Święty Kościół grzesznych ludzi

Maciej Müller

publikacja 15.11.2007 09:35

Wiara: dlaczego nie odchodzę. Tygodnik Powszechny, 11 listopada 2007

Święty Kościół grzesznych ludzi




Opiekun ministrantów uchodził za fajnego. Organizował dla chłopaków mecze i wycieczki. Wiedział, że wielu przyszło do ministrantury, bo przymusili ich rodzice; chciał im to wynagrodzić. Paweł Śliwa, dziś 23-letni student politologii, kończył wtedy podstawówkę. – W końcu doszło do tego, że ksiądz ciut za bardzo się w tych relacjach rozluźnił – wspomina.

Poszli do niego z dwoma kolegami na plebanię. Ksiądz spytał, czy nie podrzuciliby mu paru filmów pornograficznych, bo on niestety nie ma. Chłopaków to bawiło. – Nagle się okazało, że ksiądz też jest facetem – uśmiecha się Paweł. Filmów porno nie mieli, ale zaproponowali księdzu kreskówkę z Beavisem i Buttheadem. Oburzył się, powiedział, że to atak na Kościół. Innym razem zwrócił uwagę na jednego z kolegów Pawła: „Widzę, Marcinku, że ci już włoski na łydkach rosną". Wzięli nogi za pas. Media nagłaśniały akurat skandale pedofilskie w USA, więc wiedzieli, co się może święcić. Paweł przestał chodzić do kościoła parafialnego.

Po jakimś czasie zadzwonił telefon. Była godzina 22. – Odebrał brat, powiedział: „Ksiądz do ciebie". – Było mu żal, że się wypisałem z ministrantów – mówi Paweł. Czuł się winny. Po paru minutach rozmowy się wyluzował i spytał: „A bawiłeś się już dzisiaj ze sobą?". Rzucił słuchawką. Ale został w Kościele.


Niebo w płomieniach


– Arcybiskup molestował według schematu. Kiedy kleryk wpadł mu w oko, starał się z nim umówić sam na sam. Jeśli nie było stanowczego protestu, ręce arcybiskupa zaczynały krążyć w okolicach jego pośladków i genitaliów – tak w lutym 2002 r. o zachowaniach abp. Juliusza Paetza opowiadali dziennikarzom „Gazety Wyborczej" poznańscy duchowni. Prawda o tym, co się działo przez lata w pałacu biskupim, poraziła polski Kościół. Szczególnie kiedy wyszło na jaw, że skandal tuszowali urzędnicy kurialni, a informowani o nim członkowie Episkopatu nie podjęli żadnych działań. „Nie chcę już być w takim zakłamanym Kościele" – pisali na katolickich forach internauci.

– Tylko w wyjątkowych sytuacjach możemy mieć pewność, dlaczego ktoś występuje – mówi prof. Mirosława Grabowska, socjolog religii z Uniwersytetu Warszawskiego. – Czy z powodu oburzenia moralnego, czy utraty wiary, czy niechęci do płacenia podatków (jak się to dzieje w Niemczech). Ale badania w skali globalnej nie wykazują jakiegoś zdecydowanego odpływu od Kościoła.

Przypływy i odpływy wiernych nie są bynajmniej specyficzną cechą naszych czasów. – Na lata 80. przypadła w Polsce fala powrotów: odnotowano więcej chrztów niż urodzeń – mówi socjolożka. – Rodzice chrzcili kilkuletnie już dzieci, chrzcili się dorośli,którzy dotąd o tym nie myśleli. Wahania religijności występują zresztą nie tylko w cyklach historycznych, ale i w indywidualnych biografiach. Młodzi ludzie często odchodzą od wiary w okresie dojrzewania, buntując się przeciw autorytetom. Prof. Grabowska nazywa to zjawiskiem „Nieba w płomieniach", nawiązując do znanej książki Parandowskiego. Człowiek rozluźnia więzi z Kościołem, jawiącym mu się jako instytucja dogmatyczna i skostniała. Ale w końcu wraca. Bo zakłada rodzinę i chce wychować dzieci zgodnie z tradycją. To najczęstsza ścieżka powrotu.



