Po prostu zaufaj

Grażyna i Artur Kaniowie

publikacja 11.04.2007 19:59

Zrządzeniem losu, miesiąc sierpień 2006 roku stał się dla nas okresem szczególnych przeżyć: Bożej cudownej ingerencji w nasze życie i naszej duchowej przemiany. Po szczęśliwych wakacjach w lipcu, aż do poniedziałku 7 sierpnia. Data ta zapisze się w naszym życiu jako dzień, w którym „ nasz świat się zatrzymał”. Czas serca, 2/2007

Po prostu zaufaj




Jesteśmy małżeństwem od 16 lat. Mamy 3 córki: Anię (15 lat), Agnieszkę (12 lat) i Weronikę (5 lat). Nasze dzieci zaczynały edukację od przedszkola Sióstr Nazaretanek na osiedlu Kurdwanów w Krakowie. Aktualnie do grupy średniaków uczęszcza Weronika. Od wielu lat jesteśmy związani także z Ruchem Światło-Życie i Domowym Kościołem. Spoglądając na ważne wydarzenia a także codzienność naszej rodziny zdajemy sobie sprawę jak Pan Bóg wielokrotnie wpływał na nasze życie , hojnie udzielając swoich łask i opieki.

Nasz świat się zatrzymał

Zrządzeniem losu, miesiąc sierpień 2006 roku stał się dla nas okresem szczególnych przeżyć: Bożej cudownej ingerencji w nasze życie i naszej duchowej przemiany. Po szczęśliwych wakacjach w lipcu, nie zapowiadających żadnego nieszczęścia, aż do poniedziałku 7 sierpnia. Data ta zapisze się w naszym życiu jako dzień, w którym „ nasz świat się zatrzymał”. Tego dnia zgłosiliśmy się ze skierowaniem do szpitala w Prokocimiu do poradni neurologicznej z naszą 5-letnią córeczką Weroniką, z powodu zaburzeń równowagi. Krótkie badanie okulistyczne dna oka już potwierdziło, że narząd wzroku jest prawdopodobnie uciskany przez guz. Weronika została przyjęta na oddział neurochirurgii.

Idąc do szpitalnej kaplicy pierwsze słowa jakie dostrzegłam, brzmiały: po prostu zaufaj. W ciągu kolejnych dni towarzyszące nam w czasie mszy św. słowo Boże było lampą na naszej ścieżce, światłem ukazującym nam jakość naszego życia i wskazówką przygotowującą nas na każdy kolejny czas próby wiary. Po mszy św. poprosiliśmy o sakrament namaszczenia chorych kapelana szpitalnego ks. Lucjana. Wykonana parę godzin później tomografia wykazała guza mózgu, który na jednym ze zdjęć zajmował 70% powierzchni głowy. Lekarz stwierdził również bardzo duże wodogłowie. Powiedział nam, że guz umiejscowiony jest bardzo niekorzystnie tj. między mózgiem a móżdżkiem i że dopiero podczas operacji wszystko się okaże. Ordynator powiedział nam: – proszę Państwa tu nie ma na co czekać. Weronika miała więc dostać w ciągu jednego dnia odpowiednią dawkę sterydów, nie było mowy o tygodniowym przygotowaniu do operacji, która miała być przeprowadzona już w środę rano.

Wołanie do Pana Boga

Byliśmy zdruzgotani. Jak to? Nasze najmłodsze dziecko takie grzeczne i tak wyjątkowe?! Dlaczego? (Są takie chwile, gdy nie ma mądrych pytań). Bo … dlaczego nie? Dlatego nie pytaliśmy Boga o to, lecz zastanawialiśmy się, dlaczego akurat naszej modlitwy o cud uzdrowienia miałby wysłuchać.

Nie byłam w stanie skupić się na mszy św., każdą chwilę wolałam spędzić z dzieckiem. I ta nieustannie narzucająca się myśl: ile pozostało mi tego czasu? Podczas gdy ja byłam z Weroniką, mąż zadzwonił do naszych przyjaciół i znajomych z informacją o jej stanie. Zadzwonił m.in. do s. Lidii – Dyrektor Przedszkola Sióstr Nazaretanek, do którego uczęszcza nasza pociecha.

Nazajutrz s. Lidia wraz z s. Gabrysią (wychowawczynią grupy) przyszły do Weroniki i do rodziców z ciepłym słowem pocieszenia i nadziei. Powiedziały nam, że jutro w Rzymie zostanie odprawiona msza św. w intencji Weroniki!



