Przed założeniem świata

Rozmowa z ks. Jackiem Bolewskim SJ

publikacja 20.02.2008 11:08

W chrześcijańskiej wizji Boga za mało zauważano element macierzyński. Potrzeba tego wymiaru Boga objawiała się w rozbudowanym kulcie maryjnym. Tygodnik Powszechny, 17 luty 2008

Przed założeniem świata



Artur Sporniak: Bóg objawił drogę zbawienia w Jezusie. Ten niezmienny depozyt wiary został przekazany przez apostołów Kościołowi i „nie należy już więcej oczekiwać żadnego publicznego objawienia przed chwalebnym ukazaniem się Pana naszego, Jezusa Chrystusa”, jak naucza Sobór Watykański II. Co zatem do naszej religijności wnoszą takie objawienia jak w Lourdes?

Jacek Bolewski SJ: Kościół określa takie objawienia jako „prywatne” i odróżnia je od Objawienia zawartego w Piśmie Świętym, które jest aktualizowane, zatem interpretowane w Tradycji. Prywatny charakter nowych objawień, takich jak w Lourdes czy Fatimie, oznacza, że nie są one dane do powszechnego wierzenia. Wierni mogą je przyjąć, ale nie muszą. Kościół zawsze przeprowadza wnikliwe badania, w jakim stopniu są one autentyczne. Ale nigdy uznanie objawień prywatnych nie oznacza, że podane są one do wierzenia na równi z Objawieniem biblijnym. Ich rolą jest przypominanie w aktualnej sytuacji świata prawd zawartych w Piśmie Świętym: przede wszystkim orędzia o bliskości Bożego królowania i wezwania do nawrócenia.

Wezwanie do nawrócenia nie jest tylko stwierdzeniem, że na świecie dzieje się źle i trzeba się nawrócić, ale podobnie jak w Ewangelii motyw nawrócenia ma być pozytywny: Bóg ze swoją miłością przez Jezusa i Maryję przypomina światu, że jest gotów pomagać. Autentyczne objawienia prywatne zawsze wskazują na Bożą miłość. Ponieważ źle się dzieje, tym bardziej potrzeba uwierzenia w Bożą miłość. Jest to jakby ukazywanie dzięki dodatkowej Bożej interwencji, że Dobra Nowina wciąż jest aktualna: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” – w Ewangelię, której centrum stanowi: „Bóg jest miłością”.

W jaki sposób rozpoznaje się, że dane objawienie prywatne nie jest oszustwem czy psychicznym urojeniem, tylko autentyczną Bożą interwencją w naszą rzeczywistość?

Ważna jest wiarygodność wizjonerów. Bada się, czy nie są to osoby psychicznie niezrównoważone albo skłonne do fantazjowania. Znamienne, że najważniejsze wizje ostatnich czasów dane były dzieciom. Dzieci te oczywiście badano i okazywało się, że nie tylko były normalne, ale trudno było je posądzić o nieuczciwość czy o jakieś ukryte zamiary. Tym bardziej że objawienia w Lourdes czy Fatimie związane były z teologicznymi treściami, których dzieci wcześniej nie znały. To był dodatkowy znak, że objawienia nie pochodzą od nich. Kolejnymi kryteriami były postawa dzieci (one nie szukały rozgłosu) oraz cuda związane z danym miejscem. Z tym że Kościół jest tu zwykle ostrożny i formułuje swoje zdanie raczej w formie negatywnej: stwierdza, że dane zjawisko nie da się wyjaśnić rozumowo, od strony medycznej, zatem nie da się wykluczyć nadprzyrodzonej interwencji.



Tu można dodać, że św. Maksymilian Maria Kolbe całe życie właściwie poświęcił zgłębianiu tej tajemnicy. Miał poczucie, że tu jest coś więcej. Ale dopiero w dniu swego aresztowania, 17 lutego 1941 r., w ostatnim zapisie do przygotowywanej wówczas książki o Niepokalanym Poczęciu podał medytację, w której doszedł do wniosku, że tajemnicze słowa z Lourdes są przede wszystkim imieniem Ducha Świętego. Dlatego Maryja, która była tak ściśle złączona z Duchem Świętym, także zasługuje na to, by Ją nazywać tym imieniem. Sądzę, że z taką interpretacją można się zgodzić, ale dodatkowo należy wskazać związek Ducha Świętego z Bożą Miłością i Mądrością. O tym będę chciał właśnie mówić w referacie „Misterium imienia: Jestem Niepokalane Poczęcie”, przygotowywanym na kongres mariologiczny, który ma się odbyć w tym roku w Lourdes z okazji 150. rocznicy objawień.

Ale czy taka interpretacja nie wnosi do Objawienia nowych treści wbrew nauczaniu Kościoła?