Wrócę


Swoje miejsce Paweł Śliwa odnalazł u warszawskich dominikanów, na Służewie. Zaczął chodzić na „dziewiętnastki". – Ale to nie trwało długo, niestety – mówi. – Zaczęło się liceum, rozkręciły imprezy. Kiedy przyszedłem zawiany na kurs do bierzmowania, ksiądz mnie wyrzucił. Z czasem przestał w ogóle chodzić do kościoła. Z powodu niemożliwości dopasowania moralnej nauki katolicyzmu do życia: zamieszkał z dziewczyną. – Ale coś mnie cały czas z tyłu głowy uwierało. Umarł Papież, siedziałem wtedy u znajomych. Poszliśmy do kościoła, ale nie przerodziło się to w powrót. Niestety.

Paweł często używa słowa „niestety", kiedy mówi o swoim byciu poza Kościołem. Rok temu stwierdził, że może dobrą drogą powrotu będzie spowiedź. Poszedł, wyznał, co mu nie pasuje. – Ksiądz mnie wysłuchał i stwierdził, że nie dojrzała we mnie jeszcze chęć powrotu, skoro żyję w ten sposób. Nie dał rozgrzeszenia. Pawłowi spodobało się, że spowiednik potraktował go poważnie. Bo jeśli kiedyś wróci, to nie będzie zwykłym polskim katolikiem, który w sobotę idzie się upić, a w niedzielę udaje, że wszystko OK, i tup, tup do kościółka.
– Nie chcę być hipokrytą. Bóg to nie jest ktoś, z kim możesz żyć na pół gwizdka.

Na razie nie chodzi do kościoła nawet w Boże Narodzenie. Nie modli się; tylko nad grobem jest w stanie odmówić pacierz. Ale coś go ciągle uwiera. – Mama umarła, kiedy miałem 13 lat. Wiem, że nadzieją na to, żebyśmy się jeszcze spotkali, jest wiara. Myślę o założeniu rodziny. Przyjdzie moment, kiedy będę chciał zabrać dziecko do kościoła. Wtedy wrócę.


Gniew


Agnieszka Matwiejczuk, obecnie studentka trzeciego roku religioznawstwa na UJ, w liceum odkryła podobieństwa między różnymi systemami religijnymi. Zagadnęła o to spowiednika. – Wydarł się na mnie, stwierdził, że mam za małą wiedzę, żeby dyskutować – wspomina. W tym roku wybrała się do spowiedzi do dominikanów. Przed nią było siedem osób, więc do konfesjonału podeszła o 19.40; dyżur trwał do dwudziestej. – Zakonnik wyszedł, policzył ludzi, a potem z pretensjami: „o piętnastej nie było nikogo, a teraz przychodzicie na ostatnią chwilę". Kiedy poza wyznaniem grzechów chciałam o coś spytać, powiedział, że nie ma czasu, że jest z kimś umówiony. Wyszła podenerwowana, prawie się rozpłakała. Pomyślała, że nie pójdzie więcej do kościoła. W obu przypadkach po paru tygodniach doszła jednak do wniosku, że jeden ksiądz to nie cały Kościół, a w każdym zawodzie są lepsi i gorsi.

Zgorszenia Kościołem można podzielić na „prywatne", kiedy krzywda dotyka jedną osobę, i „publiczne", kiedy przez media przetaczają się wieści o skandalach. Grzegorz Pac, redaktor „Więzi", był wściekły, kiedy abp Stanisław Wielgus wypierał się współpracy z komunistyczną bezpieką, by objąć metropolię warszawską. Podobnie czuje się przy każdej odsłonie problemu Radia Maryja. – Wiem, że zgorszenia muszą nadejść, bo to zapowiedział Chrystus. Ale ludzie Kościoła chyba zapominają o następnym zdaniu tej wypowiedzi: że gorszycielowi lepiej by było przywiązać do szyi kamień młyński. Nawet jeśli komuś takiemu ujdzie na sucho na ziemi, Bóg go o to zapyta na Sądzie Ostatecznym.




