Być człowiekiem sumienia – prawda wobec realizmu

ks. Paweł Bortkiewicz TChr

publikacja 17.03.2008 10:53

Sumienie jest czymś więcej niż tylko subiektywnym odczuciem, przekonaniem, nad którym można dowolnie zapanować. Jest głosem w dialogu z odpowiedzialnością, głosem w dialogu z czymś, co jest poza człowiekiem, poza możliwością zapanowania. Jest dialogiem z prawdą (Prawdą). Zeszyty Karmelitańskie, 1/2008

Być człowiekiem sumienia – prawda wobec realizmu



Bardzo często zwykliśmy odwoływać się do sumienia, czyniąc je normą ostateczną i jedyną naszych wyborów moralnych. Nie przeraża nas przy tym fakt, że takie wybory oznaczają w gruncie rzeczy przyzwolenie na zupełnie różne zachowania i postawy. Na przykład w czasach represji komunistycznych prześladowani byli opozycjoniści, zwani popularnie „więźniami sumienia”. Ci, którzy ich prześladowali, ci, którzy na nich donosili, działali bardzo często „zgodnie z tym, co mówiło im sumienie”. Jedni i drudzy kierowali się zatem sumieniem, przy czym ich działania były względem siebie tak radykalnie sprzeczne, jak tylko sprzeczna może być relacja ofiary i kata.



Ludzkie sumienie a wartościowanie moralne


Pomimo że powyższy przykład zdaje się przekonywać, iż sumienie nie jest i nie powinno być jedynym kryterium ocen moralnych, coraz częściej pojawiają się stwierdzenia odwołujące się do godności ludzkiego sumienia, jego niezależności, coraz mocniej akcentowanej autonomii. Wydaje się niekiedy, że sumienie bywa traktowane jako przeciwstawienie skostniałego autorytetu; najogólniej jest wyrazem moralnej dojrzałości człowieka. Jest także traktowane jako synonim odpowiedzialności.

Można przy tym najogólniej zauważyć, że termin „sumienie” wypowiada jakieś konkretne (nie tylko ogólne) intuicje moralne. Owe intuicje nie są jednak zupełnie ogólne... Pozostają w związku z podstawową funkcją sumienia, którą można określić jako wartościowanie moralne. Człowiek, który dokonuje takiego wartościowania – angażuje wszystkie elementy psychiki ludzkiej: element poznawczy, wolitywny i emocjonalny. Z kolei owe wartości zostają zracjonalizowane w postaci sądu o wartości moralnej. Tak rodzi się w człowieku pewien impuls, więcej – imperatyw, kategoryczny nakaz, by spełnić to, co zostało ocenione przez niego jako wartość, a unikać tego, co jest bezwartościowe. Sumienie nie jest zatem obojętnym poznawaniem wartości, norm i zasad moralnych, ale jest pewnego rodzaju głęboko osobistym wstrząsem wobec konieczności wyboru wartości. W przeżyciu sumienia osoba ludzka odczuwa, że samo jej centrum, najistotniejsze „ja” zetknęło się z wezwaniem na miarę najgłębszego wymagania własnej ludzkiej egzystencji.



Sumienie – przestrzeń dialogu z Prawdą


Tak więc sumienie staje się, a raczej rozpoznaje siebie jako swoistą przestrzeń dialogu. Z jednej strony w sumieniu czytelny jest zewnętrzny głos, ale także i najgłębsza jaźń osobowa. Świadczy o tym fenomen tzw. dobrego i złego sumienia. Sumienie jest dobre wówczas, gdy potrafi zareagować od razu w poczuciu winy. Jawi się wówczas jako swoisty dramatyczny krzyk, wydobywający się z najgłębszych pokładów ludzkiego jestestwa. Jest to, by użyć literackiego wyrażenia, krzyk niezdławiony. Jednym z piękniejszych opisów takiego stanu rzeczy jest krzyk Szekspirowskiego Makbeta po doświadczeniu pierwszego morderstwa i związanych z nim wyrzutów. Podobnie wstrząsający opis można znaleźć w Zbrodni i karze Fiodora Dostojewskiego. Literatura w tych przypadkach mistrzowsko pokazuje, że sumienie jest czymś więcej niż tylko subiektywnym odczuciem, przekonaniem, nad którym można dowolnie zapanować. Jest głosem w dialogu z odpowiedzialnością, głosem w dialogu z czymś, co jest poza człowiekiem, poza możliwością zapanowania. Jest dialogiem z prawdą (Prawdą).





Jest w konsekwencji jakimś straszliwym błędem naszych czasów utożsamianie sumienia z samoświadomością własnego „ja”, z własną subiektywną pewnością dotyczącą tegoż „ja” i jego własnego ustępowania moralnego. Jest to przekreślanie wymiaru dialogalnego sumienia i przypisywanie mu roli wyłącznie monologu.

