Nie ugięli się przed mocą zła

Filip Dereń

publikacja 18.05.2007 17:13

Wczesnym rankiem 8 grudnia 1944 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, z ubeckiego więzienia na rzeszowskim zamku wyruszył więzienny transport. Jedenastu ubowców eskortowało żołnierzy AK. Na podłodze samochodu, skatowany i wrzucony jak "wiązka siana", leżał ich półprzytomny kapelan ks. Michał Pilipiec. Źródło, 13 maja 2007

Nie ugięli się przed mocą zła




Wczesnym rankiem 8 grudnia 1944 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, z ubeckiego więzienia na rzeszowskim zamku wyruszył więzienny transport. Jedenastu ubowców eskortowało żołnierzy AK - Józefa Batora, Stanisława Sobczyka, Michała Mikulca i Stanisława Rybkę. Na podłodze samochodu, skatowany i wrzucony jak "wiązka siana", leżał ich półprzytomny kapelan ks. Michał Pilipiec.

Samochody zatrzymały się na skraju lasu w Głogowie Małopolskim - miejscowości położonej na północ od Rzeszowa. "Rybkę brać pierwszego - ryknął kapitan" - relacjonował po latach Stanisław Rybka - jedyny więzień, któremu udało się zbiec z miejsca kaźni. Akowiec zeskoczył na ziemię obok towarzyszącego mu sierżanta UB. "Panie sierżancie, zostawcie mi jednego. Ja se go zastrzelę!" - usłyszał za plecami. W tym momencie więzień skoczył do przodu i umknął w las ścigany seriami z karabinu. "Około pół kilometra dalej stanąłem za dużym drzewem i słucham i słucham... nareszcie słyszę, pada strzał karabinowy, po chwili seria z automatu dosyć długa" - opisywał.

Strzały, które usłyszał zbiegły akowiec, zakończyły życie pozostałych mężczyzn. Rozstrzelano ich bez sądu. Ciała podpalono i porzucono na miejscu egzekucji. W kłamliwym raporcie napisano, że była to reakcja na próbę ucieczki z więziennego transportu i ostrzał z lasu. Celem wyjazdu miało być ponoć "wskazanie przez więźniów lokalizacji drukarni oraz radiostacji AK". Na skutek rzekomego ostrzału "aresztowani zaczęli wyskakiwać z auta do ucieczki, przy czym dwóch niespodzianie rzuciło się na mnie chwytając za mój automat" - napisał w raporcie dowódca akcji major Głowacki, zastępca komendanta KW MO w Rzeszowie. Ich śmierć miała nastąpić zatem w obronie koniecznej. "Żołnierze moi zastrzelili 2 dalszych, jeden tylko z 5 aresztowanych Rybka Stanisław mimo postrzelenia zdołał zbiec" - relacjonował mjr Głowacki.

Ks. Pilipiec ps. "Ski" był wzorowym kapłanem. Miał opinię księdza "skrupulatnego w praktykach religijnych", dla którego modlitwa była "potrzebą serca". Pochodzący z polsko-ukraińskiej rodziny kapłan pracował w parafiach Pniów, Futoma i Błażowa k. Rzeszowa, a po wybuchu II wojny światowej uczestniczył w zbrojnym ruchu oporu i tajnych kursach nauczania, m.in. w zajęciach konspiracyjnej Szkoły Podchorążych. Podejmował szereg wspaniałych działań duszpasterskich m.in. współuczestniczył w akcji dołączania do konspiracyjnego wydania gazetki "Na posterunku" opłatka wigilijnego z symbolami patriotycznymi, opracował "Modlitewnik Żołnierza Polskiego" (którego oryginał odnaleziono po latach w archiwum... KC PZPR w Warszawie), a także wraz z żołnierzami AK uratował przed rekwizycją przez Niemców największy dzwon kościoła w Błażowej. Pomagał ubogim i wysiedlonym, współpracował z żołnierzami AK, wydawał nowe metryki urodzenia osobom poszukiwanym przez okupanta. W 1944 r. został oficjalnym kapelanem Obwodu Rzeszów AK. Do jego zadań należało m.in. udzielanie akowcom błogosławieństwa przed ważniejszymi akcjami i informowanie rodzin o ich śmierci.