30-letnia Ula Nowak jest jednym z krakowskich koordynatorów Wspólnoty „Wiara i Światło", gromadzącej osoby niepełnosprawne i ich przyjaciół. Przeżyła silny zawód, kiedy wielu krakowskich proboszczów nie zgodziło się, by w ich kościołach odbywały się Msze wspólnoty. – Zraniło mnie, że można odmówić miejsca na Eucharystię. Narastał we mnie bunt, ale tylko przeciw tym konkretnym ludziom – zaznacza. – Nie czułam, żeby to były decyzje Kościoła.

Agnieszkę Matwiejczuk najbardziej irytuje, kiedy duchowni krytykują postępowanie świeckich, a na swoje słabości nakładają całun milczenia. – Ostatnio publicznie roztrząsali grzechy Alicji Tysiąc, „Gość Niedzielny" zachęcał do słania protestów do prezydenta. A gdyby jakiemuś księdzu powinęła się noga, nie wyobrażam sobie, żeby koledzy w koloratkach zaczęli go tak objeżdżać w mediach.

Artura Sydlewskiego, dyrektora ds. marketingu w firmie zajmującej się zarządzaniem zasobami ludzkimi, z wykształcenia filozofa, irytuje niski poziom kazań. – Kiedyś usłyszałem, że eucharystyczne Ciało Chrystusa to symbol. Krew się we mnie burzy w takich chwilach. Idę na Mszę pogodnie usposobiony, a wychodzę zły.

– Gniew, ból i żal, jakie się w takich sytuacjach przeżywa, to świadectwo przeżywania Kościoła jako czegoś ważnego – mówi Grzegorz Pac. – Podobnie jak z małżonkami: źle się dzieje, jeśli się w ogóle nie kłócą.

Bo nie jest dobrze stłumić gniew i pomyśleć: „nie będę się przejmował". – Mówi się, że słabością Kościoła jest indywidualizm wiernych i myślenie w kategoriach „ja". Tymczasem zgorszenie Kościołem nie jest przeżyciem indywidualistycznym, ale wspólnotowym.


Dezerter zostaje


Piotr, lat 40, mieszka na wsi pod Inowrocławiem, skończył technikum chemiczne i prowadzi małe laboratorium. Jest jednym z głównych uczestników internetowego forum kosciol.pl (pseudo: „Dezerter"), gdzie bez znieczulenia rozmawia się o sprawach wiary. Nie chce zdradzać nazwiska. W jego stronach wszyscy się dobrze znają, nastroje są radiomaryjne, a on nie chce szkodzić rodzinie.

Bunt przechodził w wieku maturalnym. Szukał religii prawdziwej. Zafascynował go ruch Hare Kriszna. Ale chciał jeszcze rozliczyć się z Kościołem. W jego parafii pracował wtedy ks. Andrzej Madej, oblat, dzisiaj misjonarz w Tadżykistanie.
– Wysłuchał mnie i powiedział: „Cieszę się, że czytasz Bhagavad-gitę, święte księgi są piękne. Ale pomyśl, czy dobrze znasz swoją własną. Poczytaj, a jak ci się nie spodoba, szukaj gdzie indziej".




Powstrzymał się przed przyjęciem białej szaty krisznowców. Pozostało uwielbienie dla kultury Wschodu i medytacji (ale w końcu odkrył ją w tradycji chrześcijańskiej). Wiele rzeczy do dziś go drażni. – Kościół jest podejrzliwy wobec wszelkich osiągnięć Wschodu. Akupunkturę i akupresurę razem z wróżbiarstwem i tarotem wrzuca do jednego worka pod nazwą New Age. Nie można mówić, że za czymś stoi szatan, tylko dlatego że nauka jeszcze tego nie opisała. Sam dwa razy w tygodniu pomaga żonie akupresurą na ból głowy.

Według Piotra w Kościele za bardzo rozwinął się kult maryjny. Jego parafia to sanktuarium i kiedy przed sumą odsłania się wśród fanfar figurkę na ołtarzu, lud pada na kolana. – To wbrew przykazaniom. Tutaj nie oddaje się czci Bogu, tylko Maryi.

