Wołanie o wybór

Rozmowa z prof. JÓZEFEM BANIAKIEM, socjologiem religii

publikacja 19.02.2007 20:17

Utrata poczucia sensu bycia księdzem-samotnikiem to najczęstszy powód kryzysu. Tygodnik Powszechny, 18 lutego 2007

Wołanie o wybór



Michał Kuźmiński: W poprzednim numerze „Tygodnika” opublikowaliśmy tekst o odchodzących kapłanach, w którym przywołaliśmy Pańskie badania, dotąd nigdzie niepublikowane. Powiedział nam Pan, że 60 proc. czynnych księży uczestniczących w Pańskim sondażu deklarowało chęć prowadzenia normalnego życia rodzinnego przy jednoczesnym wykonywaniu zadań kapłańskich. Jak prowadził Pan te badania?

Prof. Józef Baniak: Na początek uściślijmy, że dokładna liczba wynosi nie 60, a 53,7 proc. Badania prowadziłem przez okres kilku lat na niespełna tysiącosobowej próbie losowej. Chociaż ta technika doboru próby jest w podobnych badaniach najtrafniejsza, jednak nie wszyscy potencjalni respondenci chcieli w nich uczestniczyć – najczęściej z powodu obaw, że mogliby zostać rozszyfrowani przez władzę kościelną. Obawy takie są, rzecz jasna, bezzasadne, bo socjolog nigdy nie ujawnia źródła zebranych wiadomości.

Dlaczego próba losowa jest lepsza od badań przy użyciu techniki celowej?

Zapewnia dużo większą swobodę dotarcia do wybranych z „bazy” respondentów. W przypadku próby celowej odpowiedzi jest o wiele mniej – respondenci, wiedząc, że nie są dla badacza całkiem anonimowi, mają większe opory przed ich udzielaniem. Przy zastosowaniu techniki losowej natomiast, w badaniach może wziąć udział każdy potencjalny respondent spełniający przyjęte kryteria doboru próby. W sondażu wśród byłych księży i wśród księży pracujących aktualnie w Kościele tylko ta metoda spełni oczekiwania.

Fragmenty wyników badań, które podał „Tygodnik”, są więc oparte na odpowiedziach tych respondentów z próby losowej, którzy zgodzili się mówić – a było ich ponad siedmiuset. Próba taka pozwala na ekstrapolację wyników, czyli założenie, iż jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że inni respondenci zapytani o tę kwestię, odpowiadaliby podobnie lub wręcz tak samo. Odsetek badanych, o którym mowa, pozytywnie odpowiedział na pytanie: „Czy mając realną możliwość, chciałby ksiądz być kapłanem żonatym i z własną rodziną pracować jako kapłan w parafii?”. Natomiast w pytaniu kontrolnym otwartym prosiłem o wskazanie powodów, dla których odpowiadający chcieliby wybrać taki właśnie styl życia, czyli styl życia księdza żonatego.

Cały czas mówimy o badaniach wśród księży czynnych, a nie o badaniach wśród byłych księży, które także kiedyś Pan prowadził.

Trzeba jednak dodać, że wśród wielu księży czynnych rysuje się głęboki i rozległy kryzys tożsamości. Dwie trzecie spośród wspomnianych wcześniej 53,7 proc. myślało o odejściu z kapłaństwa, zaś pozostali, choć przechodzą przez ten kryzys, rezygnacji nie biorą pod uwagę (to odpowiednio 36,2 i 17,5 proc. ze wszystkich badanych).



Na czym polega kryzys kapłański?

