Tarcza antyrakietowa. Dylematy strategiczne

Stanisław Koziej

publikacja 12.04.2007 20:09

Jeśli nam się uda doprowadzić do porozumienia o dwustronnej wzmocnionej współpracy z Amerykanami i będzie to projekt z istotnym pakietem dodatkowych korzyści obronnych i pozaobronnych, wówczas decyzja w sprawie tarczy powinna być pozytywna. Jeśli nie, powinniśmy odmówić i skoncentrować się na budowie systemu sojuszniczego w ramach NATO. Znak, 4/2007

Tarcza antyrakietowa. Dylematy strategiczne




Dyskusja o ewentualnej lokalizacji elementu tarczy antyrakietowej w Polsce musi być oczywiście wielowątkowa. Wydaje się jednak, że wszystkie te wątki dadzą się pomieścić w poszukiwaniu odpowiedzi na dwie podstawowe grupy pytań strategicznych.

Po pierwsze: czy obrona przeciwrakietowa w ogóle ma sens we współczesnym środowisku bezpieczeństwa i na czym ona w istocie rzeczy polega?

Po drugie: czy gdyby okazało się, że obrona przeciwrakietowa ma sens, to Polska powinna angażować się w jej rozbudowę, a jeśli tak – to na jakich warunkach?

ISTOTA OBRONY PRZECIWRAKIETOWEJ

Rozpocznijmy od pierwszego problemu. Otóż niewątpliwie przeważa dzisiaj pogląd, że obrona przeciwrakietowa jest realnym problemem strategicznym. Przemawiają za tym wnioski zarówno z analiz historycznych, jak i ocen oraz prognoz co do przyszłego kształtowania się środowiska bezpieczeństwa.

Kolejny etap historycznego wyścigu

Historia sztuki wojennej to w istocie historia nieustannej rywalizacji między zaczepnymi i obronnymi środkami walki. Symbolizuje ją odwieczne zmaganie miecza i tarczy – mające dziś swą kontynuację w relacjach czołg/artyleria przeciwpancerna czy też samolot/obrona przeciwlotnicza. Nie ulega wątpliwości, że mieczem czasów współczesnych są rakiety. Dlatego czymś zupełnie naturalnym jest rozwój przeciwrakiet. To obiektywna tendencja rozwoju systemów uzbrojenia. Nie da się jej zignorować ani zahamować. Rozwój obrony przeciwrakietowej jest nieunikniony.

Asymetryczne zagrożenia nuklearne

Warunki dzisiejszego i przyszłego środowiska bezpieczeństwa niejako potęgują tę tendencję. Szczególnie istotne znaczenie ma tu pojawienie się nowej – w stosunku do jeszcze niedawnego okresu zimnej wojny – jakości w postaci zagrożeń, które nazywam asymetrycznymi zagrożeniami nuklearno-rakietowymi.

Jest to następstwem proliferacji (rozpowszechniania się) broni masowego rażenia i technologii rakietowych. Pojawiają się ich nowi dysponenci – w tym państwa nieprzewidywalne lub trudno przewidywalne, tzw. państwa zbójeckie. Coraz bardziej prawdopodobny staje się dostęp do broni masowego rażenia podmiotów niepaństwowych, w tym w szczególności organizacji terrorystycznych.

O ile w relacjach między mocarstwami nuklearnymi w okresie zimnej wojny równowagę strategiczną zapewniało odstraszanie nuklearne oparte na regule wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (mutual assured destruction, MAD), o tyle w świecie obecnym – w którym istnieją zarówno mocarstwa nuklearne, jak i pomniejsi właściciele broni nuklearnej, zwłaszcza podmioty niepaństwowe – ta zasada nie działa już wystarczająco wiarygodnie, aby na niej mocarstwa mogły opierać swoje bezpieczeństwo.



Jednoczesna proliferacja broni nuklearnej i technologii rakietowych sprawia, że jednym z istotnych sposobów asymetrycznego użycia broni masowego rażenia mogą być ograniczone co do liczby strategiczne ataki rakietowe. Im dalej sięgniemy analizą w przyszłość, tym większe staje się prawdopodobieństwo takiego zagrożenia.

