Nie dla towarzystwa

ks. Adam Boniecki

publikacja 18.05.2007 06:41

Zmarł arcybiskup Kazimierz Majdański. Mój mistrz. Tygodnik Powszechny, 13 maja 2007

Nie dla towarzystwa




Zmarł arcybiskup Kazimierz Majdański. Więzień Sachsenhausen i Dachau, wykładowca teologii moralnej, obrońca wartości rodziny we współczesnym społeczeństwie, sympatyk Radia Maryja. Mój mistrz.

Był jedną z najbardziej wyrazistych postaci we włocławskim seminarium. Postawny, staromodnie uczesany, z przedziałkiem przez środek głowy, w ruchach i sposobie mówienia opanowany tak bardzo, że jakby nieco sztuczny, z ujmującym uśmiechem, dbały o poprawność języka (często nas korygował: „nie odnośnie czegoś, ale odnośnie do; lepiej jednak unikać tej formy, nie jest ładna"), surowy na egzaminach, chyba przywiązywał większą wagę do inteligencji egzaminowanego niż do pamięciowego opanowania materiału, choć i tego wymagał.

Metody skromne, ale skuteczne

Ks. Majdański był wicerektorem seminarium (odpowiedzialnym za wychowanie kleryków) i uczył nas teologii moralnej. Jako dochodzący na wykłady ekstern niewiele wiem o nim jako o wychowawcy, ale jako wykładowcy wiele mu zawdzięczam. Mówił: „nasza metoda nauczania jest skromna, ale skuteczna". Polegała na wbijaniu nam w głowę łacińskiego podręcznika o. Domenico M. Prümmera: wykłady były oparte na polskim tłumaczeniu tegoż, od nas wymagał lektury oryginału. Przepytywał z umiejętności tłumaczenia i dzięki temu nauczyłem się podręcznikowej, dość prostej łaciny. Dziś podręcznik Prümmera podaje się za przykład legalistycznego traktowania teologii moralnej i pewnie jest w tym dużo słuszności, jednak adeptów tak nieprzygotowanych jak my scholastyczny wykład chronił przed umysłowym chaosem.

Do klasycznego podręcznika ks. Majdański dołączył traktat własnego autorstwa, poświęcony zagadnieniom świadomego rodzicielstwa. Żył jeszcze Pius XII, którego przemówienie do uczestniczek Kongresu Włoskiej Katolickiej Unii Położnych (29 X 1951) zrewolucjonizowało podejście Kościoła do współżycia małżeńskiego (Papież uznał tam moralną wartość współżycia także wtedy, gdy nie jest ono związane z zamiarem płodzenia potomstwa). W wykładach ks. Majdański kładł ogromny nacisk na tzw. naturalne metody. Odwołując się do dokumentów polskiego Episkopatu uczył, że mamy obowiązek zawsze o nie pytać podczas spowiedzi małżonków – mówił, jak pytać, czego wymagać i jakie stosować sankcje (aż do odmowy rozgrzeszenia). Był jednak stanowczo przeciwny temu, by naturalnych metod uczyli księża. To – jego zdaniem – stanowiło zadanie kompetentnych świeckich. Jestem przekonany, że rozwój kościelnego poradnictwa rodzinnego w znacznym stopniu jest jego zasługą.

Jednak nie tylko w materii świadomego rodzicielstwa odchodził ks. Majdański od starego Prümmera. Pamiętam jego wykład o św. Janie od Krzyża, jego przekład książki o. Garrigou-Lagrange'a OP „Trzy drogi i trzy nawrócenia" – opartego na Janie od Krzyża traktatu o rozwoju życia duchowego. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o ks. Karolu Wojtyle: ks. Majdański wspomniał, że w Krakowie żyje młody ksiądz, który pod kierunkiem Garrigou-Lagrange'a (co zresztą nie było całkiem ścisłe) napisał znakomitą pracę doktorską o Janie od Krzyża.

Szwajcarskie domesticum

Jestem przekonany, także na podstawie tego, co czasem mówił, że na życie duchowe arcybiskupa ogromny wpływ wywarły lata przeżyte w niemieckich obozach Sachsenhausen i Dachau, gdzie trafił jako alumn w roku 1939. W Dachau był poddawany doświadczeniom pseudomedycznym, czego skutki odczuwał całe życie. Ktoś mi opowiadał, że od niechybnej śmierci chorego na tyfus kleryka uratował współwięzień, podając mu wywar z tytoniu wykruszanego z niedopałków.




