Krótkie, ale luksusowo obute nogi kłamstwa

Maciej Rybiński

publikacja 14.07.2008 10:40

Akceptacja kłamstwa jest dziś symbolem przynależności grupowej – tylko zaparcie się siebie, zaparcie się prawdy wynikającej z samodzielnego myślenia i własnej oceny świata – daje patent na Europejczyka, Polaka, człowieka światłego, postępowca... Zeszyty Karmelitańskie, 2/2008

Krótkie, ale luksusowo obute nogi kłamstwa



Kłamstwo. Wielka rzecz. Fundament cywilizacji współczesnej. Żyjemy zatopieni w kłamstwie, jak robaki w bursztynie. Są całe piętra, pokłady kłamstwa, bardziej lub mniej wyrafinowanego. W piwnicy są porady życiowe, jak dożyć sędziwej starości w zdrowiu i ochocie. Pseudonaukowe wywody, kłamstwa finansowane przez koncerny farmaceutyczne i producentów żywności. Na piętrze są kłamstwa polityków utrzymujących, że jak tylko zostaną wybrani – dokonają cudu i stworzą raj, w którym wegetować będziemy w wiecznej szczęśliwości. W dodatku politycy są przekonani, nie bez racji patrząc na słupki poparcia i rezultaty wyborów, że naszym najgłębszym pragnieniem jest być okłamywanymi, bo w tym nasz spokój ducha. Wreszcie na strychu, gdzie dociera nie tak wielu, rozpościera się obszar kłamstwa intelektualnie wyrachowanego, przekreślającego cały dorobek naszej judeochrześcijańskiej cywilizacji i kultury. Wszystko po to, aby nas przekonać z jednej strony, że hedonizm i samorealizacja seksualna są wartościami najwyższymi, a z drugiej, że nieuchronny postęp zasadza się na tym, iż tak ugłaskana jednostka stanie się posłusznym narzędziem w przebudowie świata wedle planów inżynieryjnych.



Kariera kłamstwa


Tak wygląda kariera kłamstwa jako napędu współczesności w największym skrócie. Kłamliwe reklamy, kłamliwe programy polityczne, kłamliwe idee. Dla każdego coś miłego. Brać, wybrać, panowie i panie. Skoro lubimy być okłamywani, od nas tylko zależy, którym kłamstwom ulegniemy. Można uwierzyć w globalne ocieplenie klimatu wywołane działalnością człowieka, a jednocześnie odżywiać się zdrowo ospą i pośladem, przyczyniając się wydzielaniem metanu do wzrostu stężenia gazów cieplarnianych. Wtedy sami jesteśmy kłamcami i czujemy się w tym gmachu kłamstw u siebie.

To chyba Antoni Słonimski zaapelował kiedyś, aby – wobec istnienia na świecie potężnych instytucji popierających kłamstwo – stworzyć jakiś skromny instytut do walki z kłamstwem. Było to w czasach dwóch wielkich kłamstw totalitarnych, komunizmu i nazizmu. W czasach głodu na Ukrainie, kiedy intelektualiści francuscy jeździli do Moskwy i wracali opowiadając, że ludzie w ZSSR jedzą na śniadanie kawior i popijają go szampanem w atmosferze powszechnego szczęścia. W czasach Dachau i Mauthausen, kiedy współzałożyciel socjalistycznego i postępowego Fabian Society, wielki dramaturg George Bernard Shaw nazwał Hitlera „największym człowiekiem naszych czasów”. Nikt nie posłuchał Słonimskiego. Nic dziwnego, że kłamstwo od tamtych czasów jeszcze sie wzmocniło i uległo wyrafinowaniu.

Współczesna technologia, nasza chluba i duma, wprzęgnięta jest w służbę kłamstwa. To już nie chałupnictwo, jakieś broszury, papier, przemówienia wiecowe. Kłamstwo obiega ziemię z prędkością światła, docierając wszędzie, i już tylko ludy najbardziej prymitywne i jednostki najuboższe są od niego wolne. „Błogosławieni ubodzy duchem, bo ich będzie Królestwo Niebieskie”. Nowe rozumienie tych słów – nie będą mieli okazji zetknąć się z kłamstwem.





