Tajemnica jedności

Józef Majewski

publikacja 09.09.2009 17:23

Bóg króluje również poza granicami Kościoła, tam nie rozciąga się zbawcza pustka. Inne religie mają swój udział w Królestwie, mogą przyczyniać się do jego historycznego urzeczywistniania i rozwoju. Tygodnik Powszechny, 6 września 2009

Tajemnica jedności


Dialog międzyreligijny jest czymś nowym pod słońcem” – pisał w 1983 r. Leonard Swidler, amerykański teolog, w głośnym tekście „Dekalog dialogu”. I pytał: „Jak zatem możemy efektywnie angażować się w tę nową sprawę?”. Do dziś nie ma gotowych odpowiedzi, niemniej dzisiaj – w czasach prześladowań religijnych, krwawych konfliktów na tle religijnym i religijnego terroryzmu – jedno staje się oczywiste: ten dialog jest potrzebny światu jak powietrze. „Nie może być pokoju między narodami bez pokoju między religiami. Nie może być pokoju między religiami bez dialogu między religiami” (ks. Hans Küng).

Granice

Dialog rodzi się w bólach, jego drogi wyznaczane są po omacku. Zaangażowani często natrafiają na ścianę niezrozumienia, obojętności, sprzeciwu, a nawet oskarżeń o zdradę własnej wiary – ze strony współwyznawców. Niektórzy, podkreślając samowystarczalność własnych religii, kwestionują potrzebę dialogu. Wskazują na zagrożenia, jakie mogą się z nim wiązać: synkretyzm religijny, relatywizowanie prawdy objawionej, bagatelizowanie różnic między religiami, rozmywanie ich tożsamości. Jeśli konieczny jest dialog międzyreligijny, to jaki sens ma działalność misyjna? – pyta wielu (nie tylko chrześcijan).

Czy dialog może przyjąć postać wspólnej modlitwy wyznawców różnych religii? Czy możliwy jest na poziomie teologicznym, a więc na tym najbardziej właściwym dla religii? Na pytania te padają skrajne odpowiedzi. W 1989 r. biskupi Indii nie wahali się stwierdzić: jedna z form dialogu „dosięga najgłębszych poziomów życia religijnego, polega na dzieleniu się modlitwą i kontemplacją. Głównym celem takiej wspólnej modlitwy jest kult Boga, który nas wszystkich stworzył, by uczynić z nas wielką rodzinę. Jako że w sensie prawdziwym i podstawowym jesteśmy jedno z całą ludzkością, adorowanie Boga razem z innymi nie jest dla nas tylko prawem, ale obowiązkiem”. Tymczasem kard. Ratzinger w 2003 r. na pytanie o możliwość takiej modlitwy odpowiedział (prywatnie): „Osobiście w to wątpię”.

Gdy w listopadzie 2008 r. w Watykanie rozpoczął się dialog w ramach Forum Katolicko--Islamskiego, Benedykt XVI (w prywatnym liście) zgodził się z tezą, że „dialog międzyreligijny we właściwym znaczeniu tego terminu jest niemożliwy (...) bez wzięcia w nawias własnej wiary” – i postulował dialog na poziomie kulturowym.

Dialog między religiami ma krótką historię. Więcej tu pytań i problemów niż odpowiedzi i klarownych rozwiązań. Diagnoza ta odnosi się także do nauczania Kościoła o innych religiach i dialogu z nimi. Magisterium w tych kwestiach nie mówi jednym głosem. Doktryna Kościoła o dialogu międzyreligijnym dopiero się rodzi i „nie jest monolityczna (...). W najnowszym Magisterium odnajdujemy chwile wzniosłe, ale i momenty słabości, dwuznaczności i wahania. (...) Należy natomiast uznać, że są różne postawy, które pozostawiają otwarte drzwi dla dalszego zróżnicowanego rozwoju” (Jacques Dupuis SJ).

Cokolwiek mówić o nauczaniu Kościoła o innych religiach, w jednym punkcie jest ono jasne: dla Kościoła nie ma odwrotu od dialogu z nimi.

Fundament

Dla stosunku Kościoła do innych religii przełomowe znaczenie miał Sobór Watykański II, który po raz pierwszy w historii uznał – zaczątkowo i nie bez niejasności – autentyczną wartość niechrześcijańskich tradycji religijnych. Wcześniej traktowano je jako dzieło szatańskie i przeszkodę w zbawieniu dla ich wyznawców. W takim spojrzeniu nie było miejsca dla dialogu. Ostatni Sobór zalecił dialog, chociaż nie uznał go jeszcze za składową część misji Kościoła obok świadectwa, modlitwy i liturgii, dzieł miłości, katechezy i przepowiadania Ewangelii. To dokonało się w dokumentach „Redemptoris missio” Jana Pawła II (1990), „Dialog i przepowiadanie” Kongregacji Ewangelizacji Narodów (1991), „Dialog i misja” Sekretariatu dla Niechrześcijan (1984).


