Słuch absolutny, czyli kobieta w Kościele

Ela Konderak

publikacja 18.05.2007 16:25

A jednak Kościół sprawia czasem wrażanie jakby bał się kobiet. Nie tylko w dawnych wiekach, dziś również. Księża boją się zarówno tego, że kobiety chciałyby o czymś decydować w Kościele, jak i kobiecej emocjonalności. Wżyciu duchowym starają się tę kobiecą emocjonalność uspokoić, boją się naszych snów, intuicji i przeczuć. List, 5/2007

Słuch absolutny, czyli kobieta w Kościele




Kobiety wcale nie dążą do święceń kapłańskich. Nie chcą też, jakby się czasem wydawało, władzy w Kościele. Jeśli od czasu do czasu wypowiadają się w tym właśnie duchu, to jest to wynik raczej rozżalenia spowodowanego zjawiskiem „podwójnej miary", niż rzeczywistym pragnieniem. „Podwójna miara" występuje od wieków i dotyczy bardziej sfery kultury i obyczajów niż nauki Kościoła. Polega na tym, że inaczej ocenia się kobiety, a inaczej mężczyzn. Stosuje się w tej ocenie zupełnie inne kryteria

Najłatwiej zaobserwować to w sferze seksu. Inaczej patrzy się na łamanie szóstego przykazania przez mężczyznę a inaczej przez kobietę. Nauka Kościoła jest wprawdzie jasna: grzech jest grzechem, bez względu na to, kto go popełnia i Chrystus nie pozostawia co to tego żadnych wątpliwości, ale powszechna opinia jest nieubłagana: kobieta powinna być „nieskalana", a mężczyzna „musi się wyszumieć". Ona ma być „niewinna", on „doświadczony". W stosowaniu „podwójnej miary" minione wieki doszły do absurdu uważając, że kobieta, jeśli chodzi o „te rzeczy", zawsze jest winna. Francuska autorka książek o historii duchowości, France Beer, analizując doświadczenie mistyczne kobiet w średniowieczu tak pisze o ich postrzeganiu w dziejach: „Kobieta jest z natury słaba, ciąży na niej jakaś ułomność; jednocześnie jednak moc jaka w niej tkwi, zwłaszcza, jeśli ma ona wymiar seksualny, jest bezwzględnie negatywna i stanowi aktywne zagrożenie dla mężczyzn. Wynika stąd (tak przynajmniej można domniemywać), że tam gdzie mamy do czynienia z nagannym związkiem między mężczyzna a kobietą, sprawcą jest niemoralna niewiasta, która odwołując się do jego cielesnej natury, skutecznie skusiła swego partnera. Nie jest więc jego winą, jeśli zbłądził, zaś jego żona powinna to zrozumieć. Poza tym, to kobieta musi zawsze dowieść, że nie zeszła z drogi cnoty, a nie odwrotnie".

W wielu dziedzinach dużo się zmieniło w ostatnich stuleciach, kobiety zaczęły się domagać swoich praw i zdobyły je. Weszły na uniwersytety i do polityki, z powodzeniem pełnią role społeczne i uprawiają zawody jeszcze niedawno zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Tylko w sprawach seksu wydaje się, że ciągle ciąży na nich jakieś piętno.

Spotkać feministkę

Być może nigdy nie zastanawiałabym się głębiej nad kobietą w Kościele, gdyby nie wizyta w redakcji pewnej feministki. Była to feministka zagorzała, ale katolicka, czyli taka, która rozważa naukę Kościoła, a szczególnie myśl Jana Pawła II i w oparciu o nią, chce w nowy, głębszy sposób określić miejsce kobiety w świecie. Uzasadniając swoje zaangażowanie i chcąc przełamać mój dystans zapytała w pewnym momencie: „A jaki ty masz wpływ na przykład na procesy decyzyjne w Kościele? Czy od ciebie coś w ogóle zależy?". Sugestia była jednoznaczna: „Nic od ciebie nie zależy, bo jesteś kobietą. Wszystkie decyzje należą do mężczyzn". Zawsze byłam przekonana, że w Kościele ode mnie zależy wszystko, ale zasiała we mnie niepokój. Czy jestem ignorantką, której trzeba otworzyć oczy?

„Procesy decyzyjne" - co to właściwie jest? Nie mam na nie żadnego wpływu i nawet tego nie wiem? Ale czy w ogóle chciałabym mieć taki wpływ? Czy powinnam chcieć? Chodziłam z tą myślą kilka dni, aż w pewnym momencie odkryłam, że w gruncie rzeczy w Kościele wszystko zależy od kobiet. Procesy decyzyjne też.