W służbie kłamstwa


Technika współczesna wprzęgnięta została w służbę kłamstwa od samego początku. Wynalazek telegrafu posłużył do fałszerstwa, kłamliwej prowokacji politycznej, znanej w historii jako depesza Emska, której rezultatem była krwawa wojna. Od tej pory zrobiliśmy ogromny krok naprzód. Przykład z życia: w latach 60. rozeszły się pogłoski, że w ostatnich dniach II wojny światowej żołnierze SS zatopili w Czarnym Jeziorze na pograniczu czesko-bawarskim pojemniki z tajnymi dokumentami. W roku 1964 skrzynię wydobyto w obecności dziennikarzy z całego świata. Zawartość zaprezentował osobiście minister Lubomir Strougal. Były to dokumenty poświadczające nazistowską przeszłość wielu polityków RFN, na czele z prezydentem Luebcke. Dopiero lata później wyszło na jaw, że dokumenty zostały sfałszowane przez specjalistów Stasi, skrzynię zatopiono w 1964 roku nocą i wydobyto w parę miesięcy później za dnia. Eksperci nie mieli jednak wątpliwości i twierdzili, że dokumenty są autentyczne.

Departamenty dezinformacji, czyli kłamstwa celowego i skutecznego – miały wszystkie tajne służby państw komunistycznych i zapewne w ogóle wszystkie służby specjalne świata mają je do dziś. Przy takich możliwościach technicznych, przy takich fachowcach i nakładach jesteśmy wobec tych kłamstw, bez trudu lokowanych w żądnych sensacji mediach – całkowicie bezradni. Nie jesteśmy w stanie na własną rękę rozpoznać kłamstwa. Dotyczy to w pierwszym rzędzie sfery polityki i wszystkiego, co z nią związane – nagłych demaskacji, wykrycia afer, sensacji. Ale nie tylko... Propaguje się, na ogół ze snobizmu i solidarności stadnej – oszustwa artystyczne i kulturalne, dopisuje się cynicznym krętactwom ludzi mało zdolnych pseudo-wzniosłe idee, których sami nie byliby intelektualnie w stanie sformułować. Kłamią sprzedajni uczeni, bo od tego zależą granty i kontrakty. Kłamią pismacy gazetowi, uzależnieni od partyjnych układów i stosunków właścicielskich ich mediów. Ale przede wszystkim, kłamstwo zrobiło karierę jako sposób życia społecznego. Akceptacja kłamstwa jest dziś symbolem przynależności grupowej – tylko zaparcie się siebie, zaparcie się prawdy wynikającej z samodzielnego myślenia i własnej oceny świata – daje patent na Europejczyka, Polaka, człowieka światłego, postępowca i jakie tam jeszcze kategorie pożądanej przynależności występują.



Kłamstwa obce i swojskie


Po stronie prawdy mało mamy autorytetów, w dodatku są przestarzałe, przechodzone, zdezaktualizowane i ze wszystkich sił dezawuowane. Kłamstwo ma do dyspozycji armię autorytetów, na ogół mniemanych, wykreowanych sztucznie przy pomocy zabiegów medialnych. Pamiętam, jak podczas jakiejś dyskusji ktoś z moich adherentów przygwoździł mnie cytatem: „Jak powiedział Jurgen Habermas...”. Wzruszyłem ramionami. I co z tego, że tak powiedział? Wywołałem oburzenie tym, że nie klękam przed opinią Habermasa. Korzystam teraz z okazji, aby oświadczyć, że tę ikonę kłamczuchów, członka Waffen SS i obrońcę Stasi mam nie tylko za czołowego krętacza, ale i za idiotę. Przepraszam za ten wtręt osobisty i mało pokorny, jak na organ oo. Karmelitów, ale z pobłażaniem można wyjść tylko do tych, którzy nie wiedzą, co czynią. Habermas i jego akolici wiedzą.