W sensie strategicznym nie ma wątpliwości, że nie można strategii obrony przed takimi zagrożeniami ograniczyć tylko do odstraszania uderzeniem odwetowym. Czy można w ten sposób powstrzymać atak rakietowy organizacji terrorystycznej? Gdzie zaadresować owo uderzenie odwetowe? Co zrobić w odpowiedzi na szantaż ze strony państwa zbójeckiego wykonaniem ataku jedną–kilkoma rakietami z ładunkami chemicznymi lub biologicznymi? Czy właściwą odpowiedzią będzie groźba również odwetu atomowego?

Na to pytanie nie ma dobrych odpowiedzi, dlatego strategicznie atrakcyjna i aktualna jest dzisiaj obrona przeciwrakietowa. Istnieje na nią zapotrzebowanie strategiczne i istnieją możliwości technologiczne do jej realizacji. Efektem tych dwóch tendencji jest nieuchronny rozwój systemu strategicznej obrony przeciwrakietowej.

Warto także podkreślić, że obrona przeciwrakietowa nie jest i nie będzie panaceum na wszelkie zagrożenia współczesnego świata. Jest ona jednym z dostępnych instrumentów strategicznych w stosunku do specyficznego rodzaju zagrożeń, jakimi są asymetryczne zagrożenia rakietowe bronią masowego rażenia. I nie jedynym przecież nawet w stosunku do tych tylko zagrożeń.

Istnieje dziś cały arsenał uzupełniających się wzajemnie narzędzi strategicznych, takich choćby jak: działania w ramach traktatu o nieproliferacji broni masowego rażenia lub operacje kontrproliferacyjne, odstraszanie (w stosunku do równoważnych – symetrycznych – podmiotów nuklearnych), czy też operacje prewencyjne (w tym interwencje uprzedzające).

Struktura i funkcjonowanie systemu obrony przeciwrakietowej

Strategiczna obrona przeciwrakietowa w wersji budowanej obecnie przez Amerykanów jest wielce złożonym kompleksem sił, środków i działań. Jest systemem systemów. Z punktu widzenia funkcjonalnego składa się z trzech podsystemów: wykrywania i śledzenia, rażenia (przechwytywania) i kierowania.

Celem pierwszego jest wykrycie odpalenia rakiety i następnie śledzenie jej oraz udział w naprowadzeniu na nią środków rażenia. Zakłada się, że główną rolę spełniać w tym będą środki rozpoznania kosmicznego, uzupełnione elementami bazowania morskiego i lądowego. Podsystem rażenia (przechwytywania) ma doprowadzić do zniszczenia rakiety. Dysponował będzie dwojakiego rodzaju, wzajemnie się uzupełniającymi środkami: niszczenia kinetycznego (pociski, antyrakiety) i niszczenia energią przesyłaną (lasery). Środki te mogą być rozmieszczane na lądzie, morzu, w powietrzu i kosmosie. Działania wszystkich elementów wykonawczych koordynowane są przez podsystem kierowania. Głównym wobec niego wymaganiem jest zapewnienie szybkiego, ale jednocześnie pewnego (bezbłędnego) procesu decyzyjnego.

Szczególnie istotne znaczenie ma zsynchronizowanie trzech segmentów wyspecjalizowanych w zwalczaniu rakiet w trzech jakościowo różnych fazach ich lotu: startowej (faza wznoszenia), środkowej (faza lotu balistycznego) i końcowej (faza uderzenia w cel). Każda z tych faz ma swoje specyficzne właściwości z punktu widzenia zwalczania atakujących rakiet.



