Nieznośne brzemię wolnej woli?

Rozmowa z o. LEONEM KNABITEM – benedyktynem

publikacja 08.10.2009 16:04

Wolna wola połączona z rozumem sprawia, że rozeznając słuszność pewnych nakazów i zakazów, chcemy się dobrowolnie tym nakazom czy zakazom podporządkować. Don BOSCO, 10/2009

Nieznośne brzemię wolnej woli?



Dlaczego nie możemy robić wszystkiego, czego chcemy?

Dlatego, że nasze chcenie, począwszy od grzechu pierworodnego, nie zawsze jest chceniem dobra. Gdyby człowiek miał wolę bardziej skłonną do dobra niż do zła, a rozum jasno oświecony zawsze wiedział, co jest dobre, a co złe, to wtedy można by pozostawić całkowitą swobodę. Najlepszym dowodem jest to, że Pan Bóg w raju dał człowiekowi całkowitą swobodę, powiedział tylko – nie spożywajcie owocu z jednego drzewa.

A potem, gdy człowiek nadużył wolnej woli, nawet państwo, wiedząc o tym, że człowiek nie jest taki bardzo poprawny w działaniu, zaczęło wydawać wszelkiego rodzaju ustawy, nakazy, zakazy, żeby pomóc człowiekowi w znajdowaniu prawdziwej drogi życia. Dlatego też i Kościół uczy, co trzeba robić. Sama tylko i wyłącznie wola człowieka, który uważa, że ma własną prawdę dla siebie, w dodatku inną dla innych ludzi, to niebezpieczna droga. Trzeba mieć jakiś punkt oparcia, żeby pomagał w znalezieniu, w zrealizowaniu własnej wolności.

Dlaczego właśnie Kościół? Dlaczego nie mogę dojść do tego sama w wolności?

Jeśli Kościół głosi naukę Bożą, to po co mam się awanturować, zamiast cieszyć się, że jest Ktoś, Kto z całą pewnością wie, co robi i co ja mam robić i wciąż mi o tym przypomina.

A dogmaty? Ich nie ogłosił Bóg.

Nie można powiedzieć: „Dwa dodać dwa jest cztery, a więc to mnie ogranicza, bo ja bym chciał, żeby to było więcej albo mniej”. Jestem ograniczony, no niestety i nic na to nie poradzę. A chcę być jako Bóg, który stanowi dobro i zło. Pan Bóg już w raju ograniczył wolność człowieka i powiedział, że z jednego drzewa nie wolno spożywać owocu. Okropny Pan Bóg, który dał wolną wolę. Ale w raju wolność została źle wykorzystana, jak już o tym wspomnieliśmy.

Granice naszej wolności są zatem określone, gdzie więc tu miejsce na wolną wolę?

To wcale nie przeszkadza. Mamy wolną wolę, ale mamy też rozum. Wolna wola połączona z rozumem sprawia, że rozeznając słuszność pewnych nakazów i zakazów, chcemy się dobrowolnie tym nakazom czy zakazom podporządkować. A że mamy wolną wolę, wiemy stąd, że bardzo wielu nie podporządkowuje się – robi, co chce bez względu na to czy efekty tego będą dobre czy złe. Wolnej woli nic nie ogranicza, od nas zależy, jak z niej korzystamy. Jak jest gdzieś napisane: „Wysokie napięcie, nie dotykać”, czy to ogranicza wolę człowieka? Nie ogranicza! Ale jak ktoś dotknie, to będzie z niego węgielek za 15 sekund. Powinien być tego świadomy.

Czy Pan Bóg jest bezsilny wobec naszej wolnej woli?

Do pewnego czasu jest bezsilny. Ale czeka cierpliwie, jak na Dobrego Łotra, do końca życia. Potem każdy stanie przed Panem Bogiem. Prawo karze za mało albo za dużo, natomiast Pan Bóg, który jest miłością i sprawiedliwością zarazem, spokojnie dobierze dla każdego to, co mu się należy.







