Miłosierdzie między pobożnością ludową a mistyką

Z ks. prof. Janem Machniakiem rozmawiają Beata Kolek i Sławomir Rusin

publikacja 26.06.2009 20:30

Najczęściej uważa się, że jest to pobożność ludu, czyli mieszkańców wsi, ewentualnie małych miasteczek. Wydaje mi się jednak, że taka definicja byłaby zbyt dużym uproszczeniem. W pobożności ludowej odnaleźć może się bowiem zarówno staruszka z małej wioski, jak i profesor z uniwersytetu. List, 6/2009

Miłosierdzie między pobożnością ludową a mistyką



Księże Profesorze, od czasu do czasu spotykamy się z określeniem „pobożność ludowa". Intuicyjnie wyczuwamy czym ona jest, z czym jest związana, ale czy istnieje definicja pobożności ludowej?

Najczęściej uważa się, że jest to pobożność ludu, czyli mieszkańców wsi, ewentualnie małych miasteczek. Wydaje mi się jednak, że taka definicja byłaby zbyt dużym uproszczeniem. W pobożności ludowej odnaleźć może się bowiem zarówno staruszka z małej wioski, jak i profesor z uniwersytetu. Najprostsza definicja, którą moglibyśmy przyjąć, mówi, że jest to pobożność charakteryzująca się prostymi formami wyrazu, prostymi przeżyciami religijnymi.

Czy są jakieś formy modlitewne charakterystyczne dla pobożności ludowej?

Pobożność ludowa związana jest mocno z kultem Najświętszego Sakramentu, istotny jest więc udział we Mszy św., angażowanie się w nią poprzez śpiew czy uczestnictwo w procesjach eucharystycznych. Ważnym elementem jest także uczestnictwo we wszelakiego rodzaju nabożeństwach: majowych, październikowych, związanych z kultem zmarłych.

Ta pobożność wyraża się też w określonych formułach modlitewnych: w różańcu, litaniach, pieśniach religijnych... Będzie związana również z takimi formami przepowiadania Słowa Bożego jak kazania okolicznościowe związane
z odpustami (czyli ze świętem patronalnym danej parafii), z pielgrzymkami czy też rozważające tajemnice Męki Pańskiej lub życie Maryi. Na tej pobożności wyrosły przecież wszelkiego dróżki kalwaryjskie.

W pobożności ludowej istotną rolę odgrywa prostota formy, powtarzalność pewnych elementów, rytmiczność. Co ciekawe, poprzez te proste formy modlitewne ludzie osiągają wysoki stopień zjednoczenia z Bogiem. Popatrzmy na siostrę Faustynę - jako małe dziecko uczestniczyła w takich nabożeństwach w kościele parafialnym w Świnicach Warckich i -jak sama potem opisywała w „Dzienniczku" - odczuwała podczas nich głębokie pragnienie zjednoczenia z Bogiem.

Miewała doświadczenie Obecności Bożej, czuła, że ta rzeczywistość Boska jest jej bardzo bliska. Oczywiście jako dziecko nie wiedziała, jak to opisać, jak rozumieć te doświadczenia, dopiero później, w trakcie życia zakonnego uświadomiła sobie, że to były formy bardzo głębokiej modlitwy.

A czy istnieje coś takiego jak pobożność nie- ludowa? Z tego, co Ksiądz Profesor powiedział, może się wydawać, że większość naszych praktyk religijnych zaliczyć można do pobożności ludowej.

Pobożnością ludową nie jest raczej pobożność intelektualna, związana z głębszą refleksją np. nad jakimś fragmentem Pisma Świętego, nad poszczególnymi jego słowami, wyrażeniami. Ktoś np. czyta sobie opis Zwiastowania i rozważa co znaczą w języku greckim słowa: Chaire Maria. Co ze sobą niesie wyrażenie chaire, jak je odczytać w kontekście tej sceny? Można też mówić np. o pobożności kapłańskiej, związanej z konkretnymi formami modlitwy, np. brewiarzem.