Wizje w Lourdes wydarzyły się niecałe cztery lata po ogłoszeniu w 1854 r. dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Prawda dogmatyczna, że Maryja na mocy uprzedzających zasług jej Syna została już od poczęcia w łonie matki zachowana od grzechu pierworodnego, dojrzewała w Kościele przez wiele wieków. Wiemy, że najwięksi teologowie, tacy jak św. Augustyn czy św. Tomasz, mieli wobec niej zastrzeżenia.

Bł. Pius IX, ogłaszając ten dogmat, powołał się nie na prywatne wizje, tylko na Objawienie zawarte w Biblii. Gdzie w Piśmie Świętym znaleźć można wskazówki na temat niepokalanego poczęcia Maryi? Otóż w Liście św. Pawła do Efezjan czytamy, że w Chrystusie zostaliśmy wybrani „przed założeniem świata, byśmy byli święci i niepokalani”. Zauważmy, że te niezwykłe słowa – jako słowo Boże na Maryjną uroczystość 8 grudnia – mówią o nas, o naszym początku w Bogu. Tajemnica Maryi naświetla także prawdę o naszym początku jako stworzeniu w Chrystusie. Można powiedzieć, że to nowe spojrzenie, ale przecież zakorzenione w Piśmie Świętym. Objawienia w Lourdes ukazują, że ogłoszony krótko wcześniej dogmat, uważany przez wielu teologów za niepotrzebny, rzeczywiście rzuca światło na naszą sytuację i domaga się też nowego odczytania prawdy o grzechu pierworodnym. Dojrzewanie dogmatu w historii Kościoła łączyło się w istocie ze stopniowym przezwyciężaniem teologii św. Augustyna, która bardzo zawężała spojrzenie na grzech pierworodny. Augustyn głosił, że ten grzech aż tak bardzo determinuje początek istnienia człowieka, iż dziecko, które zmarło przed chrztem, trafia do piekła.

Dzisiaj coraz lepiej zdajemy sobie sprawę, że głębiej i wcześniej niż grzech pierworodny działa w człowieku Boża łaska. Ważny krok w stronę przyjęcia tej prawdy uczyniła ostatnio watykańska Międzynarodowa Komisja Teologiczna, która ogłosiła deklarację na temat nadziei zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu. Zatem obecnie Kościół odwraca się nawet od teorii „limbusa” – miejsca przeznaczenia takich dzieci, jakby złagodzonego „piekła”. Wprawdzie ta teoria miała właśnie łagodzić radykalizm św. Augustyna, ale była także problematyczna. Prawda o naszym stworzeniu w Chrystusie domaga się nowego spojrzenia na działającą w człowieku od początku łaskę pierworodną, którą grzech pierworodny tłumi i przesłania. Niepokalane poczęcie Maryi jest czystym znakiem tej łaski, a w naszym życiu jest ona „odkrywana” w sakramencie chrztu.



Ktoś przy okazji objawień w Lourdes zauważył, że „Maryja nie jest wyjątkiem wśród ludzi; to my jesteśmy wyjątkami, a ona jest regułą, miarą prawdziwego, udanego człowieczeństwa”. Mamy to samo powołanie...

Gdyż tak w istocie jest. Można powiedzieć jeszcze inaczej: „wyjątek”, jaki został odkryty w Maryi na tle nauki o grzechu pierworodnym, ma podobne znaczenie jak w naukach przyrodniczych „wyjątki” od znanego wcześniej prawa. Takie wyjątki wskazują potrzebę sformułowania nowego prawa. Podobnie dogmat o Niepokalanej otwiera drogę do tego, by w świetle stworzenia w Chrystusie spojrzeć na działanie łaski w naszym początku głębiej, aniżeli to czyniła dotychczasowa nauka o grzechu pierworodnym.

Przytoczę zdarzenie z Lourdes, które dodatkowo obrazuje głębszy sens Niepokalanego Poczęcia. Kiedy Bernadeta usłyszała owo tajemnicze imię Maryi, biegnąc do proboszcza, powtarzała sobie na głos: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Nie rozumiejąc tych słów, nie chciała ich zapomnieć czy przeinaczyć. I kiedy wbiegła na plebanię, w przejęciu krzyknęła: „Jestem Niepokalane Poczęcie!”. Co oczywiście dodatkowo zaskoczyło i zbulwersowało proboszcza, który pomyślał, że to dziecko roi sobie, iż jest Matką Boską. Tymczasem to imię w pewnym sensie możemy odnieść także do samej Bernadety, jako nosicielki Bożych tajemnic, choć nie do końca w takim sensie jak do Maryi otwartej na działanie Ducha Świętego.

