Jeszcze jeden cud ojca Pio

Ks. Adam Boniecki

publikacja 29.11.2007 08:33

Czy zakonnik z San Giovanni Rotondo... preparował swoje stygmaty? Tygodnik Powszechny, 25 listopada 2007

Jeszcze jeden cud ojca Pio




„Ojciec Pio: bezgraniczne oszustwo", taki tytuł na pierwszej stronie „Corriere della Sera" musiał wywołać wstrząs. W dodatku czytelnik dowiadywał się, że tytuł zaczerpnięto z zapisków Jana XXIII. Dwie najbliższe Włochom postacie Kościoła XX w. zostały zakwestionowane bezpośrednio. Pośrednio uderzono w Jana Pawła II, który ojca Pio beatyfikował i kanonizował.

Okazją był druk kilku fragmentów mającej się dopiero ukazać w wydawnictwie Einaudi książki znanego włoskiego historyka Sergia Luzzatto, „Padre Pio. Miracoli e politica nell'Italia del Novecento" („Ojciec Pio. Cuda i polityka we Włoszech w XX wieku"). Recenzując tę pracę jeszcze przed premierą, Vittorio Messori ocenił ją jako „ważną i poważną". „Trzeba było – pisał – młodego, lecz już doświadczonego uczonego, wywodzącego się z tradycji żydowskiej, by wypełnił lukę w informacjach o zakonniku, którego nieco żartobliwie nazwał »najważniejszym Włochem ubiegłego stulecia«, będącym, obok Jana XXIII, przedmiotem niezwykle szerokiego kultu ludowego". Paradoksem jest to, że obaj, święty zakonnik i błogosławiony papież, choć zostali wyniesieni na ołtarze niemal w tym samym czasie, za życia nigdy się nie spotkali. Więcej: „Dobry Papież" był zaliczany do „prześladowców" ojca Pio.

***

Luzzatto zwraca uwagę na to, że o. Pio, który przez pół wieku na krok nie ruszył się z klasztoru położonego głęboko na południu Włoch, jest dziś obecny wszędzie: na ogromnych plakatach i w srebrnych rameczkach na biurku VIP-a, w torebce gospodyni domowej i w portfelu profesora uniwersytetu. Historyk nie zajmuje się prawdziwością stygmatów i cudów kapucyna z San Giovanni Rotondo. Zjawiska te interesują go o tyle, o ile ukazują wielobarwny świat wokół o. Pio: zakonników, księży, świeckich, niewykształconych i uczonych, wierzących i niewierzących w nadprzyrodzony charakter jego działalności. Rygorystycznie trzymając się obowiązujących w historiografii zasad, Luzzatto zbadał i opisał obudzoną przez mnicha „wiarę prostaczków", wiarę narodu włoskiego spragnionego po wojnie cudów, a raczej „magicznych znaków". „Ten zakonnik z klasztoru San Giovanni Rotondo – czytamy – stał się symbolem kraju zawieszonego między archaizmem a nowoczesnością, a jego kult do dziś jest mieszaniną średniowiecza i postmodernizmu. To pobożność autentycznie ludowa, gigantyczna, znieruchomiała".




***

Jak powiedziano wyżej, przed ukazaniem się książki, „Corriere della Sera" zamieściło kilka jej fragmentów, nadając im posmak sensacji. Chodziło głównie o znajdujące się w aktach procesu beatyfikacyjnego dokumenty omawiające zdarzenia z lat 1919 i 1920, udostępnione Luzzattowi przez Watykan. Biskup Manfredonii, Pasquale Gagliardi, zaciekły przeciwnik ojca Pio, dostarczył wówczas do Świętego Oficjum oświadczenie 28-letniej Marii De Vito, która będąc nabożną wielbicielką o. Pio spędziła miesiąc w San Giovanni Rotondo. Przed jej wyjazdem zakonnik poprosił o dostarczenie mu czterech gramów fenolu, wyjaśniając, że potrzebuje go do dezynfekowania strzykawki, którą szczepił nowicjuszy. Później raz jeszcze, listownie (chodzi o krótki bilecik) powtórzył to zamówienie, prosząc dodatkowo o cztery gramy veratriny i o zachowanie dyskrecji, także wobec współbraci. Wtedy u Marii, a bardziej jeszcze u jej kuzyna-farmaceuty, u którego próbowała zdobyć veratrinę, zbudziły się podejrzenia, że środki te mogą służyć ojcu do okaleczania sobie rąk (właśnie zaczynało być głośno o jego stygmatach). Takie wyjaśnienie chętnie powtarzał biskup Gagliardi: „rany wypala sobie fenolem, a potem perfumuje je wodą kolońską".