Kardynał Ratzinger zwracał kiedyś uwagę na interesujące zjawisko, które odsłoniło się tuż po upadku marksizmu we wschodniej Europie. Przywoływał te analizy myślicieli z wyzwolonych narodów, które mówiły o ogromnym spustoszeniu duchowym spowodowanym przez lata programowego zakłamania. Jest w tych analizach mowa o otępieniu zmysłu moralnego, co jest większą stratą niż wszelkie szkody natury gospodarczej.

W polskiej przestrzeni widać to choćby w zamęcie dotyczącym spraw lustracji. Opór wobec niej odsłania niechęć wobec odczytania dialogu sumień. Wolimy zadowolić się wyznaniami uczestników tamtych zdarzeń, którzy zasłaniają się niepamięcią, ale i współcześnie zdają się nie orientować w przestrzeni dobra i zła, żyjąc jakby poza strefą ich wpływów. Niewielu ludziom zdaje się przeszkadzać to, że w przestrzeni życia publicznego funkcjonują kaci minionej epoki, funkcjonariusze systemu, służalczy pachołkowie komuny, którzy bez skrępowania wyznają, że działali zgodnie z sumieniami, kierując się własną samoświadomością i nie bacząc, że w ten sposób dokonują redukcji człowieka do sfery wyłącznie jego mniemań subiektywnych, wykluczając wszelką obiektywną ocenę zdarzeń, wszelką obiektywizację dobra i zła. Na podstawie choćby tylko tej sytuacji, łatwo dostrzec, że ani pojedynczy człowiek, ani jakakolwiek zbiorowość – nie może okupić swego awansu, swego dobrobytu zdradą poznanej prawdy.

Można powiedzieć, że negatywni bohaterowie układu komunistycznego stawali przed dylematem – wybór prawdy czy wybór kariery, wybór przynależności do nurtu postępu. Nie jest to dylemat tylko tamtych autorów zdrady i służby złu. To dylemat wielu z nas, współczesnych ludzi. Żyjemy w świecie, który odrzuca prawdę, preferując postęp, użyteczność i sukces. Żyjemy w świecie, który tak naprawdę odrzuca sumienie, a wybiera własne, korzystne i użyteczne dla siebie mniemanie, jako jedyną miarę dla samego siebie. Chyba jedynie głos Kościoła jest tym jedynym głosem, który przypomina o związku sumienia z prawdą, o tym, że sumienie ma swoją godność tylko dlatego, że potrafi, jest zdolne dialogować z prawdą, i jej podporządkowywać racjonalnie swój wybór. „Jestem człowiekiem, to jest podstawowa prawda o mnie, i dlatego nie wolno mi zdradzić, donieść fałszywie, skrzywdzić drugiego, bo przestanę być człowiekiem, bo to nieludzkie, bo to byłoby zakłamaniem człowieczeństwa”.

Człowiek sumienia nigdy nie zgodzi się na to, aby dobrobyt, sukces, publiczne poważanie, aprobata opinii społecznej okazały się tyle warte, by trzeba było za tę cenę zrezygnować z prawdy. Ta bezwarunkowa ufność prawdzie rodzi pewien problem – czy mianowicie chrześcijaństwo skreśla ze swego słownika pojęcie kompromisu? Czy na przykład bezwarunkowe posłuszeństwo prawdzie nie grozi jakimś fundamentalizmem poglądów i postaw? Z drugiej strony – jeśli przyjąć kompromis jako składową życia, czy nie będzie to oznaczało faktycznie relatywizmu etycznego?

Nietrudno dostrzec, że zarówno pojedynczy chrześcijanie, jak i wspólnota Kościoła – spotykają się codziennie ze światem innych wartości – tak na płaszczyźnie spraw codziennych, jak i na gruncie wielkich problemów ogólnoludzkich. Pozostaje zatem poniekąd wybór – czy ignorować te przestrzenie „obcości”, czy też próbować dialogować w ramach tych przestrzeni z przekonaniem, że w ten sposób być może uda się komuś pomóc w dochodzeniu do poziomu życia w pełni ludzkiego, bardziej godnego, bardziej wartościowego...




Sumienie a realizm


Różność interesów, stanowisk w sferze wartości i projektów życiowych to z jednej strony wyraz bogactwa ludzkiej samorealizacji, to szansa na ubogacenie własnego życia, otwarcie go szerzej poza własny, ograniczony horyzont. Jednak z drugiej strony to właśnie ta faktyczna różnorodność może powodować powstawanie najprzeróżniejszych konfliktów. Aby zażegnać to niebezpieczeństwo, konieczne są jakieś ogólne reguły wiążące, jakieś normy regulacyjne, jakieś porozumienie uzyskiwane w drodze dialogu. Tak rodzi się potrzeba dążenia do rozumnego kompromisu. Czy jednak kompromis nie rodzi podejrzenia o relatywizm i nihilizm?