Nie podoba mu się też celebracja papieża, przypisywanie mu nieomylności i nazywanie Ojcem Świętym. Nie toleruje zaangażowania politycznego Kościoła. – W latach 90., za czasów ZChN-u, byłem zbulwersowany – wspomina. – Na szczęście to minęło, teraz nie mam zastrzeżeń.

Mimo mocno krytycznego stosunku do Kościoła „Dezerter" go nie opuści. U św. Pawła przeczytał, że jedni mają dar prorokowania, inni tłumaczenia pisma, inni modlitwy językami. – Każdy człowiek jest tylko cząstką całości – tłumaczy. – Jestem indywidualistą i pewnie bym sobie poradził sam, ale nie wszyscy są na takim poziomie rozwoju duchowego. Jestem we wspólnocie potrzebny jako ktoś znający Biblię, czytający Ojców Kościoła, dużo myślący o wierze. Zostaję po to, żeby pomagać innym.


Skandal i wiara


Zdenerwowanie kościelnymi skandalami po pewnym czasie ustępuje. Zgorszenie, mimo że oddziałuje na emocje, zazwyczaj nie sięga sfery samej wiary. – Oczywiście grzechy osób duchownych mają inny ciężar gatunkowy niż zły postępek przeciętnego katolika – mówi Mirosława Grabowska. – Panuje bowiem przekonanie, że księża powinni świecić przykładem. Osłabienie wiary wskutek zetknięcia się z grzesznością Kościoła uważałabym jednak za przejaw niedojrzałości, także osobowościowej.

Trzy lata temu w austriackim seminarium St. Pölten odkryto w komputerach kleryków filmy i zdjęcia pornograficzne, także z udziałem wychowawców. Okazało się, że biskup Kurt Krenn znał sytuację od dłuższego czasu, ale w trosce o dobre imię Kościoła nic nie robił. Na Kościół przestało płacić podatek 50 tys. ludzi, co w Austrii oznacza deklarację odejścia.




Artur Sydlewski: – To histeria. I zwykły pretekst. Tacy, co chcą trwać, pozostaną, choćby nie wiem, co się działo.

Biznesmen, mimo że wyprowadziły go z równowagi afery Paetza i Wielgusa, nie odejdzie. Takie wydarzenia nie uderzają w jego wiarę. – Wręcz mnie dopingują, żeby być na co dzień lepszym katolikiem.

Wiary lepiej nie przeżywać w uzależnieniu od wizerunku Kościoła. Z badań socjologów wynika jednak, że wielkie skandale seksualne w Irlandii i w USA wpłynęły na poziom religijności wiernych. Ból nie rozchodzi się po kościach. Od osobistej wrażliwości, odporności i zrozumienia dla słabości innych zależy decyzja.

Paweł Śliwa: – To nie zetknięcie z księdzem-pedofilem było przyczyną mojego odejścia.

Agnieszka: – Gdyby krzywda dotknęła kogoś mi bliskiego, chyba mogłabym odejść. Ale nie straciłabym wiary.

Piotr „Dezerter": – Jakiś hierarcha wywoła aferę i ja mam obrażać się na Pana Boga? To niepoważne.

Agnieszka: – Bywało, że nie byłam na Mszy nawet przez pół roku. Ale chodziło o moje prywatne spory z Bogiem. Ze skandalami kościelnymi jest jak z polityką. Szlag mnie trafia, kiedy na to patrzę, ale irytacja mija. Bo mnie to bezpośrednio nie dotyka.

Artur Sydlewski: – Kiedy ciągle upadam, czasem aż mi głupio iść do kościoła. Ale to nie dlatego, że jakiś ksiądz mnie wkurzył. Wiara jest łaską. I łaską jest bycie w Kościele katolickim. Odejście to jej odrzucenie.


Chrystus tak, Kościół nie


Czy można wierzyć w Boga bez Kościoła? – Można nawet wierzyć po chrześcijańsku bez Kościoła – uważa Grzegorz Pac. – Nie sądzę, żeby instytucjonalna przynależność decydowała o zbawieniu. Dlaczego więc nie odchodzę? Bo takiej bliskości z Bogiem i z innymi ludźmi, jaką daje Eucharystia, nigdzie na zewnątrz nie doświadczę.