Tu encyklopedyczna informacja: fenol (C6H5OH), inaczej hydroksybenzen, znany także jako benzenol, kwas karbolowy i karbol, powoduje oparzenia i martwicę przenikającą do głębszych warstw skóry. Veratrina natomiast jest wyciągiem z rośliny o tej samej nazwie, używanym w medycynie np. przy nadciśnieniu i chorobie Basedowa – niewłaściwie dozowana jest niezwykle niebezpieczna, stąd niepokój wobec zamówienia o. Pio.

Donos farmaceutów spowodował reakcję Watykanu. 28 października 1919 r. wyznaczony do zbadania stygmatów prof. Festa złożył szczegółowe sprawozdanie, z którego wynika, że nie są one wynikiem zranienia zewnętrznego ani działania podrażniających substancji chemicznych. Zachowana jest też relacja z badań przeprowadzonych przez doktora Bignami, który nałożone na stygmaty opatrunki opieczętował i pozostawił w tym stanie na dwa tygodnie. Po zdjęciu bandaży rany krwawiły jak poprzednio: nie wystąpiły stany zapalne ani zabliźnienie. Sprawa była podczas procesu dokładnie zbadana i nie jest żadnym odkryciem.

W „Corriere" opublikowano jednak także fragment zapisków Jana XXIII, który notuje swoje reakcje na doniesienia, jakoby o. Pio prowadził się niemoralnie i był oszustem. Papież mówi o straszliwym zgorszeniu i pisze zdanie, które posłużyło dziennikowi za tytuł. Dodaje wprawdzie: „jeżeli to wszystko jest prawdą", ale to zastrzeżenie przeszło niezauważone.




***

Jedynie ignorancją można tłumaczyć wywołaną wokół tej sprawy sensację. Ignorancją tych, którzy nie wiedzą, że podstawą beatyfikacji jest stwierdzenie praktykowania przez kandydata na ołtarze chrześcijańskich cnót w stopniu heroicznym, nie zaś stygmaty (one raczej komplikują postępowanie procesowe). „Adwokat diabła", dziś określany jako „promotor sprawiedliwości", z urzędu wysuwa wszelkie możliwe zastrzeżenia, które następnie są wnikliwie badane. Decyzje papieża o wyniesieniu na ołtarze są przygotowywane z niezwykłą starannością. Pracuje nad nimi zawsze kilka komisji (teologów, historyków, kardynałów i biskupów).

Przekonanie o autentyczności stygmatów kosztowało o. Pio wiele cierpień i upokorzeń. Zakonnik był pilnie śledzony, wręcz podglądany i podsłuchiwany, skazywany na długie okresy milczenia i izolacji. Wobec udokumentowanych i sprawdzonych świadectw chrześcijańskich cnót: silnej wiary, nadziei, miłości, roztropności, sprawiedliwości, męstwa, życia modlitwy, pokory, wierności ślubom zakonnym, zarzut potwornego, cynicznego oszustwa brzmi absurdalnie.

Być może jego absurdalności nie są w stanie zauważyć nie tylko ludzie, którzy nie mają pojęcia o procesach kanonizacyjnych, ale także ci, którym nie przychodzi do głowy, że Kościół i Stolica Apostolska to nie zgraja zimnych oszustów i że to, co dla ludzi niemożliwe, możliwe jest dla Pana Boga. Że Bóg może powoływać świętych i działać przez świętych.

***

Ta medialna sensacja przyniosła także dobre owoce. Na forach internetowych rozpętała się fascynująca debata, w której uczestniczyli wierzący, sceptycy i niewierzący, ignoranci w materii kanonizacji i ludzie bardzo kompetentni. Dyskutowano o stygmatach, ale także o wierze i o mającym niekiedy znamiona magii kulcie takich postaci jak o. Pio. Zawierające setki wypowiedzi forum na stronach „Il Giornale" jest znakomitym dokumentem wielkiej, żarliwej rozmowy o sprawach najważniejszych. Czyli: jeszcze jeden cud świętego ojca Pio.