Ewangelia i Realpolitik

Maciej Müller

publikacja 13.02.2007 09:39

Benedykt XVI szuka kompromisu z Pekinem Tygodnik Powszechny, 11 lutego 2007

Ewangelia i Realpolitik



Papież chce doprowadzić do znormalizowania sytuacji Kościoła w Chinach. Scenariusz mógłby wyglądać tak: Watykan nawiąże stosunki z Pekinem, a po cichu będzie wspierał Kościół „podziemny" i podporządkuje sobie księży z uzależnionego od władz Stowarzyszenia Katolików. Jednak problem jest bardziej złożony.

Wieść, że na nadzwyczajnym „szczycie" spotkali się w Rzymie szefowie watykańskich dykasterii oraz biskupi z Hongkongu, Makau i Tajwanu, by dyskutować o sytuacji w Chinach, obiegła w minionym tygodniu świat. Ale wbrew nadziejom komentatorów, nie ustalono żadnego nowego ruchu w dotychczasowej polityce; Watykan podkreślił tylko, że chce „normalizacji stosunków". Gdy uczestnicy obrad rozjeżdżali się, Pekin niczym mantrę ponowił warunki wysuwane od lat: zerwanie przez Watykan stosunków z Tajwanem i „niemieszanie się w wewnętrzne sprawy Chin" (Papież musiałby zrzec się mianowania chińskich biskupów).

Moment jest szczególny: w minionym roku kontakty Watykanu z Pekinem stawały się coraz bardziej lodowate. Władze chińskie doprowadziły do wyświęcenia trzech biskupów bez zgody i wiedzy Benedykta XVI. Nie doszło co prawda do ich ekskomunikowania – wbrew temu, co zdążyła podać większość światowych mediów – ale osłabł klimat zaufania, który od lat 90. budował Jan Paweł II.

„Patrioci" i „podziemie"

Dla komunistów, którzy przejęli władzę w 1949 r., Kościół katolicki zawsze był „narzędziem zachodniego imperializmu". Nuncjusz został wydalony, misjonarze wygnani, a rodzimi księża i biskupi wymordowani lub osadzeni w więzieniach i obozach pracy. Aby poddać wierzących kontroli, w 1957 r. władze utworzyły Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, składające się z partyjnych urzędników i duchownych – tzw. „patriotów" (analogia z księżmi-patriotami w czasach PRL nie jest odległa). Od nich zależały nie tylko sakry biskupie, ale i wyświęcanie księży, zatrudnianie seminaryjnych nauczycieli, a nawet ocena powołań. Do dziś kwestią grzeczności jest, czy swe decyzje Stowarzyszenie zechce konsultować z biskupem miejsca.

Także już w latach 50. posłusznym władzy księżom podyktowano zasady, według których miał działać koncesjonowany Kościół. Opierały się na trzech tzw. autonomiach. Samoutrzymania: nie wolno było przyjmować pomocy finansowej z Zachodu. Samoewangelizacji: duszpasterstwo mogli prowadzić jedynie Chińczycy. I samozarządzania: należało wypowiedzieć posłuszeństwo Rzymowi.

Ten podjął walkę: w 1958 r. Pius XII wydał encyklikę „Ad Apostolorum Principis", w której potępił działania komunistów i obłożył ekskomuniką tych, którzy poddali się uzurpacji Stowarzyszenia. To był błąd. – Ekskomunika doprowadziła do podziału wśród katolików, a ze skutkami tego podziału do dzisiaj nie potrafimy sobie poradzić – tłumaczy ks. Dariusz Klejnowski-Różycki, wykładowca chrystologii chińskiej.



W opozycji do oficjalnego Kościoła zaczęła kształtować się tajna hierarchia duchownych wiernych Rzymowi. Przez długie lata tylko oni mieli watykańskie poparcie, podczas gdy działania „patriotów" Rzym potępiał. W ten sposób w Chinach utrwalał się podział Kościoła, a wierni czuli się coraz bardziej zagubieni. Równoległe działanie dwóch struktur wprowadziło w życie katolików zamieszanie. – Do dziś w niektórych diecezjach działają dwaj biskupi: oficjalny i „podziemny" – mówi ks. prof. Roman Malek, dyrektor instytutu sinologicznego Monumenta Serica.

