Mocna Panienka

Z Moniką Waluś, teolożką, rozmawiała Anna Mateja

publikacja 14.05.2008 19:30

Jaka jest Maryja w wezwaniach Litanii Loretańskiej? Niezależna, radosna, oddana, cierpliwa, wierna... Kobieca. Tygodnik Powszechny, 11 maja 2008

Mocna Panienka



Anna Mateja: „Matko przedziwna”, „Domie złoty”, „Wieżo z kości słoniowej”... O jakiej rzeczywistości mowa?

Monika Waluś: Wciąż o tej samej – to opowieść o Nastolatce, żyjącej z dala od wielkich tego świata, która, jak nikt inny, spotyka Boga. Ta pobożna i skromna Kobieta, gospodyni domu, która dla uczczenia Najwyższego towarzyszy mężowi podczas pielgrzymki do Jerozolimy, choć Prawo tego od kobiet nie wymaga. Z drugiej strony, gdy przychodzi do Niej anioł, nie mówi mu: „Przyjdź, jak będzie Józef”, czuje się kompetentna odpowiedzieć samodzielnie: „Niechże mi się to stanie”. A przecież, zgodnie z Prawem, wszelkie decyzje kobiety powinny były konsultować z ojcem lub mężem. W Księdze Sędziów czytamy, jak do żony Manoacha, przyszłej matki Samsona, przychodzi anioł i zwiastuje: „Oto poczniesz i porodzisz syna”. Kobieta nie odzywa się i od razu idzie do męża, by opowiedzieć, co się stało, a ten zaczyna się modlić, by mąż Boży pojawił się raz jeszcze i poinstruował go, co dalej – to on de facto przyjmuje zwiastowanie! A tutaj Maryja przyjmuje powołanie, a Józef może się tylko dostosować albo nie – i to stanowi o Jego drodze życia, Opiekuna Syna Bożego.

Próbujemy wejść w Jej doświadczenie Boga, podążać za nim tak wiernie jak Ona. Musi być ono niesłychanie prawdziwe i twórcze, skoro w ciągu stuleci uformował się pochód ludzi Nią zachwyconych – nie tylko zakonnic, mistyczek, wielu świętych, ale również Lutra i Kalwina. Oczywiście, każdy widzi w Maryi to, co jest w stanie zobaczyć.

To pasuje do pobożnej legendy, według której czciciele Maryi przynosili wezwania ze swoich regionów, by ostatecznie złożyć je w teologicznie przemyślaną całość. Każdy zobaczył w Niej coś innego. A może w wezwaniach XII-wiecznej Litanii kryją się archetypiczne wyobrażenia na temat kobiety, starsze niż chrześcijaństwo czy kultura żydowska?

Być może – matki były przecież we wszystkich kulturach, obecne też było poczucie sacrum. Dla mnie jednak Litania Loretańska jest opisem tego, co się rzeczywiście zdarzyło w Maryi. Maryja, jak Jan Chrzciciel, żyje na pograniczu Starego i Nowego Testamentu, przede wszystkim jest dzieckiem Starego Przymierza Narodu Wybranego z Jahwe.

Litania rozpoczyna się od najważniejszego wydarzenia z życia Maryi – Święta Boża Rodzicielko – Boża nie sama z siebie, ale dlatego, że rodzi Syna Bożego. Ze względu na to właśnie powinna być czczona.

Tymczasem Litanię odmawia się tak, jakby Maryja była ważniejsza od Tego, do którego ma prowadzić.

Prośba o modlitwę wstawienniczą jest naturalna i dobra. Być może czasem, powtarzając po każdym wezwaniu „módl się za nami”, modlimy się tak, jakbyśmy chcieli powiedzieć: „Tak jesteś wspaniała, zajmij się mną!”; warto czasem modlić się: „uczyń serce me według serca Twego” albo „uczyń mnie podobną”...



„Święta Panno nad pannami” to szczególne wezwanie dla singielek. Gdy w XIX w. powstawały zakony bezhabitowe, ich członkinie, uważane za stare panny, były często traktowane bez szacunku. Np. Maryla Witkowska (jak i wiele innych), założycielka Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus, prowadząc duszpasterstwo wśród rękodzielniczek w Warszawie (dzisiaj byśmy powiedzieli – pracownic i właścicielek małych firm), stykała się z opiniami, że kobiety, którym pomaga, są podwójnie „podejrzane”: żyją same, bo widać nikt ich nie chciał, i jeszcze zarabiają! Kobietom, które nie wyszły za mąż, szacunek nie przysługiwał, zresztą w niektórych środowiskach wciąż można być panną tylko do pewnego wieku. Kultura zawsze miała dużo do powiedzenia na temat tego, co kobiety powinny, a czego nie.