Pobożność maryjna może jednak prowadzić do nieporozumień. Prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów kard. Ivan Dias, otwierając w Lourdes 8 października ubiegłego roku obchody 150. rocznicy objawień, wygłosił płomienne kazanie, roztaczając apokaliptyczną wizję walki między dobrem a złem: „walki, która zostanie zwyciężona siłą Maryi, niewiasty z Księgi Rodzaju i Apokalipsy pokonującej smoka”. Odnieść można wrażenie, że to od Maryi i jej siły, a nie od Jezusa, zależy nasze zbawienie...

Przytoczone słowa można pojąć jako echo najważniejszej obietnicy fatimskiej: „Na koniec moje Niepokalane Serce zwycięży”; chodzi o poświadczenie przez Niepokalaną tego zwycięstwa, które już odniósł Jej Syn – Syn Boży. Jako teolog nie jestem zainteresowany tropieniem nadużyć, które oczywiście się zdarzają. Staram się raczej zrozumieć, o czym świadczy potrzeba kultu maryjnego w Kościele. Zgadzam się z teologami, którzy zwracają uwagę, że w chrześcijańskiej wizji Boga za mało dotychczas był zauważany element macierzyński. Ta niezaspokojona potrzeba macierzyńskiego wymiaru Boga niejako objawiała się w rozbudowanym kulcie maryjnym. Tymczasem najbardziej macierzyńską Osobą w Bogu jest właśnie Duch Święty. Być może będzie to brzmiało zaskakująco, ale jeżeli pierwszą Osobę Trójcy Świętej nazywamy Ojcem, a drugą – Synem, to nazywanie trzeciej Duchem oznacza przejście do innej metaforyki. Określenie trzeciej Osoby metaforą Ducha (Tchnienia) jest odpowiednie wtedy, gdy drugą Osobę nazwiemy Słowem (Logosem), a pierwszą na przykład Milczeniem. Natomiast, gdy mówimy o Ojcu i Synu, to trzeciej Osoby nie wystarcza nazywać Duchem, a jako najwłaściwsze imię pojawia się – Matka...



Macierzyński wymiar trzeciej Osoby jest już obecny w Starym Testamencie. Wiąże się on z tajemnicą Mądrości Bożej. W Nowym Testamencie obecne są dwa nurty: jeden łączy mądrość z Logosem, a drugi – właśnie z Duchem Świętym, dopełniającym wspólnotę pierwszej i drugiej Osoby w Bogu. Teologowie wciąż zatem mają nad czym medytować.

Maryja sama z siebie bez mocy i łaski Ducha Świętego nie mogłaby się zjawiać. Jeżeli objawienia Maryi są faktem i prawdą przyjętą przez Kościół, to tylko dzięki działaniu Ducha Świętego, i dlatego można powiedzieć, że Maryja jest szczególnym objawieniem Ducha Świętego. W kulcie maryjnym to wszystko, co się przypisuje Maryi, w pełni odnosi się do trzeciej Osoby w Bogu i jest Jej działaniem, ponieważ inaczej jest to niemożliwe. Każde objawienie maryjne uznane przez Kościół za prawdziwe jest szczególnym działaniem trzeciej Osoby Trójcy Świętej.

Maryja objawia Ducha, tak jak Jezus objawia Ojca – czy to nie jest ryzykowne porównanie?

Oczywiście nie na zasadzie wcielenia, tylko na zasadzie szczególnej łączności i otwarcia. Przecież już przy niepokalanym poczęciu Maryi Duch Święty działa w szczególny sposób. To działanie przygotowało Ją na dziewicze poczęcie Jezusa. Maryja zatem rzeczywiście ma wyjątkowy związek z tajemnicą trzeciej Osoby w Bogu. Moim zdaniem można nawet powiedzieć, że kto widzi Maryję, widzi niewidzialną, trzecią Osobę w Bogu. To jeszcze raz pokazuje, że samo określenie „Duch” za słabo wyraża macierzyński wymiar Boga.

Zatem, mimo że Objawienie zostało już zamknięte, wciąż w nowy sposób możemy je odczytywać?

Na tym polega sens Tradycji, do której należą także uznane przez Kościół wizje prywatne. Zamknięty charakter Objawienia znaczy tylko tyle, że jego litera jest zamknięta. Żeby jednak tę literę ożywić, potrzeba Ducha Świętego pomagającego coraz głębiej rozumieć prawdę objawioną. A to jest zadanie na całe dzieje Kościoła.



Rozmawiał Artur Sporniak

***

KS. JACEK BOLEWSKI (ur. 1946) jezuita; ukończył fizykę teoretyczną na Uniwersytecie Warszawskim; jest profesorem teologii, kierownikiem Katedry Antropologii Teologicznej na Papieskim Wydziale Teologicznym „Bobolanum”, autorem wielu książek z dziedziny teologii oraz duchowości; wydał m.in. „Biała Bogini, Czarna Madonna... maryjne światło w ezoterycznym odcieniu” (2005).