Piękne życie - święte dzieci

Henryk Bejda

publikacja 27.03.2007 20:11

Rodzice nasi prowadzili życie prawdziwie godne nazwy katolików. Ich wzajemny stosunek był budujący i wzorowy. Matka, której struktura duchowa była silniejsza niż ojca, z miłością i wprost heroiczną cierpliwością podnosiła go na duchu. Rodzice przestrzegali przykazań Bożych i kościelnych i nas do tego od najmłodszych lat wdrażali. Źródło, 25 marca 2007

Piękne życie - święte dzieci




Dom nasz miał ducha prawdziwie katolickiego. Życie w domu było święte i piękne. Pragnieniem naszej matki było widzieć nas wszystkich w niebie, co nam często powtarzała (...). Oddziaływał na nas wzorowy przykład rodziców; ich prostota, niewymuszona pobożność i cały tryb życia, tchnący modlitwą, pracą i systematycznością" - tak o swoich rodzicach pisała Franciszka - córka Józefiny (z domu Salis-Zizers) i Antoniego Ledóchowskich.

Sefina - Szwajcarka - i Antoni pochodzili ze znamienitych szlacheckich rodów, zasłużonych dla obu Ojczyzn i Kościoła. Sakrament małżeństwa zawarli w 1862 r. w Austrii. On miał wówczas 39 lat. Ona była o osiem lat młodsza i była już raz nieszczęśliwie zakochana. Ze strony Antoniego, byłego wojskowego, za małżeństwem przemawiał bardziej rozum niż serce. Właśnie umarła mu młoda żona - hrabianka Maria Seilern - z którą miał czworo dzieci, ciężko przeżył też śmierć swojej córeczki. Zmęczony samotnym życiem, w poczuciu obowiązku wobec dzieci, postanowił starać się o rękę przyjaciółki Marii - Sefiny. Dziewczyna uległa w końcu jego namowom, a początkowa wzajemna nieśmiałość, z dnia na dzień zmieniła się w gorące uczucie.

Rodzina mieszkała początkowo w Austrii. 21 lat po ślubie - w 1883 roku - Ledóchowscy przeprowadzili się do Polski - do Lipnicy Murowanej.

Dzieci - radością rodziny

Druga żona Antoniego powiła dziewięcioro dzieci: Marię Teresę (ur. 1863 r., późniejszą błogosławioną misjonarkę); Julię (ur. 1865 r., późniejszą świętą - znaną pod imieniem Urszula); Włodzimierza (ur. 1866 r., późniejszego generała jezuitów); Ignacego (ur. 1871, późniejszego generała wojsk polskich), Marię, Ernestynę, Franciszkę oraz Józefę i Stasia (zmarli kilka dni po porodzie). Sefina uważała dzieci za błogosławieństwo, za Boży dar, a macierzyństwo za swoje powołanie. "Każde dziecko przychodzące na świat sprawia mi zawsze taką sama radość" - mówiła.

Hart ducha i poczucie humoru

Życiową dewizą Sefiny były słowa: "Jak Bóg chce!", świadczące o całkowitym podporządkowaniu życia woli Bożej. Małżonkowie przeżywali chwile radości i wielkie kłopoty. Kiedy Antoni zachorował ciężko na zapalenie płuc i Sefina musiała pielęgnować jego i kilkoro dzieci, jej organizm, w którym rozwijało się już nowe życie, uległ całkowitemu wyczerpaniu. Osłabła do tego stopnia, że liczyła się nawet ze śmiercią. Okazała wówczas niezwykły hart ducha i poczucie humoru. "Trzeba mieć wesołe usposobienie Sefiny, aby nie załamać się wśród tylu kłopotów. Przy tym trzeba podziwiać jej czynną naturę. Myślę, że głównie z sumiennego wypełniania obowiązków czerpie swą pogodę ducha" - pisała o niej jej siostra Maria Hammerstein. Słowa te były jednak tylko częścią prawdy, bowiem życiowy optymizm Sefiny, okazywany pomimo licznych przeciwności, jej pogodne usposobienie i umiejętność cieszenia się najdrobniejszymi pozytywami wypływały w dużej mierze ze ścisłego zjednoczenia z Bogiem.



Wiara jak powietrze

Głęboka pobożność była dla Ledóchowskich czymś całkowicie naturalnym. Tworzyli prawdziwy domowy Kościół. Dzieci często widziały swojego tatę modlącego się w swoim pokoju przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Ich mama - gdy nie mogła spać - modliła się za zmarłych. Cała rodzina uczestniczyła we Mszy świętej niedzielnej, w święta, a także w dniu imienin wszystkich domowników. Bardzo często przystępowano do sakramentów świętych, wspólnie odmawiano pacierz, Anioł Pański, modlitwy przed i po posiłkach. - Dzień mojej matki zaczynał się od pójścia na Mszę świętą, jeśli tylko zdrowie i pogoda dopisywały - wspominała Maria Teresa.