Bo kobiety były z reguły osobami podporządkowanymi.

Maryja nie była. Wezwanie „Panno nad pannami” podkreśla Jej autonomię jako osoby, która, choć mężatka, zachowuje tytuł Panny, podporządkowując się swojemu doświadczeniu Boga i temu, co rozpoznaje jako swoje powołanie: Ona ma być Matką Syna Bożego. Nieprzypadkowo polecenia Boga dla Józefa sprowadzają się do tego, że ma uszanować to, co dzieje się w Maryi. Widać jednak głęboką więź Maryi i Józefa, lubią ze sobą być: według prawa, mężczyzna mógł, ale nie musiał towarzyszyć żonie w świątyni podczas obrzędu oczyszczenia po porodzie – Józef towarzyszy; a kobiety nie musiały chodzić na pielgrzymki – Maryja poszła.

Maryja jest strażniczką wolności kobiecej, która nie musi realizować aspiracji rodu ani wymagań otoczenia, ważniejsze jest Jej miejsce wobec Boga. Stoi za tym wolność takich kobiet jak np. św. Klara: piękna, zamożna arystokratka ucieka z domu, by w zrujnowanym klasztorku za miastem kontemplować Boga. Panna nad pannami zdaje się mówić: małżeństwo nie dla wszystkich musi być najlepszym rozwiązaniem.

Potem jednak następuje wysyp wezwań macierzyńskich: „Matko nieskalana, najczystsza, dziewicza, nienaruszona, najmilsza, przedziwna”...

A najpierw jeszcze – Chrystusowa. W Ewangelii według św. Marka Jezus pyta: „kim jest moja matka i moi bracia”, bo dla Niego ważni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego. Maryja realizuje pełne macierzyństwo: i urodziła Jezusa, i jak On słucha Boga. Ta sytuacja uczy nas czegoś ważnego: jak pisała pewna zakonnica hiszpańska – znaczenie kobiety wobec Boga symbolizuje nie łono, które nosiło dzieci, ale uszy, które słuchają Słowa Bożego. Św. Ambroży mówi wprost: ważniejsze jest to, że uwierzyła, niż to, że urodziła, bo urodziła dlatego, że uwierzyła.

Matka Paula Tajber, założycielka zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa, otrzymała kiedyś wizję Maryi, chroniącej płaszczem osoby przez nią skrytykowane (słusznie zresztą). Stąd intuicja matki Tajber: skoro Jezus mówi o rodzącym się Kościele jako o swoim Ciele, które przecież zrodziła Maryja, to w mistyczny sposób zrodziła Ona także każdego z nas. Maryja jest w sensie duchowym Matką Kościoła i dba o Kościół tak, jak matka dba o cały dom.



Obchodzi Ją całość. To znaczy, że nie jest to tylko moja Matka, wybranego zakonu czy Radia Maryja, ale Matka całej wspólnoty Kościoła – także tych, z którymi, jak się może wydaje, niekoniecznie nam po drodze.

„Matko nieskalana, najczystsza, dziewicza, nienaruszona” – o tym pisze Mistrz Eckhart: dobrze, kiedy dusza jest dziewicą, a więc jest wolna od przywiązań. Michał Anioł mówił, że rzeźbi, odrzucając niepotrzebny marmur – my, jeśli jak Maryja zachwycimy się Bogiem, odrzucimy to, co tak naprawdę jest zbędne. To czyszczenie do dna będzie bolesne, ale tylko dzięki temu będzie mógł nas wypełnić Bóg.

Prawdziwa czystość Maryi nie polega tylko na tym, że – jak wierzymy – do końca życia była dziewicą, ale – jak pisała św. Klara – że w pełni oddała się Bogu, rozstając się ze wszystkim, co do Niego nie przybliża. Tak rozumiemy też, kim jest Matka łaski Bożej – Maryja została zalana łaską, już więcej nie sposób Jej przydać. Chociaż, jak tłumaczyła św. Teresa z Lisieux, wszyscy możemy być pełni łaski Bożej, ale każdy inaczej, bo jeden jest dzbankiem, kto inny filiżanką. Maryja była naczyniem dla łaski bardzo pojemnym.

W przedsoborowej wersji Litanii było wezwanie „Naczynie duchowne”, później zmienione na „Przybytku Ducha Świętego”...

Maryja jest dla nas tym, czym świątynia w Jerozolimie czy arka z tablicami kamiennymi Prawa, ukazująca jedność Narodu Wybranego z Bogiem. Stąd litanijne wezwanie: „Domie złoty” (od złotych blach obijających ściany arki) czy „Arko Przymierza”, nawiązujące wprost do niej.

