Pomoc z probówki

Irena Świerdzewska

publikacja 11.12.2007 10:48

Dofinansowanie zabiegów in vitro zapowiada minister zdrowia Ewa Kopacz. Pomysł poparł premier Donald Tusk. Rząd skłania się ku kosztownej i kontrowersyjnej metodzie, która ma być "sposobem na zwiększenie dzietności w Polsce". Niedziela, 9 grudnia 2007

Pomoc z probówki




Kłopoty z poczęciem dziecka w Polsce ma co piąte małżeństwo. I nie odbiegamy w tych wskaźnikach od Europy Zachodniej. Według szacunków prof. Mariana Szamatowicza, w Polsce rocznie około 2 tysiące par w 20 ośrodkach poddaje się zabiegom in vitro. Odsetek urodzonych dzieci w stosunku do naturalnych poczęć wynosi 0,2%, za granicą – 2%.

In vitro jest wciąż bardzo kosztowną metodą. Cena zabiegu waha się w granicach 4–12 tys. zł. Zdarza się, że zabieg trzeba powtórzyć 2-, 3-krotnie. Nie ma gwarancji na „szczęśliwy finał”. Według szacunków, skuteczność metody to 20–30%. Poprzedni minister zdrowia Zbigniew Religa oceniał, że na tego rodzaju zabiegi w budżecie nie wystarczy środków. W obecnej kadencji mogą się znaleźć. Wsparcie zapowiada już Lewica i Demokraci.

– Na inicjatywę trzeba spojrzeć z punktu widzenia nie tylko etycznego, ale i ekonomicznego – uważa prof. Bogdan Chazan, ginekolog położnik. – Czy stać nas na dofinansowanie in vitro, kiedy mamy tak ogromne potrzeby w opiece zdrowotnej? Kobieta, której dziecko przewlekle choruje, nie ma środków na opłacenie w ramach NFZ pobytu przy noworodku. W społeczeństwie demokratycznym ekipa rządząca podejmuje uchwały i zarządzenia regulujące różne aspekty życia. Rodzi się tu pytanie: w jakim stopniu prawo ma górować nad etyką i moralnością? – ocenia prof. Chazan.

Hanna Wujkowska, lekarz i bioetyk, określa in vitro jako metodę profilaktyczną, nie leczniczą. – Mam wątpliwości, czy można z pieniędzy publicznych finansować procedury, które nie służą leczeniu schorzenia. In vitro jest rodzajem usługi profilaktycznej, dotyczącej pewnej grupy ludzi. Czy powinna być refundowana ze składek obywateli płaconych na ubezpieczenie zdrowotne? – pyta Hanna Wujkowska. Podobnie jak prof. Chazan wskazuje na niedofinansowane inne obszary medyczne: opiekę nad matką i dzieckiem, dziećmi urodzonymi z wadami czy umierającymi w hospicjach.


Niewidzialna manipulacja


Kontrowersje wokół in vitro rodzą się nie tylko z powodu planów finansowania z budżetu. Procesowi konstruowania życia ludzkiego poza łonem kobiety towarzyszy nieustanna manipulacji i to już w momencie kwalifikacji par mających trudności z poczęciem, na tego rodzaju zabiegi. – W przypadku wielu par decyzja o in vitro była podejmowana pochopnie. Prawdopodobnie główną rolę odegrał tu czynnik ekonomiczny. Odrębną kwestią jest brak rozwijania metod, które pomogłyby w poczęciu i narodzinach potomstwa – mówi Hanna Wujkowska. Ośrodki zajmujące się zabiegami in vitro najchętniej zapraszają osoby młode. Preferują pacjentki poniżej 40. roku życia. Dzięki nim kliniki polepszają statystyki skuteczności zabiegów.





Znane są głośne przypadki manipulacji zarodkami kończące się w sądach. Małżeństwu w Belgii urodziło się dziecko o ciemnej karnacji, bo pomylono probówki z materiałem genetycznym. W Irlandii przed sądem spotkała się rozwiedziona para. Mąż pozwał żonę, która chciała podać się zabiegowi wszczepienia zarodków zapłodnionych przed rozwodem. In vitro może skutkować zaburzeniem systemu rodzinnego. Przy przechowaniu tego samego nasienia można nim zapłodnić komórki jajowe babci, mamy i córki. Pozostaje pytanie, w jakich relacjach do siebie pozostaną narodzone dzieci? – Metody in vitro coraz częściej stosowane są przez małżeństwa, które nie mają problemów z poczęciem, ale chcą mieć dzieci „na zamówienie”, o określonej płci i cechach psychofizycznych – mówi prof. Chazan.

Brakuje informacji o powikłaniach, które mogą wystąpić u kobiet przy próbach metody in vitro. – Około 3–8% kobiet dotyka zespół hiperstymulacji, który może stwarzać niebezpieczeństwo zagrożenia życia. Osoby, które korzystały z in vitro, narażone są na większe prawdopodobieństwo powstawania nowotworów – mówi prof. Chazan.

Jednak podstawowe i najważniejsze kontrowersje w procedurze in vitro budzi ingerencja człowieka w samo dzieło życia i śmierci.

– Wielu filozofów i lekarzy bioetyków wypowiada się na ten temat i mogę powtórzyć raz jeszcze, że in vitro jest metodą, która oferuje życie kosztem drugiego życia. Po połączeniu komórek jajowych z plemnikami powstają istoty ludzkie, z których tylko niewielki procent ma szansę przeżyć. W procedury doskonalenia techniki wpisana jest ogromna liczba uśmierconych ludzkich istnień – mówi Hanna Wujkowska. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie o los zamrożonych embrionów, niewszczepionych kobietom.


