Hej kolęda, kolęda

Irena Świerdzewska

publikacja 10.01.2008 09:35

Krótka modlitwa i podziękowanie za kopertę. - Ksiądz jest jak inkasent - skarżą się i świeccy, i kapłani. Dlaczego kolęda często jest trywializowana? Czy w ogóle jest potrzebna? Idziemy, 6 stycznia 2008

Hej kolęda, kolęda




– Jestem przeciwniczką kolędy, bo nie spotkałam osób, które byłyby z niej zadowolone. Ksiądz przychodzi, pokropi mieszkanie wodą święconą, pomodli się albo i nie, weźmie kopertę i wychodzi. Po co tyle przygotowań: nakryty stół, czekająca godzinami rodzina w komplecie. Skoro kolęda sprowadza się do zbierania pieniędzy, to wolałabym, żeby ksiądz ogłosił raz w roku zbiórkę na tacę jako formę ofiary kolędowej – mówi pani Marta, mieszkanka jednej z warszawskich parafii.

Ksiądz Bogusław Kowalski, proboszcz z Otwocka, przyznaje, że najsłabszym punktem kolędy jest czas, który przeznaczyć można na wizytę w jednej rodzinie. Jeśli parafia liczy kilkanaście tysięcy wiernych, średnio na pobyt w jednym mieszkaniu przypada ok. 10 minut. To za mało na spokojną rozmowę. – Księża czasem stosują metodę: intensywna kolęda w krótkim czasie. Uważam, że powinno być mniej odwiedzin jednego dnia, a więcej czasu poświęconego na rozmowę w rodzinach. Jednak nie jestem zwolennikiem, żeby chodzić z kolędą w maju albo w Wielkim Poście – ocenia ks. Kowalski.

Jak rozwiązać problem, przed którym staje większość parafii warszawskich? W niektórych z nich proboszcz „wypożycza” księży do chodzenia z kolędą. – Raz przyszedł do mojej rodziny ksiądz spoza parafii. Ani my nie znaliśmy księdza, ani on nas. Jaki sens ma taka wizyta duszpasterska? – zastanawia się pani Marta.
Ksiądz prał. Zbigniew Sajnóg, proboszcz parafii św. Józefa w Ursusie, nie jest zwolennikiem takich rozwiązań.– Nie rozumiem zwyczaju „wypożyczania księży” i nigdy na to bym się nie zgodził – mówi. W jego 22-tysięcznej parafii mieszkańców wciąż przybywa, bo rosną nowe bloki. – Chcemy w każdym domu poświęcić na rozmowę tyle czasu, ile domownicy potrzebują. Dlatego zdecydowałem, że z kolędą do każdej rodziny chodzimy co drugi rok – mówi ks. Sajnóg.

W wielu parafiach, kiedy potrzebna jest dłuższa rozmowa, kapłani zapraszają po kolędzie do kancelarii. – Notuję nazwisko i zostawiam telefon, żebyśmy mogli rozmowę dokończyć – mówi ks. prał. Maciej Cholewa, proboszcz z par. św. Szczepana w Raszynie.

Są parafie, w których proboszczowie odwiedzają tylko te rodziny, które wcześniej zgłosiły chęć przyjęcia księdza. – Parafia, w której mieszkam, rozrasta się, powstają nowe osiedla. Początkowo proboszcz chodził do wszystkich, ale wiele osób odmawiało przyjęcia księdza. Dlatego wszyscy otrzymali listy z pytaniem, czy życzą sobie kapłana z kolędą. Przynosząc kartkę do parafii albo wysyłając informację mailem, mogli zadeklarować swoje oczekiwania – mówi Anna Gawryszewska z parafii Wniebowzięcia NMP w Zerzniu.

Problem, który mają duże parafie miejskie, nie przekłada się na parafie w wioskach. Trawy, najmniejsza parafia w diecezji warszawsko-praskiej, liczy 465 mieszkańców. – Kolędę zaczynam 27 grudnia, kończę po pięciu dniach. Jednego dnia odwiedzam 2 wioski – mówi ks. Ireneusz Węgrzynowicz, proboszcz z Traw. – Znam wszystkich moich parafian. Jestem tutaj od dwóch lat. Każdą rodzinę odwiedziłem 4-krotnie.