Od pontyfikatu Pawła VI w Watykanie zdawano sobie sprawę z konieczności zmiany polityki. Jan Paweł II w żadnej przemowie ani piśmie nie mówił o podziale w chińskim Kościele. – To były dla niego dwa oblicza tej samej wspólnoty, dla której trzeba wyprosić łaskę jedności – mówi ks. Malek. Dlatego polski Papież po cichu akceptował – w imię unitatis ecclesiae – nawet wyświęcanie biskupów wbrew zasadom prawa kanonicznego.
Klimat, jaki się wówczas wytworzył, doprowadził do tego, że władze chińskie nieoficjalnie informowały Stolicę Apostolską o kandydatach na biskupów. Celem polityki Jana Pawła II było zasypanie podziału wśród chińskich katolików. Równocześnie na początku lat 80. nastąpiła w Chinach tzw. demaoizacja, czyli względne otwarcie kraju. Kościół zaczął rozwijać się dynamicznie; zmienił się też charakter relacji między oboma jego strukturami – podziemną i oficjalną – a Watykanem.

Przepaść i przenikanie

W relacjach medialnych, także w Polsce, najczęściej to Kościołowi podziemnemu przypada rola lojalnego wobec Rzymu. To jednak uproszczenie. Do pewnego stopnia mylące jest nawet stosowanie terminu „podziemny". – On jest nielegalny w świetle chińskiego prawa, ale nie działa bynajmniej w katakumbach – mówi ks. Klejnowski-Różycki, który przez rok studiował w Chinach. – Ma swój Episkopat, świątynie, salki parafialne. Jest masowy, widoczny i nie różni się w funkcjonowaniu od tego oficjalnego, zatwierdzonego przez władze Kościoła „patriotycznego".

Problem także w tym, że „podziemie" często nie wykonuje poleceń Rzymu. W ukryciu funkcjonuje bowiem do dziś pewna liczba tajnych biskupów, wyświęconych przez Stolicę Apostolską bez wiedzy władz. Obecnie niechętnie ustępują oni, by podporządkować się człowiekowi namaszczonemu przez rząd przy niemej zgodzie Watykanu. Problem rozwiązuje się sam: tylko w zeszłym roku niemal co miesiąc dochodziły wiadomości o śmierci kolejnych sędziwych biskupów z podziemia.

Oba Kościoły uważają się za lojalne wobec Papieża, jednak żaden z nich w świetle prawa kanonicznego nie działa jak należy: w chińskich warunkach to póki co niewykonalne. Dlatego Watykan przymyka oczy na przejawy nieposłuszeństwa, z „niegodziwymi" sakrami biskupimi na czele. Gdyby trzymał się ściśle litery prawa, ekskomuniki sypałyby się masowo.



Tak jak Kościół podziemny nie jest jedynym lojalnym, tak też nie można dziś nazwać odłamu „patriotycznego" schizmatycznym. Duchowni „patriotyczni" robią wiele, by dowieść swego oddania Papieżowi. Kontaktują się z Watykanem nieoficjalnymi kanałami i starają się, by życie Kościoła wyglądało jak w każdym innym kraju. – W katedrze pekińskiej podczas Eucharystii księża modlą się za Papieża – podkreśla ks. Klejnowski-Różycki. – Dzisiaj księża i siostry studiują w różnych krajach świata, nie jest zabronione, żeby jeździli także do Rzymu – dodaje ks. Malek.

Kiedy zmarł Jan Paweł II, wszędzie wisiały jego portrety. Nabożeństwa za jego duszę były odprawiane zarówno w kaplicach „oficjalnych", jak i „podziemnych".

Zwykli wierni przestają odczuwać wyraźną różnicę w przynależności do jednej czy drugiej struktury. Ich życie się zresztą przenika. Klerycy „podziemni" kształcą się w 26 seminariach oficjalnych. Oba odłamy jednoczy jeszcze jedna rzecz: restrykcje władz. Działanie w granicach prawa wcale nie gwarantuje Kościołowi oficjalnemu spokoju. Są problemy ze święceniami, wyjazdami zagranicznymi, budową kościołów. Z kolei na duchownych i wiernych Kościoła podziemnego władze urządzają nagonki, np. za „zakłócanie porządku publicznego", i przetrzymują w więzieniach.