Bardzo wielu z moich rozmówców to ludzie głęboko zranieni psychicznie i emocjonalnie w warunkach wieloletniej samotności. Utrata poczucia sensu bycia księdzem-samotnikiem to najczęstszy powód kryzysu i rezygnacji księży z kapłaństwa. Na drugim miejscu występuje powód emocjonalny i seksualny – kapłani nie radzą sobie z poczuciem osamotnienia i z obowiązkiem celibatu, potrzebują kontaktów z kobietami, pragną założyć rodzinę i mieć potomstwo. Na trzecim miejscu pojawiają się konflikty z przełożonymi – biskupami, proboszczami, władzami zakonnymi. To, o czym głośno w mediach, np. w przypadku ks. prof. Stanisława Obirka czy o. dr. Tadeusza Bartosia, dzieje się w życiu zwykłych księży nierzadko bardziej dramatycznie, na poziomie parafii. Często do ankiet dołączane były wielostronicowe listy opisujące straszliwe konflikty z przełożonymi. O takich sytuacjach opowiadają mi też księża, z którymi spotykam się poza „polem” badawczym, niektórzy z nich to moi byli studenci. Cóż, księża to zwykli ludzie, choć powołani do wykonywania niezwykłych zadań, często więc zachowują się tak, jakby zapominali o własnym przeznaczeniu; bez wątpienia dotyczy to również wielu biskupów i przełożonych zakonnych.

W ramach badań, oprócz odpowiedzi kwestionariuszowych, prowadziłem często wywiady telefoniczne. Księża, z którymi rozmawiałem, są ludźmi poważnymi, chcą normalnie żyć, część z nich utrzymuje – często bardzo silne emocjonalnie – związki z kobietami. Z ich odpowiedzi wyłania się obraz ludzi bardzo wrażliwych moralnie, których głęboki kryzys bierze się też z tego, że nie mogą pogodzić się z własnym „podwójnym życiem”. Przy czym związki te są bezpośrednią przyczyną kryzysu i myślenia o odejściu najwyżej u co trzeciego księdza.

Kiedy zaczyna się kryzys kapłański?

Bardzo często już na poziomie seminarium, które, jak twierdzę, nie zawsze sprzyja dojrzewaniu do pełnej decyzji o kapłaństwie w celibacie i bezwzględnym posłuszeństwie władzy biskupiej. Księża, dopiero kiedy skończą seminarium i trafią na parafie, konfrontują się z prawdziwym życiem. Gdy pojawia się kryzys tożsamości, pociąga on za sobą kryzys religijny, moralny czy szeroko pojęty kryzys wiary i kryzys pojmowania własnej roli w Kościele.

W Polsce „wyprawianie na księdza” zaczyna się bardzo wcześnie, w środowisku rodzinnym, a następnie w społeczności parafialnej lub lokalnej, gdzie rodzi się swoista presja. Jak wynika z moich badań, zarówno byli, jak i czynni księża o kapłaństwie myśleli od najwcześniejszych lat, często od szkoły podstawowej. Natomiast emocjonalnie i seksualnie dojrzewali dużo później, nie przestając przecież być normalnymi mężczyznami. Odsetek badanych księży, którzy nigdy nie rozważali problemów seksualności, jest równy zeru; zresztą inaczej byłoby to nienormalne. Problem w tym, że nie wszyscy potrafią rozwiązać ten problem z korzyścią dla siebie i dla własnego kapłaństwa.



Po opublikowaniu w poprzednim numerze Pana wypowiedzi, otrzymaliśmy wiele pytań o to, czy uzyskane przez Pana wyniki oznaczają, że aż tylu księży domaga się zniesienia celibatu.

Absolutnie nie tak należy to interpretować. Radykalny postulat zniesienia celibatu pojawia się u 10 do 15 procent księży. Większość mówi o swoistym „prawie” do dokonania wyboru stylu życia kapłańskiego – albo w celibacie, albo w małżeństwie, czyli na wzór Kościoła prawosławnego. Mówienie, że w Kościele rzymskokatolickim celibat jest „dobrowolnym” wyborem, jest dla nich, cytuję, śmieszne. Przecież jeśli nie przyjmą obowiązkowego bezżeństwa, nie będą mogli zostać księżmi.