Kiedy Dawid sprowadzał arkę do Jerozolimy, Oza, jeden z prowadzących zaprzęg, przypadkowo jej dotknął i Jahwe w gniewie go zabił.

A co słyszy patriarcha podczas widzenia z Bogiem? „Zdejmij obuwie i zasłoń swą twarz, bo to miejsce święte”. Maryja zaś, jak czytamy w Akatyście, hymnie liturgicznym Kościołów Wschodu, to Ta, która przyjęła w sobie Boga i żyje. Bogarodzica jest Przybytkiem chwalebnym, bo pozwoliła się wypełnić Duchem, przyjmując wszystkie Jego dary. Inaczej niż reszta śmiertelników – Bóg chce się przecież wszystkim nam udzielać, tylko my jesteśmy jakoś za mało tym zainteresowani. Maryja – Przybytek sławny pobożności – nieustannie wyraża miłość Bogu, pokazując, jak bardzo Jej tylko na Nim zależy. Nieprzypadkowo chwilę później mówimy: „Różo duchowna” – to jak cytat z Pieśni nad Pieśniami: „Cała piękna jesteś przyjaciółko moja” – bo osoby obdarowane stają się piękne, uszczęśliwione. I chcą dziękować, jak Dawid, który znany jest nie z tego, że prowadził życie nieskalane, ale z uwielbienia dla Boga, ku Jego chwale grał, śpiewał i tańczył. Maryja – Wieża Dawidowa – cała jest uwielbieniem i radością. A radość, jak wieża, daje widzenie świata takim, jakim rzeczywiście jest, z perspektywy Bożej, uodparniając na wymagania otoczenia i opinie innych.

Odeszłyśmy jednak od wezwań matczynych, a chciałabym jeszcze coś do nich dopowiedzieć: „Matko przedziwna”, bo wszystko jest inaczej – Maryja jest i dziewicą, i matką, a poczęcie dokonało się dzięki wierze, bez udziału mężczyzny. Kluczem do zrozumienia wezwań macierzyńskich są: „Matko Stworzyciela” – także Jej Stworzyciela! – i „Matko Zbawiciela” – także Jej Zbawiciela.



A to ciepłe – najmilsza?

Zastanówmy się najpierw, czy Jezus spełnia typowe pragnienia macierzyńskie? Raczej nie: jako dziecko gubi się podczas pielgrzymki, jako dorosły chodzi po okolicy w towarzystwie gorszącym ludzi przyzwoitych, karci pobożne środowiska, a Ona, bogobojna przecież Żydówka – nic, „rozważa wszystko w sercu swoim”. I jeszcze słyszy: kto jest moją matką?... Eliza Cejzik, jedna z mistyczek polskich XIX w., pisała, by kochać Jezusa tak jak Maryja, a Maryję tak jak Jezus. Chyba nie mamy pojęcia, jakie to wymagające, bo z reguły relację Jezusa i Maryi wyobrażamy sobie jako jasną, prostą i wręcz bezstresową – a było dokładnie odwrotnie. Wszystko, co się działo, wymagało od Niej nieprawdopodobnej wiary i wysiłku, przemyśleń i rozważań – Kościół nazywa ją przecież Uczennicą Syna. Dante Alighieri mówi nawet: „Córko swego Syna”.

Powiedzmy szczerze – w większości rodzin dzieci postanawiają żyć po swojemu. I rodzice będą uczestniczyć w życiu dzieci, ale na zasadzie wyboru i towarzyszenia, albo będą je naginać do swoich wyobrażeń. Dziecko może „wrócić”, ale rodzice muszą się w tym czasie rozwijać. Maryja też przecież ciągle starała się nadążać za swoim Dzieckiem, dlatego kard. Stefan Wyszyński nazwał ją Pierwszą Studentką Teologii. Jeszcze przed Soborem wysłał pierwsze kobiety na studia teologiczne – w kobietach-teologach zobaczył naśladowczynie Maryi.

„Prawdziwie Panna roztropna, czcigodna, wsławiona, można, łaskawa, wierna”...

Panna można otrzymała od Boga wszystko, co możliwe – jest wolna od naszego niepokoju, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona. Jedna z sióstr przełożonych powiedziała mi, że problemem nie jest brak powołań, ale przekonanie ludzi, że jeśli tylko coś nie wychodzi, należy zmienić plany. Mamy tyle różnych propozycji i wciąż gonimy za następną. A Ona jest wolna wewnętrznie – zaangażowała się w to, co najważniejsze.