Bóg czeka na nas cierpliwie, ale są chyba jakieś granice naszych religijnych poszukiwań, za które nie powinniśmy się jednak wychylać?

Takimi granicami są zwyczajnie przykazania Boże. No i prawdy religijne poznawane podczas różnych rodzajów katechizacji. Jeśli człowiekowi naprawdę zależy na tym, żeby pracować nad sobą i żeby mieć czyste sumienie – nie żeby wylizać jak kotek futerko i jaśnieć jego blaskiem – przysłuży się wtedy społeczeństwu swoją uczciwością i poprawnością. Może taka poprawność być zdobywana sama dla siebie, a może po to, żeby ludziom służyć, żeby ludzie nie stracili nadziei, że są tacy, którzy właśnie wolną wolę kierują w tę stronę, ażeby czynić dobrze, zwyciężać zło.

Im więcej wiemy, mamy dobrą wolę, to wtedy tym łatwiej pójść dobrą drogą i znajdować granice wolności, że tu wolno, a tam nie wolno. Kiedyś, ks. prymas Wyszyński powiedział: „Bardzo lubię chodzić na spotkania młodych, ich dyskusje są ciekawe, ale cóż, oni nie wiedzą, o czym dyskutują, oni nie czytają”. Dlatego zachęcam, żeby czytać, uczyć się religii. I rodzice, żeby przypilnowali dzieci, bo są pierwszymi, którzy powinni od samego początku nad tym czuwać. Podczas lekcji religii zamiast odrabiania innych lekcji albo grania w bitwę morską, naprawdę warto posłuchać tego, co mówi katecheta, wiedzieć i wtedy, jeśli się chce być dobrym, to wiadomo, jak wybierać. A jeśli gwiżdże się na wszystko...

No właśnie, co wtedy? Co wtedy może rodzic, jeśli dziecko gwiżdże na wszystko, jeśli nie chce się modlić, chodzić do kościoła? Zostawić mu wolność?

Absolutnie nie przymuszać. Bo jeśli się namolnie nakazuje, to skutek jest odwrotny.

Ale danie dziecku wolności w zrezygnowaniu z Boga, to ogromny trud i krzyż dla wierzącego rodzica.

Wiele razy słyszałem, jak młodzi mówili: „Jak jestem w domu, to do kościoła chodzę dla rodziców, gdzie indziej nie chodzę i już”. To oczywiście jest za mało. Nie można zmuszać, ale też nie można powiedzieć: „Rób, co chcesz, to twój wybór”. Nie. Ja muszę powiedzieć, że mnie się to nie podoba, że robisz źle, ale jesteś moim dzieckiem i wiedz, że ja ciebie nie wyrzucam z mojego serca, a mogę dla ciebie zostawić miejsce na zawsze w swoim domu, więc nie chciej, żebym tylko dla świętego spokoju pochwalał twoje postępowanie. To byłby brak szacunku dla ciebie. W tej chwili tego nie rozumiesz, ale mam nadzieję, że kiedyś pojmiesz. Ale to działa tylko wtedy, jeśli sami chodzimy do kościoła, bo często dzieci mówią: ”Jak oni żyją, nakazują nam, a sami się kłócą, do kościoła chodzą rzadko, kradną, naciągają, a nam każą chodzić do kościoła”.

Bywa jednak, że nawet dzieci z dobrych domów też przestają chodzić do kościoła...

Tu nie ma recepty, nie można uogólniać. Bo jest tak: złe rodziny – dobre dzieci, złe rodziny – złe dzieci, dobre rodziny – dobre dzieci i dobre rodziny – złe dzieci. Tu są wszystkie możliwości i ze wszystkimi sytuacjami się trzeba liczyć. I wtedy, co? Daję dobre świadectwo. My klękamy, a ty nie musisz klękać, to jest wolna wola. Ale małemu dziecku trzeba kazać.