Sobór teologiczną podstawę dla dialogu opierał na podwójnym fundamencie: wspólny początek wszystkich ludzi w dziele stworzenia i wspólne przeznaczenie – zbawienie w Chrystusie. Jan Paweł II dodał kolejne dwa elementy. Nauczał z jednej strony o obecności i działaniu Ducha Świętego w innych religiach, z drugiej o ich udziale w Królestwie Bożym. Przypomnijmy: Królestwo Boże, jako symbol panowania Boga i wręcz Jego imię, było podstawowym motywem nauczania i działalności Jezusa.

Jeśli Sobór mówił o obecności Ducha Świętego poza Kościołem, to widział ją nie w innych religiach jako takich, ale tylko wśród ich wyznawców indywidualnie. Nauka o działaniu Ducha Chrystusa w innych tradycjach religijnych jako takich to jeden z najważniejszych wkładów Jana Pawła II do dialogu międzyreligijnego.

O ile przez wieki sądzono, że misjonarze, idąc do religii „pogańskich”, przynoszą im Ducha Świętego, którego tam wcześniej nie było, o tyle – w świetle nauczania Papieża – misjonarze w religiach tych spotykają już obecnego tam Ducha Chrystusa. „Kościół ewangelizujący – czytamy w „Dialogu i przepowiadaniu” – musi zawsze pamiętać, że to przepowiadanie nie dokonuje się w całkowitej próżni, ponieważ Duch Święty, Duch Chrystusa, jest obecny i działa pośród tych, którzy słyszą Dobrą Nowinę, nawet zanim działalność misyjna Kościoła została podjęta.

Duch Święty – podkreślał Jan Paweł II – sprawia, że między religiami istnieje „tajemnica jedności”. „Różnice – mówił w 1986 r. – są elementem mniej istotnym niż jedność, która jest radykalna, podstawowa i decydująca”. Do historii przejdą papieskie słowa z książki „Przekroczyć próg nadziei”:

„Duch Święty działa skutecznie także i poza widzialnym organizmem Kościoła (...). Działa w oparciu o (...) semina Verbi [nasiona Słowa, elementy prawdziwe i święte złożone przez odwieczne Słowo, Syna Bożego], które stanowią jakby wspólny soteriologiczny [zbawczy! – JM] korzeń wszystkich religii. Mogłem się o tym przekonać, wielokrotnie odwiedzając kraje Dalekiego Wschodu. (...) Tak więc zamiast dziwić się, że Opatrzność dopuszcza tak wielką różnorodność religii, można raczej dziwić się temu, że znajdujemy w nich tyle wspólnych elementów”.

Papież z Polski jako pierwszy oficjalnie – ostrożnie, acz klarownie – dokonał rozróżnienia między Kościołem a Królestwem Bożym w historii, chociaż podkreślał ich wyjątkową i jedyną więź. W encyklice „Redemptoris missio” pisał: „Zaczątkowa rzeczywistość Królestwa może się znajdować również poza granicami Kościoła w całej ludzkości, o ile żyje ona »wartościami ewangelicznymi« i otwiera się na działanie Ducha, który tchnie, gdzie i jak chce (por. J 3, 8)” (nr 20).

Przez wieki w teologii i doktrynie Kościół praktycznie utożsamiano z Królestwem Bożym w dziejach, tak że inne religie pozostawały poza granicami tego Królestwa, nie mogły mieć z nim nic wspólnego. Dla Jana Pawła II Królestwo jest rzeczywistością szerszą niż sam Kościół. Bóg króluje również poza jego granicami, tam nie rozciąga się zbawcza pustka. Inne religie mają swój udział w Królestwie, mogą przyczyniać się do jego historycznego urzeczywistniania i rozwoju.

„Dialog [międzyreligijny] – czytamy w „Redemptoris missio” – jest drogą do Królestwa Bożego i z pewnością wyda owoce, chociaż te czasy i chwile znane są tylko Ojcu (por. Dz 1, 7)” (nr 57). Im wolniej i słabiej dialog między religiami jest praktykowany, tym wolniej i słabiej budowane jest Królestwo Boże.