Tak dotarliśmy do projektu Europa, który jest kontynuacją – choć nikt tego głośno nie przyzna – stalinowskich planów stworzenia nowego człowieka, tylko innymi metodami. Nie pod przymusem, nie przy udziale plutonów egzekucyjnych i łagrowego terroru, tylko po dobroci. Lizakiem bezpieczeństwa socjalnego. Ale chodzi o to samo. O rozłamanie świadomości ludzi i „wstemplowanie” im nowej, pożądanej. O zastąpienie tożsamości europejskiej, która narastała pokoleniami jak stalaktyt, nową tożsamością zaprojektowaną na rajzbrecie. Zabieg czysto techniczny. Największe kłamstwo naszych czasów.



Pod tym względem, jeśli nie liczyć gromadki stachanowców kłamstwa, ludzi, którzy bez ideologicznej podpórki kłamstwa przewróciliby się zawodowo na pysk, jest u nas na razie w miarę prowincjonalnie. Daleko nam do poziomu kłamstwa uprawianego w innych częściach Europy albo w zideologizowanych campusach Wschodniego Wybrzeża USA. Mamy jak w rodzinie. Wszyscy kłamią. Na każdy temat. Jak wrzucałem ten list do skrzynki, to przechodził tatuś Halinki. I jeden oficer też wrzucał, wysoki, wysoki. Jak wrzucał, to kucał. Idą w zaparte. Donoszą, że Lesio też zjadł ciastko z lodówki i wybił szybę. I nie ma nikogo, kto wziąłby tych małych krętaczy za ucho, wlepił pięć na goły tyłek i odstawił do kąta. Nie ma, bo dzieci nie wolno bić, a szczególnie takich, co się zajmują polityką. Mamy antyautorytarny wychów polityków. Żadnych autorytetów poza nimi samymi. Żadnych stresów.

Jest to bardzo ciekawe zjawisko, jak dalece nasza elita polityczna jest zdziecinniała. Stare konie, wycierusy polityczne obmyte w siedmiu wodach po PRL – kombinują i kręcą na każdym kroku, mimo że powinni już wiedzieć, iż kłamstwo tej akurat kategorii prędzej czy później wyjdzie na jaw, lub nie wytrzyma konfrontacji z rzeczywistością. Mówi się popularnie, że taka postawa wynika z pogardy wobec społeczeństwa i przekonania, że kłamstwo dostatecznie długo powtarzane staje sie w końcu prawdą i wszyscy w nie w końcu uwierzą, bo masa jest naiwna, głupia i uległa. Owszem, ale to nie w Polsce. W Polsce ludzie są źli, złośliwi, sceptyczni i nieufni. Co na pewno wynika po części z charakteru narodowego, jak i doświadczeń historycznych.

Mimo to, politycy kłamią jak najęci. W sezonie politycznym nawet ogórek kłamie. Duże krętactwa i małe oszustwa składają się na politykę w potocznym rozumieniu tego bytu. Można by tu ciągnąć litanię grubych i marnych kłamstw ostatniego czasu, wymieniać nazwiska, przytaczać przykłady. Ja tego nie robię, bo nie jestem politykiem i nie piszę o „jednostkowych przypadkach”, „wyjątkach”, „czarnych owcach” – tylko o kłamstwie jako regule życia publicznego. Sposobie na karierę. Metodzie rządzenia i komunikowania się ze społeczeństwem. Kłamstwo i miłość – oto nowa platforma życia naszej polskiej rodziny! A w rodzinie, jak zwykle... Można kłamać tak długo, aż się człowiek dokłamie deseru. Ale na ogół kończy się jednak laniem. Dlatego nasze kłamstwa są, jako familijne i familiarne, mniej groźne niż te globalne i europejskie. Z nimi sobie ostatecznie poradzimy. Z tamtymi będzie trudno.