Pytania graniczne

Dariusz Jaworski

publikacja 20.03.2007 07:01

Ks. Tomasz Węcławski "zakończył i zamknął" działalność kapłańską Tygodnik Powszechny, 18 marca 2007

Pytania graniczne




Od kilku już lat powtarzał, że „najbardziej interesujące rzeczy dzieją się na najdalej wysuniętych granicach poszczególnych nauk". I że chodzi o to, aby ludzie działający na tych rubieżach się spotkali.

On sam w teologii „od zawsze" zajmował się obszarami granicznymi i wielokrotnie spotykał się z zarzutem obrazoburstwa. „Tylko że teolog – powiedział mi w jednej z rozmów – jest od tego, żeby ciągle stawiać niewygodne pytania i burzyć pewne obrazy. Żyjemy bowiem w świecie potężnych wyzwań i żeby im sprostać, musimy przede wszystkim zgodzić się na postawienie wszystkich możliwych do postawienia pytań".

I tak na poznańskim Uniwersytecie w ubiegłym roku powstała Pracownia Pytań Granicznych – interdyscyplinarna jednostka naukowa. Na jej czele stanął prof. Tomasz Węcławski – kapłan, choć już bez skrótu „ks." przed tytułem naukowym. Sam przestał go używać. Przed kilkoma dniami wyjaśnił dlaczego: „Zakończyłem i zamknąłem moją działalność kapłańską".

Dlaczego? Może jak przed wiekami Orygenes, w stawianiu sobie „wszystkich możliwych do postawienia pytań" doszedł do twierdzeń, które „wypchnęły" go poza oficjalną naukę Kościoła? A może przyczyna jest inna, po ludzku banalna? Nie wiem. Wiem tylko, że ten niezwykły człowiek dokonał nie pierwszej w swoim życiu gwałtownej zmiany. Zmiany, którą osobie wierzącej trudno zrozumieć, a jeszcze trudniej zaakceptować. Tym bardziej że sam Profesor nie zamierza się z niej tłumaczyć oraz komentować inaczej niż przez swoją „dalszą działalność publiczną".



***



Pierwszą gwałtowną zmianą w życiu Tomasza Węcławskiego była rezygnacja ze studiów po drugim roku na poznańskiej Politechnice. Ku zdziwieniu rodziny i przyjaciół wstąpił do seminarium. Zaskoczenie było tym większe, że o byciu księdzem od dziecka marzył jego młodszy brat Marcin (dziś proboszcz w poznańskiej parafii pw. Maryi Królowej), a Tomasz nie był nawet ministrantem.

Kiedyś powiedział mi, że w rodzinie największy wpływ na ukształtowanie formacji religijnej syna ma ojciec. A sędziwy dziś Marek Węcławski (historyk, wieloletni redaktor „Przewodnika Katolickiego", tłumacz z niemieckiego dzieł Rahnera i Ratzingera), to człowiek, który nigdy nie terroryzował bliskich swoją głęboką religijnością. Tomasz nie dał się przekonać, że lepiej najpierw skończyć „cywilne" studia, a potem wstąpić do seminarium. Przemyślał wszystko i wiedział, co ma zrobić.

Tak jest zresztą do dzisiaj – do bólu konsekwentny w swoich decyzjach, uparty. Gdy coś po głębokim namyśle postanowi, nie sposób go od tego odwieść.




***



Ma opinię intelektualnego geniusza. Do tego nieprzyzwoicie pracowitego. A jak wiadomo, połączenie tych walorów rodzi mieszankę porażającą – porażającą tych, którzy znajdują się w polu jego myślowego oddziaływania. Zna świetnie siedem języków – jeszcze w seminarium przetłumaczył na czeski (którego sam się nauczył) „Dogmatykę" ks. Wincentego Granata. Na polski tłumaczy Karla Čapka. Napisał prawie 30 książek, począwszy od fundamentalnych teologicznych prac („Królowanie Boga"), poprzez ich zbeletryzowane wariacje („Sieć"), aż po „Ewangelię dla dzieci". Na swojej stronie internetowej umieszcza zapisy przeprowadzonych wykładów, zarówno w wersji drukowanej, jak i audio – nie ma też nic przeciwko ich kopiowaniu. Przy niektórych tworzy fora dyskusyjne, regularnie odpowiadając na stawiane pytania. Gości zresztą na innych internetowych listach dyskusyjnych. Niektórzy mówią, że właśnie w sieci zrodził się pomysł Pracowni Pytań Granicznych i przyjaźń z tymi, którzy pomogli mu ją powołać do życia.

Elektroniczne technologie zdają się nie mieć dla niego tajemnic. Będąc dziekanem, skomputeryzował cały Wydział Teologiczny UAM, a potem osobiście napisał kilka przydatnych mu programów. Używa sprzętu najnowszej generacji, posługując się nim z wprawą przyprawiającą o kompleksy specjalistów.



