Polscy misjonarze

Radek Molenda

publikacja 03.07.2007 20:10

Nie było ich w Polsce po kilka albo i kilkanaście lat. Przyjechali na krótki urlop: energiczni, uśmiechnięci, spaleni słońcem. Chętnie opowiadają o swojej pracy. Kim są i co robią polscy misjonarze? Idziemy, 1 lipca 2007

Polscy misjonarze




AFRYKA


Siostra Julita Dziekan pochodzi z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Gdy uczyła się w szkole położniczej, myślała o założeniu wzorowej katolickiej rodziny. Jednak w pamięci miała słyszane w dzieciństwie opowieści sióstr zakonnych o misjach. Wybierając zgromadzenie Franciszkanek Misjonarek Maryi, już wybierała życie misjonarskie. Jednak nie nastąpiło to od razu. Jest w zgromadzeniu od 14 lat, z czego ostatnie 2 lata na misjach w Afryce.

Po rocznym przygotowaniu w Paryżu wyjechała do Senegalu, gdzie miała podjąć pracę w szpitalu jako położna. – Warunki były przerażające. Po trzech tygodniach szpital został zamknięty – wspomina. Odtąd, wraz z innymi siostrami, pracuje w Mauretanii jako położna w „dispenserze”, czyli w przychodni, przyjmuje wizyty prenatalne, porody, prowadzi porady ginekologiczne.

– W Europie położna jest do fizjologii, a do patologii jest lekarz. W Mauretanii się tego nie rozgranicza. Jest dużo porodów i wiele trudnych przypadków. Ale nie zdarzyło mi się, żeby urodziło się martwe dziecko – opowiada z satysfakcją. Mauretania jest krajem muzułmańskim, więc nie można tam bezpośrednio głosić Dobrej Nowiny. – To, co możemy, to dawać świadectwo swojego życia – kończy s. Julita.


AMERYKA POŁUDNIOWA


Ksiądz Ireneusz Kliche, ksiądz z diecezji katowickiej, od trzech lat jest misjonarzem w Argentynie. – Jako ministrant spotkałem werbistę – misjonarza z Brazylii. Coś w sercu zastukało i potem, w seminarium i na dwóch parafiach, gdzie pracowałem, ciągle mi towarzyszyła myśl o pracy misyjnej. Chciałem do Afryki, ale zaproponowano mi Amerykę – opowiada. Pracuje na terenie Chaco, jednej z najuboższych prowincji Argentyny, w diecezji San Roque de Presidencia / Roque Sáenz Peña. Jest jednym z 4 misjonarzy w parafii o obszarze równym połowie Polski.





– To, czego ci ludzie potrzebują najbardziej, to obecność. Są spragnieni księdza. Staram się dojechać do wszystkich z posługą sakramentalną, odwiedzać chorych, ale często jest to trudne, zwłaszcza w czasie pory deszczowej. Do tego jest bardzo gorąco – tłumaczy. Większość czasu spędza w drodze. Niemal codziennie w innym miejscu śpi, spowiada, chrzci… Jeśli czas pozwala, stara się przed Mszą św. wygłosić katechezę. Jego poprzednik miał już swoje lata i nie mógł wiele podróżować, dlatego czasem odwiedza miejsca, gdzie od 4 lat nie było księdza. Gdy rozchodzi się wiadomość, że się pojawił, schodzą się ludzie z całej okolicy. W ich naturze jest, że mają na wszystko czas, więc nigdy nic nie zaczyna się punktualnie. Zawsze czekają na następnych przybyszów.

– Argentyna to kraj wielkich kontrastów. Kapliczka z obrazkiem świętego często stoi obok kapliczki z ludowym bóstwem. Na ołtarz do poświęcenia trafia krzyżyk, a obok wizerunek pogańskiego bożka. Moi parafianie często traktują księdza jak szamana, proszą o pokropienie wodą święconą synka, bo nie może spać. Ale to dobrzy ludzie.


AZJA


Diakon Andrzej Gryz SJ w sierpniu będzie miał święcenia kapłańskie w Syrii. – W młodości zainspirowała mnie scena ze zmartwychwstania Jezusa. Gdy niewiasty przyszły do grobu, anioł im powiedział: Tutaj go nie ma! Powiedziałem sobie: trzeba być tam, gdzie Go nie ma. Będę misjonarzem! – opowiada. Studiował w Kairze język arabski i islamologię, potem rok w Górnym Egipcie, gdzie pracował m.in. jako katecheta w szkole. Obecnie kończy prawo kanoniczne kościołów wschodnich w Rzymie. Od 6 lat całe wakacje spędza w Syrii, gdzie będzie jednym z 10 kapłanów – jezuitów, drugim Polakiem.