Jak ja byłem mały, to do pacierza się klękało każdego dnia, to było jasne, że tak jest i koniec. Kiedyś poszliśmy spać, a tata przyszedł i pyta: „A pacierz był?”, no nie było, więc wszyscy z łóżek i do pacierza. To było tak normalne, zwyczajne i nie było żadnego filozofowania. Teraz nie mam problemu z pójściem na modlitwy zakonne, a jeśli czasem się za mało pomodlę, to z całą odpowiedzialnością wiem, że to nie jest w porządku. Tak jak papież kiedyś mówił: „Jeśli przed modlitwą wszystko ustąpi na dalszy plan, wówczas modlitwa daje sobie radę z najbardziej zapracowanym dniem.”






Gdzie jest źródło prawdziwej wolności człowieka?

W czystym sumieniu. Czyste sumienie daje wielką radość, pokój, lekkość. Wszyscy, którzy postępują nie tak jak trzeba, to gdzieś na dnie czują niepokój, rodzi się agresja lub depresja. Kiedyś w kościele, podczas mszy św., mała, może 4-letnia dziewczynka, nie dała się zupełnie opanować, robiła, co chciała. Siedziała na klęczniku tyłem do ołtarza, przychodzi do podniesienia i babcia mówi: „Uklęknij, bo jest podniesienie”, a mała ani drgnęła. No to ją zostawiła.

Wracają do domu i oczywiście mama pyta czy była grzeczna w kościele, babcia potwierdza, że grzeczna, a ta mała dziewczynka sama mówi: „Nie byłam grzeczna, nie chciałam uklęknąć”. Malutka, a już wiedziała, kiedy źle postąpiła. Dziecko może się czasem wygłupić, ale jak się wygłupiło i nie ma żadnej awantury, tylko spokojne a pełne miłości zwrócenie uwagi, to wydaje mi się, że na drugi raz, po czymś takim, nie postąpi już tak samo. Nie zwymyślano jej, ale nie powiedziano też, że malusieńkie i nie zrozumie. Od malutkiego też należy wymagać.

Jeśli mamy czyste sumienie, to czujemy się dobrze, a czujemy się tak tylko pełniąc wolę Boga, więc źródłem prawdziwej wolności jest pełnienie woli Bożej?

Tak, wolność, to wypełnianie woli Pana Boga w sposób wolny. Bo wówczas, jeśli czynimy dobro, to nie jesteśmy manipulowani albo sterowani. Właśnie ta moja wewnętrzna akceptacja polega na tym, że ja chcę wypełnić wolę Bożą. Mogę jej nie wypełnić a mogę wypełnić. Dlatego wolnym wewnętrznie można być wszędzie, niezależnie od sytuacji zewnętrznej. Opowiadano kiedyś o majorze wojska polskiego, którego bardzo torturowali gestapowcy, natomiast torturowali tak „szczęśliwie”, że nie zabili. Puścili go, co się rzadko zdarzało, no i zapytano go potem: „Co pan czuł, kiedy pana torturowali?”, a on powiedział: „Cały czas się modliłem, żebym nie zaczął ich nienawidzić, bo wiedziałem, że wtedy wygrywam”. I rzeczywiście, to była jego wewnętrzna wolność – nie nienawidzić maltretujących go oprawców. Mógł umrzeć za minutę.

Czy my się rodzimy z takim poczuciem wewnętrznej wolności, czy musimy jej uczyć dzieci w procesie wychowywania?

Trzeba przypominać dziecku, najpierw, żeby wiedziało, że czegoś nie wolno. Bo jeśli ojciec, matka kochają dziecko, to wtedy w duchu tej wielkiej miłości i autorytetu rodziców nie wolno mu np. kopać rytmicznie w stół, kiedy goście przyszli, nie wolno ganiać po kościele, nie wolno pluć itd. Ale uwagę zwracamy spokojnie, grzecznie, wtedy dziecko reaguje dobrze i nabywa dobrych nawyków, uczy się pewnego zachowania.