Komu kolęda


Statystyka kolędy w parafiach wiejskich znacząco różni się od tej w parafiach stołecznych czy w małych miastach. Na wioskach około 90–100% parafian przyjmuje księdza. W małych miastach jak Legionowo w parafii Matki Bożej Fatimskiej i w parafii św. Józefa Oblubieńca NMP – ok. 80%. W parafiach warszawskich średnia oscyluje wokół 40–50%. Takie dane podają warszawscy proboszczowie. I wydają się one bardziej wiarygodne od zaprezentowanych przed miesiącem przez pallotyński Ośrodek Sondaży Społecznych Opinia. Z tych ostatnich wynikało, że w stolicy ok. 75% przyjmuje kapłanów z kolędą. Być może rozbieżność wynika z doboru osób ankietowanych. OSS Opinia oparł się na wynikach sondy przeprowadzonej wśród wiernych. Są w tej statystyce wyjątki, do takich należy choćby parafia Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim. Większość parafian to osoby starsze. Zdaniem proboszcza ks. prał. Henryka Małeckiego, księdza przyjmuje ok. 80% wiernych. W parafii św. Ojca Pio, erygowanej przed dwoma laty przy Wale Miedzeszyńskim, drzwi przed księdzem otwiera około 40%. – Na osiedlu wojskowym „Iskra” rodziny mają wypracowany już system. Zastajemy odświętnie przygotowany stół z białym obrusem, obecne są całe rodziny. Przy ul. Samolotowej 4 cały blok przyjmuje kapłanów. Jesteśmy traktowani bardzo życzliwie, odprowadzani od mieszkania do mieszkania. Ale do budujących się w parafii bloków sprowadza się dużo nowych ludzi młodych, którzy nie zawsze przyjmują kapłana. Stąd tak wygląda statystyka – ocenia ks. Andrzej Kuflikowski, proboszcz parafii św. Ojca Pio.

Podobnie statystyka wygląda w parafii św. Rafała na Rudzie – U nas 55% mieszkańców przyjmuje kapłanów z kolędą – mówi ks. Grzegorz Jankowski, tutejszy proboszcz.

Tradycja wizyty duszpasterskiej zwanej kolędą od kilku wieków wpisuje się w polską tradycję. Tylko w Polsce jest to tak popularny zwyczaj. W innych krajach europejskich przetrwał w nielicznych regionach jak np. na Sycylii we Włoszech czy w niemieckiej Bawarii.

Porównując statystyki, zwłaszcza w parafiach miejskich, odkryjemy, że księdza przyjmują nawet ci, którzy nie pokazują się w kościele. W Warszawie średnio 20% parafian jest na niedzielnej Mszy św. Dwukrotnie więcej otwiera drzwi księdzu pukającemu „po kolędzie”. Dla duszpasterstwa kolęda okazuje się więc jedyną w swoim rodzaju szansą dotarcia do ok. 80% parafian, którzy deklarują się jako katolicy. Dlaczego część z nich tego nie chce?

– W mojej parafii przybywa nowych osiedli. W tych blokach księdza przyjmuje tylko kilkanaście procent. Mieszkania kupują osoby spoza Warszawy. W czasie, kiedy chodzimy z kolędą, są zazwyczaj w pracy. Długo pracują na spłatę zaciągniętych kredytów. Kiedy po godz. 21-ej wracam z kolędy, widzę zapalone światła tylko w 1/3 mieszkań w nowych blokach. Proponuję takim osobom spotkanie w sobotę czy w niedzielę i często słyszę, że w weekend wyjeżdżają do rodziców – mówi ks. Sajnóg. – Czasem kłopoty finansowe mogą być przyczyną zamykania drzwi przed księdzem. – Zawsze proszę, by z takich powodów nie rezygnowali z kolędy. Przychodzimy do nich jako duszpasterze, którzy chcą uczestniczyć w troskach, nie po to, by zbierać pieniądze. Kiedy w czasie kolędy widzę, że w domu jest trudna sytuacja materialna, nie biorę ofiary. Czasem od razu taką rodzinę wspomagam, zostawiam to, co zebrałem wcześniej. Staramy się odnaleźć potrzebujących. Dopisujemy do naszych list chorych i starszych, którzy potrzebują pomocy – mówi ks. Sajnóg.





W parafii św. Józefa Oblubieńca NMP w Legionowie większość stanowią rodziny zawodowych żołnierzy. – W czasach komunistycznych wiele rodzin miało kłopoty z powodu chodzenia do kościoła – mówi ks. prał. płk Kazimierz Krużel, proboszcz parafii. Teraz trudno jest im otworzyć drzwi choćby z obawy przed opinią sąsiadów: „Nie chodził do kościoła, a teraz księdza przyjmuje”. Nawet jeśli rodzina nie otwierała mi drzwi w poprzednich latach, pukam co roku. Miałem takie przypadki, że starsi małżonkowie przyjmowali księdza, kiedy oboje dojrzeli do tej decyzji albo dopiero po śmierci jednej z osób – mówi ks. Krużel.

