarowane zwierciadełko będzie szeptał: Nos już w porządku, ale policzki obwisły, dlatego pomyśl o twoim pierwszym liftingu; a może od razu zgłoś się do programu “Chcę być piękna!”, bo załatwisz przy okazji nowe zęby i usuniesz żylaki. Pamiętaj: jak cię widzą, tak cię piszą…

Wszystko darowane

Wydawać by się mogło, że nic nie posiadamy bardziej na własność, niż własne ciało. Jest jednak inaczej: nawet ciało zostało nam darowane; i to w stopniu znacznie większym, niż sobie wyobrażamy. Zazwyczaj przekonujemy się o tym późno, gdy nasze ciało nagle staje się ciałem obcym, bo zaczyna boleć, chorować, brzydnąć lub starzeć się. Zaskoczeni rozglądamy się za źródłem tej niespodzianki i próbujemy przywołać ciało do porządku smarując obolałe miejsca stosowną maścią bądź też ingerując głębiej w przyczyny choroby czy starzenia się. Współczesna medycyna dwoi się i troi, by wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom, a przy okazji nieźle zarobić.



Warto jednak przypomnieć, że ciało jest darem znacznie starszym niż nasza świadomość obdarowania. Zanim powiemy myślę, mamy już za sobą bardzo długi i burzliwy okres rozwoju, gdzie czuję było znacznie ważniejszym sposobem postrzegania świata i siebie. A podstawą czucia jest ciało. Rodzimy się jako nagie, drżące i bezbronne ciałka, które bez pomocy otoczenia nie byłyby w stanie przeżyć nawet kilku dni. Dobry Bóg w tym względzie lepiej wyposażył bydlęta, bo te potrzebują zwykle kilku chwil, by stanąć na własnych nogach i poszukać pożywienia, podczas gdy człowiek dopiero po bez mała roku życia stawia swój pierwszy, który zresztą tak się ma do sprintu jednorocznej antylopy jak piesek pluszowy do psa gończego. Skromne początki to jednak tylko pozór. Ciało w tym czasie nie próżnuje, ale jest wiernym i subtelnym towarzyszem umysłu, który rozwija się może i równie wolno, jak nasza koordynacja ruchu, ale gdy już nabierze rozpędu, to nic nie jest w stanie go zatrzymać. No, prawie nic, bo przecież istnieje głupota.

Umysł a ciało

Wbrew obiegowym opiniom, pierwsze tygodnie, miesiące i lata życia, to nie tylko pieluchy, smoczki i kąpiele. Wraz z pokarmem i pielęgnacją otrzymujemy coś znacznie ważniejszego: ludzkie ciepło, bezpieczeństwo i miłość. A najbardziej nośnym kanałem tych życiodajnych treści jest ciało. Nie bez znaczenia jest więc to, czy niemowlę ssie matczyną pierś, smoczek z pogotowia opiekuńczego czy sierocy palec. Przeciwne, ogromną wagę należy przywiązywać do całowania, przytulania, pieszczenia, kołysania niemowląt i małych dzieci. Ślad tych doświadczeń zapada bardzo głęboko w świadomości i spełnia tak podstawową funkcję, że dalsze życie bez nich byłoby niemożliwe, a już na pewno bardzo trudne. Choć nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie wiele z pierwszych lat życia, to pamięć o nich tkwi mocno osadzona w najstarszych pokładach naszego mózgu. Kilka oczywistych przykładów: jeśli lubisz siebie, to, jak wyglądasz i jaką masz płeć, to dlatego, że ktoś przed tobą na tysiące sposobów dał ci to odczuć. To dlatego, że byłaś z troską pielęgnowana, karmiona, pieszczona, dziś potrafisz okazać tyle bezinteresownej troski i ciepła nawet przypadkowo napotkanemu człowiekowi. Gdyby zabrakło tych prostych gestów powtarzanych przez długie lata z rodzicielską miłością, dziś bylibyśmy innymi ludźmi. I aż strach pisać, co by było gdyby…

Badania naukowe bezlitośnie pokazują spustoszenie, jakie w życiu dzieci prowokuje brak stymulacji i właściwej opieki w początkowych etapach życia. Dzieci odrzucone, niekochane, niedotykane wyrastają na osoby emocjonalnie okaleczone, mające ogromne trudności w relacjach, agresywne, również wobec własnego ciała. Choroba sieroca, nocne moczenie, “sufitowanie” to zjawiska doskonale znane opiekunom z sierocińców i domów dziecka. Nawet mózgi takich zaniedbanych dzieci wyglądają inaczej, bo – jak to ktoś trafnie określił – pozostają na nich siniaki spowodowane brakiem troskliwego dotyku.




Co z tym ciałem?

Nasza pobieżna analiza zmierza ku temu, by z powrotem namówić wszystkich do szacunku względem ludzkiego ciała. Współczesne próby manipulowania ciałem w imię jego piękna i perfekcji to, wbrew pozorom, przejaw choroby duszy, którą należy leczyć. Ciało jest niewinne i nie znosi tych wyrafinowanych bałwochwalczych kultów. Dlatego w środku świetnej zabawy potrafi się skręcić z bólu lub zwyczajnie zmęczyć. Nie nadaje się też do ubóstwienia bądź obwoływania królem. Ten król – jak żaden inny – jest nagi.
Oddajmy ciału sprawiedliwość. Jeśli było ci tak pożytecznym i pokornym pomostem w kontakcie ze światem, potraktuj je życzliwiej i dobrotliwie, gdy zaczyna się marszczyć i kurczyć. Otrzymałaś wszak ważniejszy dar – miłość. A nią możesz obdarzać nawet mając kłopoty z oddychaniem lub z kłuciem w krzyżach. Bądź rozsądna: twoje wnuczki nie chcą, byś była zawsze piękna i młoda, ale kochająca i mądra.

***


Ks. Stanisław Morgalla – jezuita, kierownik duchowy, psycholog, dyrektor Szkoły Formatorów przy Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej “Ignatianum” w Krakowie.