Ukrytej kamery nikt tam nie wniesie

Kinga Hałacińska

publikacja 27.02.2007 12:22

Kazimierz Dolny: co się dzieje w domu sióstr betanek? Tygodnik Powszechny, 25 lutego 2007

Ukrytej kamery nikt tam nie wniesie




- Mało to atrakcji w Kazimierzu?! Nikt oprócz dziennikarzy o to nie pyta – obrusza się dorożkarz. Stoi samotnie na tyłach rynku. Kilkaset metrów dalej, na drodze wjazdowej do miasta, mieszkają siostry, które wedle dokumentu watykańskiej Kongregacji do Spraw Instytutów Życia Konsekrowanego, nie są już zakonnicami, tylko osobami świeckimi. Nikt tutaj nie uważa tego za sensację. Od tego turystów nie przybywa.

Lutowy, szary poranek. Środek tygodnia. W Kazimierzu pustki. Przy kościele farnym droga skręca w dół. Na dole skarpy malownicze domki. Przy drodze kapliczka, na ścianie oznaczony szlak turystyczny. Po drodze rozległe parkingi i Muzeum Przyrodnicze. Turyści chodzą tędy na spacer oglądać stare spichlerze. Warto. Gdy się patrzy na Wisłę z tego miejsca, ma się nieodparte poczucie przestrzeni. Piękna przyrody nie zabija nawet samochodowy korek. Latem jest tu tłok. To „wyjazdówka" na Puławy i Warszawę.

Ten widok zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej znają na pamięć. Fronton budynku ich zgromadzenia wychodzi na ulicę Puławską. Obserwują ją zza wysokiego, kremowego muru, krytego czerwoną dachówką. Od kilku miesięcy obserwują też drogę przed posesją. Dziewiętnaście z nich zostało wymeldowanych spod numeru 64. Na wniosek Zgromadzenia. Reszcie grozi eksmisja, a pięciu byłym siostrom nawet deportacja na Wschód do Rosji i na Białoruś. Ich zgody na pobyt w Polsce wygasły lub zostały cofnięte. Nikt nie wie, ile osób przebywa na terenie Zgromadzenia. Siostry odizolowały się od świata. Nie rozmawiają, ani z przedstawicielami Kościoła, ani z prasą. I nic w ten sposób nie uzyskają. Bo zgodnie z obowiązującym prawem posesja jest własnością Kościoła i powinna być mu zwrócona.

Kto widział siostry?

Czerwony dach na trzypiętrowej kondygnacji i nowiutkie żółtobeżowe ściany wyglądają zachęcająco. Jak kolejny luksusowy hotel lub pensjonat budowany na dynamicznie rozwijającym się nadwiślańskim wybrzeżu. Dwa lata temu była tu ruina. Z jednego z budynków unosi się w górę dym. Będzie obiad. Posesja jest niemała. Od strony ulicy okala ją mur z fantazyjnym czerwonym daszkiem. Tabliczki z informacją o zgromadzeniu – brak. Wyżej mur przechodzi w zwykłą siatkę, która po kilku metrach raptownie się kończy. Każdy może tam wejść. Nad posesją wypielęgnowane grządki. Poukładane kamienie. Na stoku wzgórza figurka Najświętszej Marii Panny. Słychać głosy śpiewających kobiet. Dźwięk trąbki. Sióstr nie widać. – Są, karmią kury, krzątają się. Tylko na ulicę już tak często nie wychodzą. Po zakupy jeżdżą samochodem – tłumaczy mi ich sąsiad. Mają trzy auta. Z czego żyją? Koncepcji jest kilka. Z darów. Z pieniędzy przesyłanych przez rodziny. Z tego, co wyproszą u sponsorów. Uchodzą za gospodarne. Zwłaszcza była matka przełożona Jadwiga Ligocka. To za jej kadencji powstał nowy budynek. Siostry mieszkają w 2-3 osobowych pokojach z łazienką. Pieniądze na budowę przekazał zgromadzeniu Roman Kluska z Optimusa. Przyjeżdżał tu i zawsze był gorąco podejmowany.




Okoliczni mieszkańcy nie wierzą, że sióstr nie wspiera Kościół. Utrzymanie budynków sporo kosztuje. – Przecież wystarczyłoby odciąć prąd i same by stąd odeszły – radzi sąsiad. Najbliżej terenu zgromadzenia, pod numerem 62, mieszka rodzina Mirosława Pyski. On sam chwali sobie to sąsiedztwo. Spokojne. – Jedyne co, to kury śmierdzą. Mogłyby coś z tym zrobić. Folia im się rozerwała, miały tutaj małą szklarnię – pokazuje szkielet budowli, nad którą latają plastikowe płachty. Co u sióstr? Nie wie. Dowiaduje się z gazet i z internetu.

Tak jak większość mieszkańców Kazimierza. O siostrach rozmawia się tylko anonimowo: przez internet: „Kto widział siostry w czasie rekolekcji w kościele? Kto widział siostry u komunii św.? Kto widział siostry w Niedzielę Palmową? Czekam na odpowiedź" – pyta Magda Z. „Może wybiorą się do kościoła w Wielki Czwartek... skoro zaczynają wychodzić za bramę... Ostatnio można je było spotkać po zewnętrznej stronie muru, jak robiły porządki... Już się nie boją dziennikarzy" – odpowiada Julek.

