Ręka w rękę z Panem Bogiem

Z ks. dr. Krzysztofem Marczyńskim SAC rozmawia Alicja Wysocka

publikacja 04.12.2007 10:05

Homilia jest częścią Eucharystii, a więc nie może wychodzić poza ściśle określoną rolę. To ma być modlitwa, w której moje „ja” zwraca się do Boga w drugiej osobie: „Ty, Boże, powiedz mi, jak żyć”. Istotą homilii jest doprowadzenie do spotkania z Bogiem. Idziemy, 3 grudnia 2007

Ręka w rękę z Panem Bogiem




Kaznodziejstwo to temat zawsze rozbudzający gorące dyskusje. Czasem słychać w nich apele, by w kościołach zamiast kazań można było słuchać coraz więcej homilii. Jaka jest między nimi różnica?

Kościół, przepowiadając Ewangelię, korzysta z wielu form i gatunków wypowiedzi. Jednym z nich jest homilia, czyli słowo wygłaszane do wiernych podczas Eucharystii, tuż po czytaniu fragmentu Ewangelii. Homilia była naturalnym sposobem komunikowania wiary w pierwotnym Kościele, opartym na wzorze ewangelicznym. Ten z kolei wywodził się z diatryby greckiej oraz tradycji rabinackiej. Grecki sposób nauczania polegał na prowadzeniu dialogu, głównie na tematy etyczne w przyjaznej atmosferze. W synagogach natomiast interpretowano Pismo Święte w sposób egzystencjalny, czyli odwołując się do konkretnych sytuacji życiowych. W taki właśnie sposób nauczał Jezus, a po nim jego uczniowie. Ten model został porzucony, gdy wybuchły pierwsze herezje i trzeba było głosić mowy w obronie wiary. W ten sposób homilia została zastąpiona kazaniem. W Kościele pojawiły się wątpliwości, czy do tej obrończej mowy religijnej wprowadzić retorykę, czy nie. Przeważył głos, który argumentował, że skoro retoryki używamy do rzeczy złych, na przykład do obrony kłamstwa, to tym bardziej trzeba wykorzystywać ją do głoszenia Słowa Bożego. I te kazania, czyli obrończe mowy Kościoła, tak się rozpowszechniły, że stały się powszechne w kaznodziejstwie. Dopiero Sobór Watykański II to zmienił, ogłaszając powrót do źródeł, czyli do Pisma Świętego. Homilia stała się znów uprzywilejowanym sposobem komunikowania wiary.

Ale chyba nie najłatwiejszym, biorąc pod uwagę jej „elementy składowe”?

Homilia jest swego rodzaju rozświetlaniem życia ludzkiego światłem, jakie dają teksty święte. To Bóg wyznacza głoszącemu temat i strategię, inaczej niż w kazaniu, gdzie o temacie i formie przekazu decyduje kaznodzieja. Homilia jest częścią Eucharystii, a więc nie może wychodzić poza ściśle określoną rolę. To ma być modlitwa, w której moje „ja” zwraca się do Boga w drugiej osobie: „Ty, Boże, powiedz mi, jak żyć”. Zadaniem kaznodziei jest wzięcie ręki słuchacza, który siedzi w ławce i ręki Boga, aby je połączyć. Istotą homilii jest doprowadzenie do spotkania z Bogiem. Nie chodzi tylko o intelektualne wyjaśnienie słów Ewangelii, ale o ich przeżycie, włączenie do własnego doświadczenia wiary.

A więc do głoszenia homilii nie wystarczy teoretyczne przygotowanie, na przykład znajomość zasad homiletyki?

Homilia to przyjazna rozmowa – taki jest źródłosłów tego terminu. Rolą kaznodziei jest przekazanie Dobrej Nowiny człowiekowi w konkretnej sytuacji jego życia. Osoba głosząca homilię powinna mieć świadomość, że jest mostem, na którym mają spotkać się Bóg i człowiek. Rzecz jasna, żeby w ten sposób postrzegać swoją rolę, trzeba samemu doświadczać Boga – spotykać Go, „smakować”.





I w tym względzie Ewangelia wcale nie jest do głoszenia, ale jest do życia. Jeśli ona dzieje się w mojej codzienności, to mam moralne prawo stanąć przy ołtarzu, by pomagać ludziom przyjąć Słowo Boga jako sposób na życie. I automatycznie staję się w tym specjalistą. To właśnie mówił Benedykt XVI do księży w Warszawie, prosząc, by stawali się specjalistami od kontaktu z Bogiem. Kwestia języka czy wykorzystywanych narzędzi retorycznych jest drugorzędna w tym przypadku. Najważniejszy jest kaznodzieja – świadek, który uwierzył Jezusowi; uwierzył, że Jego Ewangelia to sposób na życie. W homilii łamie się słowem, tak jak w Eucharystii łamie się chlebem.

Księża, którzy chcą głosić dobre kazania, często interesują się technikami perswazji, rolą mowy ciała. Mówi się, że używając tych środków, można łatwiej dotrzeć do słuchacza.

