Noc kultury europejskiej

Rozmowa z filozofem Giuseppe Marią Zanghim o poszukiwaniu perspektyw

publikacja 08.05.2007 06:43

Pośród coraz bardziej olśniewających odkryć naukowych i technologicznych świat wydaje się smutny, pozbawiony nadziei i przerażony samotnością. Młodzi odczuwają brak wzorców i stałych punktów odniesienia. Także intelektualiści, mistrzowie myśli, zdają się mówić nie wiadomo o czym, a przede wszystkim – nie wiadomo, po co. Nowe Miasto, 2/2007

Noc kultury europejskiej




Pod koniec Drugiej Wojny Światowej była silna nadzieja na zbudowanie wreszcie świata piękniejszego i spokojniejszego, w konsekwencji twardej lekcji historii. Minęło 60 lat i dzisiaj zauważa się coraz większe rozczarowanie, niepokój i zagubienie. Zwłaszcza na naszym Zachodzie, bogatym i demokratycznym. Pośród coraz bardziej olśniewających odkryć naukowych i technologicznych świat wydaje się smutny, pozbawiony nadziei i przerażony samotnością. Tylko nieliczni młodzi odczuwają brak wzorców i stałych punktów odniesienia. Także intelektualiści, mistrzowie myśli, zdają się mówić nie wiadomo o czym (poza banałami), a przede wszystkim – nie wiadomo, po co.

Ktoś zatroskany opisuje ciemność, noc kultury. Należy to dokładniej zbadać. Możliwie z kimś, kto ma coś oryginalnego do powiedzenia, kto ma jakąś uzasadnioną nadzieję na nowy świt. Wybieram Giuseppe Marię Zanghìego, filozofa, odpowiedzialnego za naukę i działalność kulturalną Ruchu Focolari. Niedawno właśnie wyszła jego najnowsza książka „Tramonto della terra dell’Occidente” (Schyłek świata zachodniego). Jest ona kluczem do odczytania kulturowej przygody Europy. Autor jest optymistą, chciałbym więc poznać jego analizę współczesności... i przyszłości.

Na zdjęciu poniżej Giuseppe Maria Zanghi.


Panie Profesorze, jak stawić czoła obecnemu kryzysowi europejskiej kultury?

Jest to pytanie, jakie stale sobie stawiam, gdyż nie możemy udawać, że nic się nie stało: Zachód jest w głębokim kryzysie. Ostatnia książka André Glucksmanna, na przykład, mówi wprost o „trzeciej śmierci Boga”. Dlaczego, zastanawia się, w Europie istnieje kultura bez Boga?

Tylko w Europie?

Z pewnością ateiści trafiają się też pośród hindusów czy muzułmanów, lecz są to jednostki, a nie cała kultura, określająca siebie jako ateistyczną. To jest produkt typowo europejski.

Czy zdarzyło się to już wcześniej w historii?

Nie, nigdy. Właśnie to mnie natchnęło, aby szukać odpowiedzi, a wspomagała mnie w tym, muszę to powiedzieć, zarówno duchowość Ruchu Focolari, ofiarowująca mi Jezusa Opuszczonego, jak i kilka przepięknych wypowiedzi Jana Pawła II. Przy grobie św. Jana od Krzyża powiedział, że noce ciemne przeżywają nie tylko jednostki, ale i całe kultury. To mnie uderzyło. A następnie inny fragment Jego nauczania, dla mnie podstawowy, kiedy stwierdził, że nie powinniśmy myśleć o kryzysie Zachodu jako o czymś, co z zewnątrz wymaga od Kościoła wyjaśnienia. Przeciwnie, wymaga wyjaśnień wewnątrz, w Kościele, ponieważ ten kryzys Zachodu nie jest niczym innym, jak właśnie kryzysem relacji z Bogiem Jezusa Chrystusa.

Dlaczego akurat w Europie?

Europa jako pierwsza w całym świecie musiała zmierzyć się z inkulturacją orędzia Chrystusowego. Jako jednostki wiemy, co czyni Jezus, kiedy przychodzi: przedstawia się łagodnie, prosząc o wejście, lecz wewnątrz zaraz rozpoczyna dzieło postępującej przemiany. Jak powiedział Paweł VI, „Duch Święty nicuje wszystkie nasze horyzonty”. Czyni to, nasze kategorie myślenia w określony sposób o Bogu zastępując innymi, odpowiednimi do myślenia o Bogu, którego objawia nam Jezus.

Czy nie jest to wpływ dotyczący tylko aspektu religijnego?

Nie, aspektu kulturowego. Bóg Jezusa jest Trójcą i to stwarza nam tę wielką trudność. A gdzie Jezus definitywnie objawia nam Trójcę Bożą? Na krzyżu, kiedy przeżywa opuszczenie przez Ojca, na nowo się Jemu powierza i daje nam Ducha Świętego. Tam odkrywa tajemnicę Boga Miłości, Jednego w Trzech Osobach. To jest fundamentalne. Lecz jeśli Bóg jest Trójcą, nie mogę nadal myśleć o Jednym według Plotyna lub o Dobru według Platona, ani też o nieruchomej Sile Sprawczej – Arystotelesa. Muszę te rzeczy zmienić. Moim zdaniem, po pierwszym wstrząsającym odkryciu wszystko to wtrąciło kulturę Zachodu w prawdziwą i właściwą noc ciemną.