Choć chrześcijanie stanowią w Syrii jedynie 10% ludności, mają więcej praw niż np. w Egipcie. Jest tu wiele Kościołów: prawosławny, syriacki, maronicki… Dlatego działalność tamtejszych jezuitów to głównie praca na gruncie ekumenicznym. – Kiedy organizujemy rekolekcje ignacjańskie, biorą w nich udział członkowie różnych Kościołów. Widać, że coś nas łączy. Ważny jest także kontakt z muzułmanami. Słowo „Bóg” po arabsku to „Allach” i my, chrześcijanie w Syrii, mówiąc o Bogu, też używamy tego słowa – tłumaczy diakon Andrzej.





Jezuici od 15 lat organizują 10-dniowe pielgrzymki młodzieży po Syrii – na wzór pielgrzymki do Mekki. Biorą w nich udział wspólnie chrześcijanie i muzułmanie. Ich celem nie jest forsowanie którejś z religii, ale wzrost emocjonalny młodych Syryjczyków, dorastanie do odpowiedzialności za siebie i ich przyszłe rodziny. – W czasie takich pielgrzymek rodzą się przyjaźnie, a sami rodzice często z zaufaniem powierzają jezuitom swoje muzułmańskie dzieci, bo wiedzą, że nie dojdzie tam do żadnych „ekscesów” – mówi diakon Andrzej.

– Tym, co im dajemy, jest nasza obecność. Chrześcijanom służymy przede wszystkim duchowym wsparciem. Z kolei muzułmanie mają obraz chrześcijan kreowany przez islamskich przywódców duchowych i obraz Zachodu znany jedynie z amerykańskich filmów. Przebywając z nimi, staramy się te stereotypy przełamywać, pokazać, że jesteśmy podobni, mamy wspólne zainteresowania i śmiejemy się z tych samych dowcipów.


OCEANIA


Ksiądz Dariusz Kałuża jest Misjonarzem Świętej Rodziny. Trzy lata po święceniach i po roku przygotowań wyjechał w 1997 r. do Papui-Nowej Gwinei.

– Z mojej parafii pochodzi misjonarz werbista. Kiedy przyjechał, pierwszy raz widziałem księdza w białej sutannie i boso. Dużo rozmawialiśmy. Musiał mi powiedzieć coś ważnego, bo zapragnąłem być misjonarzem – wspomina.

Na teren diecezji Mendi w Górach Centralnych, gdzie ks. Dariusz pracuje jako jeden z 22 księży – wśród nich 10 Polaków i 3 autochtonów – pierwsi biali misjonarze dotarli w 1955 r. Kiedy przybyli, obok siebie szli ksiądz katolicki i pastor luterański, dlatego wioski są często na przemian katolickie i protestanckie. Jest tu też wiele kościołów narodowych i sekt. W diecezji są 32 parafie i 360 kościołów, czyli małych chatek z tabernakulum. Centrum życia religijnego jest tam, gdzie mieszka ksiądz lub jest szkoła katolicka.
Ksiądz Dariusz obok jeżdżenia po parafiach od dwóch lat prowadzi szkołę katechetów. Tam uczy ich nie tylko troski o codzienne praktyki religijne w wiosce, ale także różnych czynności „cywilizacyjnych” i uprawiania ziemi. Wiele czasu poświęca także rozwiązywaniu międzyludzkich problemów, godzeniu ludzi. O ile miasta są skupiskami ludności przybyłej z różnych stron, o tyle każda wioska pozostaje wciąż zamkniętym światem, nierzadko skonfliktowanym wewnętrznie i bardzo często z sąsiadami. Tam walki międzyplemienne trwają non stop.





– Nie ma dnia, żeby ktoś z kimś się nie pobił. Panuje zasada: śmierć za śmierć. Jeśli z jednej wioski zginie dwóch, to mieszkańcy drugiej wioski będą nękani dotąd, aż także zginie dwóch. To duży problem. Jednak Papuasi to ludzie ciekawi i rozmowni. Kiedy np. wioska podejmuje decyzje, to każdy członek społeczności musi się wypowiedzieć, choć każdy po kolei mówi to samo. Ich filozofia życiowa brzmi: jeśli nie zrobiliśmy czegoś dzisiaj, zrobimy to jutro. To, czego się tam nauczyłem, to cierpliwość – opowiada ze śmiechem.

– Kiedy czytam listy św. Pawła, mam często wrażenie, że on te listy pisał specjalnie dla moich Papuasów. Gdyby więcej kapłanów przyjechało tu choćby na 3 lata – bo tyle trwa kontrakt, jaki zawierają misjonarze z biskupem – zobaczyć „nowo założony Kościół”, ubogaciliby się sami i obdarowali moich podopiecznych – rozmarzył się ks. Darek. – Jeśli ktoś może przyjechać, to zapraszam każdego!

POLSCY MISJONARZE NA ŚWIECIE










KontynentRazemF.D.Osoby świeckieSiostry zakonneZakonnicy
Afryka9198922348460
Ameryka Płd. i Środkowa81916213164480
Ameryka Pn.152112-
Azja i Azja Mniejsza2753210107126
Europa321--
Oceania73106651
Razem na świecie2104295536271129


F.D. - księża diecezjalni na misjach, od tytułu encykliki Piusa XII - "Fidei Donum"