Czym dialog jest

Dokument „Dialog i przepowiadanie” tak rozumie dialog międzyreligijny: „W kontekście pluralizmu religijnego dialog oznacza »całość pozytywnych i konstruktywnych relacji międzyreligijnych z jednostkami i wspólnotami innych wiar, których celem jest wzajemne zrozumienie i wzbogacenie« w posłuszeństwie prawdzie i w poszanowaniu dla wolności” (nr 9).

Z kolei w „Dialogu i misji” czytamy, że w dialogu tym „chrześcijanie spotykają wyznawców innych tradycji religijnych, by razem kroczyć w kierunku prawdy i współpracować we wspólnych dziełach” (nr 13). Jan Paweł II w „Redemptoris missio” pisał: „Każdy wierny i wszystkie wspólnoty chrześcijańskie są wezwani do praktykowania dialogu [międzyreligijnego], chociaż nie zawsze w tym samym stopniu czy w ten sam sposób” (nr 57).

Zwykle wyróżnia się przynajmniej pięć form tego dialogu. Dialog życia codziennego, dostępny dla wszystkich, w którym wyznawcy różnych religii na co dzień uczą się tolerancji, wyrozumiałości i współczucia. Dialog wspólnego zaangażowania – na poziomie społecznym, ekonomicznym i politycznym – w dzieła sprawiedliwości i wyzwolenia człowieka. Dialog teologicznych ekspertów, którzy dzielą się wiedzą i mądrością o własnych tradycjach, badają to, co je łączy i dzieli, oraz wspólnie zgłębiają tajemnice religijne. Dialog intermonastyczny, w którym mnisi różnych religii poznają różne szkoły duchowości i uczą się ich nawzajem.

Na najgłębszym poziomie dokonuje się dialog religijnego doświadczenia, w którym – czytamy w „Dialogu i misji” – „osoby zakorzenione we własnych tradycjach religijnych mogą dzielić się swoimi doświadczeniami modlitwy, kontemplacji, wiary i obowiązku, jak też wyrażania i sposobów poszukiwania Absolutu” (nr 35).

Czym dialog nie jest

Z chrześcijańskiego punktu widzenia dialog nie jest czymś, co można by nazwać rodzajem pre-ewangelizacji. Nie jest przygotowawczym stadium do przepowiadania chrześcijańskiego orędzia, tym bardziej zakamuflowanym głoszeniem prawdy „niewiernym”, przepowiadaniem, na które składa się wezwanie do przyjęcia chrztu i wejścia do wspólnoty Kościoła. Dialog w misji Kościoła ma swoją własną specyfikę i wartość. Przed Soborem Watykańskim II, ale i na nim, takie stawianie sprawy było nie do pomyślenia.

Strony zdradzają naturę autentycznego dialogu, gdy traktują go jako okazję do nawracania na swoją wiarę, jako swoiste przetarcie szlaków przed właściwym nawracaniem, chociaż ma on swój szczególny związek z nawróceniem. W dialogu chodzi o wspólne nawrócenie wyznawców różnych religii do Boga, Absolutu, Rzeczywistości Nadprzyrodzonej, Niepojętej Tajemnicy.

„Jasne winno być – pisał abp Michael Fitz­gerald, b. przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego – że jeśli celem dialogu nie jest czynienie buddystów czy muzułmanów chrześcijanami, to także nie można twierdzić, że celem tym jest czynienie buddystów lepszymi buddystami czy muzułmanów lepszymi muzułmanami [lub chrześcijan lepszymi chrześcijanami – JM]. Lepiej (...) ów ruch nawrócenia ujmować jako gorętszą i szczerą odpowiedź Bogu. W tym sensie dialog międzyreligijny nie tylko kieruje się ku wzajemnemu zrozumieniu i przyjacielskim relacjom.

Dociera on do dużo głębszego poziomu, duchowego, gdzie wymiana i dzielenie się polegają na wzajemnym świadectwie swoim wiarom i wspólnym badaniu swych religijnych przekonań. W dialogu chrześcijanie i inni są zaproszeni do pogłębiania swego religijnego zaangażowania, do odpowiedzi we wzrastającej szczerości na Boże powołanie i łaskawe samoudzielanie się Boga”. Jednocześnie – z chrześcijańskiego punktu widzenia – dialog jest wspólnym odkrywaniem tego, jak Duch Boży działa po obu stronach. Dialog nie jest procesem jednokierunkowym, ale ma naturę dawania i otrzymywania, dzielenia się tym, czym Bóg obdarował obie strony.