Faza pierwsza to wznoszenie się rakiety od chwili odpalenia do czasu osiągnięcia prędkości, która zapewniałaby dotarcie rakiety do wyznaczonego celu. Trwa od 1,5 do 5 minut. Jest to najbardziej krytyczna faza lotu. Rakieta jest w tym czasie dużym i względnie powolnym obiektem zmagającym się z pokonaniem przyciągania ziemskiego. Jest zatem obiektem wrażliwym na zniszczenie. Jednocześnie z punktu widzenia operacyjnego zwalczanie rakiet balistycznych w tym momencie byłoby rozwiązaniem idealnym. Nie muszą być one nawet całkowicie zniszczone, wystarczy ich uszkodzenie, by nie dotarły do celu. Ponadto zniszczenie rakiety od razu nad terytorium przeciwnika ma szczególne znaczenie w razie przenoszenia przez nią ładunku jądrowego, chemicznego lub biologicznego. To jest dodatkowy czynnik odstraszania.

Dodajmy także, że zbudowanie skutecznego systemu zwalczania rakiet w początkowej fazie ich lotu w praktyce oznaczałoby zapewnienie bezpieczeństwa przeciwrakietowego na całym globie. Taką bowiem wartość miałoby niszczenie każdej odpalonej rakiety, niezależnie przecież od tego, przeciwko komu i w jakie miejsce na kuli ziemskiej byłaby ona w rzeczywistości wymierzona.

Ale należy zauważyć, że ta początkowa faza jest równocześnie najbardziej wymagającą z punktu widzenia zwalczania rakiet. Problem polega na zapewnieniu błyskawicznej reakcji – wykryciu startu i natychmiastowym skierowaniu tam środków rażenia. Chodzi więc w pierwszym rzędzie o zbudowanie systemu ciągłej obserwacji potencjalnych obszarów zagrożeń, który pozwalałby redukować, korzystne dla potencjalnego przeciwnika, tzw. bezpieczne nisze, czyli miejsca o ograniczonych (przez czynniki geograficzne i czasowe) możliwościach wykrycia startu rakiet. Najlepiej nadają się do tego systemy rozpoznania kosmicznego.

Drugi problem to rażenie wykrytej rakiety w bardzo krótkim czasie. Wymaga to albo bardzo szybkich środków rażenia (np. laserowych), albo rozmieszczenia ich jak najbliżej potencjalnych miejsc startu wrogich rakiet. Optymalnymi rozwiązaniami są zatem systemy laserowe bazowania kosmicznego i powietrznego, aczkolwiek w określonych warunkach przydatne mogą być także morskie i lądowe systemy rażenia, w tym niszczenia kinetycznego.

Środkowa faza lotu rakiety trwa najdłużej. Dla rakiet (ich głowic) międzykontynentalnych może to być okres nawet ok. 20 minut. Faza ta daje największe możliwości systemowi obrony przeciwrakietowej. Swobodny lot głowic jest łatwiej przewidywalny. Można przewidzieć dalszą trajektorię ich lotu i tym samym ocenić, co jest ich celem. Zwalczanie rakiet w tej fazie zapewnia zatem obronę konkretnych obszarów i regionów. Stosunkowo łatwo jest monitorować lot głowic, a do ich niszczenia można wykorzystywać wszystkie technicznie dostępne środki i metody. Utrudnieniem jest natomiast możliwość stosowania różnych środków maskowania i mylenia (np. rozproszenie i towarzyszenie głowic pozornych). W tej chwili najbardziej zaawansowane są prace nad systemami bazowania morskiego i lądowego.

Końcowa (uderzeniowa) faza ataku rakietowego trwa najkrócej – kilkanaście do kilkudziesięciu sekund. Obrona przed pociskami rakietowymi w tej fazie ma szczególne znaczenie w odniesieniu do rakiet krótkiego i średniego zasięgu, których środkowa faza lotu balistycznego (i w ogóle cały atak) trwa bardzo krótko. Dlatego obrona przed takimi rakietami wymaga posiadania mobilnych, bardzo „szybkich” systemów antyrakietowych w teatrze działań, operujących ponadto jak najbliżej potencjalnych celów uderzeń. Służą temu m.in. prace nad takimi programami obrony przeciwrakietowej w teatrze działań jak: system obrony na dużych wysokościach THAAD, system obrony powietrznej średniego zasięgu MEADS czy też system obrony powietrznej PATRIOT.



