publikacja 12.02.2006 08:48
Żyjemy w świecie reklam. Reklama stała się właściwie naszą rzeczywistością. Czy jest rzeczywistością kłamstwa? Czy jest niemoralna? A może istnieje możliwość wykorzystania jej do ewangelizacji? RUaH, 33/2005
Problem, który rysował się coraz bardziej w Kościele polegał na tym, że chrześcijanie nigdy nie spotkali osobiście Jezusa. Kościół to widział od samego początku, dlatego pojawiła się forma katechezy, również zawsze wpisana w kulturę danego narodu. Katecheza przybliżała Miłość tym, którzy byli zakochani w Miłości lub tym, którzy się za takich podawali.
XV i XVI wiek, głównie za sprawą jezuitów, przyniósł największy rozkwit katechezy w Kościele. Był to czas nie tyle walki z reformacją, jak to się często podaje, ale uświadamiania katolikom, że są katolikami i konsekwencji z tego płynących. Dlatego też jezuici zaczęli szybko tłumaczyć Pismo święte i Katechizm na różne języki. Nie raz sami pisali katechizm, aby był bardziej przystępny dla ludzi.
Dziś Kościół nieustannie głosi katechezę. Coraz częściej jednak w odpowiedzi na pytanie "Dlaczego katecheza nie przynosi rezultatów?" pada odpowiedź "Bo nie było wcześniej ewangelizacji, albo re-ewangelizacji". Najpierw człowiek się zakochuje, a potem chce tę osobę poznać. Najpierw jest doświadczenie Jezusa Żywego, Jezusa, który jest dla mnie największym skarbem na ziemi. Dopiero potem można głosić katechezę. Dlatego też coraz częściej w parafiach w ramach rekolekcji wielkopostnych lub adwentowych proponuje się wiernym rekolekcje ewangelizacyjne. Wielokrotnie, wraz z zespołem Mocni w Duchu z Łodzi, prowadziłem właśnie rekolekcje ewangelizacyjne.
Zanim zapytam, czy w takim razie możliwe jest wykorzystanie marketingu i reklamy do ewangelizacji, znowu wypada zacząć od teorii... Marketing (obejmujący reklamę jako jedną z jego płaszczyzn) jest to z założenia zespół działań, który ma na celu doprowadzenie do tego, aby dany produkt lub usługę sprzedać (definicja szalenie uproszczona!). Sama reklama ma za zadanie o produkcie lub usłudze poinformować i do niej przekonać. Czy więc można sam marketing uznać za niemoralny czy nieetyczny?
Istnieje pewien problem między ewangelizacją a reklamą i marketingiem. W reklamie i marketingu trzeba rozróżnić dwie rzeczy: osoby, które tam pracują oraz metody, których używają. Otóż używane metody są wynikiem badań naukowych, a zatem należy je traktować podobnie jak komputer, film, Internet lub telefon. Natomiast ludzie, którzy pracują w reklamie tworzą swoje dzieła za pieniądze, na zlecenie. Raz tworzą reklamę dla produktów firmy Kodak, a zaraz potem dla Samsunga. To jest po prostu ich praca i nie ma w tym nic sprzecznego.
Ewangelizacja zawsze wykorzystywała wszystkie dostępne środki techniczne i dalej będzie tak robić. Tego nikt nie zatrzyma. Jeśli ktoś, kto jest zakochany w Jezusie tworzy strony internetowe, to z pewnością szybko zaangażuje swoje zdolności dla dzieła ewangelizacji. Jeśli ktoś zakochany w Jezusie świetnie gra na gitarze elektrycznej lub perkusji, to zaangażuje swoje zdolności w dzieło ewangelizacji. Nie będzie przecież teraz uczył się grać na organach, bo zakochał się w Jezusie. To byłby absurd.
Różni nas jednak od marketingu świeckiego to, że "pracownicy" ewangelizacji nie mogą zmienić "reklamowanej firmy" tak po prostu. Ich życie powinno być takie, jak pokazują na reklamie. Wiem na przykład, że do zespołu ewangelizacyjnego Mocni w Duchu z Łodzi nie można się tak po prostu dołączyć. Od osób, które chcą razem posługiwać wymaga się pewnej dojrzałości w wierze, zakochania w Jezusie i poddania się formacji duchowej przez rekolekcje ignacjańskie. Niektórzy za pracę w zespole otrzymują normalną pensję, ponieważ niezbędne dla funkcjonowania zespołu jest, aby byli w nim na pełny etat. Zespół jednak nigdy nie zatrudnił "nowego pracownika". Zawsze było tak, że decyzja o zatrudnieniu była podejmowana w sytuacji, gdy ktoś potrzebny był w tym rodzaju ewangelizacji, w takim wymiarze czasu, że nie miał możliwości podjęcia inne pracy zarobkowej. Pokazuję przez to, że ewangelizator nigdy nie głosi, aby zarobić. Jednak jeśli zaangażowany jest w ewangelizację bez reszty, normalne jest, że ona go również utrzymuje. Dotyczy to zarówno duchownych, jak i świeckich.
Myślę, że chrześcijanie muszą dbać o to, aby "reklama" Ewangelii mówiła prawdę, nawet kosztem skuteczności. Dlatego np. wykluczona jest reklama porównawcza, bo jej zastosowanie w przypadku Ewangelii byłoby sprzeczne z Ewangelią. Prawda może być reklamowana, ale należy dokładać niezwykłej troski, aby robiła to w sposób prawdziwy. Inaczej byłoby to sprzeczne z jej przesłaniem i z góry skazane na niepowodzenie.
We współczesnej reklamie liczy się efekt, czasem stosuje się metody, które ograniczają wolność człowieka. Jest dla mnie jasne, że tymi przesłankami nie może kierować się ewangelizator. Bo choć może się okazać, że odniósł sukces, to będzie to tylko jego sukces, a nie sukces Jezusa. Jezus mówi, że "Prawda was wyzwoli", a zatem zakochany w każdym słowie Jezusa będzie się tymi wskazówkami kierował.
Co można reklamować? Czy tylko wytwory kultury i sztuki? A może postawy moralne? Elementy tradycji i obrzędowości religijnej (np. święta)?
Uważam, że wszystko, co wymieniłaś można reklamować. Jeśli ktoś się podaje za chrześcijanina, a nie chodzi do kościoła, to myślę, że Kościół ma nie tylko prawo, ale i obowiązek przypomnieć takiej osobie o świętach, spowiedzi itd. Może to zrobić w różny sposób np. przez ministranta, który zapuka do drzwi i zapyta się: "Czy Państwo przyjmują księdza po kolędzie?" Albo przez list wysłany do domu. A może też przez dużą reklamę przed kościołem.
Czego powinni się wystrzegać, o czym pamiętać chrześcijanie konstruując działania marketingowe i same reklamy?
Myślę, że musimy dbać o to, aby tworzący reklamy sami byli już zewangelizowani. Poza tym głoszona przez Jezusa Dobra Nowina zawsze zostawiała dużo miejsca na wolność. Ten kierunek muszą mieć też wszystkie propozycje Kościoła z ewangelizacją na czele. Przyjęcie wiary nie jest dziełem manipulacji, ale dziełem Ducha Świętego. Jeśli będziemy się bawić w Ducha Świętego, to marnie skończymy.