Prawda: zagraża czy jest zagrożona?

Jan Galarowicz

publikacja 17.03.2008 11:01

Ideologizacja prawdy polega również na przeświadczeniu jednostki, grupy lub instytucji, że można prawdę narzucać nawet siłą. Dlaczego nie wolno tego czynić? Prawda jest bowiem tego rodzaju wartością, która domaga się całkiem innego potraktowania. Zeszyty Karmelitańskie, 1/2008

Prawda: zagraża czy jest zagrożona?



Prawo człowieka do prawdy to podstawowe prawo człowieka.
ks. Józef Tischner



Kult wolności – lęk przed prawdą


To oczywiste, że żyjemy w epoce kultu wolności. Wolność jest traktowana jako jedna z najcenniejszych wartości lub wręcz dobro najwyższe i absolutne, będące źródłem i gruntem wszelkich innych wartości. Czy jednak to składanie hołdu wolności nie jest w istocie maską nałożoną na niewiarę w nią?

Człowiek współczesny przeżywa i rozumie wolność przede wszystkim jako brak przymusu, w szczególności fizycznego. Przymus upatruje również we wszelkich więziach, także w relacji wolności z pozytywnymi wartościami – z prawdą, godnością, dobrem, powinnością, powołaniem, odpowiedzialnością i miłością. W imię czego człowiek buntuje się przeciw przymusowi, odrzuca wszelkie normy, zrywa więzi i ucieka od odpowiedzialności? Odpowiedź jest prosta: w imię spontaniczności i związanego z nią doświadczenia mocy – mocy kreowania sensów i wartości oraz absolutnej władzy nad innymi i przeciwko innym. Myśląc o wolności, rozumiemy ją również w sposób czysto formalny – jako możliwość wyboru, zdolność wybierania i sam wybór, natomiast sprawą drugorzędną jest to, co się wybiera.

Niegdyś przekonanie o odniesieniu człowieka do prawdy było oczywiste. Św. Augustyn pytał: „Czego pragnie nasza dusza bardziej niż prawdy?” Przeświadczenie o mocy i majestacie prawdy dał w XX wieku m.in. Lew Szestow: „Ludzie wielcy i mali rodzą się i umierają, pojawiają się i znikają, prawdy zaś trwają”. Dzisiaj kultowi wolności towarzyszy negatywny stosunek do prawdy – mówi się nawet o „tyranii prawdy”. Tymczasem przekreślanie prawdy i zamykanie się na nią implikuje, niestety, destrukcyjne skutki, m.in. prowadzi do zanegowania idei natury ludzkiej, miłości, erotyki itp. Absurdalność tej postawy ujawnia się z całą mocą wówczas, gdy próbujemy wyobrazić sobie świat, w którym idea i wartość prawdy uległyby całkowitemu unicestwieniu. Czy bez prawdy byłoby możliwe nasze codzienne życie? A relacje międzyludzkie? Jak wyglądałyby technika i medycyna? Czym byłoby życie osób wierzących – totalną iluzją? Przecież byłby to koszmar. Stoimy zatem dzisiaj przed wielkim wyzwaniem. Lękamy się wszelkich form zniewolenia, także „tyranii prawdy”, ale zamykanie się na nią prowadzi do autodestrukcji człowieka i nowych form zniewolenia. Wpadliśmy w jakieś błędne koło, obłędne koło. W jaki sposób wyrwać się z tego? Na pewno poprzez spokojny i wolny od przesądów namysł oraz wyciągnięcie z niego praktycznych wniosków.

Pytamy o zagrożenia związane z prawdą. Co jednak stanowi istotę wszelkiego zagrożenia? Zagrożona jest jakaś wartość, jakieś dobro – zdrowie, wolność, godność, prawda itp. Zagraża pewna wartość negatywna, jakieś zło – choroba, bieda, pogarda, kłamstwo itp. To, co jest zagrożone, jest w jakimś sensie kruche, słabe... Zatem czy prawda jako wartość pozytywna może w ogóle zagrażać? A może prawda tylko boli, a w istocie wyzwala? Może wobec tego sytuacja dzisiaj jest taka, że krzycząc o niebezpieczeństwach, jakie płyną ze strony prawdy, w istocie usypia się ludzi na rzeczywiste zagrożenia – na zagrożenia samej prawdy? Czy wolno nam jednak całkowicie zignorować głos tych, którzy mówią o „tyranii prawdy”?