Stworzenie jednego spójnego systemu obrony przeciwrakietowej wymaga zatem zespolenia i skoordynowania wielu różnych systemów wykrywania, śledzenia i zwalczania rakiet we wszystkich fazach ich lotu i w różnych sytuacjach strategicznych i operacyjnych. Skoordynowanie tych wszystkich elementów i zdolności powinno zmierzać do zorganizowania tzw. obrony wielowarstwowej, zapewniającej, że atakująca rakieta na każdym odcinku swego lotu (od startu do fazy uderzeniowej) napotka stosowne przeciwdziałanie. Tylko w ten sposób można osiągnąć potrzebną pewność (niezawodność) obrony.

POLSKA WOBEC TARCZY ANTYRAKIETOWEJ

Jeśli rozwój obrony przeciwrakietowej jest jedną z istotnych obiektywnych tendencji kształtowania się przyszłego środowiska bezpieczeństwa, Polska powinna jakoś w tym uczestniczyć. Nasz dylemat nie polega, moim zdaniem, na tym „czy?”, tylko „jak?”.

Mamy w zasadzie trzy generalne, strategiczne opcje. Albo starać się włączać w najbardziej dziś zaawansowany program amerykański, albo poczekać i w znacznie wolniejszym tempie uczestniczyć w projekcie NATO, albo wreszcie przygotowywać się do wystartowania w jeszcze dalszej przyszłości w projekcie strategicznym Unii Europejskiej. Najmniej możemy powiedzieć o tym ostatnim, bo jeszcze nie istnieje, ale nie ulega wątpliwości, że się pojawi.

W każdym razie nie jest tak, że zdani jesteśmy wyłącznie na obecną opcję amerykańską. Jest ona jednak najbardziej konkretna, już istnieje i jest najbardziej realna. Dlatego należy ją w pierwszej kolejności dokładnie przeanalizować. Dobrze zatem, że wystartowały negocjacje polsko-amerykańskie.

Na ofertę amerykańską należy patrzeć jako na kompleks szans i ryzyk. Rozpocznijmy od przeglądu szans.

Szanse

Zainstalowanie na naszym terytorium elementu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej mogłoby przede wszystkim silnie i bezpośrednio zintegrować nasz system bezpieczeństwa narodowego z systemem bezpieczeństwa największego dziś i w dającej się przewidzieć przyszłości mocarstwa światowego.

Zaatakowanie naszego terytorium byłoby zaatakowaniem ważnego elementu systemu bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Amerykanie, mając obiekt strategiczny na naszym terytorium, musieliby zapewnić jego bezpośrednią obronę, w tym w szczególności bezpośrednią obronę powietrzną. Oznaczałoby to naturalnie amerykańską osłonę także dużej części terytorium Polski. A to z mniejsza wyraźnie prawdopodobieństwo agresji na Polskę.

Warto też zauważyć, że instalacja tego typu obiektu dałaby szansę na przyspieszenie modernizacji naszego systemu obronnego. Musiałby on przecież być kompatybilny z najnowocześniejszym technologicznie komponentem systemu amerykańskiego.

Trudno sobie wyobrazić codzienne skuteczne współdziałanie w warunkach rażących dysproporcji technologicznych i organizacyjnych. Polski system obronny musiałby mieć większy dostęp do informacji o sytuacji bezpieczeństwa regionalnego i globalnego, nowocześniejszy system kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, a w szczególności system rozpoznania, łączności i obrony powietrznej.



Pojawiłyby się naturalne możliwości zwiększonej współpracy naukowo-badawczej oraz lokalne korzyści społeczne i gospodarcze związane z rozbudową infrastruktury wojskowej i towarzyszącej infrastruktury pozawojskowej.