Autentyczny dialog nie może być też rozumiany jako ruch w kierunku tworzenia jakiejś super-religii, osiągającej synkretyczną jedność religijnych przekonań, w której trybach miażdżone byłoby wszystko, co różni i dzieli. Dialog międzyreligijny jest takim dopóty, dopóki uczestniczą w nim wyznawcy różnych religii. Każda strona przystępuje do niego ze swoją własną, szczególną wiarą, która jest inna niż wiara drugiej strony i która stanowi o najgłębszym sensie ludzkiego życia i tożsamości. Autentyczny i szczery dialog domaga się, by jego uczestnicy angażowali się weń z pełnią i integralnością swoich przekonań religijnych, bez próby wzięcia w nawias własnej wiary. „Jeśliby tak nie było, nie można by dłużej mówić o dialogu międzyreligijnym czy o dialogu wiar” (Jacques Dupuis SJ).

Dialog modlitwy

Problem modlitwy międzyreligijnej na ostrzu noża postawiły przede wszystkim międzyreligijne Dni Modlitwy o Pokój, zorganizowane z inspiracji Jana Pawła II w Asyżu w 1986 i 2002 r. Inicjatywa spotkała się z krytyką różnych środowisk katolickich, w tym części przedstawicieli kurii rzymskiej. Sceptycyzmu nie krył kard. Ratzinger. Zresztą, sceptyków nie zabrakło także po stronie wyznawców innych religii.

Jana Pawła II oskarżano o sprzyjanie religijnemu synkretyzmowi i zacieranie przepastnej różnicy między jedyną prawdziwą religią – katolicyzmem – a innymi. Niektóre środowiska tradycjonalistyczne mówiły wręcz o papieskim ześlizgnięciu się w otchłań herezji. Z drugiej strony pojawiły się zarzuty, że Papież nie dość radykalnie wyszedł na spotkanie innych religii, proponując, aby w Asyżu przedstawiciele każdej modlili się osobno, nie zaś wspólnie. Jan Paweł II – przypomnijmy – opowiedział się za zasadą: „Być razem, aby się modlić, nie zaś modlić się razem”.

Na pięć dni przed tym wydarzeniem tłumaczył: „Nie można bowiem odmawiać wspólnej modlitwy, ale można być obecnym, gdy inni się modlą, i okazywać w ten sposób szacunek ich modlitwie i postawie wobec Bóstwa, dając równocześnie pokorne i szczere świadectwo naszej wiary w Chrystusa, Pana wszechświata. (...) Owo »być razem, aby się modlić« będzie miało szczególnie głębokie i wymowne znaczenie, albowiem wszyscy ramię w ramię będziemy błagali Boga o dar, który jest dzisiaj najbardziej potrzebny ludzkości dla dalszego jej trwania: o dar pokoju”.

W mieście św. Franciszka mieliśmy zatem do czynienia z modlitwą nie międzyreligijną, ale wieloreligijną, jak ujął to w 2003 r. kard. Ratzinger, który ostatecznie, zachowując niejaką rezerwę do wydarzenia w Asyżu, dopuścił możliwość takiej modlitwy jako coś absolutnie wyjątkowego. Znaczące jest jednak, że wyznawcy różnych religii, w tym chrześcijanie, nawet katoliccy hierarchowie, coraz częściej praktykują także modlitwę międzyreligijną. Towarzyszą temu gorące spory. Stawia się pytania: czy modlitwa taka nie propaguje relatywizmu i synkretyzmu? czy nie rozmienia na drobne różnic między religiami? czy nie oddala religii od Boga? Trzeba zgodzić się ze stwierdzeniem kard. Ratzingera: „Pytań tych nie możemy lekkomyślnie ignorować”.

Swoista debata wybuchła na łamach watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” po spotkaniu w Asyżu w 1986 r. Z różnych stron tłumaczono papieską formułę „Być razem, aby się modlić, nie zaś modlić się razem”. Zdecydowanie krytykowano też modlitwę międzyreligijną. Ale jeden autor – ks. Marcello Zago, co znamienne, sekretarz ówczesnego Sekretariatu dla Niewierzących – wyraził odmienne zdanie. Pisał: „Nie brak doświadczenia wspólnej modlitwy (...). W większości przypadków dochodzi do nich z zachowaniem roztropności, z uniknięciem synkretyzmu. (...) Dla takich doświadczeń nie brak poważnych racji teologicznych. (...) Być razem, aby się modlić, a niekiedy, by modlić się razem, jest uznaniem tego podstawowego faktu, stosunku wszystkich ludzi do Boga”.