Świat kobiecy i świat męski

Jest tyle rzeczy do opowiedzenia zanim człowiek zapyta o władzę. Gdy się patrzy na wybitne kobiety w Kościele, takie, o których mężczyźni w swym „procesie decyzyjnym" orzekli, że są święte, a nawet obdarzyli je tytułem Doktora Kościoła, można zauważyć, że władza to była ostatnia rzecz, o jaką one pytały. One zawsze pytały o Niego. Pisma Małej i Wielkiej Teresy, czy Katarzyny ze Sieny pełne są przejmujących opisów niepokoju o Boga, niepokoju o więź z Nim. One pytają o Niego, a On pyta o nie i w tej rozmowie nie ma końca. Kobiety mają chyba w sobie jakąś specjalną zdolność do stawiania takich pytań (co nie znaczy, że mężczyźni ich nie stawiają). Skąd się bierze ta zdolność?

Jednym z najciekawszych opisów kobiety, jaki czytałam jest analiza o. Wojciecha Giertycha OP - obecnie Teologa Domu Papieskiego (LIST 03/98). Ojciec Wojciech udowadnia, że kobiecie, z natury rzeczy, łatwiej dostrzec Boga, łatwiej Go usłyszeć, bo tak została stworzona. „Spróbujmy wniknąć głębiej w intencje Stwórcy - pisze - w Księdze Rodzaju stworzenie kobiety jest opisane jako późniejsze wobec stworzenia Adama. Pan Bóg zobaczył, że Adam był samotny. Stworzył więc Ewę, aby przełamała jego samotność. Ale nie chodzi tylko o towarzyszenie mężczyźnie, Ewa ma przełamać samotność Adama w bardzo głębokim sensie. Ma mu pokazać, jak blisko jest Pan Bóg. Dlatego można powiedzieć, że kobieta ma pewną misję duchową wobec mężczyzny - ma go obudzić na miłość".

Mężczyzna w Raju, sam na sam z Bogiem czuje się samotny, może nawet nudzi się. Wokół wspaniała przyroda, zwierzęta, Bóg Twarzą w twarz i nic. Tak jakby Adam nie umiał Go w pełni zobaczyć i z tego powodu, nawet w Raju, nie był do końca szczęśliwy. A Bóg, jak to Bóg, zawsze daje więcej niż człowiek prosi. Dając Ewę dał Adamowi w nowy sposób również Siebie, bo Ewa jest bliżej Stwórcy czy może raczej w trochę w inny sposób Go doświadcza. Pisze o. Wojciech: „Kobieta została tak stworzona (psychicznie, duchowo), że jest bardziej wrażliwa na poruszenia Ducha Świętego, na wezwania do miłości, do ofiarności. Chyba jest bardziej cierpliwa. Umie też znieść cierpienie związane z oczekiwaniem. Potrafi czekać. Wie, że dojrzewanie przebiega powoli. Nie będzie na siłę przyspieszać poszczególnych etapów. Mężczyzna chce widzieć sukces od razu, chce efektów natychmiast. Kobieta uczy go: poczekaj, nie spiesz się, dziecko musi dojrzeć, musi się rozwinąć. I miłość Boża w twoim sercu także musi się rozwinąć".

Kobieta nie tylko rodzi dziecko, ona w jakimś głębszym, duchowym sensie rodzi mężczyznę do życia Bogiem. I tak, jak ze swej natury chroni życie dziecka, tak chroni życie Boże, które poczęło się w mężczyźnie i ma zostać przekazane dalej. „Kobieta jest bardziej wrażliwa na przekazywanie życia, zarówno biologicznego, jak i duchowego, które jest byciem z Bogiem. Bóg objawił się nam jako Ojciec, ale ukazał naturę ojcostwa, które jest czułe, delikatne, miłosierne. Żeby mężczyzna nauczył się takiej czułej i delikatnej miłości, potrzebuje kobiety, która łatwiej uchwyci to swoim intuicyjnym umysłem. To kobieta uczy mężczyznę, jak stać się ojcem w wymiarze duchowym".