Trzeba najpierw wyraźnie zauważyć, że kluczowe i decydujące znaczenie dla życia moralnego człowieka posiada jego osobisty zmysł rzeczywistości. To właśnie domena sumienia, dzięki któremu człowiek czuje, doświadcza, ostatecznie wie, co może, a czego nie może w danej sytuacji dokonać... Trzeba wyraźnie podkreślić, że fakt sumienia świadczy o samej możliwości życia moralnego osoby ludzkiej. Bez sumienia nie ma życia moralnego. Jeśli na przykład ktoś nie może urzeczywistnić najwyższego dobra, a godzi się chętnie na dobro niższe, to tym samym z konieczności toleruje istnienie równolegle jakiegoś większego czy mniejszego zła. Tak popada w kompromis, mimo że kompromisu nie chce. Nasza rzeczywistość (na przykład), może zwłaszcza polityczna – dostarcza wielu takich przykładów. Bardzo ciekawą ilustrację tego problemu przynosi numer 73. encykliki Jana Pawła II Evangelium vitae:
Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. (…) W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest „ograniczenie szkodliwości” takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów.

Przyzwolenie Jana Pawła II, skądinąd znanego jako bezkompromisowego obrońcę życia, jest przyzwoleniem na kompromisową regulację prawną o charakterze przejściowym, podjętą z wiarą, że jest ona etapem na drodze do osiągnięcia w pełni satysfakcjonującej ustawy chroniącej życie. To jest kompromis w zakresie prawodawstwa, a nie w zakresie oceny wartości ludzkiego życia.

Warto na tym tle zauważyć, że tzw. bezkompromisowy człowiek to ktoś, kto w sposób bezwzględny obstaje przy uznaniu jakichś wartości jako jedynie słusznych. Oczywiście stara się także realizować je w swoim życiu. Jest zatem przedstawicielem swoistego monologicznego podejścia do życia, świata i drugiego człowieka. Będąc jednostronnie wyczulonym na świat wartości, a zarazem pozbawionym daru widzenia rzeczywistości, staje się faktycznie etycznym utopistą. Jest bardziej marzycielem o wzniosłych ideałach czy pięknych przykładach, co do których jest zresztą mniej lub bardziej świadom, że nie mogą być faktycznie zrealizowane w danym czasie i miejscu. Inną skrajnością nierealistycznego podejścia do takich konfliktów własnych ideałów i wartości oraz świata realnego jest człowiek, który postrzega we wszystkim jakieś fatum i nie podejmuje wysiłku, by choćby to, co jest faktycznie możliwe w danym momencie do spełnienia, urzeczywistnić w swoim działaniu. Poddanie się presji losu zabija w nim wrażliwość i niepokój sumienia, ale też pozbawia go odpowiedzialności.





Ilustracja tych trzech postaw – człowieka kompromisowego, bezkompromisowego i fatalisty, odsłania istotną prawdę, mianowicie, że tak, jak płaszczyzną sporu o sumienie jest prawda, tak płaszczyzną sporu o konkretne decyzje sumienia jest realizm.

W postawie realizmu etycznego wymaganie bezkompromisowości ma sens jedynie w obszarze tego, co jest możliwe. Jest sprawą bezwzględnie ważną, by pamiętać, że pewnych wartości nie można zdradzić, sprzedać za jakąkolwiek cenę, nie można nimi także kupczyć. Ich wartość sprawia, że należy im się respekt, który jest formą świadectwa – świadectwa osobistego, niezbywalnego, dawanego w konkretny i indywidualny sposób... W postawie realizmu etycznego człowiek nie uznaje fatum, gdyż przeczyłby wówczas swej wolności i swemu rozumowi. Podejmuje zatem wysiłek aktywnego włączenia się w dynamizm tego świata. Tak jak czynili to pierwsi chrześcijanie. Będąc nie tyle podmiotem państwa, co przybyszami zamieszkującymi w nim, mimo wszystko nie próbowali tego państwa zniszczyć, lecz starali się je budować. Zwalczali to, co amoralne, za pomocą tego, co moralne, zło – poprzez zdecydowaną wierność dobru. Pokazali, że moralność i czynienie dobra, to prawdziwy opór.

Człowiek kompromisu nie chce wieść życia nastawionego wyłącznie na samo bierne zachowanie swojego statusu w społeczności. Stara się żyć aktywnie na podstawie równorzędności i porozumienia. To zaś oznacza umiejętność słuchania, zdolność otwarcia się na drugiego w dialogu, poważnego traktowania partnera dialogu, jak i gotowość do tego, by dać się zaskoczyć, by czegoś nowego się nauczyć.

Ostatecznie zatem można powiedzieć, że istnieje pewien trójmian: sumienie – prawda – kompromis. Centralną postacią w tym trójmianie jest prawda. Ona ratuje sumienie od skrajnego subiektywizmu, ona chroni też kompromis od bezwolnej uległości i od lękliwej utopii działania.