Zardzewiały nóż

Mirosław Salwowski

publikacja 10.01.2010 14:19

Gdy w 1939 roku na ekrany amerykańskich kin wchodził film „Przeminęło z wiatrem”, spore kontrowersje wzbudziła okoliczność, iż użyto w nim jednego przekleństwa: „damn”. Obecnie w kasowych filmach i sporej części muzyki na porządku codziennym jest wulgarna mowa, a mimo to wzbudza to coraz mniej oporów. Wzrastanie, 1/2010

Zardzewiały nóż



Dla wulgaryzmów, „brzydkich wyrazów”, „przekleństw” vel „rzucania mięsem”, wysuwa się różne tłumaczenia. Jedni twierdzą, że tego rodzaju słowa są niejako konieczne dla rozładowania negatywnych emocji. Inni uważają „brzydkie wyrazy” za całkowicie naturalny składnik ludzkiej mowy, i w związku z tym usprawiedliwiają ich stosowanie również wówczas, gdy nie przemawia za tym stan nerwowości, gniewu czy złości.

Bez większej przesady można więc powiedzieć, iż akceptacja wulgarnej mowy stała się jednym z kanonów współczesnej obyczajowości. Czy jednak chrześcijanie powinni – choćby częściowo – ulegać tego rodzaju normom?

Nie da się używać wulgaryzmów, nie niszcząc w ten sposób godności naszej mowy lub też nie raniąc innych bliźnich. Choćby wypowiadało się je w dobrych intencjach, zawsze niosą one ze sobą jakiś nieporządek. Rzecz w tym, iż wulgaryzmy nie są ostrym skalpelem, który precyzyjnie wycina zło z naszego życia, ale unurzanym w nieczystościach zardzewiałym nożem, którym nawet jeśli będzie chciało się usunąć jakąś chorą tkankę, to zamiast tego rozjątrzy się ranę i spowoduje nowe, groźniejsze obrażenia.

W Biblii nie ma wulgaryzmów

W kontekście prób usprawiedliwiania stosowania wulgarnej mowy warto spojrzeć zwłaszcza na spisane Słowo Boże. Jakimi wyrażeniami się ono posługuje? W jaki sposób piętnuje nieprawości? Co mówi o tym, jaka powinna być nasza mowa, słowa i język?

Magisterium Kościoła naucza o absolutnej i całkowitej bezbłędności i nieomylności Biblii. Oznacza to, iż dokładnie każdy fragment Pisma Świętego został spisany pod natchnieniem Ducha Świętego, a więc nie mógł się tam zakraść żaden błąd, zarówno co do treści, jak i formy. Chociaż Biblia była pisana na przestrzeni tysięcy lat przez różnych ludzkich autorów, którzy posiadali rozmaite charaktery, usposobienia, a także posługiwali się nieraz odmiennymi formami literackimi, Pan Bóg uchronił każde z zapisanych w niej zdań od jakiegokolwiek błędu. Chociaż jest tam pełno jasnych i stanowczych potępień zła i złoczyńców, jednak w żadnym swym fragmencie spisane Słowo Boże nie posługuje się wulgarnym językiem.

Z ust naszego Pana Jezusa Chrystusa, apostołów, proroków i patriarchów nie padło ani jedno wulgarne słowo, nawet wówczas, gdy piętnowali oni zło i złoczyńców. Biblia potępia różne grzechy językiem prostym, jasnym, dobitnym i stanowczym, a zarazem dostojnym, ale nigdy wulgarnym.

Jaki jest tego powód? Najwyraźniej, wulgarność nie leży w naturze Boga. Pan Bóg zna inne sposoby dyscyplinowania ludzi o twardym karku, aniżeli obdarzanie ich wulgarnymi epitetami. Jeśli więc Najwyższy nie posługiwał się wulgaryzmami nawet w najbardziej skrajnych sytuacjach i dla potępienia najobrzydliwszych przejawów zła, to czy chrześcijanie winni sobie na to pozwalać?







Ktoś może powiedzieć, że chrześcijanie też są tylko ludźmi. Owszem, jednak chrześcijanie w szczególny sposób powołani są do świętości. Fundamentalną zasadą świętości jest zaś naśladowanie Bożego usposobienia. „Bądźcie doskonali… jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48).

Tytułem kontrastu warto zauważyć, iż wulgaryzmy, zaraz po bluźnierstwach, zdają się być ulubioną mową demonów. Każdy z doświadczonych egzorcystów może potwierdzić, że w czasie wypędzania złych duchów z ciał opętanych ludzi słychać potok nieprzyzwoitych, wulgarnych słów.

Z każdego słowa rozliczą nas

W liście św. Jakuba Apostoła czytamy, iż język można przyrównać do „małego ognia”, który „podpala wielki las”. Nasz Pan Jezus Chrystus przestrzega z kolei: „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu” (Mt 12, 35).

Psalmista Dawid poucza: „Powściągnij swój język od złego (...)” (Ps 34, 14). Zaś św. Paweł stwierdza: „Mowa wasza niech zawsze będzie uprzejma (...)” (Kol 4, 6); „Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają” (Ef 4, 29); „A teraz odrzućcie i wy to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo i nieprzyzwoite słowa z ust waszych”(Kol 3, 8).

Zło i dobro rodzi się w sercu

Choć każdy człowiek w ten czy inny sposób wyczuwa, iż wulgaryzmy są rzeczą złą, zapewne nieraz doświadczaliśmy tego, że całkowite zerwanie z nimi jest rzeczą bardzo trudną. Być może nieraz przyłapywaliśmy się na tym, że co prawda unikaliśmy wypowiadania nieprzyzwoitych słów ustami, jednak tak czy inaczej pojawiały się one w naszych myślach. Zapewne mieliśmy wówczas nieodparte wrażenie rozdźwięku pomiędzy naszymi słowami a myślami.

Nie jest to niczym dziwnym, gdyż na przykładzie wulgarnej mowy bardzo wyraźnie widać, iż każda z nieprawości rodzi się w naszym sercu. Wulgaryzmy mają swe korzenie i wyrażają ducha nierządu, cudzołóstwa, rozwiązłości i zboczeń seksualnych, goryczy, zgorzknienia, złorzeczenia, narzekania, pogardy i nienawiści względem bliźnich i Bożego stworzenia. By prawdziwie i całkowicie się od nich odciąć, musimy z Bożą pomocą, pielęgnować w swych sercach wartości i cnoty przeciwne tym złym tendencjom i pragnieniom naszych serc.

Zamiast oddawania się różnym formom nieczystości, musimy kochać czystość, wstydliwość i skromność. W miejsce narzekania, złości i zgorzknienia, winniśmy pielęgnować dziękczynienie, ufność i radość, zaś złorzeczenie, pogardę i nienawiść zastąpić miłością, szacunkiem i delikatnością. Wówczas coraz mniej wulgarnych słów będzie pojawiać się nie tylko na naszych ustach, ale również w naszych myślach.