Nie czas na sensacje

Ks. Adam Boniecki

publikacja 11.10.2007 09:21

Burza wokół „eutanazji Papieża" Tygodnik Powszechny, 7 października 2007

Nie czas na sensacje




Umierający, udręczony chorobą Jan Paweł II znów znalazł się w polu zainteresowania światowych mediów. Gazety, telewizje, internet pełne są spekulacji na temat tego, czy Papieża... poddano eutanazji. Powiedzmy od razu: spekulacji całkowicie nieuprawnionych.

Zbieg dat był prawdopodobnie przypadkowy, lecz wymowny. W dniu, w którym na łamach włoskiego dwutygodnika „MicroMega" ukazał się artykuł Liny Pavanelli na ten temat, Kongregacja Nauki Wiary ogłosiła „Odpowiedzi na pytania dotyczące sztucznego odżywiania i nawadniania". Zatwierdzony przez Benedykta XVI dokument odnosi się do sytuacji osób w „trwałym stanie wegetatywnym". Ujęty w formę odpowiedzi na dwa pytania, nie pozostawia żadnych wątpliwości: „Podawanie pokarmu i wody, także metodami sztucznymi, jest zasadniczo zwyczajnym i proporcjonalnym sposobem podtrzymania życia. Jest ono więc obowiązkowe w takiej mierze i przez taki czas, w jakich służy właściwym sobie celom, czyli nawadnianiu i odżywianiu pacjenta. W ten sposób zapobiega się cierpieniom i śmierci, które byłyby spowodowane wycieńczeniem i odwodnieniem". Oraz: „Pacjent w »trwałym stanie wegetatywnym« jest osobą, zachowującą swą podstawową godność ludzką, a zatem należy się mu zwyczajna i proporcjonalna opieka, obejmująca zasadniczo dostarczanie wody i pokarmu, także w sposób sztuczny".

Jan Paweł II nie był oczywiście w „trwałym stanie wegetatywnym". W takich przypadkach, jeśli podjęcie sztucznego odżywiania jest konieczne, prawo nakazuje lekarzowi zaproponować to pacjentowi i uświadomić mu konsekwencje odmowy. Decyzja jednak należy do chorego. Lina Pavanelli – lekarz anestezjolog, były wykładowca w Instytucie Anestezjologii i Reanimacji Uniwersytetu w Ferrarze i dyrektorka specjalistycznej (w zakresie anestezjologii i reanimacji) szkoły pielęgniarek – napisała, że Jan Paweł II umierał z wycieńczenia, bo na własne życzenie nie był sztucznie karmiony. Czyli wbrew temu, czego nauczał innych, wybrał „słodką śmierć", eutanazję. Zdaniem Pavanelli, analizującej ogłaszane w czasie choroby Papieża biuletyny (nie była obecna przy żadnym etapie leczenia), w ostatnich tygodniach życia Jan Paweł II nie był wystarczająco odżywiany, co doprowadziło do utraty wagi, wyczerpania organizmu i zaniku energii immunologicznej, a w rezultacie stało się przyczyną infekcji i – w konsekwencji – śmierci. Chodzi o niezastosowanie na czas sztucznego odżywiania za pomocą wprowadzonej przez nos sondy. Anestezjolożka twierdzi, że zrobiono to dopiero 30 marca, kiedy było już za późno.

Watykan do szumu wywołanego przez jej artykuł w ogóle się nie ustosunkował. Papieski lekarz Renato Buzzonetti udzielił wprawdzie wywiadu dziennikowi „La Repubblica", jednak bez wyraźnego odniesienia do tez anestezjolożki. Jeden z najbardziej miarodajnych świadków, kard. Stanisław Dziwisz, powiedział mi, że nie chce się zajmować „nieopartymi na znajomości faktów zmyśleniami".




Hipoteza Liny Pavanelli, przedstawiana jako ścisła rekonstrukcja faktów, jest bowiem słaba. Po pierwsze, zbudowano ją bez znajomości dokumentacji medycznej. Po drugie, powstała w określonym celu. Lekarka przyznaje, że zaczęła studiować przebieg ostatnich tygodni życia Jana Pawła II w związku ze śmiercią Piergiorgio Welby'ego. Ten cierpiący od lat na zanik mięśni 61-letni mężczyzna, który żył tylko dzięki połączeniu z automatycznym respiratorem, w grudniu 2006 r. został na własne życzenie od niego odłączony, by – jak oświadczył – „z godnością umrzeć". Kościół uznał to za eutanazję i odmówił Welby'emu katolickiego pogrzebu.

Pavanelli napisała, że rozumie motywy, którymi kierowało się otoczenie Papieża, ale wyjaśniła, że ich nie podziela. Ja z kolei rozumiem jej racje, ale ich nie podzielam: lekarka z Ferrary chce podważyć wiarygodność Kościoła, którego stanowisko jest dziś bodaj najpoważniejszą przeszkodą w liberalizacji prawa o dopuszczalności eutanazji. Jan Paweł II, przynajmniej po śmierci, miałby przestać być „znakiem sprzeciwu" w tej sprawie.

***

Choroba i śmierć Papieża pobudzają wyobraźnię lekarzy. Opowiadał mi uczestnik jakiegoś kongresu medyków w Rzymie, że po audiencji u Jana Pawła II rozpętała się wśród jej uczestników debata na temat sposobów leczenia gospodarza. W efekcie przekazali swoje obserwacje księdzu Dziwiszowi. Podobnych rad i sugestii musiało do Watykanu napływać wiele. Trwa to – jak widać – i po śmierci. Jedni zarzucają lekarzom Papieża stosowanie „uporczywej terapii", inni oskarżają ich o dokonanie eutanazji. Można sobie tylko wyobrazić, jak musi to być trudne dla tych, którzy wtedy podejmowali decyzje, którzy do końca spieszyli z pomocą umierającemu, będącemu dla nich oczywiście papieżem, ale może bardziej jeszcze człowiekiem najbliższym, bardzo drogim, z którym na wiele lat związali życie. Wielu z nas, którzy towarzyszyliśmy odchodzeniu najbliższych, zna udrękę owych bezowocnych wyrzutów sumienia wobec nieodwracalnego.

Debata nad postępowaniem z człowiekiem nieuleczalnie chorym i cierpiącym, nad przedłużaniem na wszelkie sposoby jego życia, jest ważna. Dzięki niej rozwinęła się medycyna paliatywna i bezcenny ruch hospicyjny. Używanie śmierci Jana Pawła II do podważania wiarygodności Kościoła jest natomiast niefortunne i chybione. Wiem, że nie wszyscy na świecie są wielbicielami Jana Pawła II, ale tym, którzy pamięcią o jego cierpieniach i umieraniu zamierzają w ten sposób manipulować, mówię: najpierw dobrze się zastanówcie.