– Potrzeb religijnych nie da się zrealizować poza Kościołem – mówi twardo Mirosława Grabowska.
Bo religia to według socjolożki wiara podzielana, a nie indywidualne przekonanie. Potrzebuje wspólnoty i podzielanych z nią praktyk. Poza tym Kościół to przestrzeń, w której człowiek spotyka się z Bogiem. On wprawdzie jest wszędzie, ale w ramach tej struktury czeka.




Agnieszka: – To nie tak, że Kościół katolicki jest najlepszy. Może więcej zbawionych wyda np. prawosławie. Urodziłam się w kraju katolickim i przywykłam do tej religii. Gdybym miała przejść do protestantów, nie poradziłabym sobie z tym, że tam się nie spowiada. Żyłabym w poczuciu grzechu.

Grzegorz Pac: – Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żebym poczuł, że Bóg już nie zbawia przez Kościół. Na pewno nie straszne skądinąd skandale. Przecież jeśli pomyśleć o skali spraw, do których Chrystus powołał Kościół, to nawet afera Wielgusa wydaje się małokalibrowa.



Przetrwać


Ucieczka z Kościoła to sposób łatwy. Ale co dalej? Czy inne wspólnoty są wolne od zgorszeń?
– Byłbym zniesmaczony, gdyby jakiś luteranin postanowił zostać katolikiem tylko dlatego, że jego pastor okazał się pedofilem – mówi Grzegorz Pac. – Co innego, jeśli doszedłby do wniosku, że w Kościele katolickim Eucharystia realizuje się pełniej.

– Osoby, które odrzucają Kościół, nic tak naprawdę nie wiedzą o Chrystusie – mówi ostro Artur Sydlewski. – Mają swoje wyobrażenie Boga, tak rozciągalne, że nic nieznaczące. Za takim poszukiwaniem może zresztą wcale nie stać potrzeba prawdy, ale poczucie, że nie odpowiada mi jedno, więc znajdę coś innego. Jak w supermarkecie. Tak może postąpić tylko ktoś, kto nie zna własnej wiary i tradycji.

Dla Piotra „Dezertera" słowo „Kościół" oznacza trzy różne kategorie. Jest rzymskokatolicki, jest chrześcijański, i jest taki, który nazwałby „biblijnym". Tworzą go dzieci Boże, wszyscy ludzie na świecie. – Tak naprawdę nie sposób Kościoła opuścić!

Kościół jest różnorodny, każdy może z czegoś wybrać. – Dobrze się stało, że Sobór dał zgodę na wiarę charyzmatyczną – podkreśla Piotr. – Młodzi ludzie właśnie takich przeżyć potrzebują. Żeby nie szukać w kabałach, podróżach poza ciałem i wróżbach. Mistycyzm jest potrzebny, żeby nie wpaść w pusty rytualizm i nie zatrzymać się na coniedzielnym odbębnianiu Mszy.

Katolik nie jest chłopem pańszczyźnianym. Jeśli jego wrażliwość moralna i estetyczna czy standardy intelektualne tego wymagają, musi szukać: Mszy, spowiedników. Dla Uli Nowak oazą jest „Wiara i Światło". – Nigdy nie miałam myśli o odejściu dlatego właśnie, że się tam zakorzeniłam. To moja cząstka Kościoła.




***

Papieże z kochankami, wyprawy krzyżowe, ostentacyjne bogactwo hierarchów, sprzedaż odpustów: zgorszenia trapiły Kościół przez dwa tysiące lat.

Artur Sydlewski: – Skoro on w ogóle przetrwał, to znaczy, że to prawdziwy Kościół Chrystusowy.

Agnieszka: – Kiepsko bym się czuła, jeśli wszyscy wokół byliby święci. A tak nie jestem najgorsza.

Piotr „Dezerter": – By przetrwać, musimy pamiętać o istocie naszej religii: to miłość. Nie ma miłości Boga bez miłości człowieka. Nie może być tak, że po wyjściu z kościoła przestajemy być w Kościele.