– Pamiętajmy jednak, że to, co w Europie nazywamy prześladowaniem, w Chinach niekoniecznie nim jest – zaznacza ks. Malek. – Komuniści nie wprowadzili niczego nowego, w Chinach nigdy nie było tradycji tolerancji. W konfucjańskiej teorii społecznej zawsze surowo kontrolowano wszelkie religie. W przypadku zaś Kościoła podziemnego pojawia się inny problem. Niedawno dwóch księży wyjechało z Chin na sfałszowanych paszportach, a po powrocie zostali aresztowani i skazani na pięć lat więzienia. Czy karę za łamanie prawa państwowego i międzynarodowego możemy nazwać prześladowaniem? – pyta ks. Malek.

Nadzieje na „odwilż"

Mimo to klimat wobec Kościoła zmienia się. Nie ma już bezpardonowej nagonki na Watykan; nie organizuje się spędów na stadionach, gdzie złamani torturami księża wygłaszaliby samokrytykę. Zmienił się język władz i prasy. Budzi to nadzieję, że rozmowy dyplomatów doprowadzą do nawiązania stosunków między Watykanem a Chinami.

– Trzeba pamiętać, że tak naprawdę niewiele to zmieni w życiu chińskich wiernych – studzi oczekiwania ks. Malek. – Normalizacja sprowadzi się w praktyce do zasady: niech wszystko działa jak dotychczas. Stowarzyszenie będzie mianowało biskupa, a Papież w trosce o jedność Kościoła go zaakceptuje. Natomiast ani Benedykt XVI, ani przysłany do Pekinu nuncjusz nie będą mieć większego wpływu na polepszenie życia zwykłych wiernych.



– Obecnie to Stowarzyszenie jest największą przeszkodą w rozmowach Watykanu z Pekinem – ocenia jezuita Bernardo Cervellera, redaktor naczelny agencji AsiaNews. To działalność Stowarzyszenia doprowadziła do wyświęcenia w 2006 r. trzech biskupów bez zgody Papieża, co naruszało istniejącą od lat niepisaną umowę.

Obserwatorzy ożywili się, gdy w Boże Narodzenie Papież pozdrowił chińskich katolików, a 8 stycznia w przemówieniu do korpusu dyplomatycznego nazwał Kościoły azjatyckie „wspólnotami niewielkimi, ale żywotnymi, które pragną mieć prawo do tego, aby żyć i działać w klimacie wolności religijnej". – Ale tak naprawdę Papież ani w piśmie, ani słowie nie wypowiedział się jeszcze znacząco na temat Kościoła w Chinach – zauważa ks. Malek. – Może to znak bezradności albo braku pomysłu na ofensywę. Jednak obecna narada w Watykanie z pewnością służyła wypracowywaniu postawy wobec Chin. Może Papież uważa, że trzeba wrócić do tej normalizacji de facto i w ten sposób wspierać Kościół chiński w jego rozwoju, bez rozwiązań de iure, czyli oficjalnych stosunków – zastanawia się ks. Malek. – Na taki kompromis, jak rezygnacja z wpływu na mianowanie biskupów, nie może być przecież mowy.

Rozmowom z Pekinem ma sprzyjać powstanie w Rzymie stałej komisji ds. stosunków z Chinami. Prace nad jej powołaniem zapowiedział po powrocie z Watykanu biskup Hongkongu kard. Joseph Zen Ze-kiun.

Pomijając sferę dyplomatyczną, Kościół powszechny ma duże możliwości wspomagania chińskich duchownych. – Możemy otworzyć dla niech nasze uczelnie, wydawać ich publikacje. Niech piszą u nas doktoraty – wymienia ks. Klejnowski-Różycki.

– W Polsce dysponujemy doświadczeniami Kościoła, który żył w komunizmie – dodaje ks. Malek. – Możemy je przekazać i przygotować chińskich katolików na okres postkomunistyczny. Bo mocno wierzę, że on w końcu nastąpi. A przy okazji – dodaje – kontakty z Chińczykami nas wzbogacą, pomogą nam wyjść z zapatrzenia w siebie i swoje problemy.