W czasie mojego pobytu we Włocławku był redaktorem naczelnym wskrzeszonego wtedy przedwojennego pisma „Ateneum Kapłańskie". To on zmienił archaiczną szatę graficzną i sprawił, że nudnawe pismo teologiczne stało się, przynajmniej dla nas wtedy, dość interesujące, m.in. dzięki ciekawym przekładom. Choć się tym nie przechwalał, było wiadomo, że ks. Majdański jest człowiekiem obytym w świecie kultury zachodniej. Cytowane od niechcenia lektury, powoływanie się na ludzi, których znał – w dość prowincjonalnym wówczas Włocławku robiło wrażenie, a pewnie też irytację. Jego poprzednik na katedrze teologii moralnej, sędziwy już ks. Borowski, zwykł z przekąsem mówić o nim jako o absolwencie „jakiegoś szwajcarskiego domesticum" (domowe studia w siedzibach zakonów). W rzeczywistości ks. Majdański studiował na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu we Fryburgu Szwajcarskim, uzyskując tam doktorat.

Nie wiem, jakie były jego relacje z ordynariuszem, bo nigdy nie słyszałem najmniejszej aluzji z jego ust, ale pamiętam wizytację wykładu ks. Majdańskiego przez tegoż ordynariusza, dawnego profesora teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Wileńskim biskupa Antoniego Pawłowskiego. Od hierarchy bił chłód, a nasz profesor, zwykle opanowany, był blady i wyraźnie spięty. Z wizyty ad limina w 1962 r. bp Pawłowski przywiózł z Rzymu dla ks. Majdańskiego jakąś prałacką nominację. Wkrótce potem Prymas wręczył mu nominację na włocławskiego biskupa pomocniczego. Zaskakujący był ten brak koordynacji.

Biskup się obruszył

Z pewnością na zaangażowanie w problematykę rodziny miał wpływ starszy brat, znany już przed wojną publicysta, który analizując dane demograficzne, przewidywał powolne wymieranie Europy. To Walenty Majdański pierwszy rzucił myśl o utworzeniu instytutu zajmującego się rodziną: powołanego przez biskupa Kazimierza przy warszawskiej ATK jako Instytut Studiów nad Rodziną.

Tymczasem w roku 1979 Jan Paweł II – z którym łączyły go więzy starej przyjaźni – przeniósł go z funkcji biskupa pomocniczego Włocławka na stolicę biskupią do Szczecina. Ordynariuszem diecezji szczecińsko-kamieńskiej pozostawał do roku 1992, kiedy diecezja została podniesiona do rangi metropolii. Troszczył się o rozwój nauki na Pomorzu Zachodnim, podejmując starania o utworzenie Uniwersytetu Szczecińskiego, zakładając w mieście seminarium i filię Instytutu Studiów nad Rodziną. Bartłomiej Sochański, były prezydent miasta, w rozmowie ze szczecińską „Gazetą Wyborczą" wspomina: „To był wielki człowiek, nie tylko Kościoła. W trudnych latach 80. potrafił doskonale tonować nastroje, wpływać na społeczeństwo działające wówczas często pod wpływem ogromnych emocji. W pierwszych latach po '89 r. był duchowym wsparciem dla kształtującego się samorządu. Warto zwrócić uwagę na jego zaangażowanie w polsko-niemieckie pojednanie. Człowiek, który wycierpiał w czasie wojny tak wiele, potrafił się wznieść ponad to cierpienie i wyciągnąć do Niemców rękę".

W 1980 r. Jan Paweł II powołał go na wiceprzewodniczącego i sekretarza Watykańskiego Komitetu ds. Rodziny kierującego przygotowaniami Synodu Biskupów o Rodzinie, na którym odegrał ważną rolę. Jeden z jego ówczesnych współpracowników żalił się, że na propozycję wprowadzenia go – na płaszczyźnie towarzyskiej – w środowisko związane z dykasterią, biskup się obruszył: „nie jestem tu w celach towarzyskich, ale żeby pracować dla Kościoła".

Abp Majdański zostawił po sobie ponad 30 książek i ok. 250 artykułów. Do końca, mimo złego stanu zdrowia (poruszał się na wózku), żywo interesował się tym, co się dzieje w Polsce. 11 listopada 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Orderem Orła Białego „w uznaniu znamienitych zasług dla RP, za propagowanie wartości i znaczenia małżeństwa i rodziny we współczesnym społeczeństwie".

Zmarły nie był entuzjastą „Tygodnika". Czuł się bliższy Radia Maryja, a „Nasz Dziennik" opublikował wiele jego artykułów i przemówień. Moi krewni z Florydy, u których lubił spędzać wakacje, uporczywie, lecz daremnie starali się zmienić to nastawienie. Podczas nielicznych naszych spotkań do mnie odnosił się z niezmienną serdecznością. Od tego, co nas różniło, ważniejszy był i pozostanie dla mnie obraz ks. Majdańskiego sprawującego Mszę św. Sposób, w jaki to czynił sprawia, że nadal jest mistrzem w mojej kapłańskiej drodze.