Nie proponują cudów

Wojciech Bonowicz

publikacja 29.04.2009 21:04

Hasło fundacji „Daj szansę” małżeństwa Liszczów to: „Nie proponujemy cudów, ale ciężką pracę z dziećmi, która może przynieść efekty”. Tygodnik Powszechny, 26 kwietnia 2009

Nie proponują cudów


Znajomi mówią o nich, że Liszczowie nigdy nie stoją w miejscu, nie odcinają kuponów od tego, co im się udało. Jak jakieś dzieło okrzepnie, rzucają się w nowy problem. Im mniej ludzi zajmuje się w Polsce tym problemem, tym większa szansa, że oni się za niego wezmą.

Toruńska „kariera” Krzysztofa Liszcza, lekarza psychiatry, zaczęła się od ośrodka terapeutycznego dla alkoholików w Czerniewicach. W latach 80. tego typu ośrodki były przedsięwzięciami pionierskimi, musiały walczyć na kilku frontach naraz, eksperymentowały, uczyły się na własnych błędach.

Liszcz przyjechał z Warszawy, w Toruniu nie był „swój”, ale sposób, w jaki traktował pacjentów i ich rodziny, sprawił, że szybko zapracował na szacunek. Na pewno pomogło mu i to, że przyszłą żonę – Katarzynę Kałamajską, absolwentkę historii sztuki – wybrał spośród „swoich”, z rodziny dobrze w Toruniu znanej, o kresowych korzeniach.

Tworzyli małżeństwo szczęśliwe, ale bezdzietne. Po latach starań i wizyt u specjalistów zdecydowali się na adopcję. Motywem były słowa Ewangelii: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci...”. W 1987 r. przyjęli do siebie pięcioletniego Pawła i jego dwuletnią siostrę Kasię, dziecko głęboko upośledzone, z czterokończynowym porażeniem mózgowym.

Wiedzieli, że nie będzie łatwo. Adopcję Kasi odradzali im nawet lekarze, twierdząc, że jest dość dzieci zdrowych oczekujących w kolejce. Ale Liszczowie już pokochali dziewczynkę i zdecydowali się o nią walczyć. Długie lata żmudnej terapii sprawiły, że Kasia pokonywała coraz to nowe bariery: nauczyła się chodzić (z balkonikiem), potem czytać, pisać, skończyła szkołę, pomaga ojcu w pracy.

Z myślą o Kasi zaczęli najpierw tworzyć Kręgi Wspierania Rozwoju dla rodzin mających dzieci w podobnej jak ona sytuacji. W 1993 r. zarejestrowali Fundację na rzecz Rozwoju Dzieci Niepełnosprawnych „Daj szansę”. Jej hasłem stały się słowa: „Nie proponujemy cudów, ale ciężką pracę z dziećmi, która może przynieść efekty”. Fundacja organizowała szkolenia, możliwość skorzystania z porad specjalistów, turnusy rehabilitacyjne. Liszcz przez wiele lat był jej prezesem, potem stopniowo zaczął się wycofywać.

W 2002 roku w domu Liszczów pojawiły się kolejne dzieci: Ewa i Julia, dotknięte – tak jak Kasia i Paweł – alkoholowym zespołem płodowym (FAS). Małżonkowie stworzyli dziewczynkom rodzinę zastępczą, ale na tym nie poprzestali.

Zaczęli coraz głośniej mówić o konsekwencjach spożywania alkoholu przez kobiety w ciąży, wskazywali, na jakie niebezpieczeństwa narażone są dzieci w okresie płodowym. Problem ten jest szeroko dyskutowany w Europie, podejmowane są działania zapobiegawcze i terapeutyczne, ale w Polsce na razie mówi się o nim nieśmiało. Choć z badań wynika, że co trzecia Polka w wieku od 18 do 40 lat sięga w ciąży po alkohol.

Niedawno Liszczowie uruchomili grupę wsparcia dla kilku rodzin z dziećmi adopcyjnymi i rodzin zastępczych. Grupa spotyka się raz w miesiącu w... ich własnym mieszkaniu. O adopcji, dla odmiany, wspominano ostatnio dosyć często – przy okazji dyskusji o in vitro. Ale krąg problemów, jakie się z nią wiążą, to dla większości społeczeństwa terra incognita.

Rodziny adopcyjne często zostają ze swoimi problemami same, tracą kontakt z krewnymi i znajomymi, nie wiedzą, gdzie szukać profesjonalnej pomocy. Liszczowie wchodzą na kolejną ścieżkę, którą mało kto uczęszcza. Wchodzą w imię idei, żeby brać się za to, za co inni się nie biorą – i w imię konkretnych ludzi, których mają w swoim otoczeniu.