Rodzina to jest bardzo ważna sprawa, trzeba zwrócić uwagę na klimat w rodzinie, na stworzenie takiej atmosfery, żeby tam można było spokojnie wpływać na dziecko i uczyć miłości, podstawowych prawd. Potem będzie dziecku o wiele łatwiej przyjąć to. Z moim tatą nie było w ogóle dyskusji, jeśli tata powiedział, że tak albo nie, w rachubę nic już nie wchodziło. Z mamusią można było negocjować, ale z tatą nie. Nie przypominam siebie, żeby tata nakazał coś, co by było nie w porządku, żebym ja mógł powiedzieć, że głupio gadał. Wszystkie taty polecenia czy kary (czasem fizyczne), absolutnie potwierdzam. Miał świętą rację, nigdy nie nakazał czegoś głupiego.






Jaki to ma wpływ na kształtowanie wolności dziecka?

Uczy dobrych (wolnych) wyborów na przyszłość, rozróżniania dobra od zła, nieulegania złym wpływom poza domem. Wolności.

Taka wolność to ciężar, przede wszystkim odpowiedzialności, może rodzice po prostu nie chcą go wkładać na barki swoich dzieci?

Myślę, że czasami sami nie wierzą w możliwość wolności i sami nie są wolni, mają wypaczone pojęcie i potem dzieci uczą nie wiadomo czego. Jeśli my prowadzimy taką rozmowę, a ktoś to jeszcze przeczyta, może popatrzeć na siebie i zrobić taką refleksję – czy ja jestem rzeczywiście wolny, czy ja wiem, o co chodzi?

A o co chodzi?

O pogodę ducha, radość, swobodę. Tego się doświadcza tylko w wolności. I dopiero wtedy idzie do przodu. Papież, Karol Wojtyła, mówił o wolności „do”. O to chodzi. Wolny do dobra. A jeśli ktoś chce być wolny do zła? Przecież to nie o to chodzi, człowiek w grzechu pierworodnym wykorzystał wolność na swoją szkodę i na szkodę nas wszystkich, podlegających dzisiaj tylu ograniczeniom.

Jak rozróżnić granicę między prawdziwą wolnością a samowolą?

Upraszczając, jeśli to, co robię przynosi komukolwiek krzywdę, to to jest samowola. Natomiast, jeśli moje zachowanie przynosi tylko i wyłącznie pożytek innym, pokój, radość, to wtedy jest dobrze. Dobre postępowanie, tworzy pokój a złe daje niepokój.

Dlaczego im więcej ostatnimi czasy mówi się o wolności, paradoksalnie tym coraz więcej ludzi jest zniewolonych, nawet nie zdając sobie z tego sprawy?

To zwyczajne, słynne powiedzenie, niekoniecznie zasadne – „co ludzie powiedzą” – dziś przybrało formę politycznej poprawności, która jest właśnie typowym przykładem ograniczania wolności ze strony zewnętrznych czynników. Często wbrew sumieniu, żeby się tylko przypodobać. Niestety często ludzie żyją zbyt płytko. Zniewala też pęd do bogactwa i wykorzystanie tego bogactwa. A ci biedniejsi na pewno mają wiele problemów z utrzymaniem się na jakim takim poziomie. Niektórzy znów chcieliby mieć troszeczkę więcej niż zwyczajnie, czego wynikiem jest nieszczęsny pracoholizm. Ogólnie tylko pieniądze, pieniądze, pieniądze.

Czasami jest to walka o przetrwanie.

Walkę o przetrwanie rozumiem, chociaż jeśli jest głęboka wiara, to wtedy więcej się wierzy Panu Bogu i podporządkowuje walkę o przetrwanie sensownym wartościom i na czymś innym się opiera. Wtedy jest się spokojnym. I mimo wszystko wolnym.

rozmawiała Małgorzata Tadrzak-Mazurek