Choć wielu ludzi na wsi, mimo że nie czytało brewiarza, doskonale znało na pamięć zawarte w nim Psalmy. Moja mama śpiewała z pamięci dziesiątki Psalmów, których nauczyła się w czasie Nieszporów, odprawianych w jej kościele co niedzielę po południu. Przed wojną, kiedy była jeszcze dzieckiem, wszyscy parafianie na nie chodzili. To była forma modlitwy, ale też - powiedziałbym - rozrywki, życia społecznego. Rano cała wieś udawała się na Mszę św. a po południu na Nieszpory.

Powtarzanie tych pieśni, melodii, które niosą w sobie bardzo głębokie treści biblijne, teologiczne, wprowadzało moją mamę w jakąś bliskość sacrum. Tę bliskość, majestat Boga moja mama czuła też śpiewając łacińskie hymny, których nauczyła się kilkadziesiąt lat temu np. Veni Creator Spiritus, czy Te Deum laudamus. Przekręca co prawda czasem jakieś słowa (nie zna przecież łaciny), ale mimo to jest to dla niej ważne doświadczenie duchowe.

Formy religijności mogą być różne i nie warto dzielić ich na lepsze czy gorsze. Każdy ma inną wrażliwość, inne potrzeby, inaczej przeżywa swoją więź z Bogiem.

Łatwo jednak znaleźć opinie mówiące, że w pobożności ludowej akcent położony jest głównie na sferę emocjonalną. Ten rodzaj religijności, poprzez pewne praktyki, osadza człowieka w określonej grupie społecznej, buduje jego tożsamość, ale nie prowadzi głębiej.

Myślę, że to jest jeden z aspektów pobożności ludowej. Rzeczywiście, jeżeli spojrzymy na określone społeczności, np. na Podhalu, gdzie w danej parafii śpiewa się takie a nie inne pieśni, gdzie pojawiają się pewne specyficzne formy modlitwy, których poza tym terenem nie spotkamy, to można powiedzieć, że w tym wypadku pobożność jest elementem tożsamości wspólnoty. Ktoś obcy, jeśli pojawi się na takim nabożeństwie, może mieć problemy z odnalezieniem się, nie będzie wiedział jak się ma zachować, jak włączyć się w modlitwę.

Bałbym się jednak zawężać tego rodzaju pobożność tylko do ram socjologicznych. Jestem głęboko przekonany, że ci prości ludzie, którzy utożsamiają się z jakąś wspólnotą i znają wszystkie charakterystyczne dla niej modlitwy, wchodzą w osobisty, bardzo głęboki kontakt z Bogiem.

Przeżycie religijne jest sprawą bardzo indywidualną. Jedna osoba woli pomodlić się w ciszy, w samotności, inna pójdzie na majówkę, by śpiewać litanię i w ten sposób, wchodząc w rytm modlitwy, w treść pieśni, doświadczyć bliskości Boga. Czytałem kiedyś wspomnienia francuskiego konwertyty, Andre Frossarda, który wychował się z dala od Boga. Był synem pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Francji, a pierwsza książka, jaką przeczytał to „Kapitał" Marksa.

Jako dorosły człowiek poznał chrześcijaństwo i zachwycił się nim. Przyjął chrzest i... z upodobaniem zaczął uczestniczyć w nabożeństwach teoforycznych, związanych z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, z przyjemnością słuchał rytmicznych pieśni eucharystycznych, zachwycał się zapachem kadzidła. Wybitny intelektualista odkrył bardzo proste formy religijności.

Popatrzmy na Jana Pawła II - z jednej strony teolog, filozof, etyk, który dokonuje pogłębionej refleksji intelektualnej, a z drugiej strony człowiek wierzący - można powiedzieć - prosto, bez zastrzeżeń i kochający od dziecka te wszystkie ludowe, góralskie nabożeństwa.






Ale w pobożności ludowej kryją się też niebezpieczeństwa. W 2001 r. wyszła nawet dyrektywa Kongregacji Doktryny Wiary na jej temat, w której wspomniano o pewnych nadużyciach, np. o przesuwaniu akcentu w kulcie z Chrystusa na świętych, zwłaszcza na Maryję.

