Gdy dziecko umiera

Mariusz Krawiec SSP

publikacja 31.10.2009 19:12

Śmierć dziecka jest dla rodziców szokiem. Ich reakcją jest najczęściej zagubienie i bunt. Są tacy, którzy w obliczu osobistej tragedii odchodzą od Boga. To podstawowy błąd – uważa Amadeo Cencini, włoski ksiądz i psycholog, autor wydanej niedawno w Polsce książki pt. Po śmierci dziecka. Magazyn Familia, 10/2009

Gdy dziecko umiera



Jest wręcz zasadą, że, większość osób wierzących mówiąc o Bogu przytacza takie fakty z ich życia, kiedy sprawy potoczyły się dobrze, co osoby te uznały za łaskę. Wtedy ktoś mówi, że Bóg go uzdrowił, ocalił czy też wybawił od jakiegoś nieszczęścia. Dużo trudniej jest natomiast zaakceptować obecność Boga w wydarzeniach kończących się tragicznie, jak na przykład śmierć dziecka.

Bolesny krzyk

Ból po starcie dziecka, bez względu na to, czy zmarło ono kilka godzin po porodzie, czy też w następstwie tragicznego wypadku, jest zawsze ogromny. Zdaniem księdza Amadeo Cenciniego, „kiedy umiera dziecko, w pełni zrozumiałą reakcją jest, że ten, kto dał mu życie, przeciwstawi się jego śmierci. Istnieje naturalna i instynktowna siła, która objawia się z całą swą mocą, by uniemożliwić natychmiastowe pogodzenie się. Ta siła podsycana jest przez instynkt rodzicielski, typowy dla kogoś, kto przekazał życie i nie może znieść myśli, że mogłoby ono być przerwane”. Wiadomość o śmierci dziecka jest dla rodziców szokiem. Bardzo szybko, niestety, przeradza się on w poczucie zagubienia i bunt. „Fale bólu powodują ogólną dezorientację, jakbyśmy zgubili drogę, którą szliśmy, lub sprawiają wrażenie, że to, co dotąd przeżyliśmy, nie ma już sensu”, przyznaje włoski pisarz Rudolfo Doni w książce „Rozmowy z Lorenzo” (Colloquio con Lorenzo), jaką napisał po śmierci swojego dwudziestopięcioletniego syna, który zginął w wypadku samochodowym.

Zagubienie, jakiego doświadczają rodzice, którzy utracili dzieci, pogłębia się także ze względu na reakcje otoczenia. Niemal automatyczną reakcją jest użalanie się nad rodzicami, na których spadł tragiczny cios. Jak mówi jedno z nich: „Takie powiedzenia, jak «czas goi rany», «trzeba żyć dalej», «taka była wola Boża», nie pocieszają, ale powodują dodatkowy ból ran, które i tak się nie zagoją”.

Stawianie pytań

Andreana Bassanetti, psychoterapeutka i założycielka istniejącego we Włoszech stowarzyszenia „Dzieci w niebie” (Figli in Cielo), sama przeżyła śmierć córki. Jej zdaniem bunt rodzica wobec utraty dziecka jest z punktu wiedzenia psychologii instynktownie przeżywanym naturalnym mechanizmem obronnym. To z kolei może prowadzić do stawiania sobie pytań, które są, „aby przejść od patrzenia po ludzku do patrzenia oczyma Boga”.

Rodzic, który utracił dziecko, oskarża samego siebie, że nie zrobił wszystkiego, co było możliwe, aby nie dopuścić np. do tragicznego wypadku. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy nie ma ku temu racjonalnych przesłanek. Są to pytania, które wciąż powracają. „Dlaczego pozwoliłem dziecku na prowadzenie samochodu?” lub „Dlaczego popierałem wspinaczkowe hobby syna, który później zginął w górach?”. Jak wspomina mama przedwcześnie zmarłej Kamili, „poczucie winy spadało na moją przeszłość jak cyklon. Wydawało mi się, że popełniłam błędy we wszystkim. Jeśli zrobiłabym, jeśli nie zrobiłabym, jeśli poszłabym, jeśli nie poszłabym…”.

Zbuntowana modlitwa

W opinii ks. Cenciniego nie należy się dziwić, że bunt rodziców po utracie dziecka nie kieruje się tylko wobec osób czy okoliczności miejsca i czasu, ale dosięgnie także Boga i skieruje się przeciw Niemu. Jedna z matek tak dramatycznie przeżyła wieść o śmierci syna, że – jak przyznała – sama pragnęła umrzeć. „Zbuntowałam się przeciw Panu, poczułam się zdradzona przez Niego. Żyłam trzy lata w ciemności i śmiertelnej desperacji, odrzucałam życie i nie chciałam żyć”. Natomiast pewien ojciec mówi: „Ja nie jestem wściekły na Boga, ale zawiedzony i zraniony. Moja rana jest pytaniem bez odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego Bóg nie przeszkodził śmierci mojego dziecka”.

Według ks. Cenciniego człowiek powinien mówić Bogu o całej swej rozpaczy i bólu, bez „owijania w bawełnę”. Wzorem jest sam Jezus, który w największym cierpieniu na Golgocie postawił Ojcu pytanie: „Dlaczego?”. Co więcej, wydał okrzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”, nawiązując do Psalmu 22, odmawianego przez pobożnych Żydów w synagodze.





Cierpliwa modlitwa

Jak twierdzi ks. Cencini, po śmierci dziecka najważniejsze jest to, aby się nie zniechęcać i aby nieustannie podejmować próby modlitwy. „Błędem jest myślenie typu: mogę się modlić tylko gdy… jestem pojednany z Bogiem albo odczuwam radość”. Jednocześnie ks. Cencini przyznaje, że w sytuacji wewnętrznie przeżywanych konfliktów potrzebna jest cierpliwość. Przypomina słowa pewnego ojca dziecka ciężko upośledzonego od urodzenia: „Modlitwa i uzdrowienie zbiegają się. Modlitwa jest uwolnieniem nie od zła, lecz od desperacji.

Nawet w momentach, w których jest się samemu, modlitwa przełamuje osamotnienie. Jeszcze dziś łączy mnie z głosem, który odpowiada. Nie wiem, co to za głos. Ale jest to głos trwalszy i mocniejszy od głosu tego, który chciałby mu zaprzeczyć. Wiele razy negowałem ten głos, ale na nowo odkrywałem go w chwilach najtrudniejszych. I to nie było echo”. Modlitwa może być prawdziwa i cierpliwa, nawet gdy jest lamentem stawiającym pytania o nasze uczucia, jakiekolwiek by one byłe – tak ks. Cencini zachęca rodziców pogrążonych w żałobie do rozmowy z Bogiem.

Granica bólu

Często niechęć do Boga i zagubienie z powodu tego, co zaszło, pozostawiają w sercu rodzica uczucie tak głębokiej goryczy, że blokuje ono, przynajmniej na jakiś czas, proces żałoby. Rodzice zatrzymują się po prostu na chwili, w której dziecko odeszło i stają się niezdolni do przyjęcia jakiegokolwiek pocieszenia i nabrania dystansu do całej sytuacji. Jest to tak zwany etap graniczny, w którym konieczne staje się przekroczenie pewnej niewidzialnej granicy. Zdaniem ks. Cenciniego, chodzi tutaj o granicę, którą wszyscy ustanawiamy sobie w naszej duchowej drodze i w stosunku do Boga. Bóg zmusza nas jednak, abyśmy tę granicę przekraczali. Często jest to moment trudny do przeżycia, ponieważ wiele w nim wydaje się frustrujące i niepotrzebne.

Jak mówi jeden z ojców: „Syn odszedł, teraz nie mogę z nim rozmawiać, nie mogę go zobaczyć, nie mogę objąć go ramionami, nie mogę usłyszeć. To jest moim bólem. Ja wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, który stworzył niebo i ziemię, który wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych. Wierzę także, że życie mojego syna zakończyło się w kwiecie wieku. Nie potrafię pogodzić ze sobą tych elementów. Czuję się zagubiony”.

Potrzeba rozmowy

Jednym z niewłaściwych sposobów reagowania jest milczenie. Człowiek nie chce mówić o tym, co się stało. Wybiera milczenie w relacji z Bogiem, jakby chciał Go w ten sposób ukarać za to, co On zrobił, albo za to, czego nie powstrzymał. Taką samą postawę milczenia zraniony rodzic często wybiera również wobec innych osób. Jest gotowy rozmawiać z nimi o wszystkim, lecz nie o swoim wewnętrznym dramacie. Niekiedy milczenie zapada wobec współmałżonki czy współmałżonka albo pozostałych dzieci, którzy być może także odczuwają potrzebę porozmawiania. Jeżeli słowo buduje więzi, to dłuższe milczenie je zrywa, każdy pozostaje sam ze swoim bólem. Takie sytuacje mogą prowadzić nie tylko do utraty wiary w Boga, ale także do zachwiania relacji z najbliższym otoczeniem.

Zdaniem ks. Cenciniego, celem, do którego powinny dążyć osoby zranione utratą dziecka, jest tzw. odbudowanie. Wyraża się ono w pogodzeniu się z tym, co zaszło, i uznaniu tego wydarzenia za część swojego życia. Pogodzenie się wobec Boga ze śmiercią dziecka jest początkiem autentycznej drogi wiary. Być może wiary małej i ubogiej, ale prawdziwej i szczerej, gdyż – jak podkreśla Cencini – „wiara nie sprowadza się do czegoś, co po prostu daje się zinterpretować albo do faktu czysto intelektualnego, lecz przejawia się w cierpliwości i oczekiwaniu na moment, który na pewno nadejdzie, w którym tajemnica pozwoli się zgłębić, zobaczyć, usłyszeć i dotknąć”. Człowiek akceptuje to, co się stało, ale w sposób aktywny, wierząc, że nawet tragiczne wydarzenie jest wpisane w „plan, który Bóg ma wobec mnie”.

Jedno z doświadczonych tragedią rodziców twierdzi, że „ból trzeba przepracować, przekształcić, przemienić, by nie stał się bezowocny, lecz stał się większym dobrem, dobrem wiecznym”. Dla wielu rodziców śmierć dziecka stała się impulsem do odświeżenia i pogłębienia swojej wiary oraz relacji do Boga. Jak mówi Andreana Bossanetti, „to nieszczęście, które stało się łaską, pozwoliło mi naprawdę spotkać mojego Pana, prawdziwego i jedynego Pana życia, Boga, który stał się ciałem, który zniżył się aż do mnie, abym i ja mogła Go dosięgnąć”.