Noc ciemną, która jest procesem przenikania Boga w najgłębsze wnętrze stworzenia, aby uczynić je nowym.


Wydaje mi się, że to nie jest negatywna wersja kryzysu kultury europejskiej.

Nie, to coś całkowicie innego. Siergiej Bułgakow pytał się: - Czy ta ciemność, którą widzimy, nie jest może cieniem rzucanym przez Tego, który nadchodzi? Według mnie, co do tego, powinniśmy dokonać nawrócenia: zawsze odczytywaliśmy krzyż Chrystusa jako wydarzenie zbawcze, i to jest prawdziwe. Jako wydarzenie odkupicielskie, i także to jest prawdziwe. Ale czy nigdy nie odczytywaliśmy go jako wydarzenia kulturowego?

Jakże jednak rozumieć kulturę jako krzyż?

Przypomnijmy sobie, co pisze Paweł: Chrystus ukrzyżowany jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla Greków.

Właśnie tak...

Według mnie, Jezus na krzyżu uznał za zamknięte nie tylko Prawo, lecz także filozofię. Jednakże po to, by przywrócić je odmienione – w miłości.

Ale co w końcu uczynią: cała kultura zachodnia z jej racjonalizmem, a wschodnia z pojęciem niebytu?

Dla obydwu jest jeszcze do zrobienia ostatni krok. Zachód musi zrozumieć, że bycie, istnienie nie jest ostateczną przystanią myśli: gdy staję przed krzyżem, widzę, że Bóg uczynił się nicością, umarł. Jest to opuszczenie, a więc jest ono punktem ostatecznym. W jakiś sposób jest nie-byciem. Ale, uwaga, nie-bycie „z miłości” staje się miłością. Zmartwychwstanie to objawia.

A Wschód?

Wschód uprzywilejował niebyt, nie-bycie, został upojony transcendencją Boga i tak uratował się przed dryfowaniem w nihilizmie. Lecz owo nie-bycie zamknęło się w niewysłowieniu. Natomiast Ten, który uczynił się nie-byciem na krzyżu - zmartwychwstał i jako taki ofiarowuje mi się jako Słowo wypowiedziane. Zatem obie te kultury powinny uczynić pewien krok i mogą się też wzajemnie ubogacić swoimi tradycjami.

Czy możemy powiedzieć, że jesteśmy w momencie syntezy?

Tak, nowej syntezy.

Ale kto i jak powinien teraz poruszyć filozofa trzeciego tysiąclecia?

Dla mnie filozofem prawdziwym jest Chrystus, ale Chrystus pośrodku nas. Możemy zapewne być wielkimi i oryginalnymi myślicielami, ale nie tam zmierzamy. To, co wnosi duchowość jedności Chiary Lubich, na linii Ewangelii, jest czymś nowym. Na Zachodzie aż dotąd podmiotem tworzącym kulturę była jednostka, o różnych odcieniach, dlatego Grecja do wnętrza polis włączyła akademię lub liceum platońskie czy arystotelesowskie. Następnie podmiot ten został włączony do Kościoła, lecz zawsze jako jednostka. Potem zwolna uwalniał się i wyłoniła się indywidualność jako taka, powstała kultura współczesna. Krzyż wskazuje ci, że bycie, jeśli rzeczywiście jest miłością, nie jest. A kto nie jest, jeśli naprawdę nie jest z miłości, ten jest. Zatem katedrą jest krzyż, a filozofem jest Jezus Chrystus. Mistycy i doktorzy Kościoła zaczynali to pojmować. Zdążamy do pełnego zrozumienia tego.

On pośrodku wielu, powiedział Pan?

Dokładnie tak. Stąd podmiotem nie jest już zazdrosna o siebie jednostka na Zachodzie.

Czy jest nim jakiś rodzaj kolektywu?

Nie, ponieważ kolektyw nie czyni nic innego, jak mnożenie i powiększanie sprzeczności jednostek. Nowością nie jestem ja, nie jesteś ty, nie jest suma nas, lecz jest nią uobecnianie pomiędzy nami jakiejś „szczególności”, która jest zdolna zaakceptować indywidualności i wyrazić je jako jedno. Tym podmiotem jest Jezus żyjący pośrodku nas.

Ale jak ten sposób uprawiania filozofii funkcjonuje w praktyce?

Rodzi się z krzyża. My obaj możemy mieć między nami ten podmiot pod pewnym warunkiem. Zazwyczaj akt myślenia otwiera się na drugiego tylko dla informowania, lecz ostatecznie, jak rodzi się ze mnie, tak we mnie się kończy. Natomiast ten akt myślenia musi zagubić się, to znaczy: ja muszę starać się przerzucić siebie poza mnie, ku innemu, aż do myślenia w tobie. I vice versa.

To może być ryzykowne.

Oczywiście, jeśli ja wychodzę z siebie, aby myśleć w tobie, istnieje ryzyko, że sprawa tu się skończy. Stąd tak jest ważne, co ja myślę w samym sobie. Jeśli jednak rzecz jest wzajemna, nie spotykamy się we mnie czy w tobie, lecz w wymiarze, który nas przyjmuje, a którym jest osoba Chrystusa. Dlatego nie boję się powiedzieć, że podmiotem kulturowym, jakiego dziś ludzkość poszukuje, jest osoba Chrystusa, który daje siebie w komunii swoich członków. Winorośl i latorośle. My jesteśmy latoroślami, indywiduami, natomiast winoroślą, osobą niosącą jest Chrystus.