Tak, ten dokument przypomina, że w centrum naszej wiary jest Jezus Chrystus i wszystkie nabożeństwa, modlitwy, praktyki religijne powinny mieć charakter chrystocentryczny, ale mimo wszystko dowartościowuje pobożność ludową. Przypomina, że bardzo ważną rzeczą jest odpowiednie rozłożenie akcentów przez duszpasterzy, tak, aby święci, np. Maryja czy Krzysztof, którego czcimy w czerwcu, nie przysłaniali nam Chrystusa, ale do Niego prowadzili.

Jeżeli w Kalwarii Zebrzydowskiej przeżywamy Wniebowzięcie Matki Bożej, kiedy to w uroczystej procesji niesiona jest Jej figura, to nie oddajemy czci Maryi, ale Jezusowi, do którego Maryja nas prowadzi. Święto to przypomina nam także, że nasze życie nie kończy się tutaj, że jest jeszcze coś po śmierci. Dogmat o wniebowzięciu NMP mówi nam o istnieniu nieba. Tylko tyle, nic więcej.

Oczywiście ktoś może się skupić na czymś innym, na pięknie figury Matki Bożej, na barwnej procesji, ale myślę, że w zdrowej pobożności ludowej te wszystkie zewnętrzne rzeczy nie przesłonią tego, co najistotniejsze. Według mnie nie ma powodu do obaw.

A co z takimi pozaliturgicznymi praktykami jak wkładanie poświęconych gałązek palmowych w pole uprawne? Dawniej był to powszechny zwyczaj...

Nadal praktykuje się tę tradycję, np. w mojej rodzinnej miejscowości na Podkarpaciu. Mój brat, który jest inżynierem rolnictwa i prowadzi dość nowoczesne gospodarstwo, w poniedziałek wielkanocny wraz z synami wychodzi na pole i święconą wodą, za pomocą palmy, kropi je. Następnie robi z gałązek palmy krzyżyki i stawia je na polu. Temu obrzędowi towarzyszy modlitwa o Boże błogosławieństwo.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu to kapłani objeżdżali na koniu pola i święcili je, teraz robią to świeccy. To przecież jest, tak mocno akcentowane w teologii, kapłaństwo powszechne w odniesieniu do sakramentaliów. Każdy ochrzczony chrześcijanin uczestniczy przecież w kapłaństwie Jezusa Chrystusa, niekoniecznie jako osoba duchowna.

Ale czy takie praktyki nie są wynikiem magicznego myślenia: poprzez poświęcenie pola zapewnimy sobie urodzaj?

Ryzyko wypaczenia religii, w taki czy inny sposób, istnieje zawsze, niezależnie od epoki. W średniowieczu takie nadużycia były, ale i dzisiaj może się zdarzyć, że ktoś magicznie podejdzie do tego obrzędu. Gałązki palmy wkładano nie tylko w pole, ale też pod strzechę, żeby w ten sposób ochronić dom przed pożarem. W tamtych czasach wystarczyło zaprószyć małą iskrę przy wietrze, żeby dom poszedł z dymem.

Podobnie „ochronne działanie" przed piorunami spełniała gromnica. Jeśli ktoś ją zapalał czy wkładał poświęconą palmę pod dach i wymawiał przy tym jakieś hokus pokus, to z pewnością był to zabobon. Ale jeśli temu gestowi towarzyszyła szczera rozmowa z Bogiem, powierzenie Mu swojego losu, to gest ten stawał się zewnętrznym znakiem modlitwy. Oczywiście założenie piorunochronu też nie zaszkodzi.





Łaska buduje na naturze. Wszystko, co od Boga otrzymujemy, jest związane z prawami natury, choć przekracza je nieraz, zaskakując nas. Od 1990 r. prowadzę podczas Święta Miłosierdzia w Łagiewnikach komentarz. W tym roku, choć słyszałem już niejedno świadectwo, zaskoczyła mnie i wzruszyła opowieść pewnego mężczyzny z Włoch.