Rodzice dzieci z grupy Weroniki złożyli ofiarę w Licheniu, gdzie przez 30 dni począwszy od 10 sierpnia miały być odprawiane msze św. Także w Krakowskich Łagiewnikach modlono się podczas mszy św. przez tydzień za Weroniczkę. Intencja jej zdrowia została wpisana również do Księgi Apelowej na Jasnej Górze w dniu operacji tj. 9 sierpnia (byliśmy zszokowani tak błyskawicznymi „interwencjami” u Pana Boga). Nasi przyjaciele, którzy wyruszyli w tym czasie z pielgrzymką do Częstochowy, już we wtorek w Wolbromiu poprosili o odprawienie mszy św. w intencji pomyślnej operacji.

Czas próby

W dzień operacji nie wiem jak przeżyliśmy te 4 godziny. Wchodziliśmy na zmianę do szpitalnej kaplicy, próbując opanować uczucia i myśli, różańcem i modlitwą za operujących, aby byli narzędziami w ręku Pana. Wreszcie wyszedł do nas lekarz z informacją, że guz został całkowicie usunięty. Weronika została przewieziona na intensywną terapię, gdzie przez dwa dni pracował za nią respirator.

Był to dla nas ciężki czas, bo oprócz obaw dochodził czas rozłąki, a niemożność bycia ze swoim dzieckiem w takich chwilach jest bardzo trudna dla każdego rodzica. Tym trudniejsza, gdyż Weronika wybudzając się potrzebowała nas przy sobie, było to jednak awykonalne. To był również okres najintensywniejszych rekolekcji. Na wzór św. ojca Pio prosiliśmy naszych Aniołów Stróżów, aby za nas czuwali przy łóżku naszej córeczki. Tam na pewno spotkały się z Aniołem Stróżem s. Lidii. (Po powrocie do domu Isia opowiadała nam, że śniły jej się aniołki).

Wreszcie po 5-ciu dniach doczekaliśmy się przeniesienia na oddział i wtedy już cały czas trwaliśmy przy niej i na modlitwie w dzień i w nocy. Nie obyło się bez komplikacji. Zakażenie układu moczowego oraz ciągłe wymioty spowodowane zbyt dużym ciśnieniem wewnątrz czaszkowym zmusiły lekarzy do wykonania kolejnej tomografii i spuszczenia nadmiaru płynu rdzeniowo-mózgowego przez nakłucie lędźwiowe.

Wytrwać w wierze w szpitalu wśród różnych przypadków, które początkowo objawiały się podobnie jak u Weroniki, lecz kończyły się poważnymi powikłaniami, było dla nas również poważnym sprawdzianem zawierzenia i ufności Bogu.

Wszystko wróciło do normy

Po tygodniu objawy ustąpiły, Weronika zaczęła przyjmować pokarmy zamiast ciągłych kroplówek i przyszedł upragniony pozytywny wynik histopatologiczny – zostaliśmy wypisani do domu! Kolejny tydzień przyniósł spadek gorączki. Weronika szybko zaczęła wracać do sił. Po dwóch tygodniach od operacji pozostała tylko trudność w chodzeniu i nie w pełni sprawna prawa rączka.

W czasie kontroli po 3 miesiącach od operacji, tomografia pokazała iż wszystko wróciło do normy! Nie ma śladu po wodogłowiu, a po guzie została tylko „dziura”. Weronika z powrotem cieszy się bieganiem i skakaniem, a tańce są znów jej ulubioną zabawą. Tak błyskawiczny powrót do zdrowia i nadzieja na pełną rehabilitację jeszcze bardziej przepełnia nas pewnością Bożej interwencji i nieustannego, uzdrawiającego działania Sakramentu Namaszczenia przyjętego w szpitalu.

Pragniemy, aby Weronika była dla nas, przyjaciół i modlących się za nią ludzi nieustannym znakiem Bożego Miłosierdzia, Jego Uzdrawiającej Mocy ale przede wszystkim Jego cudowną odpowiedzią na tyle zanoszonych do Niego próśb i błagań.

Te dwa tygodnie doświadczeń były dla nas, jak EXODUS dla narodu wybranego, będziemy stale do nich wracać, by pielęgnować i rozwijać przemianę, która się dokonała w naszej modlitwie i w naszych sercach. Nie jesteśmy w stanie wyrazić wdzięczności dla wszystkich, którzy jednoczyli się z nami w naszym cierpieniu, którzy modlili się za nas. Ta wielka wdzięczność pozostanie głęboko w naszych sercach i w modlitwie za każdego.