Wewnętrzna więź między wolnością a prawdą


Bezdyskusyjnym faktem jest, że wolność i prawda są dzisiaj traktowane w sposób antynomiczny – jako zjawiska i wartości sobie przeciwstawne, wykluczające się. Czy jednak takie podejście do relacji między wolnością a prawdą nie jest zafałszowaniem związku między nimi? Przecież do istoty człowieczeństwa należy (o czym byli przekonani najwięksi myśliciele począwszy od Sokratesa, Platona i Arystotelesa, poprzez św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu, Kartezjusza i Kanta, a skończywszy na Husserlu i Heideggerze) nie tylko wolność, ale również życie w horyzoncie prawdy. Kardynał Karol Wojtyła pisał: „Właściwa [...] osobie egzystencja jest to egzystencja w prawdzie, w dynamicznej relacji do prawdy”. Dlatego „pragnienie zdobycia prawdy rodzi się już we wczesnych latach życia” (Paul Tillich). To prawda, nie jestem w stanie żyć poza sferą sensu; potrzeba sensu jest bardziej pierwotna i bardziej fundamentalna niż potrzeba prawdy. Jednak rozkwitam naprawdę dopiero wówczas, gdy zakorzeniam się w przestrzeni sensu, która to przestrzeń jest oświetlona przez prawdę. Pisze Tillich: „We wszystkich nas, w sposób jawny czy ukryty, swobodny czy ujarzmiony, tkwi jak zadra permanentna rozpacz z powodu niemożności zdobycia prawdy”.

Rzecz jasna, z faktu, że wolność i prawda są zapodmiotowane w naturze ludzkiej nie wynika jeszcze, że nie istnieje między nimi konflikt. Człowiek współczesny jest przekonany, że konflikt taki zachodzi. Czy jednak wolność i prawda rzeczywiście przeciwstawiają się sobie? Czym jest wolność? Otóż wolność jest brakiem przymusu, opresji, jest swobodą. Ludzka wolność nie jest jednak rzeczywistością niezależną od uwarunkowań; jest zawsze wolnością wcieloną. Czy wolność jest tożsama z wszelką spontanicznością? Nic podobnego! Wolność jest bowiem rodzajem spontaniczności – dynamizmem rodzącym się nie w ciele i psychice, lecz w centrum osobowym człowieka, w ja, w jego – jak mówi Wojtyła – „strukturze samostanowienia”. Jest to aktywność o charakterze duchowym, a mówiąc precyzyjniej – wolicjonalnym. W tym sensie rdzeniem wolności jest autodeterminizm, samozależność. I mimo że ma ona charakter podmiotowy, jest fundamentalną właściwością mojego bytu, jak i „egologiczny” – rodzi się w moim ja, nie jest monadą, lecz rzeczywistością pozostającą w naturalnej więzi z prawdą, godnością, powinnością, miłością itp. Oczywiście mogę odcinać się czy izolować od tych zjawisk, faktów czy wartości. Jednak działam wówczas wbrew logice człowieczeństwa.

A czym jest prawda? O prawdzie mówimy najczęściej w kilku znaczeniach. Przede wszystkim rozumiemy przez nią zgodność myśli z rzeczywistością; prawda to wiedza prawdziwa o rzeczywistości. Mówiąc „taka jest prawda”, myślimy: taki jest stan rzeczy, tak się rzeczy mają – taki jest świat (stworzenie) i mądrość go przenikająca. Człowiek wierzący uznaje istnienie (a poszukujący tego nie wyklucza) źródła tak rozumianej prawdy, czyli wierzy w Prawdę. I zarazem wierzy, że wiedza prawdziwa i dostęp do Prawdy są możliwe dzięki Bożemu światłu. Będąc stworzeniem, posiadając określoną naturę, w tym rozum, człowiek – czy o tym wie, czy nie – jest dzieckiem Prawdy. Prawda jest w nim obecna. W swym rdzeniu jest człowiek związany z prawdą. Jako istota wolna stoi przed wyborem: otworzyć się na prawdę (i Prawdę) albo ją zanegować. Jednak otworzyć się na prawdę to coś więcej niż uznać słuszność jakiegoś poglądu. „W doświadczeniu prawdy chodzi nie tylko o stwierdzenie słuszności jakiegoś poglądu – ale o przyswojenie sobie i przeżycie prawdy w całym jej majestacie i pełni sensu, wyrażonego przez nieskazitelne słowo” (Romano Guardini).