Panna wierna zawsze potrafi się odnaleźć: i podczas Zwiastowania, i w Kanie, i pod krzyżem, i w Wieczerniku, i kiedy zostaje wniebowzięta. Zawsze przy Bogu. A o co nam chodzi? O bycie z Bogiem czy o np. sukces? Z Bogiem sukces może się trafić, ale na zasadzie: by the way. Może go nawet nie zauważymy. Dla bł. Marii Karłowskiej, założycielki pasterek, wierność oznaczała pójście do tzw. złych dzielnic, by pomagać prostytutkom. Zgorszenie było duże, ale na jej pogrzebie biskup powiedział, że była jak słup ognia idący przez pustynię, wskazujący drogę. „Pannę wierną” świetnie ujął Luter: mocna to musiała być Panienka, skoro nie złamało Jej tyle rzeczy po drodze.

Skoro te wezwania mają tak głębokie znaczenie, szkoda, że wciąż pojawia się myślenie podobne do cytatu ze znanej pieśni maryjnej: „Kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”.

To myślenie feudalne: król jest groźny, ale jak pójdziemy do jego matki, to się da załatwić... Tymczasem jest odwrotnie: Maryja jest tak dobra, bo jest odbiciem dobra Boga – co pokazuje wezwanie „Zwierciadło Sprawiedliwości”. Jadąc kiedyś pociągiem, zobaczyłam płonący blok – „paliły się” wszystkie okna, bo odbijało się w nich zachodzące słońce. Nie można było spojrzeć wprost na słońce, ale w te okna już tak. Podobnie jest z Maryją, w której widzimy odbicie Jezusa, odwiecznej Sprawiedliwości – to jednak tylko odbicie, które nie powinno nam przesłaniać Tego, do którego ma prowadzić. Podobnie jest z wezwaniem „Stolica Mądrości” – na ikonach Ją przedstawiających, Mądrość to Chrystus, siedzący na kolanach Maryi, jak na tronie Bożym – czy tytułem „Gwiazda zaranna”, której wypatrują żeglarze, bo jej pojawienie się oznacza, że za chwilę wzejdzie słońce.



Chiara Lubich, zmarła niedawno założycielka ruchu „Focolari”, rozważała kiedyś: jest Eucharystia i jest obecność Boża, a jak zobaczyć obecność Maryi? I wtedy miała wizję Chrystusa, który mówi: „weź Litanię Loretańską i odzwierciedlaj ją w sobie – zobaczysz Maryję”. Do naśladowania Maryi z Litanii zachęcała też Aniela Godecka, założycielka honoratek. Podobnie pisała św. Urszula Ledóchowska, założycielka szarych urszulanek: „bądźcie uzdrowieniem chorych, ucieczką grzesznych, wspomożeniem wiernych”. A jak konkretnie? Bardzo prosto: „Bądź dobra dla dusz oddalających się od dobrej drogi, okaż im tyle dobroci, by z całą ufnością mogły się do ciebie udawać, wyznawać swe winy bez strachu, bez obawy, że je przyjmiesz z chłodem, gniewem i świętym oburzeniem”. Ledóchowska pisała dla zakonnic, ale nam wszystkim bardzo by się to przydało.

A jak mamy być Bramą Niebieską?

Bierzemy życie Maryi jako wzór i staramy się żyć w zgodzie z nim – mamy być jak uchylona brama nieba, przez którą widać Boga. Jak to pisze św. Teresa z Lisieux? „Ona chce, byśmy naśladowali Jej życie, to takie proste...”. Już w Kanie Galilejskiej powiedziała przecież: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (Matka dobrej rady!). No to dlaczego zwlekamy, gdy Jezus zapewnia: „Przyjdźcie do mnie wszyscy utrudzeni, a Ja was pokrzepię”?...

W adhortacji „Marialis cultus” z 1974 r. Paweł VI trafia w sedno: „Maryja, prawdziwa Siostra nasza”, a siostrę, bardziej niż matkę, trzeba czasami wspomóc albo nawet zastąpić. A więc nie tylko „Maryjo daj” – możemy też być Jej pomocnikami, np. pocieszycielami strapionych. Niedawno byłam w szpitalu, gdzie leżą ludzie, do których od dawna nikt nie przychodzi – pomyślałam, że dobrze byłoby, gdyby przyszły tam jakieś siostry, seminarzyści czy wolontariusze i tracili czas – miłość polega przecież na traceniu czasu. Stańmy się wspomożeniem wiernych, ale nie tylko zdejmując z innych ciężary czy spełniając oczekiwania – czasami trzeba kimś potrząsnąć, ale przede wszystkim wspierać. Ostatnie odejścia ze stanu duchownego pokazały, że wątpliwości mają osoby nawet po dużej formacji. Może poczuli się sami, nie znajdując nikogo, kto by ich wspomógł?