Nie za każdą cenę


Kościół, a nie tylko polscy biskupi, stanowisko wobec procedury in vitro sprecyzował już dawno. Zaraz po zapowiedziach premiera Donalda Tuska i minister Ewy Kopacz o możliwości dofinansowania tej usługi z budżetu, przypomniał je abp Kazimierz Nycz: zapłodnienie in vitro jest nie do przyjęcia, znajduje się w sprzeczności z nauką Kościoła.





Technologia zmierza do doskonalenia zabiegów in vitro. W zachodnich klinikach dąży się do zmniejszania liczby zarodków, przygotowując 1–2 zapłodnione komórki jajowe do jednego zabiegu. Czy zabieg będzie można uznać za etyczny, jeśli w przyszłości przy in vitro będzie wykorzystywana tylko jedna zapłodniona komórka jajowa? – Nawet jeśli nie zniszczymy żadnego życia przy podnoszeniu jakości technologii in vitro, metoda nie zyska akceptacji ze strony Kościoła – mówi ks. Jarosław Szymczak, z Instytutu Studiów nad Rodziną. – Bóg w naturze ludzkiej złożył misterium powstawania życia. In vitro jest zabiegiem, dokonującym się poza organizmem ludzkim, odbierającym człowiekowi godność – mówi ks. Szymczak.

Ksiądz Marek Kruszewski, duszpasterz rodzin w diecezji warszawsko-praskiej, przypomina, że korzystanie z in vitro i inseminacji naruszają VI przykazanie dekalogu i uznaje się je za grzech ciężki, z którego trzeba się spowiadać. Jak więc pomóc tysiącom małżeństw, które ogromnym cierpieniem okupują pragnienie stania się rodzicami?

– Trzeba wiedzieć, że nikt nie ma prawa do "posiadania" dzieci, nawet małżeństwo. Uzurpowanie sobie takiego prawa depersonalizuje człowieka, który staje się wtedy przedmiotem – mówi ks. Szymczak. – Zgodnie z nauką Kościoła małżonkowie mogą podejmować godziwe sposoby leczenia, umożliwiające poczęcie dziecka drogą naturalną. Kiedy wyczerpią takie możliwości – mogą adoptować dziecko, stworzyć rodzinę zastępczą czy poświęcić się działaniom opiekuńczym – wyjaśnia ks. Kruszewski.

Małgorzata z Robertem zdecydowali się na adopcję. – Podejmowaliśmy wieloletnie próby leczenia. Decyzja o adopcji była kolejnym krokiem. Wcale nie łatwym, choć przed ślubem rozmawialiśmy na ten temat. Kiedy już przystaliśmy na to obydwoje, poczuliśmy ogromną ulgę. Dzieci są jeszcze małe, zbieramy owoce przyjemnego rodzinnego życia. Doświadczamy radości i udręk wychowawczych. Nie czujemy się gorsi niż inni rodzice – mówi Małgorzata.

Tymczasem wsparcie idzie w zupełnie innym kierunku. Rosną nowi pacjenci klinik leczących bezpłodność.
– Zapomina się o profilaktyce. Trzeba przekonywać młodych ludzi o chronieniu płodności. Lekkomyślnie narażają ją na szwank przez wczesną inicjację seksualną i dużą liczbę partnerów. Przy prowadzeniu takiego stylu życia płodność zmniejszają dodatkowo choroby przenoszone drogą płciową, alkohol, narkotyki, papierosy. Doprowadza się do paradoksów: najpierw wydając pieniądze na refundowane środki antykoncepcyjne, których stosowanie może doprowadzać do niepłodności, potem wszczynając kosztowne procedury, by móc począć dziecko – mówi prof. Chazan.





Korzystanie z naturalnych metod rozpoznawania płodności może pomóc małżonkom, którzy mają problemy z poczęciem dziecka. Zespół do Spraw Naturalnego Planowania Rodziny oczekuje obecnie na akceptację programu pracy przez Ministerstwo Zdrowia. Czy potraktowany zostanie jako pomoc w podnoszeniu dzietności w Polsce?

***

1. Kobieta, której nowonarodzone dziecko jest chore, musi z własnych środków finansować swój pobyt w szpitalu, chociaż jej obecność jest dla dziecka równie ważna jak leczenie farmakologiczne.

2. Na świecie w połączeniu z diagnostyką przedimplantacyjną

3. Ciągle pojawiają się prace naukowe na temat powikłań, które mogą wystąpić u kobiet przy próbach in vitro. Według badania pochodzącego z Finlandii, opublikowanego w 2005 r. u około 15% kobiet poddawanych zabiegom IVF pojawiła się co najmniej jeden raz konieczność leczenia w szpitalu z powodu zespołu hiperstymulacji jajników, który w ciężkiej postaci może stwarzać niebezpieczeństwo zagrożenia życia kobiety- mówi prof. Chazan.

4. Najpierw przez dłuższy czas wydaje się pieniądze na częściową refundację środków antykoncepcyjnych u młodej, zdrowej kobiety, potem, w zaawansowanym często jej wieku znowu mamy płacić, tym razem za kosztowne procedury, by pomóc począć dziecko, w dodatku obciążone ze względu na wiek matki i procedurę IVF większym ryzykiem chorób - mówi prof. Chazan.