Czy w ten sposób rozumiana prawda (i Prawda) stanowi zagrożenie dla człowieka i jego wolności? Czy lęk przed prawdą (i Prawdą) i jej (Jej) sługami jest uzasadniony? Proponuję, aby spokojnie i bez uprzedzeń rozważyć kilka pytań. Dlaczego rzeczywistość, która w swym rdzeniu wydaje się dobra („dobre było”), a tym bardziej jej Źródło – miałyby mi zagrażać? Na czym miałoby polegać zło wynikające z faktu, że mogę coś z tej rzeczywistości i jej mądrości zrozumieć? Dlaczego akceptacja prawd naukowych ma świadczyć o dojrzałości mojego człowieczeństwa, natomiast otwartość na prawdy z egzystencjalnego punktu widzenia donioślejsze od prawdy naukowej – tzn. na prawdy metafizyczne, religijne, antropologiczne i moralne – ma być wyrazem mojego duchowego karłowacenia? Dlaczego życie w wolności pozornej czy niepełnej, zredukowanej do niektórych jej aspektów (wymiarów) miałoby być sensowniejsze od życia w wolności prawdziwej, pełnej? Dlaczegóż to życie zgodne z normami moralnymi miałoby być gorsze od życia „poza dobrem i złem”, które przecież ostatecznie prowadzi do autodestrukcji człowieka?



Pokusa ucieczki od prawdy, która boli


Istnieje prawda, która niewiele mnie obchodzi. Jest prawda przyjmowana przeze mnie z radością. Jednak od czasu do czasu spotykam się z prawdą gorzką, trudną, bolesną. Prawda ta wiąże się ze mną, z moimi bliskimi, z moim narodem... Jeśli nie jestem masochistą, staram się uciec od tego, co przynosi mi cierpienie. Moją pierwszą reakcją na krzywdę jest odwet, zemsta. Również pierwszym i naturalnym odruchem na gorzką prawdę jest chęć ucieczki. Uciec od prawdy, znaczy najczęściej: zamknąć się na nią, wypierać ją z pola świadomości. Podobnie jak do krzywdy mogę się ustosunkować, po wstępnej, pierwotnej reakcji, w dwojaki sposób: solidaryzując się z pragnieniem zemsty albo próbując je zastąpić przebaczeniem, również w dwojaki sposób mogę się odnieść do trudnej prawdy – ulegając pokusie ucieczki od niej albo przeciwstawiając się temu. Jeśli najważniejsze jest dla mnie chwilowe dobre samopoczucie – prawdopodobnie wybiorę ucieczkę. Uznając prymat ducha, jego względnie trwały stan i jakość wobec przypadkowego dobrego nastroju, oraz wiedząc, że prawda, nawet jeśli jest gorzka, to w gruncie rzeczy wyzwala – nie ulegnę pokusie ucieczki od niej.

Pokusa ucieczki od prawdy... Mój Boże, któż jej nie doświadczył? Dopada zwłaszcza wówczas, gdy zakwestionowaniu ulegają nasze mocno ugruntowane przekonania, zwłaszcza dotyczące tego, co jest dla nas najważniejsze – światopoglądu, sposobu życia itp. Ponieważ nasze przekonania są cząstką nas samych, ich podważenie traktujemy jako zamach na nasze istnienie i naszą wartość. Dlatego w sporze: fałszywe przekonanie – prawda (racja) – tak często wygrywa fałszywe przekonanie.

Po prawie dwudziestu latach od przełomu w 1989 roku nie wolno nam uciekać od pytania, czy potrafiliśmy się uporać z gorzką prawdą o naszym życiu w systemie komunistycznym. W jakim stanie ducha jesteśmy dzisiaj? Czy jesteśmy już oczyszczeni i wyzwoleni? A jeśli poprzestaliśmy jedynie na uszminkowaniu brzydkiej prawdy, czy nie okazaliśmy się ludźmi małego ducha?




Prawda zagraża, jeśli się z nią niewłaściwie obchodzimy…


Jeśli prawda jako wartość pozytywna nie może być skierowana przeciwko człowiekowi, niszczyć go itp., lecz w istocie go wyzwala, wzbogaca i buduje, jaki sens ma zatem mówienie o „tyranii prawdy”? Tylko metaforyczny: nie sama prawda jest bowiem destrukcyjna, lecz sposób obchodzenia się z nią przez człowieka. Szkodliwa jest oczywiście ideologizacja prawdy. Ma ona kilka aspektów. Chodzi przede wszystkim o utożsamienie jej z ja¬kimś systemem, światopoglądem, ideologią lub zamykanie jej w podobnym gorsecie, nawet jeśli jest to gorset wspaniałych systemów filozoficznych czy teologicznych (por. encyklika Jana Pawła II Fides et ratio). Groźne jest utożsamianie się określonej osoby lub wspólnoty z prawdą i poczucie, że jest się właścicielem prawdy. Nikt bowiem nie może być przecież właścicielem prawdy, lecz jedynie jej odkrywcą, sługą, głosicielem. Ideologizacja prawdy polega również na przeświadczeniu jednostki, grupy lub instytucji, że można prawdę narzucać nawet siłą. Dlaczego nie wolno tego czynić? Prawda jest bowiem tego rodzaju wartością, która domaga się całkiem innego potraktowania.