„Przyczyna naszej radości” sprowadziła Zbawiciela w sam środek zwykłego życia na rzymskiej prowincji. Myślała tak Pani kiedyś o planie zbawienia?

Patrzę na to inaczej: Bóg zamieszkał w Człowieku, taka jedność okazała się możliwa. To jest Przyczyna naszej radości.

Co więcej, Bóg chce być w nas jak w Maryi i to właśnie jest przyczyną naszej radości. Sama Maryja nie musi być wcale tylko matką łagodzącą, jest także wychowawczynią. Eliza Cejzik mówi do Niej: „zginaj, złam, zniszcz we mnie wszystko, co się Jezusowi nie podoba”. Maryja-gospodyni domowa ma wymieść z nas, jak z domu, wszystkie niedobre rzeczy. Św. Faustyna czy bł. Angela Truszkowska widzą w Niej wychowawczynię i mistrzynię, która pomaga przejść z życia dziecięcego do dojrzałego. A, jak wiadomo, „zróbcie to, co wam powie” nie musi oznaczać słodkiego życia z Jezusem.



Kilka lat temu w Machnowie Starym, miejscowości tuż przy granicy polsko-ukraińskiej, podczas Mszy w święto Królowej Polski, odprawianej zresztą w byłej świątyni greckokatolickiej, dwie małe siostry Jezusa (jedna z Łotwy, druga z Kanady) śpiewały fragment Księgi Judyty: „Ty jesteś chlubą naszego narodu”... Chyba dopiero wtedy zrozumiałam, co to znaczy, że Maryja jest Królową.

Całego Kościoła, choć miło nam się przekonywać, „żeś Ty naród polski szczególnie ukochała”... Dobrze też czasami przypomnieć, że Królowa Polski jest Żydówką i chwałą przede wszystkim, tak samo jak Jezus, „ludu swego Izraela”. Natomiast nas wszystkich – jako ludu Bożego.

Ciekawe, że w Litanii tworzonej w epoce feudalnej i patriarchalnej znalazło się wezwanie: „Królowo Patriarchów”. Patriarchowie prowadzili lud; Maryja, pochodząc z rodu patriarchów, wpisuje się w duchową sukcesję ludu Izraela – jest jedną z osób prowadzących naród, decydujących i zapewniających opiekę. Jako Królowa Proroków chroni każde doświadczenie Boga, także to niezwiązane z urzędem, np. charyzmaty Katarzyny ze Sieny, Teresy z Ávila, matki Marceliny Darowskiej, założycielki niepokalanek, która wprowadziła własny program katechezy do swoich szkół i poszły listy do Watykanu, „że się ośmieliła”, albo Chiary Lubich, wezwanej do biskupa, bo wchodziła w kompetencje księży, objaśniając na spotkaniach dla świeckich Pismo Św. „Nie wiedziałam, że aby czytać Biblię, trzeba mieć pozwolenie biskupa” – odpowiedziała. Papież powiedział po jej śmierci, że wyprzedzała i inspirowała nauczanie Kościoła.

Maryja jest zawsze pierwszą w gronie osób idących za swoim powołaniem, mimo że nie pasuje ono do swej epoki. Przeniosła wiarę przez chyba najgorszy dzień w swoim życiu – Wielką Sobotę. Jeśli wierzyła, że Jej Syn zmartwychwstanie, to ocalenie wiary, wbrew wszystkim, w tym religijnego otoczenia, było heroiczne. W Wielką Sobotę rodziła się jako Królowa Męczenników. Jeżeli modlimy się do Niej, chcąc, by było w naszym życiu bezstresowo, dobrze jest popatrzeć, do kogo mówimy.

Nie ma Pani wrażenia, że powiedziałyśmy, mimo tylu słów, bardzo mało – że to wciąż nie przekonuje?

To jak z wezwaniem „Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta” – opisujemy Maryję przez to, czym nie jest (bez zmazy), ale nie potrafimy powiedzieć, jaka jest, więc i kim my moglibyśmy się stać. Kość słoniowa? Dom? Róża? Właściwie wciąż stoimy oniemiali.

***

Dr MONIKA WALUŚ jest gospodynią domową i teolożką (studiowała teologię na KUL, UKSW oraz Uniwersytecie Katolickim w Eichstätt). Wykładała teologię ekumeniczną i historię duchowości na UKSW oraz mariologię i pneumatologię w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie.