Modlitwa wymaga cierpliwosci

Rozmowa z o. Markiem Donajem, augustianinem, proboszczem kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie

publikacja 21.11.2006 21:40

Chyba u ks. Twardowskiego przeczytałem takie zdanie: „jeżeli nie potrafisz czekać, to się nie módl”. Modlitwa wymaga cierpliwości, czasem trzeba czekać. Jeśli dziś coś nie zostało „spełnione”, to nie znaczy, że Pan Bóg nas odepchnął. Tu dotykamy tajemnicy modlitwy. List, wydanie specjalne, listopad 2006

Modlitwa wymaga cierpliwosci




Jak długo jest Ojciec w Krakowie?

Od piętnastu lat.

A proboszczem w tym kościele?

Teraz będzie już drugi rok.

Słusznie więc podejrzewam, że jest Ojciec świadkiem rozrastania się kultu św. Rity w tutejszej świątyni?

Tak. Fenomen tego kultu polega na tym, że powstał on „od dołu”. Nasze możliwości są niewspółmierne w porównaniu z popularnością, jaką cieszy się ta święta. Przez lata ludzie dowiadywali się od siebie nawzajem: gdy ktoś miał problem, chorował, był w złej kondycji duchowej czy fizycznej, ktoś inny polecał mu modlitwę do św. Rity. Jeśli po tej modlitwie coś zmieniło się w jego życiu, szukał miejsca, w którym mógłby ją znaleźć, przychodził na nabożeństwo ku jej czci 22. dnia jakiegoś miesiąca... Gdy dzisiaj patrzymy na wiernych gromadzących się na tych nabożeństwach, to wiemy, że w gruncie rzeczy św. Rita sama się rozpropagowała.

Widzę, że Ojciec coś ze sobą przyniósł: dwie grube księgi…

W jednej z nich są intencje, które czytaliśmy podczas nabożeństw. Te zostały spisane w komputerze – oryginały oczywiście przechowujemy. Dawniej czytaliśmy z karteczek, które ludzie u nas pozostawiali czy przysyłali do klasztoru, ale zdarzało się, że przekręcaliśmy imiona, czasem trudno było też odczytać sens prośby. Bywały i takie intencje, których przeczytać nie mogliśmy, na przykład prośba o to, by ktoś się odkochał, albo o to, by jakaś dziewczyna nie wyszła za mąż za muzułmanina... Teraz s. Krystyna, augustianka, każde z wezwań spisuje, a także redaguje. O proszę: „podziękowanie za otrzymane łaski”, „prośba o opiekę nad synem”, „o polepszenie zdrowia Danusi”, „o błogosławieństwo...”, „podziękowanie za wyleczenie z choroby nowotworowej składa Grażyna...”. Każdego miesiąca odczytujemy około dwustu wezwań.

Natomiast druga księga to kronika parafialna. Jest taki zwyczaj, że na odpust ku czci św. Rity zapraszamy na spotkanie różne ważne dla nas osoby, na przykład tych, którzy wspomagają nasz klasztor lub wspierają remont kościoła. Tu wszystko dokumentujemy.

Zatem ojcowie modlą się z przychodzącymi...

Tak, ale przyznam, że chętnie zmienilibyśmy tę formę kultu. Czytanie kolejnych próśb i podziękowań może nasuwać skojarzenia z koncertem życzeń, a przecież nie o to chodzi. Ludzie przychodzą tu z konkretnego powodu, najczęściej dlatego, by przedstawić jakieś prośby. Nam zależy przede wszystkim na tym, by pamiętali, że ostatecznym celem ich modlitwy jest sam Bóg.



A czy nie obawia się Ojciec, że ta forma nabożeństwa połączonego z błogosławieństwem róż może sprawiać wrażenie obrzędu nieco magicznego? Ktoś może pomyśleć sobie tak: „Wezmę taką poświęconą różę do domu i dzięki niej świat się zmieni, choroba minie, życie się uprości”.

Przecież element magiczności ktoś może dostrzec w pokropieniu wodą święconą. „Przyjdzie ksiądz po kolędzie”, pomacha kropidłem i od tego momentu ma się coś zmienić... W kościele często uczestniczymy w takich obrzędach, w których pojawiają się materialne znaki, uzewnętrzniające istotę danego obrzędu czy nabożeństwa. Przynosimy do kościoła świecę gromniczną i wracamy z nią do domu. Podobnie czynimy z różą. Ona symbolizuje miłość i piękno, a pobłogosławiona i zabrana do domu uświęca go. Tyle że zostawienie kartki z intencją, przyniesienie róży czy zapalenie świeczki to jeszcze nie wszystko.

Co to znaczy: „nie wszystko”?

Istotą tego kultu jest wiara modlących się ludzi i ich miłość do św. Rity. Ona żyje wśród nich. Może wielu jest bliska przez to, że była kobietą, która w cierpieniu przeżyła swe niełatwe małżeństwo, dzieci także nie sprawiały jej radości, zakonnice jej nie chciały...

Moim zdaniem jej życiorys jest bardzo nieatrakcyjny. To nie jest taka droga, na którą samemu chętnie by się weszło.

Dostałem z Francji podobiznę św. Rity namalowaną przez Pietro Annigoniego (1910-1988), który zmarł wkrótce po skończeniu tego portretu. Św. Ritę wyobrażał sobie w cierpieniu. Tego, które było jej udziałem, nie można zobaczyć, dotknąć, wyobrazić sobie, trzeba je po prostu przeżyć. Podobno w jej celi przez lata panował odór, jej ciało gniło... My czasami zatrzymujemy się jedynie na zapachu róż, który pojawił się po jej śmierci, a Rita była przecież kobietą cierpienia.

Kiedy po raz pierwszy czytałam jej życiorys, odłożyłam go w momencie, gdy dotarło do mnie, że w pewnym sensie wymodliła śmierć własnych synów. Dla mnie ten moment jest zbyt trudny.

Myśląc o jakiejś postaci historycznej, często zapominamy o realiach, w jakich żyła, o ówczesnej mentalności.

Owszem, przekładamy czyjeś życie na własne doświadczenia.

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, jako małe dziecko, powiedziała do swej mamy: „Mamusiu, chcę, żebyś umarła”. Kiedy ta zapytała: „Dlaczego?”, usłyszała w odpowiedzi: „Bo będziesz w niebie i będziesz szczęśliwa”. Które współczesne dziecko powiedziałoby tak swojej mamie? Myślę, że dawniej sprawy ostateczne były bardziej namacalne. My jesteśmy za bardzo skupieni na życiu doczesnym. Nie obcujemy ze śmiercią, mamy szpitale, medycyna stoi na coraz wyższym poziomie, aby dbać o nasze zdrowie i przedłużać nam życie. Mało ufamy w to, że Bóg jest, że nas stąd zabierze, że jest to inne, lepsze życie – życie wieczne.

Latamy w kosmos, wysyłamy tam sondy, mierzymy, sprawdzamy... Podobno nasza dusza waży 21 gramów.

Właśnie. Zmieniła się nasza wyobraźnia religijna. Dawniej Bóg był bardziej realny; Chrystus
był kimś, kto będzie „na wyciągnięcie ręki”, gdy tylko przekroczy się próg śmierci. Jeśli św. Rita modliła się o śmierć swoich dzieci, to dlatego, że bardziej ceniła życie z Bogiem niż własne życie. Ale sądzę, że śmierć dzieci jest śmiercią matki. I nie wiem, jak taką sytuację się przeżywa, ale myślę, że aby przez nią przejść, potrzeba heroizmu.



Chyba na tym też polega fenomen kultu św. Rity, że jest ona jakoś dla nas tajemnicza. Dochodzimy do takiego momentu w jej życiu, bywa tak często i w naszym, że cisza jest najlepszą odpowiedzią na wszelkie wątpliwości, pytania, prośby. Po prostu muszę zamilknąć, bo cokolwiek bym powiedział, to wszystko będzie moje, niewystarczające.

Zawsze istnieje takie niebezpieczeństwo, że święty, którego kult się rozwija, stanie się ludziom bliższy niż Ten, który uczynił go takim...

Jest takie ryzyko i dlatego myślimy o tym, co zrobić, aby ten kult zachował swą świeżość, nie
zamienił się w formę doraźnej modlitwy: „Idę do św. Rity, bo mam dwa egzaminy, a przecież ona jest od spraw beznadziejnych”. Ta dotknięta cierniem stygmatyczka pokazuje przede wszystkim na ukrzyżowanego Chrystusa. Mówi nam, że życie jest niekiedy niewyobrażalnie ciężkie, naznaczone chorobą, bolesnym niepowodzeniem, ale w tym wszystkim jest Chrystus. Ona jest takim drogowskazem, znakiem wskazującym na Niego. I taką powinna pozostać.

Ojciec mówi, że kult św. Rity wyrasta z doświadczenia zrodzonego na modlitwie...

Mówiąc najprościej: jeżeli jadę samochodem i proszę św. Ritę, by mnie doprowadziła do celu, a po drodze zdarza się coś, co sprawia, że myślę, iż cudem uniknąłem nieszczęścia, to najpierw z wdzięcznością pomyślę o św. Ricie, przekonany, że ona była najbliżej mnie, bo wcześniej prosiłem ją o opiekę.

No dobrze, zdarzają się także uzdrowienia, o czym wiemy ze świadectw.

Tak, napływają do nas podziękowania za wysłuchane prośby, ale podczas nabożeństw nie ma
spektakularnych uzdrowień: nikt nie rzuca kul, nie wstaje z wózka...

Ale przecież mogło zdarzyć się i tak, że ktoś przed podróżą poprosił św. Ritę o opiekę i nie dojechał do celu; ktoś inny nie przeżył operacji... To jak to jest? Jedne modlitwy są wysłuchiwane, a inne nie?

Wszystkie modlitwy są wysłuchane – tak mi się wydaje. Chyba u ks. Twardowskiego przeczytałem takie zdanie: „jeżeli nie potrafisz czekać, to się nie módl”. Modlitwa wymaga cierpliwości, czasem trzeba czekać. Jeśli dziś coś nie zostało „spełnione”, to nie znaczy, że Pan Bóg nas odepchnął. Tu dotykamy tajemnicy modlitwy. Jeśli przychodzę do św. Rity, proszę ją o wstawiennictwo, muszę - po pierwsze - uzbroić się w cierpliwość, a po drugie - nie mogę zachowywać się jak dziecko, mówiąc: „Daj mi i już”. Może być tak, że ktoś prosi o zdrowie dla bliskiej mu osoby, a ta osoba umiera. Czy to znaczy, że św. Rita nie wysłuchała tej modlitwy? Może to była jedyna możliwa droga...

To trudne.

Tak... Tu zamilknę.

Rozmawiała Iwona Budziak