Po "wyzwoleniu" Polski przez wojska sowieckie ks. Pilipiec był zdecydowanym wrogiem nowej władzy. "To jest nasza odwieczna polska ziemia i my sami się rządzić potrafimy, bez sowieckiej, komunistycznej przemocy" - mówił. Na reakcję na "obywatelskie nieposłuszeństwo" nie trzeba było długo czekać. Ks. Pilipca aresztowano w grudniu 1944 r. pod oficjalnym zarzutem ukrywania drukarni, radiostacji i napad na posterunek MO w Hyżnem, podczas którego zginęło trzech milicjantów. Podczas rewizji podłożono księdzu materiały konspiracyjne oraz broń. Przed śmiercią poddawano go szykanom i torturom. "Pilnujący nas milicjanci i ubowcy, zwykle pijani odnosili się do nas ze zwierzęcą nienawiścią. (...) Najwięcej obelg padało pod adresem ks. Pilipca. (...) Modlił się zachowując postawę kapłana i kapelana, a przesłuchującym go milicjantom powiedział: Jestem sługą i żołnierzem Jezusa Chrystusa, a zarazem naszej Ojczyzny Polski, toteż walczyłem, walczę i będą walczył nadal nie tylko o godność Boga i Kościoła Chrystusowego, ale i z szerzonym przez was komunistów, bezbożnictwem" - relacjonował słowa księdza aresztowany wraz z nim Gabriel Brzęk, ps. "Dewajtis". Inny świadek - Stanisław Rybka odsłonił kulisy ostatniego dnia życia księdza: "Znęcano się nad nim zajadle. Nie mógł stać o własnych siłach. (...) Był strasznie zmasakrowany. Sutanna jego była w wielu miejscach popękana. Na ciele miał wiele ran. Z pęknięć skóry na głowie sączyła się krew. Wił się z bólu. Musiał to być ból okropny, skoro ksiądz nie mógł pohamować łkania i jęku. W odgłosach cierpienia księdza nie wyczuwało się skargi, nie było w nich nic z wołania o pomstę do niebios, lecz było w nich coś bliskiego Chrystusowemu posłuszeństwu, modlitewnemu bądź wola Twoja, była w nich prośba o przebaczenie. Trwało to długo, bardzo długo, gdy po chwili uspokojenia wargi księdza zaczęły wymawiać szeptem słowa modlitwy. Przyłączyliśmy się razem do księdza i razem z nim prosiliśmy Pana Boga o odpuszczenie naszych win, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".



"We dwie, a może w trzy godziny później dobiegł do naszych uszu stukot motoru ciężarowego samochodu. Wychodzimy we trójkę, ksiądz nie może się podnieść - napisał w swoim świadectwie Stanisław Rybka. Wróciliśmy z Józkiem Batorem, wzięliśmy księdza pod ramiona i idziemy. Wreszcie głowa księdza opadła bezwładnie na piersi. Zwracam się wtedy do jednego z ubowców: Podajcie księdzu garnuszek wody. Niech się napije to może pójdzie. Usłuchali. Podali mi kwaterkowy garnuszek wody. Przy mojej pomocy ksiądz wypił ją do dna. Próbujemy prowadzić dalej, ale jemu głowa znowu opadła na piersi. Spostrzega to bezpieka. Jeden z nich powiedział: On sk.... udaje. Puśćcie go, my jego weźmiemy! Wziął jeden i drugi księdza pod pachy i biją go pod żebra. Widzą, że ksiądz nie udaje, więc przestają go bić. Prowadzą go w dół (z piętra), a księdza nogi wloką się po schodach i tak wyprowadzili go na pole i położyli na ziemi. Nam kazali wsiadać do czekającego na nas amerykańskiego samochodu ciężarowego, co też zrobiliśmy i posiadaliśmy z jednej strony na ławce. Dwaj z bezpieki wzięli księdza jeden za głowę, drugi za nogi i wrzucili go na podłogę samochodu jak wiązkę siana". Po chwili zawarczały motory. 32-letni ks. Michał Pilipiec wyruszył w swą ostatnią podróż.

15 stycznia 1945 r. kuria biskupia zwróciła się do rzeszowskiego WUBP m.in. w sprawie uwięzionego ks. Pilipca. Ubecy odpowiedzieli, że... nie został aresztowany i nie znane są jego losy.
Doczesne szczątki bohaterskiego kapłana znajdują się w kościele parafialnym w Błażowej. Ich ekshumację i identyfikację w 1977 r. umożliwiła nadesłana z USA po 30 latach milczenia relacja Stanisława Rybki.