To wpisy sprzed roku. Siostry na Mszę do kościoła już nie chodzą. Mieszkańcy przyzwyczaili się, że siostry są tylko za murem. A przed murem dziennikarze. – Byli z gazet, z TVN-u. Nawet kamerę im podobno potłukli – dowiaduję się od młodzieży na pobliskiej stacji Orlenu. Potłuc mieli ochroniarze wynajęci przez siostry. Bo ostatnie lato było dla betanek gorące.

Mirosław Pyska lubi, jak siostry wystawiają stoły na trawę przed budynkiem. Jedzą wtedy na powietrzu i śpiewają. Nastrój majówki. Tak było latem. Jednak tę sielankę zakłócali dziennikarze, próbując dostać się na ich teren. Koczowali przed bramą. I wtedy siostry poprosiły o pomoc. Nikt nie ma wątpliwości, że nie ochraniają ich żadni profesjonaliści. – To dresiarze! – mówi pracownik Muzeum Przyrodniczego, odpowiedzialny za ochronę obiektu. W Kazimierzu wiele domów chroni firma Skorpion. Przed kradzieżą. Ale betanek nikt nie okradnie. Są tam bez przerwy. Otoczone ciszą. Nawet dziennikarze przestali przyjeżdżać. Ale wynajęci dresiarze zostali.

Córka zerwała

Pod bramą betanek czasami przystają samochody. Wtedy ją otwierają. To przyjeżdżają rodziny tych sióstr, które postanowiły poprzeć matkę przełożoną Jadwigę Ligocką. Od 1999 r. była przełożoną wszystkich betanek. W maju 2005 r. kończyła się jej kadencja, a dalsze jej przedłużenie zależało od decyzji wizytatora apostolskiego. Wypadła negatywnie. Siostra ma wizje, słyszy proroctwa i widzi cudowne światła. Jakie? O nich również można przeczytać w internecie. Jeden z mieszkańców Kazimierza opowiada: – Siostra Jadwiga opowiadała nam, że widziała cztery demony stojące na krańcach kuli ziemskiej. Miotały w górę płonącymi gromami, aż ziemia pękła na cztery części. Chrystus powiedział jej, że to jest znak, iż ziemię opanowały cztery plagi: głód, nienawiść, bezbożność i kłamstwo. A siostra Jadwiga ma z nimi walczyć.

W lipcu 2005 r. nową przełożoną generalną zgromadzenia została siostra Barbara Robak. Siostra Jadwiga nie podporządkowała się decyzji Kongregacji. Wysłała list do wszystkich domów zakonnych wzywający siostry, które ją popierają, do pozostawienia wszystkich swoich obowiązków i stawienia się w domu generalnym w Kazimierzu Dolnym. Tak też się stało. Przyjechało tam 68 zakonnic. Większość wychowywanych i formowanych przez siostrę Jadwigę.




Nie powiodły się żadne próby mediacji. Siostry nie odbierają telefonów. Ale nie od wszystkich. Rodziny przyjeżdżają, a siostry są uprzedzane telefonicznie. By nie wpuścić rodzin niepożądanych. To znaczy tych, które chcą odebrać swoje córki z miejsca uważanego przez nie za sektę. Te rodziny przeżywają prawdziwy dramat. – Czy moja córka przebywa teraz w pensjonacie? Kim jest? – pyta matka jednej z byłych sióstr. Wszystkie rodziny dostały list od rezydującej w Lublinie siostry Barbary: „W związku z opowiedzeniem się państwa córki przeciwko Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Przełożonej Generalnej i Radzie Generalnej, związek jej ze zgromadzeniem został zerwany. Za dalsze losy i stan jej zdrowia zakon nie ponosi odpowiedzialności".

Rodziny chcą prosić siostrę Barbarę o ujawnienie adresów innych dziewcząt. Chcą pojechać tam razem. – Rodziców martwiących się o losy swych córek jest dużo. „Potrzeba nam wiele siły i odwagi" – pisze w internecie zatroskana matka. I nie myli się. Rodziny podjeżdżały pod bramę w asyście policji z Puław. I wracały z kwitkiem. Siostry są pełnoletnie. Mogą decydować, gdzie chcą przebywać. Wiele zostało z siostrą Jadwigą.

Zza muru, nad czerwonym dachem, widać figurkę. Nic nadzwyczajnego. W końcu to teren zgromadzenia zakonnego. Ale od przechodzącej przed bramą młodzieży dowiaduję się, że to pamiątka objawień matki przełożonej. Radzą przyjechać latem, kiedy widać grządki nad budynkiem. Siostry ułożyły z kwiatów i kamieni napis: „Jezus".

Ci młodzi znają siostry. Pracują w pobliskim hotelu. Ktoś macha do nich zza firanki. – Ludzie te siostry lubią – tłumaczą. – Tylko prasa przedstawia je jako złych ludzi. Gdy TVN chciał wejść na ich teren z ukrytą kamerą, to nikt z mieszkańców nie zgodził się jej wnieść.



***



Jaki będzie finał tej historii? Siostry są już wymeldowane. Stało się tak na wniosek zgromadzenia. Burmistrz miasta twierdzi, że budynek nie jest własnością gminy, więc, interweniować nie będzie. Arcybiskup Józef Życiński już zwrócił się w tej sprawie do sądu. Egzekucja wyroku sądu należy do komornika. Może, ale nie musi towarzyszyć mu policja. Dziś jeszcze nikt nie zaprząta sobie tym głowy. A już na pewno nie w Kazimierzu. Sierżant Rafał Włoś odsyła do rzecznika komendy policji w Puławach. – Nas to nie dotyczy – wyjaśnia.