Prawda jest dobrem. Ale może być używana (któż tego nie doświadczył?) do złego celu – do niszczenia ludzi, naruszania ich godności, odbierania im dobrego imienia, obrażania ich, deprecjonowania ich zasług, ranienia. Prawda może być traktowana także jako narzędzie agresywnego zachowania się, zemsta, odwet. Dlatego głęboki sens ma teza, że nie wystarczy do człowieka iść z prawdą; należy do niego iść z prawdą w miłości. Ile zła powstaje tylko dlatego, że o tym zapominamy? Często zapominamy również o tym, że nie wystarczy mieć rację, trzeba mianowicie umieć ją mieć. Dobry rodzic, nauczyciel, duszpasterz, publicysta czy polityk wie, że prawda budzi opór, jeśli jest narzucana, jeśli jej głoszeniu towarzyszy apodyktyczny ton. Natomiast człowiek otwiera się na nią, gdy nie jest podawana w sposób perswazyjny.



Zagrożenia prawdy dzisiaj


Mówiąc o niewłaściwym obchodzeniu się z prawdą, w pewnym sensie wkroczyliśmy już na teren związany z jej zagrożeniem. Istnieje dzisiaj bardzo wiele zagrożeń prawdy. Być może podstawowym zagrożeniem jest obumieranie przeświadczenia, że w rzeczywistości – przyrodzie, dziejach, człowieku – jest obecny jakiś logos, ład, sens, mądrość... Jeśli nie ma takiego logosu, czym miałaby być prawda? Dietrich von Hildebrand pisze: „Prawda jest echem bytu”. Postmoderniści i pokrewni im intelektualiści wmawiają nam, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak prawda; są tylko poszczególne opinie, przekonania, oceny. Jednak nie jest trudno zauważyć, że utwierdzanie nas w tym przekonaniu stanowi w istocie zasłonę dymną dla wszczepiania przeróżnych kłamstw i bzdur. Skoro rzeczywistości nie przenika żaden logos, a prawda nie istnieje, jaki sens miałoby jej poszukiwanie? Niestety, zanika dzisiaj sztuka dociekania prawdy. Jeszcze nie tak dawno sztuki tej uczyły szkoły i uniwersytety. A co robią dzisiaj? Przede wszystkim dają dyplomy.


Przestrzenią, z której prawda się wyłania i w której żyje, jest rozmowa i rzetelna debata: filozoficzna, naukowa, publicystyczna. Dlaczego prawda jest dzisiaj w niebezpieczeństwie? Ponieważ zanika sztuka rozmawiania, a rzetelne debaty są zastępowane przez pseudodyskusje. Na drodze poszukiwania prawdy ważną rolę odgrywają autorytety. Prof. Barbara Skarga pisze: „Autorytety bywają ludziom potrzebne zwłaszcza w czasach zagubienia”. Autorytety są bowiem punktami oparcia, drogowskazami, natomiast ich rola nie polega na wyręczaniu nas w samodzielnym myśleniu… Miejsce rzeczywistych autorytetów zajmują dzisiaj bardzo często wykreowane przez media fałszywe autorytety lub gwiazdy i gwiazdeczki, idole i idolki.

Dopowiedzmy jednak, zagrożeniem dla prawdy jest również całkowity brak krytycyzmu wobec autorytetów – przecież one też nie są nieomylne. Odnosi się to również do „obiektu” miłości. Dalej, w czasach wielkich przemian zagrożeniem dla prawdy jest brak stałych, trwałych fundamentów, to jest nośników prawdy. Widać to znakomicie na przykładzie zachodniej Europy: prawda jest tam zagrożona przez odcinanie się od Biblii i chrześcijaństwa. A czy my, Polacy, potrafimy pójść inną drogą? Agnostyk, prof. Leszek Kołakowski, apelował w jednej z telewizyjnych rozmów, aby w nauczaniu szkolnym było jak najwięcej lektury Biblii.