Nie neguję potrzeby i wartości tych środków. Ale jak twierdzą specjaliści od wizerunku publicznego, można z człowiekiem zrobić wiele, nauczyć go zasad komunikacji tak, aby osiągał on zamierzony cel, ale to jest dobre na krótką metę. Ludzie po jakimś czasie odkryją, że są oszukiwani. Podobnie z kaznodzieją. Jeśli doświadczy on w życiu czegoś fantastycznego, to całym sobą będzie o tym mówić. U jednych będzie to widać na twarzy, u innych słychać w głosie, a jeszcze u innych całe ciało podczas homilii będzie świadczyć o spotkaniu Boga. Może pojawi się i żywa gestykulacja, i podniesiony głos? Ewangelia musi być przekazywana z pasją. Pewien aktor powiedział kiedyś do księży: „Co jest z wami? My mówimy o sprawach, które są fikcyjne, tak jakby były prawdziwe. A wy o prawdziwych tak jakby były fikcyjne!” No właśnie, homilią jest także ten, który mówi, a nie tylko treść, którą przekazuje. Tu wcale nie chodzi o talent komunikacyjny czy oratorski.

Czy Ksiądz w kaznodziejstwie i nauczaniu korzysta z osiągnięć marketingu, reklamy czy public relations?

Wielu dziś mówi, że Jezus jest najlepszym specjalistą od public relations. Nawet ci, którzy nie przyjmują Go jako Pana i Zbawiciela, wzorują się na Nim, jako doskonałym strategu i psychologu. Ale ludzie wierzący nie mogą tak zawężać obrazu Jezusa. Warto pamiętać o anegdocie, krążącej wśród homiletyków. Otóż do pewnego kapłana zgłosił się parafianin z prośbą o spowiedź. Nie ukrywał, że na jego decyzji zaważyło płomienne kazanie księdza. Zadowolony kaznodzieja pyta, który to fragment jego przemowy tak poruszył grzesznika. „A to było wtedy, gdy ksiądz powiedział: «skończyłem pierwszą część i przechodzę do drugiej». Pomyślałem, że i ja powinienem skończyć ze złem i zacząć nowe życie” . Tak to w tym jednym zdaniu, a właściwie w tym małym „i” zawarta była cała łaska Boża. Nie zapominajmy też o roli, na którą pada ziarno Ewangelii. Słuchacze muszą chcieć słuchać homilii, otwierać się na Boga. Nie możemy tylko stawiać wymagań księdzu. Wierni powinni zadać sobie pytanie: „jak ja przygotowuję się do Eucharystii, coniedzielnej homilii?” W Piśmie Świętym jest przecież napomnienie „Słuchaj Izraelu”.





Ile czasu powinna trwać homilia?

Nie ma żadnych przepisów w tym względzie, ale generalna zasada brzmi: homilia jako integralna część Eucharystii musi być proporcjonalnie skrojona do całości. Nie może być zbyt rozdęta, ale nie może też przejść niezauważona. Ważne jest wyczucie potrzeb słuchaczy: czasem dzieje się coś ważnego w ich życiu lub w życiu całej wspólnoty, dlatego można poświęcić więcej czasu na homilię. Czas jest jednak cenny, zwłaszcza dzisiaj. Dlatego trzeba umieć powiedzieć ważne rzeczy w krótkim czasie.

Co Ksiądz sądzi o popularności wśród dorosłych na Mszy św. dla dzieci?

No cóż, ludzie lubią słuchać bajki i narracji. Tak jesteśmy wychowywani od dziecka. Sami komunikujemy opowiadaniami. Może dlatego ludzie ciągną na taką Eucharystię, na której jest narracja, opowiadanie, interakcja.

Czy jednak nie powinno to niepokoić? Przecież świat wiary dziecka jest inny niż świat wiary dorosłych?

Zgadza się. Na niedzielną Mszę św. każdy przychodzi ze swoimi problemami, a homilia ma być interwencją Boga w życie człowieka. Świat ludzi dorosłych jest inny niż świat dziecięcy, dlatego lepiej być na „swojej” Mszy św.

Zdarza się, że z powodu głoszonych w naszej parafii homilii i kazań przenosimy się do innego kościoła albo w ogóle zniechęcamy się do chodzenia na Msze św. Jak na to reagować?

Nie należy się obrażać na takich ludzi, tylko raczej cierpliwie czekać i szukać innych sposobów dotarcia do nich. Tu jest rola ludzi świeckich, którzy są takimi wędrownymi kaznodziejami w swoich miejscach pracy czy zamieszkania. Moi znajomi i studenci opowiadają mi, jak dużo jest w takich miejscach rozmów na temat wiary. Nie tylko w kościołach stoją ambony. I chrześcijanie tam właśnie głoszą swoje homilie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.



***

Ks. dr. Krzysztofem Marczyńskim SAC jest kierownikiem Zakładu Teorii Komunikacji Społecznej i Religijnej UKSW