Bez happy endu

Radek Molenda

publikacja 22.11.2007 08:07

Historia Rodzinnego Domu Dziecka w Łękawicy mówi o ludziach pełnych marzeń i dobrych chęci. Dlaczego przegrali z systemem pomocy rodzinie? Idziemy, 18 listopada 2007

Bez happy endu




O zajmowaniu się dziećmi Robert i Kasia Niewiarowscy myśleli już w dzieciństwie, gdy jako harcerze chodzili pomagać do domów dziecka. Na studiach w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW, już jako małżeństwo, dowiedzieli się o istnieniu Rodzinnych Domów Dziecka (RDD). Kasia pisała o nich pracę magisterską. Zapragnęli założyć taki dom. Skontaktowali się z Towarzystwem „Nasz Dom”, przeszli okres przygotowania i zostali zakwalifikowani.

Zamykaną, starą szkołę w Łękawicy w gminie Siennica, 55 km od Warszawy, znaleźli sami. Jesienią 1999 r. zamieszkali tam z trójką dzieci „rodzonych brzuszkiem” – Kubą, Krzysiem i kilkumiesięcznym Józiem – oraz dwójką „zrodzoną serduszkiem” – Agnieszką i Moniką. – Szkoła była w fatalnym stanie. Sławojki na zewnątrz, jedna umywalka, 5 sal lekcyjnych. Gdyby nie pomoc znajomych, nigdy byśmy nie skończyli remontu – wspominają. Następna z „serduszka” była Ewa – jedyne z przyjętych dziecko, które nie miało kontaktów z naturalnymi rodzicami. Ewa miała za to babcię, której nie podobało się, że dziecko zaczęło do Niewiarowskich mówić: mamo, tato. Zaczęła „uświadamiać” wnuczkę, czego efektem był powrót dziewczynki po 1,5 roku pobytu w Łękawicy do domu dziecka.

W październiku 2000 r. do Łękawicy trafiło rodzeństwo: Kuba i Eliza. – Sąd skierował ich konkretnie do naszej placówki, jednak dotacje na te dzieci zaczęliśmy otrzymywać w marcu 2001 r. – opowiadają Robert i Kasia. W listopadzie dołączyła Wiktoria. Szybko ujawniła się jej ciocia, która chciała być dla niej rodziną zastępczą, więc Wiktoria zamieszkała u niej. Po roku, gdy okazało się, że opieka nad dziewczynką nie daje cioci prawa do przejęcia mieszkania po jej mamie, oddała Wiktorię do domu dziecka. Gdy Niewiarowscy dowiedzieli się o tym, dziewczynka wróciła do Łękawicy. Z czasem dołączyli „rodzone brzuszkiem” Karolina i Ania oraz „serduszkiem” – rodzeństwo Kasia z Sebastianem.

RDD w Łęczycy przyjął przez 8 lat funkcjonowania w sumie 8 dzieci. W czerwcu 2007 został zamknięty.


Za dużo własnych dzieci


W 2000 r. mieli mnóstwo entuzjazmu i pomysłów. – Może dlatego nie przeszkadzało nam, że oficjalnie prowadząc placówkę przez pierwsze 3 lata nie byliśmy zatrudnieni, nie mieliśmy żadnych świadczeń, choć de facto pracowaliśmy non stop. Od początku też byliśmy niedofinansowani*. Gdy próbowaliśmy rozmawiać z Towarzystwem, usłyszeliśmy: ktoś wam musi w końcu powiedzieć to, co wszyscy mówią po cichu – macie za dużo własnych dzieci, dlatego nie dajecie sobie finansowo rady – opowiadają Niewiarowscy. Walczyli z przeciwnościami finansowymi i prawnymi (m.in. nie chciano ich RDD wpisać do rejestru, ponieważ dom był nieotynkowany) do końca 2006 r. Z czasem Kuba (dziś 23 lata) i Monika (20 lat, mąż i dziecko) stali się samodzielni, więc w domu mieszkało 5 własnych i 5 przyjętych dzieci.



* Dotacje na RDD wypłacane są z Powiatowych Centrów Pomocy Rodzinie (PCPR). Zależne są od ilości przyjętych dzieci i obejmują zryczałtowane koszty ponoszone na dzieci, utrzymanie domu, remonty bieżące i pensję z pochodnymi (ZUS) dla rodziców zastępczych.

RDD w Łękawicy otrzymywał w ciągu minionych 3 lat od PCPR w Mińsku Maz. dotację miesięczną 1300–1350 zł (poprzednio znacznie mniej). Przy piątce przyjętych dzieci (czyli na 12 osób) Niewiarowscy dostawali więc ok. 6700 zł. Tymczasem – jak podają – średnia dotacja na dziecko w Polsce wynosi: w Rodzinnych Domach Dziecka – 1800 zł; w Domach Dziecka – 2,5 tys. zł (w woj. mazowieckim); w domach małego dziecka – do 4,5 tys. zł; w domach poprawczych – 7 tys. zł. Kwoty te nie uwzględniają wydatków na remonty i inwestycje.