Na szczęście nie jesteśmy jeszcze nihilistami; wciąż liczymy się z wartościami. Naszym problemem staje się jednak słabnięcie świadomości aksjologicznej, pogrążanie się jej w mroku, czego konsekwencją jest rozmywanie się wyrazistości wartości, w tym i prawdy. Coraz częściej przyłapujemy się na tym, że w konkretnych sytuacjach trudno nam ustalić, co jest prawdą, co fałszem, a co ułudą. Ten stan świadomości aksjologicznej ma związek z kształtem kultury i cywilizacji współczesnej, którą cechuje animalizująca człowieka antropologia, pragmatyczno-utylitarno-hedonistyczne podejście do życia i konsumpcjonizm. Nie mieliśmy jeszcze nigdy dotąd do czynienia z taką infantylizacją i masową erotyzacją kultury (Peter Sloterdijk). Redukując człowieka do zwierzęcia, sprowadzając wszystko do towaru, a wartości – jedynie do utylitarnych i hedonistycznych, goniąc za pieniędzmi, sukcesem i seksem, człowiek współczesny nie dostrzega prawdy lub ją degraduje. Raz po raz stoimy przed wyborem: stanąć po stronie prawdy czy przyłączyć się do tych, którzy dysponują siłą, mają władzę (chociażby medialną), należą do układów, są wpływowi itp.

Na pewno zagrożeniem dla prawdy jest sytuacja, w której samodzielnie myślący podmiot (lub wspólnota takich podmiotów) jest zastąpiony czy wyparty przez bezosobową, bezmyślną masę. Martin Heidegger mówił o sposobie bycia przenikniętym przez „się” – się myśli, uważa się za oczywiste, odczuwa się, ocenia się itd. Z kolei Erich Fromm podkreślał, że w społeczeństwach demokratycznych jednym ze sposobów ucieczki od wolności jest konformizm. Kto z nas nigdy nie doświadczył lęku przed wygłoszeniem poglądu odmiennego od wyznawanego przez grupę, lęku przed zachowaniem się odrębnym od uznawanego przez nią za właściwe? I kto z nas nie znajdował się nigdy w sytuacji, w której doświadczał pokusy, aby ulec politycznej poprawności? Tak, jednym z największych zagrożeń dla prawdy jest obecnie tzw. poprawność polityczna – ideologia o rodowodzie oświeceniowym, ateistycznym i lewicowym, posługująca się własną nowomową, uznająca pewne tezy i zachowania za oczywiste, „w celu uzyskiwania politycznej dominacji pewnych grup interesów” (Maciej Iłowiecki).





Rzecz jasna, nie są to wszystkie dzisiejsze zagrożenia prawdy. Na odrębną uwagę zasługują niebezpieczeństwa związane z mediami, m.in. ich monopolizowanie przez jedną opcję, partię, ich stronniczość oraz propaganda, reklama i manipulacja. Prawdzie zagraża dzisiaj coraz większe przyzwalanie na zło, wszelkie patologie, dewiacje, kult tolerancji, przeświadczenie, że demokracja zapobiega skutecznie propagandzie, manipulacji oraz mówienie półprawd i wyrywanie prawdy z kontekstu. Prawda jest również zagrożona przez modę, przesądy, stereotypy, slogany i plotki, a także przez fobie antychrześcijańskie, a zwłaszcza antykatolickie. Zagrożeniem dla prawdy jest chaos i szum informacyjny, rodzący bezmyślność oraz interesy grupowe.



Pycha czy poszanowanie prawdy?


W jaki sposób neutralizować zagrożenia prawdy? Dietrich von Hildebrand pisze: „Postawa relatywistyczna lub sceptyczna, cofanie się przed całkowitym zaangażowaniem na rzecz prawdy – są bez wątpienia typowym rezultatem pychy”. Prawdzie sprzyja zawsze przemienianie się człowieka grzeszącego pychą w istotę pokorną. Jednym z najpiękniejszych aktów człowieka jest odwaga poszukiwania prawdy, która wyzwala, i przezwyciężanie lęku przed nią. „Ten, kto pyta poważnie o prawdę, która wyswobadza – pisze Paul Tillich – znajduje się już na drodze do wyzwolenia”.

Czy człowiek mógłby się zdobyć na tę odwagę, gdyby nie miał przekonania, że sztuka poszanowania prawdy, obok sztuki miłości, to najdoskonalszy rodzaj aktywności osobowej? „Poszanowanie prawdy – pisze Hildebrand – jest podstawą życia społecznego, wnikliwego stosunku człowieka do człowieka, prawdziwej miłości, podstawą każdej pracy zawodowej, warunkiem rzetelnego rozeznania, samowychowania i wreszcie – stosunku człowieka do Boga”.