Stwierdzono u niego nowotwór z przerzutami w całym organizmie. W dniu zaplanowanej operacji lekarze poddali tego mężczyznę ostatnim badaniom. Tuż przed wjazdem do sali operacyjnej zrobiono mu badanie tomograficzne. Okazało się wówczas, że znikły wszystkie ogniska nowotworu. Porównano zdjęcia wcześniejszych badań z zapisem na ekranie i okazało się, że rzeczywiście nie ma żadnych zmian chorobowych. Ten człowiek, kiedy modlił się w nocy, ujrzał postać Jezusa.

Kiedy później opowiedział swoje widzenie kapelanowi, ten stwierdził, że wizerunek Chrystusa, który zobaczył ów mężczyzna, jest bardzo podobny do obrazu Jezusa Miłosiernego w Łagiewnikach. Opowiedział mu więc o Faustynie i jej objawieniach. Teraz ten mężczyzna przyjechał do Krakowa podziękować za swoje uzdrowienie. Lekarz skomentuje to, co się wydarzyło w szpitalu: „nie wiadomo co to jest, nie wiemy dlaczego tak się stało", ale ktoś inny powie, że to po prostu cud i nie będzie wnikał „co i jak, i dlaczego". To też jest postawa związana z pobożnością ludową- prosta wiara, która nie czyni przeszkód łasce, dopuszcza zaistnienie Bożego działania.

Pobożność ludowa buduje na tym, co głosi Kościół, na liturgii, na sakramentach, a czy może wpływać na Kościół i jego nauczanie?

Teologia mówi o czymś takim jak sensus fidei, zmysł wiary. Nabożeństwo do Jezusa Miłosiernego jest przykładem wpływu pobożności na oficjalną naukę Kościoła. Prawda o tym, że Bóg jest miłosierdziem, jest oczywiście znana i w ciągu wieków była opisywana w traktach teologicznych, ale na początku XX w. siostra Faustyna otrzymała od Jezusa polecenie, żeby tę prawdę światu przypomnieć. Dzięki pobożności ludowej to orędzie Jezusa powędrowało w świat.

Kiedy Faustyna zmarła, do Łagiewnik zaczęli przybywać ludzie, by się modlić. Zabierali z tego miejsce pierwsze obrazki z Jezusem Miłosiernym i z Koronką do Bożego Miłosierdzia i zanosili je do swoich rodzin, znajomych. Teraz te formy pobożności wciąż się rozwijają obok, a jednocześnie w łączności, z Eucharystią. Te formy wpłynęły na nauczanie Jana Pawła II w encyklice Dives in misericordia i na jego akt zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu w 2002 r.

Papież, który był bardzo wrażliwy na ten rodzaj pobożności, i jako chłopiec, i jako ksiądz, i jako biskup, miał odwagę uczynić tę formę pobożności ludowej częścią liturgii Kościoła, ustanawiając święto Bożego Miłosierdzia w pierwszą niedzielę po Wielkanocy.

A może pobożność ludowa jest nierozerwalnie związana z wiarą Kościoła, że to nie tylko jeden z rodzajów pobożności, ale jakaś integralna część naszego religijnego doświadczenia?

Jak najbardziej. Kiedy na początku naszej rozmowy mówiłem, że pobożność ludowa charakteryzuje się prostymi formami wyrażania wiary, to nie mówiłem, że jest to tylko jedna z form religijności do wyboru, ale że dzięki tej prostocie jest ona dostępna dla każdego człowieka - teologa, intelektualisty, lekarza.

Pobożność ludowa nie jest jedną z form pobożności, jak np. pobożność mieszkańców Filipin, Włoch czy Korei, zależną od czyjejś mentalności, tradycji jakiegoś kraju czyjego historii. Jest pewien sposób wyrażania wiary związany z bardzo prostym doświadczeniem obecności, bliskości, świętości Boga.

Rozmawiali - Beata Kolek i Sławomir Rusin

*****

ks. prof. PAT dr hab. Jan Machniak, teolog, kierownik Katedry Teologii Duchowości PAT w
Krakowie