***



Jest kapłanem, teologiem i filozofem, nauczycielem i kaznodzieją, pisarzem i publicystą, tłumaczem i komentatorem, rowerzystą i miłośnikiem włoskiej kuchni. W każdej z tych ról wydaje się wyjątkowy i perfekcyjny (merytorycznie i organizacyjnie); w każdej z tych ról jest samodzielny i niezależny, odrzucający uprzedzenia i stereotypy; w każdej – krytyczny, ale jak mało kto potrafiący słuchać... No, może w tej ostatniej kwestii należałoby użyć czasu przeszłego, bo w minionych tygodniach pozostający z nim w bliskich związkach ludzie nie potrafili przebić się doń ze swoimi obawami, dotyczącymi jego osoby.

Erudycja teologiczna (i nie tylko) zdaje się wprost proporcjonalna do jego skromności. Krytyczność, która nie potępia, odwaga, która nie rodzi pychy, serdeczność, która nie przemienia się w poufałość – to wszystko zbudowało jego charyzmę. Ten ascetyczny kapłan stał się autorytetem nie tylko dla ludzi głęboko wierzących (Wojciech Bonowicz przyznaje, że serce w nim pałało, kiedy autor „Królowania Boga" wyjaśniał pisma), ale i dla tych, którzy z Kościołem żyli na bakier – byli wobec niego obojętni, wadzili się czy go odrzucali. Myślę, że serce w uwiedzionych pałało nie tylko ze względu na to, co Profesor wyjaśniał, ale i na sposób, w jaki to robił. Odwoływanie się do literatury pięknej, posługiwanie się metaforą, operowanie paradoksem i intelektualną prowokacją, stosowanie „nienaukowych" form podawczych – to uwodziło i uwodzi odbiorcę tekstów Węcławskiego.

Nie wszystkich jednak. Większość członków stanu duchownego nie dała się uwieść. Pomijając tych, którzy polemizują (i to bardzo ostro) w warstwach merytorycznej i metodologicznej, pozostali rozbili się o ową metaforykę, frazę wielokrotnie złożonych zdań czy myślowe skróty.




***



Tomasz Węcławski nie walczy z Kościołem, choć niektórzy jego admiratorzy i wrogowie tak twierdzą. Wydaje się raczej przykładem wiernego, którego krytyka wobec Domu Pana jest wyrazem odpowiedzialnej, ale i trudnej miłości.

To w znacznej mierze determinacja Węcławskiego sprawiła, że Wydział Teologiczny wrócił w strukturę poznańskiego Uniwersytetu. Profesor był już wtedy jego dziekanem. Kilka lat wcześniej jednoznacznie postawił na uprawianie nauki, rezygnując z sekretarzowania ówczesnemu metropolicie abp. Jerzemu Strobie. A przecież ten jeden z ostatnich prawdziwie wielkich Książąt Kościoła widział w niepokornym i nietuzinkowym teologu przyszłego biskupa.

Węcławski jest bezkompromisowy tam, gdzie dzieje się zło. To on nie zawahał się postawić cały swój autorytet, żeby pomóc klerykom i wyrugować grzech z pałacu biskupiego. Mimo że dowody molestowania kleryków przez abp. Juliusza Paetza były ewidentne, hierarchowie próbowali sprawę „zamieść pod dywan". Zło zostało ujawnione, abp Paetz ustąpił, ale sprawa jednoznacznie nie została nazwana. Profesor przypłacił to utratą stanowiska dziekana oraz ostracyzmem w niektórych kościelnych kręgach.

Odważne dochodzenie do prawdy jest bowiem jego powołaniem. A jak sam zaznacza, nie ma innej drogi do prawdy niż „otwarta rozmowa między ludźmi". Nie jest ona łatwa, próbować jednak można i trzeba. „Także po to – napisał na swojej stronie internetowej – tworzymy Pracownię Pytań Granicznych, żeby można było swobodnie i odpowiedzialnie rozmawiać".



***



To nie panegiryk, który ma przysłonić dramat „zakończenia i zamknięcia działalności kapłańskiej" Tomasza Węcławskiego oraz uśmierzyć ból. To raczej skromna próba oddania sprawiedliwości dotychczasowej postawie Profesora – postawie „przed...". Co będzie „po..."? Nie wiem i powiem szczerze: boję się tej przyszłości. Tym bardziej że nie umiem sobie odpowiedzieć na podstawowe pytania: dlaczego? po co? gdzie odpowiedzialność? czy to aby nie zdrada?

Paradoksalnie to dla mnie pytania graniczne, które – parafrazując Bonowicza, piszącego o trudnościach w percepcji tekstów Węcławskiego – odnosząc się do rzeczywistości wymykającej się słowom, w jakimś sensie muszą „przekroczyć" słowo.



***



Dariusz Jaworski jest zastępcą redaktora naczelnego poznańskiego dodatku „Gazety Wyborczej".