Niewątpliwie istnienie bazy o tak kluczowym dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych znaczeniu ułatwiłoby rozwijanie bliższej współpracy polsko–amerykańskiej we wszystkich , tak że pozaobronnych dziedzinach. Trudno sobie wyobrazić np. w takich warunkach utrzymywanie obecnego reżimu wizowego.

Tarcza amerykańska stwarza również szansę na wzmocnienie naszej pozycji w NATO. Otóż istnieje możliwość, że ten projekt amerykański stanie się w przyszłości zalążkiem, a nawet fundamentem sojuszniczego systemu obrony przeciwrakietowej.

Jeśli prześledzić historię NATO, to można łatwo zauważyć, że niemal wszystkie amerykańskie koncepcje i pomysły strategiczne były z pewnym, kilkuletnim, poślizgiem i po pewnej nowelizacji wprowadzane jako rozwiązania sojusznicze. Tak było np. z kolejnymi doktrynami wojskowymi NATO.

Istnieje zatem szansa, że tak będzie także z obroną przeciwrakietową. Polska powinna oczywiście tę szansę wzmacniać, urealniać – domagając się takiego właśnie traktowania sprawy w negocjacjach z Amerykanami. Gdyby się to udało, moglibyśmy być w sojuszu w czołówce państw organizujących taki system oraz rzecznikiem współdziałania transatlantyckiego na tym polu.

Należy przyznać, że jest to szansa atrakcyjna z punktu widzenia naszych interesów narodowych. Wzmacniać ją może to, że w istocie budowany system w pierwszej kolejności, przez pierwsze lata swego funkcjonowania, będzie bardziej bronił Europy niż Stanów Zjednoczonych. Na Bliskim Wschodzie szybciej bowiem znajdą się rakiety balistyczne o zasięgu obejmującym Europę niż kontynent amerykański. Przyjmując bazę na swoim terytorium, przyczyniamy się w pierwszej kolejności do budowania parasola dla Europy Zachodniej.

Posiadanie amerykańskiej bazy antyrakietowej na naszym terytorium poprawia także – jeśli spojrzymy na to w długiej perspektywie czasowej – strategiczną pozycję Polski wobec Rosji, która najwyraźniej nie ma zamiaru układać swych relacji z byłymi satelitami na zasadach partnerstwa. Z Ameryką będzie musiała szukać partnerstwa w różnych dziedzinach. Ograniczać to będzie zatem jej dotychczasowe możliwości strategicznego szantażu wobec Polski.

Są to niewątpliwie istotne szanse, których atrakcyjność jest jednak osłabiana przez ryzyka. Ryzyka czają się z drugiej strony każdej z owych szans. Można je podzielić na polityczne i operacyjne.



Ryzyka polityczne

Rozpocznijmy od ryzyk politycznych, wśród których szczególne miejsce zajmuje bieżąca negatywna reakcja Rosji.

Co prawda Rosja reaguje negatywnie niejako z urzędu, dla zasady, na wszystko, cokolwiek Polska robiłaby dla wzmocnienia swojego bezpieczeństwa, ale w tym wypadku dla Rosji problem ma szerszy, a nie tylko regionalnie polski kontekst.

Otóż cały system obrony przeciwrakietowej, aczkolwiek dzisiaj ukierunkowany tylko przeciw selektywnym zagrożeniom rakietowym, w przyszłości może być rozbudowywany, co mogłoby osłabiać globalną pozycję nuklearną Rosji w stosunku do Stanów Zjednoczonych. Niektórzy analitycy amerykańscy wręcz sugerują, że wobec dzisiejszej słabości potencjału nuklearnego Rosji oraz jakościowej, skokowej modernizacji potencjału amerykańskiego system antyrakietowy może w przyszłości zniwelować możliwości rosyjskiego uderzenia odwetowego.

Gdyby tak miało być w rzeczywistości, to tarcza antyrakietowa jawi się jako zwiastun całkowicie nowej jakości w globalnej strategii nuklearnej lub jako impuls do nowej rundy jakościowego wyścigu zbrojeń rakietowo-nuklearnych. Obydwie te ewentualności Rosja musi traktować jako niebezpieczne dla swoich interesów narodowych.