Antoni wprowadzał dzieci w tajemnice wiary, czytał im żywoty świętych i Biblię. W niedzielę i święta wspólnie zgłębiano Słowo Boże i omawiano religijne tematy. Małżonkowie należeli do pobożnych bractw. Antoni do św. Michała, Sefina - Adoracji Najświętszego Sakramentu.

Oboje ofiarnie służyli bliźnim i Kościołowi. Pomagali im słowem i czynem. Antoni m.in. przyczynił się do powstania kas pożyczkowych, Sefina z pomocą dzieci wspierała materialnie biednych i chorych, rozdając leki, żywność, drewno na opał, odzież - m.in. własnoręcznie dziergane rękawiczki i skarpetki.

Rodzinne krzyże

Przez wiele lat Sefina drżała o życie chorowitego Ignasia. O wielką boleść przyprawiały ją choroba i śmierć Maryni, obawa o życie chorej na tę samą chorobę (tyfus) - Marii Teresy, śmierć matki. Doświadczyła także goryczy utraty dwojga nowo narodzonych dzieci - Józefy (żyła kilka dni) i Stasia (żył niespełna tydzień). Po stracie Józefy pisała: "Antoni przyniósł mi wiadomość, że moje dziecko nie żyje. I choć uwielbiłam Boga, który przecież kieruje wszystkim dla naszego dobra, to jednak serce pękało mi z bólu. Oczywiście nie na darmo cierpiałam, gdyż mój aniołek do nieba się dostał, ale tę radość musiałam złożyć na krzyżu Pana. Nawet choćby było ósme, jest zawsze moim dzieckiem, moim ciałem i moją krwią, które przez długi czas było ze mną ściśle złączone i po którym pozostaje głęboka tęsknota". Krzyżem dla Sefiny były napady melancholii u Antoniego. Mimo to dziękowała Bogu za wszystko - za radość i za cierpienie. "Bóg zesłał mi ten ciężki krzyż, z wdzięcznością chcę go przyjąć z jego ręki" - pisała. Często prosiła tylko Boga, żeby krzyż stał się nieco lżejszy.



Wzajemne poszanowanie

Sefina była wspaniałą żoną i matką, Antoni - czułym mężem i kochającym ojcem. "Małżeństwo Sefiny było szczęśliwe, bo opierało się na wzajemnym głębokim poszanowaniu. Była ona dla męża wszystkim, toteż unikał rozstań. Gdy jednak rozłąka była konieczna, obie strony odczuwały ją boleśnie i tym większą radość sprawiał powrót. Sefina dobrze rozumiała, że regularne zajęcia są najlepszym lekarstwem przeciw depresjom męża, toteż z radością patrzyła, jak mąż całe swoje zainteresowanie zwraca ku budzącemu się ruchowi katolickiemu [ostatecznie Antoni został członkiem kilku katolickich stowarzyszeń o charakterze religijno-społecznym - przyp. hb]" - pisze Maria Marzani w książce "Matka Świętych".

Dobry przykład dla dzieci

Dzieci odebrały staranne wychowanie, a pod troskliwym okiem Antoniego i Sefiny mogły bez przeszkód rozwijać swoje zdolności. Rodzice konsekwentnie kształtowali ich niełatwe nieraz charaktery - wyrabiali cnoty, przyzwyczajali do umiarkowanego stylu życia i oszczędności, poświęcenia i obowiązkowości. "Wychowanie nasze było poważne, roztropne, raczej surowe, choć pełne miłości" - wspominała Franciszka. "Spaliśmy na twardych posłaniach, pod głową mieliśmy małą, cienką poduszkę z włosia. Nie pozwolono nam na kaprysy w jedzeniu. Od dzieciństwa uczono nas odwagi, wstydem było rozczulać się nad sobą". W patriotycznym i pobożnym domu dzieci nauczyły się kochać Ojczyznę i Kościół. Uczyły się języka, literatury i historii Polski. Utalentowany artystycznie Antoni oswajał je ze sztuką - uczył rysunku, zabierał na wystawy.

Miłość i wierność na wieki

Antoni zmarł po dwóch latach pobytu w Polsce. "Widziałam przez okno, jak cały mój skarb ziemski składano w grobowej kaplicy. (...) Nie ustanę w modlitwach, aby ukochanemu mężowi dochować w ten sposób wiecznej miłości i wierności" - pisała w dniu pogrzebu, nie mogąca w nim uczestniczyć, "przygnieciona bólem" Sefina. Przeżyła męża o 24 lata. Odeszła do Pana w 1909 roku.