Ja sam interpretuję to tak, że są ludzie, którzy odczuwają dwa powołania – kapłańskie i rodzinne. Nie mogą realizować obu, dlatego część z nich decyduje się na „pół-dezercję”, część zaś, gdy już się zwiąże z kobietą, rezygnuje z kapłaństwa. Powtarzam – głównie z przyczyn etycznych, nie zaś erotycznych. Oni już nie chcą i nie potrafią dłużej trwać w „podwójnej” moralności czy oszukiwać siebie samych i swoich partnerek, zwłaszcza wtedy, kiedy czują emocjonalny związek z nimi lub z własnymi dzieci; tak było w sytuacji 65 proc. byłych księży.

Mówi Pan o podwójnym powołaniu, rzeczywistość Kościoła jest jednak taka, że wyboru trzeba dokonać. Księża, o których rozmawiamy, dokonywali go. Dlaczego jednak zostali kapłanami?

Bo chcieli nimi zostać. Niektórzy mieli motywy religijne, ale nie tylko – bo jak się okazuje, w Polsce najsilniejszy jest motyw prestiżowy i kulturowo-rodzinny. Wkrótce miało się okazać, że parafia to nie tylko piękny ornat i poważanie wśród wiernych, lecz przede wszystkim trudne życie w samotności i w pełnym oddaniu na służbę Kościołowi, a do aż takiego poświęcenia wielu z nich nie czuło się przygotowanych. Wyobrażali sobie, jak mówią, życie łatwiejsze i wygodniejsze, niż to, które przyszło im prowadzić.

Zdaje Pan sobie sprawę, że dla wielu czytelników są to bulwersujące wyniki?

Oczywiście. Wiem też, że żyjemy w Polsce – w kraju, w którym na księży patrzy się w podwójnym wymiarze: kultu jednostki i przymykania oka na niemoralne poczynania niektórych z nich. Stąd informacje o odchodzeniu księży „do cywila” denerwują nie tylko władze kościelne, lecz są także niemile widziane przez liczny odsetek zwykłych parafian, zwłaszcza wiejskich.

Pracę naukową traktuję bardzo poważnie, dlatego na razie mogę o moich badaniach powiedzieć tylko tyle – reszta wymaga jeszcze opracowania. Nie chcę wyjść poza kanon naukowości, moim celem jest opisywanie rzeczywistości, którą badam, a nie skandalizowanie. Wiem też, że materia, na której pracuję, jest bardzo delikatna: często wiąże się z seksualnością księży, a dla polskiego duchowieństwa jest to jednak temat tabu.



Nie dziwię się zdenerwowaniu hierarchów, którzy poznali wyniki moich wcześniejszych badań na ten temat. Owszem, są w Kościele katolickim ludzie, którzy traktują je poważnie, ale nazbyt często spotykam się z pytaniem „po co to badać”, „po co o tym mówić”? Odpowiadam: po to, by lepiej poznawać Kościół, by wzbogacać wiedzę naukową o strukturach eklezjalnych w Polsce.

Czasem jest mi też niezręcznie, bo bywa, że czuję się jak spowiednik moich respondentów.

Rozmawiał Michał Kuźmiński



***



Prof. dr hab. JÓZEF BANIAK (ur. 1948) jest pracownikiem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Specjalizuje się w socjologii religii i religijności, socjologii moralności oraz socjologii młodzieży, a także w filozofii religii i filozofii dialogu. Opublikował m.in.: „Dynamika powołań kapłańskich i zakonnych w Polsce w latach 1900–1994. Studium socjograficzne” (Kraków 1997), „Wierność powołaniu a kryzys tożsamości kapłańskiej. Studium socjologiczne na przykładzie Kościoła w Polsce” (Poznań 2000), „Rezygnacja z kapłaństwa i wybór życia małżeńsko-rodzinnego przez księży rzymsko-katolickich w Polsce. Studium socjologiczne” (Kraków 2001).