Dlatego wydaje się, że tylko szerokie włączenie Rosji w realizację tego projektu może zagwarantować możliwość neutralizacji negatywnych, w tym dla Polski, następstw jej oporu. Możliwość, która jednocześnie ukaże szansę na budowanie globalnego systemu obrony przeciwrakietowej, a nie tylko narodowego systemu amerykańskiego, który, jak widać, może wywoływać strategiczną opozycję innych mocarstw, a zwłaszcza Rosji i Chin.

Z punktu widzenia interesów Polski tylko owa globalna wizja może uzasadniać strategiczną atrakcyjność oferty amerykańskiej. Tylko w takim wydaniu możemy ją poważnie rozpatrywać.

Wiąże się z tym także stosunek do tego projektu innych państw europejskich. Dzisiaj jest on raczej wstrzemięźliwy. Dla Polski oznacza to kolejne ryzyko przynajmniej czasowego, na kilka lat, skomplikowania naszych relacji z sojusznikami i partnerami europejskimi z NATO i UE.

Dlatego powinniśmy oczekiwać, że ewentualnie instalowany w Polsce element amerykańskiej tarczy antyrakietowej nie będzie mógł być postrzegany jako alternatywa dla projektu NATO lub w przyszłości projektu UE.

Mało – jak już wspomniałem wcześniej – projekt powinien dawać gwarancję, że jest on pierwszym krokiem ku budowie w przyszłości w pełni sojuszniczego, europejsko-amerykańskiego strategicznego systemu obrony przeciwrakietowej. W przeciwnym razie Amerykanie musieliby zaoferować nam nadzwyczaj szerokie, stałe i twarde bilateralne gwarancje bezpieczeństwa i współpracy, które mogłyby zrównoważyć ryzyko pogorszenia relacji z naturalnymi partnerami europejskimi.



Dla nas zdecydowanie lepszą opcją jest jednak system „wielosojuszniczy” niż bilateralny. Nadmierne uzależnienie się od jednego sojusznika nie jest rozwiązaniem najlepszym. Warto pamiętać, że we współczesnym świecie „dywersyfikacja bezpieczeństwa” jest wartością samą w sobie.

W sumie uważam, że obydwa aspekty – rosyjski i europejski – powinny być przedmiotem negocjacji polsko–amerykańskich i zostać uwzględnione w ostatecznym porozumieniu, aby minimalizowało to strategiczne ryzyka dla Polski i zwiększało argumenty na rzecz poparcia społecznego decyzji o włączeniu się w budowę tarczy antyrakietowej.

Ryzyka operacyjne

Przejdźmy do przeglądu ryzyk operacyjnych. Niewątpliwie takie „strategiczne małżeństwo” ze Stanami Zjednoczonymi grozi mimowolnym, nawet wbrew naszym interesom narodowym, wciąganiem Polski w bieżące gry, kryzysy i nadzwyczajne konflikty, w jakie w sposób naturalny wikła się tak wielkie mocarstwo globalne jak Stany Zjednoczone. Amerykańskie interesy globalne mogłyby negatywnie wpływać na nasze bezpieczeństwo.

Wśród konkretnych ryzyk na pierwszym miejscu należy wymienić wzrost penetracji wywiadowczej terytorium Polski. Wszystkie wywiady świata zaczną się baczniej nam przyglądać. Terytorium Polski będzie obiektem wszystkich typów zainteresowania wywiadowczego – technicznego i osobowego, państwowego i niepaństwowego, wrogiego i sojuszniczego, w tym amerykańskiego także. Nie jest to komfortowa sytuacja.

Drugi obszar ryzyk to wzrost potencjalnych i realnych zagrożeń atakami terrorystycznymi oraz uderzeniami z powietrza – rakietowymi i lotniczymi. Zwłaszcza dodatkowe zagrożenia rakietowe należy mocno brać pod uwagę.

