„To czyńcie na moją pamiątkę”

Brat Moris

publikacja 01.04.2009 21:23

Ofiarując swoje ciało i krew, Jezus daje nam przykazanie miłości braterskiej. Tu kryje się cała tajemnica Jego miłości do nas, tajemnica, która zachęca, by kochać całym sobą Jezusa i innych, jak braci i siostry Tygodnik Powszechny, 29 marca 2009

„To czyńcie na moją pamiątkę”


Gdy tylko zaczyna głosić Dobrą Nowinę i uzdrawiać chorych, uzmysławia sobie, że kapłani, uczeni w piśmie i faryzeusze go nie akceptują. W ich oczach On burzy dotychczasowy porządek.

Na kilka miesięcy przed Paschą opozycja nasila się. Jezus przeczuwa, do czego to doprowadzi. Płacze nad Jeruzalem, które nie rozpoznało w Nim swojego. Ma świadomość, jakie poniesie konsekwencje i że te same tłumy, które go oklaskiwały, staną po stronie oskarżycieli.

Zbliżamy się do czwartku. Jezus prosi uczniów, żeby przygotowali zwyczajową Paschę. Obchodzi się ją na pamiątkę wyzwolenia Żydów z niewoli egipskiej. Jezus zgodnie z tradycją zasiada na miejscu przeznaczonym dla ojca rodziny, który zwykle przewodniczy i nadaje ton tej rodzinnej uroczystości.

Na rozpoczęcie Jezus mówi: „Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał” (Łk 22, 14). Widzi, że uczniowie rywalizują o to, który z nich jest najważniejszy. Zrzuca płaszcz, klęka i myje każdemu nogi: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 15). Siada ponownie na swoim miejscu wyraźnie zasmucony. Mówi: „Zaprawdę powiadam wam, jeden z was Mnie zdradzi” (Mt 26, 21).

Jezus, przeżywając żydowskie święto zgodnie z obowiązującymi rytuałami, jednocześnie improwizuje. Budzi przez to zdziwienie: „A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, przełamał go; potem podał uczniom mówiąc: »Bierzcie, jedzcie«”, ale dodaje: „to jest ciało moje”. „Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im mówiąc: »Pijcie z niego wszyscy«”, ale dodaje: „ponieważ to jest moja krew, krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 26-28).

Ofiarując swoje ciało i krew, Jezus daje nam przykazanie miłości braterskiej: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 34-35). Tu kryje się cała tajemnica Jego miłości do nas, tajemnica, na którą możemy się otworzyć i która zachęca, by kochać całym sobą Jezusa i innych, jak braci i siostry.

Jedynie nieskończona miłość Jezusa do nas, która wzniecała w Nim pragnienie pozostania z nami poprzez ciało, z całym swoim jestestwem, mogła zainspirować tę formę realnej obecności, nieustannie odnawianego cudu. To nic innego jak odpowiedź na miłość, która wciąga, angażuje do regularnego uczestnictwa w komunii ciała i krwi, aż po samą adorację.

W przekazie Łukasza znajdujemy dodatkowy szczegół: „To jest ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). To polecenie odnosi się oczywiście w pierwszej kolejności do apostołów, a z czasem do ich następców, biskupów i asystujących im księży. Jednakże dar z Ciała i Krwi Jezusa odnawia się w całym Kościele, który sam jest Ciałem Chrystusa, Chrystus jego głową, a my, jako społeczność Kościoła, jego członkami.


Od kilku lat uczestniczę z moimi braćmi w obchodach liturgii Wielkiego Czwartku w różnych polskich parafiach. Sposób, w jaki celebruje się te uroczystości, czasem budzi w nas mieszane uczucia i pozostawia niesmak.

Wielki Czwartek jest dniem wyjątkowym. Cała uwaga powinna wtedy koncentrować się na Osobie Jezusa, Jego słowach, czynach, na głębi i znaczeniu tego, co dokonuje się na naszych oczach na ołtarzu; tymczasem wszystko to zostaje zepchnięte na plan boczny, właściwa kolejność odwrócona jest do góry nogami.

Bo oto od samego początku angażuje się uczestniczących w liturgii w obchody: „Wielkiego Czwartku, święta ustanowienia kapłaństwa i księży”. Na rozpoczęcie z ust uroczych młodych kobiet i dzieci padają przeróżne „złote słowa”, wyrazy uznania, gratulacje.

Każdy z celebransów otrzymuje obfite bukiety kwiatów itd. Wszystko w otoczce promiennych uśmiechów. Mało tego, homilia nawiązuje do tych właśnie gestów, do święta księży. I w tej z góry narzuconej atmosferze nagle ma miejsce mycie nóg. Istota kapłaństwa pozostaje przysłonięta, niezrozumiała dla wiernych.

Nawet jeśli usiłuję jakoś to sobie wytłumaczyć, pojąć, bo przecież postrzegam to wszystko przez pryzmat własnego powołania i formacji, czuję się jak zraniony. Nawet jeśli wiem, że można by dziękować Bogu za dar kapłaństwa, widzę w tym wszystkim wybryk klerykalizmu. Prześladują mnie myśli, że oto tego wieczora nasza uwaga powinna całkowicie być zwrócona na to, co mówi i czym żyje Jezus, na dar Eucharystii i przykazanie o wzajemnej miłości braterskiej.

Po wieczerzy Jezus udaje się do Getsemani ze swoimi uczniami. Mówi: „Smutna jest dusza moja, aż do śmierci. Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!”(Mt 26, 38). Oddaliwszy się nieco, by móc pozostać chwilę sam na modlitwie, Jezus upada na ziemię, przeżywa prawdziwą agonię i modli się: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty chcesz, niech się stanie” (Mk 14, 36). Prawdziwie po ludzku jest przeszyty cierpieniem. Wie, co będzie musiał wytrzymać. Jego uczniowie zmęczeni śpią.

Piotra Jezus zapyta: „Jednej godziny nie mogłeś ze Mną czuwać?” (Mk 14, 37). Biedny Piotr, który w swoim uniesieniu przysiągł: „Jestem gotów pójść z Tobą do więzienia i na śmierć”. Wiemy, co z tego wynikło. Tymczasem już zbliża się Judasz w asyście straży i tłumu, by zatrzymać Jezusa i zaprowadzić go do arcykapłanów. Męka zaczyna się! Jezus chwilę przedtem zdążył jeszcze powiedzieć: „Nie ma większej miłości, niż gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).

Przełożyła Joanna Brożek