Kościół i kobieta

W tym opisie kobiety jako animatorki życia duchowego o. Giertych idzie jeszcze dalej: „Jest wiele prawdy w obserwacji, że kobiecie łatwiej przychodzi dawanie siebie darmo. Dlatego ważna posługa kobiety w stosunku do mężczyzny polega na obudzeniu w nim zdolności do dawania darmo. Kobieta jest biologicznie lepiej do tego przygotowana. Oczekując narodzenia dziecka, ona już z nim rozmawia, a przede wszystkim cały czas daje dziecku siebie. Można nawet powiedzieć, że zwraca się do swojego dziecka ze słowami: »bierz i jedz, bierz i pij, to jest ciało moje, to jest krew moja«. W strukturze cielesnej i duchowej kobiety jest pewien wymiar eucharystyczny". A zaraz potem, obecny papieski teolog dodaje: „Można powiedzieć, że w pewnym sensie Kościół ma naturę bardziej kobiecą niż męską. Po łacinie Kościół - ecclesia jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego. Istotą Kościoła jest trwanie wobec tajemnicy. Przyjmowanie łaski i przekazywanie jej poprzez miłość. Dlatego Papież pisał, że Kościół jest bardziej Maryjny niż Piotrowy. Bo bliższe tajemnicy Kościoła jest trwanie, czasem ciche, nienarzucające się, ukryte, kontemplacyjne, jak Maryja w pierwotnym Kościele. To właśnie potrafi kobieta. Umie zgodzić się na to, że dzieje się coś, czego pojąć nie można. Dlatego władza w Kościele, cała jego struktura administracyjna ma funkcję służebną w stosunku do życia duchowego".

Patrząc na historię Kościoła można odnieść wrażenie, że za każdym sukcesem duchowym Kościoła stały kobiety. Kiedy Kościół dojrzewał do zmian mężczyźni zaczynali działać, ale wokół nich zawsze były kobiety, które ich inspirowały i wspierały. Taka jest historia św. Dominika, św. Franciszka, św. Jana od Krzyża. Kobiety działały też samodzielnie, a ich historie wydają się nam czasem zupełnie nieprawdopodobne. Pochodząca z ubogiej chłopskiej rodziny Faustyna Kowalska ledwie umiała pisać, a dziś jest autorką jednej z poczytniejszych książek duchowych. Kiedy wstępowała do klasztoru mogła w nim liczyć co najwyżej na pracę kucharki, ogrodniczki, czy furtianki, a dziś obok miejsca, w którym została pochowana stoi sanktuarium Bożego Miłosierdzia i zjeżdżają do niego ludzie z całego świata. Inna wiejska dziewczyna, Joanna d'Arc, wyzwoliła Francję, w sposób, który wydaje się raczej baśnią niż rzeczywistością. Katarzyna ze Sieny decydowała o losach papieża.

Kobiety mają „słuch absolutny" na Boga. Mężczyźni często myślą o Nim teoretyczne, znajdują definicje, mówią, że jest celem ostatecznym albo pierwszą przyczyną. Kobiety wiedzą od zawsze, że jest miłością, że jest czuły, że można Go dotknąć, że jest zawsze obecny. Nieustanne przypominanie o tym, to kobiecy wkład w Kościół.

One wciąż mają sny

A jednak Kościół sprawia czasem wrażanie jakby bał się kobiet. Nie tylko w dawnych wiekach, dziś również. Księża boją się zarówno tego, że kobiety chciałyby o czymś decydować w Kościele, jak i kobiecej emocjonalności. Wżyciu duchowym starają się tę kobiecą emocjonalność uspokoić, boją się naszych snów, intuicji i przeczuć. Przyczyna może tkwić w zaniedbaniu zasad. W świecie, gdzie polityka i pieniądze stały się podstawową namiętnością człowieka, zakłócona została gdzieś komplementarność kobiety i mężczyzny. Ona nie budzi go już na Boga i nie czuwa nad rozwojem jego miłości ku Niemu, on, nieobudzony, śpiący olbrzym nie rozumie jej dylematów. Coraz szybciej biega za sprawami tego świata, gdzie walka i dominacja są sposobem działania, a ona coraz częściej mu ulega, naśladując w gonitwie, a nawet wyprzedzając go. Być może gdyby ona obudziła w nim intuicję i nauczyła swojego widzenia Boga, to z czasem on pomógłby jej oddzielić prawdziwą wiarę od emocji. Jej intuicja i jego logika znów zmieniłaby świat.

***


Jakby nie patrzeć, wszystko w Kościele zależy od kobiety. Bez niej mężczyzna narobi zamieszania swoją chłodną kalkulacją. Gdyby prześledzić historię Kościoła pod kątem błędów, które popełnili mężczyźni, którzy nie mieli w pobliżu świętych kobiet wiele byśmy się z niej nauczyli. Następną odnowę w Kościele też przygotują kobiety. Będzie inna niż poprzednie, ale raczej nie dokona się poprzez pytanie o władzę.