Zauważmy, że Rosja zapowiedziała możliwość wypowiedzenia traktatu o likwidacji i wstrzymaniu produkcji rakiet średniego i krótkiego zasięgu (od 500 do 5500 km). Gdyby wprowadziła je na swoje wyposażenie, całe terytorium Polski znalazłoby się w ich zasięgu. Tym bardziej że już dzisiaj Rosjanie zapowiadają wycelowanie swych rakiet w obiekty tarczy, uciekając się niedwuznacznie do (zakazanej wszakże) groźby użycia siły.

Inne ryzyka, jakie pojawiają się w obliczu decyzji w sprawie tarczy, to dodatkowe zagrożenia terrorystyczne – zarówno konwencjonalne, jak i bardziej nowoczesne, np. w postaci ataków cyberterrorystycznych. Z uwagi na charakter systemu obrony przeciwrakietowej, jego wysokie technologiczne zaawansowanie i bazowanie na systemach informacyjnych, mogą one być właśnie atrakcyjnym obiektem dywersji informacyjnej. Należy liczyć się ze skutkami takich ataków także na współpracujące z tarczą elementy naszego systemu państwowego.

Nie można także pominąć ryzyk lokalnych, w okolicy bazy, np. społecznych konfliktów miejscowej ludności z garnizonem amerykańskim, zagrożeń ekologicznych, dodatkowych awarii i katastrof komunikacyjnych itp. Wszystkie one składają się na operacyjną cenę decyzji w sprawie tarczy w Polsce.



***


W podsumowaniu można stwierdzić, że rozwój obrony przeciwrakietowej jest zjawiskiem obiektywnym, wpisującym się w całą historię rozwoju środków walki zbrojnej i niewątpliwie w nadchodzących dziesięcioleciach będzie jednym z istotnych elementów kształtowania się przyszłych systemów bezpieczeństwa globalnego, regionalnego i narodowego. Jest to naturalna odpowiedź na asymetryczne zagrożenia rakietowo-nuklearne.

Polska powinna aktywnie uczestniczyć w tym procesie. Warto podjąć próbę wykorzystania szansy, jaką jest obecny projekt amerykański. W negocjacjach polsko–amerykańskich na ten temat należy jednak pamiętać, że:

Po pierwsze – nie jesteśmy zdani na przyjmowanie oferty amerykańskiej. Mamy – co prawda mniej zaawansowane, ale za to nieco „spokojniejsze” – opcje sojusznicze, przede wszystkim w ramach projektu NATO, ale w przyszłości zapewne także UE.

Po drugie – nie powinniśmy w ogóle godzić się na rozmowy o tzw. gołej tarczy, natomiast wyjściowym poziomem negocjacji winno być tzw. wyzerowanie ryzyk, tj. amerykańskie inwestycje we wzmocnienie potencjału naszego wywiadu i kontrwywiadu, modernizację techniczną systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi oraz jakościowe wzmocnienie systemu obrony powietrznej, zwłaszcza przeciwrakietowej.

Po trzecie – rezultatem końcowym powinno być porozumienie zapewniające wartość dodaną ponad wyzerowanie ryzyk. Powinien to być dla nas również, tak jak dla Amerykanów, dobry interes strategiczny i ekonomiczny.

Jeśli nam się uda doprowadzić do takiego porozumienia o dwustronnej wzmocnionej współpracy i będzie to projekt z istotnym pakietem dodatkowych korzyści obronnych i pozaobronnych, wówczas, moim zdaniem, decyzja w sprawie tarczy powinna być pozytywna. Jeśli nie – powinniśmy odmówić i skoncentrować się na przyszłym udziale w budowie systemu sojuszniczego w ramach NATO.

***


STANISŁAW KOZIEJ, ur. 1943, generał brygady w stanie spoczynku, profesor w Akademii Obrony Narodowej, teoretyk wojskowości, były dyrektor Departamentu Systemu Obronnego w MON. Ostatnio wydał: Między piekłem a rajem. Szare bezpieczeństwo na progu XXI wieku (2006).