– Powoli zaczęła dokuczać nam świadomość, że naszą dwunastkę utrzymują w dużym stopniu nasi przyjaciele, a nie państwo, które powinno wspierać naszą placówkę – opowiadają. Coś więcej zrozumieli, gdy odwiedzili przyjaciół w innym RDD i usłyszeli od tamtych rodziców: „nie róbcie tego waszym dzieciom”. RDD w Łękawicy był jedynym z wielu w Polsce domem, gdzie dzieci „z serduszka” były starsze od tych „z brzuszka”. – Gdy zaczynaliśmy, nikt nas nie uprzedzał, że to ma znaczenie, a przyjęliśmy dzieci z naprawdę trudną przeszłością. Typowe problemy to FAS (Fetal Alcohol Syndrome – Płodowy Zespół Alkoholowy), kradzieże, kłamstwa, ucieczki. To nie były przejawy złej woli, ale przypadłości wynikające z historii ich życia. Nie poddawaliśmy się, dopóki nie odkryliśmy, że koszty ponoszone przez całą naszą rodzinę są naprawdę zbyt duże – opowiadają. W czerwcu 2007 r. – jakby na potwierdzenie ich decyzji – Towarzystwo „Nasz Dom” wymówiło im współpracę.

Niewiarowscy od pewnego czasu intensywnie pracowali z naturalnymi rodzicami dzieci, więc starali się, by – jeśli to będzie możliwe – trafiły one do swoich rodzin. W przypadku Elizy okazało się to niemożliwe – trafiła do innego RDD. Mama Wiktorii leczy schizofrenię, ale zawsze chciała odzyskać córkę. Podobnie rodzice Kasi i Sebastiana. Kiedy się przenieśli z meliny do nowego mieszkania, zaczęli inaczej żyć. Robert i Kasia w wakacje wystąpili do sądu z prośbą, by ta trójka trafiła do rodziców, a w sierpniu zorganizowali – głównie za pieniądze z 1% (odpisu podatkowego ) i z nagrody w wygranym przez nich konkursie „Wygraj wakacje marzeń” – wspólny wyjazd terapeutyczny do Włoch. Tam pracowali z pomocą psycholog z Ośrodka Reintegracji Rodziny, z rodzicami i ich dziećmi. – Rokowali bardzo dobrze, więc na własną odpowiedzialność podjęliśmy decyzję, że dzieci zostaną po wakacjach z rodzicami – opowiadają.


Polski system pomocy rodzinie


Kiedy Towarzystwo „Nasz Dom” dowiedziało się, że trójka pozostałych dzieci od wakacji nie mieszka już w Łękawicy, napisało na Niewiarowskich skargę do sądu, że „oddali” dzieci ich rodzicom. Wiedziało przy tym, że od czerwca placówka była likwidowana. 10 i 11 X odbyły się dwie sądowe rozprawy. W Warszawie zdecydowano, że Wiktoria pozostanie z mamą, której do władzy rodzicielskiej dodano nadzór kuratorski, a w Nowym Dworze – że Kasia i Sebastian zostaną ze swoimi rodzicami. Niestety, tę decyzję po kilku dniach cofnięto tłumacząc, że choć rodzice rodzeństwa już nie piją, to nadal pozostają alkoholikami. Kasię z Sebastianem (12 i 11 lat) – jak relacjonują Niewiarowscy – mimo dobrej opieki i braku jakiegokolwiek zagrożenia i w domu oraz woli zostania z własnymi rodzicami, zabrano w asyście policji do pogotowia opiekuńczego. – Teraz modlimy się, żeby ci rodzice nie zaczęli na nowo pić – z rozpaczy. Swoją drogą nie zdziwię się, jeśli te dzieciaki, kiedy już dorosną, podadzą Polskę do Trybunału w Strasburgu, ponieważ wyrwano je z rodziny, w której nie działo się nic złego – mówi Robert.





O polskim systemie pomocy rodzinie Niewiarowscy mówią wprost: często działa przeciwko rodzinom zastępczym. – Nasze prawodawstwo odstaje w kwestiach związanych z RDD od prawa w Anglii o 40 lat. Nie jest dostosowane do regulowania problemów kodeksu pracy, kwestii dni wolnych, urlopów, nadgodzin, pracy rodziców zastępczych ze specjalistami, u których mogliby znaleźć pomoc itd. Dlatego RDD są dla urzędników kłopotliwe. Dopóki dzieci są w rodzinie uznanej za dysfunkcyjną, gmina jest zobowiązana do pomocy. W momencie, gdy są skierowane do domów dziecka – wszelkie obowiązki łącznie z finansowaniem dziecka przechodzą na powiat. Z punktu widzenia prawa, dla państwa najwygodniejszym i najtańszym rozwiązaniem jest adopcja, bo wszelkie obowiązki i zobowiązania wobec dzieci przejmują nowi rodzice. Sami doświadczyliśmy tego, że czasem zmiany pozytywne w rodzinie są dla urzędników czymś wręcz niepożądanym, bo komplikują tryb pozbawiania rodziców prawa rodzicielskiego. Tymczasem w wielu przypadkach niewiele potrzeba, żeby zmobilizować rodzinę do pracy nad sobą. Jeśli te stwierdzenia wywołają jakąś burzę lub sprzeciwy, to bardzo dobrze – jesteśmy gotowi do dyskusji. Może w Polsce rozpocznie się rzeczowa debata nad polskim systemem pomocy rodzinie – kończy Robert.

Niewiarowscy nie uważają się za bohaterów. Raczej za pokonanych. W grudniu Robert ma nadzieję zacząć pracę zarobkową. Chcą opuścić dom w Łękawicy. – Mamy nadzieję, że posłuży – mówią – równie dobremu celowi. Po to został zaadaptowany dzięki pomocy wielu sponsorów i przyjaciół. Teraz chcą chwilę odpocząć, a potem wykorzystywać swoje doświadczenie i zaangażować się w pracę na rzecz reintegracji rodzin.