Ksiądz Ireneusz Węgrzynowicz ma za sobą doświadczenie pracy w dużej parafii w Warszawie i obecnie w małej wiejskiej. – W mieście wizyty duszpasterskie są trudniejsze. Ludzie nie czują się związani z parafią, większa jest anonimowość. W Trawach wszyscy się znamy, razem pracowaliśmy przy remoncie kościoła, a wspólna praca bardzo nas zbliżyła. W poprzednim roku dobrze byłem przyjmowany. Spodziewam się, że w tym roku będzie jeszcze większa życzliwość. Oni też zauważają, że jeśli dają ofiary, to widać wymierne efekty: wyremontowaliśmy kościół od wewnątrz, zmieniliśmy na plebanii dach – mówi ks. Węgrzynowicz.
Ksiądz Grzegorz Jankowski podsumowuje: wielu parafian nie rozumie sensu kolędy, dlatego nie przyjmują kapłanów.


Czemu to służy


– Kolęda duszpasterska przede wszystkim służyć ma błogosławieństwu Bożemu, które przynosi do domu kapłan. Ideałem byłoby, gdyby rodziny były w komplecie. Dla wielu z nich jest to jedyny moment wspólnej modlitwy w ciągu roku. Dla dzieci okazja, żeby widzieć ojca, mamę ze złożonym rękoma. To cudowne przeżycie dla dzieci. Obserwuję dzieci w szkole, jak opowiadają z entuzjazmem: „Wczoraj była u nas kolęda. Dostałem od księdza obrazek, ksiądz postawił w zeszycie od religii piątkę!”. Takie spotkania kodują się mocno w świadomości dziecka. Dzieci częstuję cukierkiem. Chociaż po świętach mają pełno słodyczy w domu, ten od księdza traktują jako szczególny rodzaj słodyczy. Lubię rzucić jakiś żart w czasie kolędy, starszym osobom okazać gest życzliwości. Takie gesty otwierają nas na siebie wzajemnie – mówi ks. Kowalski. Kolęda przynieść ma do domu trochę zwyczajnej radości, służy też wzajemnemu poznaniu się. My kapłani jesteśmy normalnymi ludźmi. Tam, gdzie odbywa się tradycyjna kolęda, nie ma kryzysów w relacjach kapłani – świeccy. Kolęda służy też dotarciu do osób, które potrzebują pomocy. Na przykład wiemy, gdzie są chorzy, którym można zaproponować wizytę księdza w domu w pierwsze piątki z Najświętszym Sakramentem – ocenia ks. Kowalski.

- Wizyta duszpasterska jest skuteczna i ma sens wtedy, gdy nie kończy się wraz zakończeniem kolędy – mówi ks. prał. Mieczysław Stefaniuk, proboszcz z par. Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce. – Coraz więcej jest młodych ludzi, którzy mieszkają bez sakramentu małżeństwa. Spotykamy też starsze pary żyjące bez ślubu. Czują się tym zawstydzeni, nie wiedzą jak zacząć załatwiać formalności. Czasem są ubodzy materialnie, a znajomi opowiadają im, że ślub jest bardzo kosztowny. W czasie kolędy rozwiewamy te i podobne mity. Po każdej kolędzie mamy w parafii kilka ślubów i chrztów – mówi ks. Stefaniuk.





W parafii Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim w czasie kolędy przygotowywana jest lista rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. – Często na pierwszy rzut oka widać, że w rodzinie nie wiedzie się najlepiej materialnie i trzeba pomóc – mówi ks. Małecki, proboszcz. Rodziny otrzymują paczki nie tylko przy okazji Świąt. – W parafii obok osób starszych mieszka też sporo wynajmujących mieszkania studentów. Spotykam pary z katolickich rodzin mieszkające bez ślubu. Zadają mi pytania: „Dlaczego Kościół nie idzie z postępem?” Kolęda to okazja do trudnych rozmów. Zawsze widzę jej owoce: spowiedź po latach, małżeństwa, które błogosławi się na nowo. Co roku chrzest przyjmują 3-4 dorosłe osoby – mówi ks. Małecki.

Wizyta duszpasterska ma też wymiar materialny. Tylko nie wszyscy parafianie, chcą uświadomić sobie, że ofiara, którą składają na kolędę służy utrzymaniu świątyni, z której korzystają. Z tzw. tacy nie wystarczy na ogrzanie kościoła, oświetlenie i bieżące remonty. Doświadczyć tego mogą zwłaszcza małe wiejskie parafie jak w par. Przemienienia Pańskiego w Trawach. Tam, gdzie trwa budowa kościoła ofiary z kolędy służą na ten cel. – W czasie kolędy rozmawiam z parafianami jak mogliby włączyć się w pomoc – mówi ks. Tomasz Chciałowski, proboszcz z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Legionowie. W parafii Nawrócenia św. Pawła na Grochowie zbiórka z kolędy przeznaczona będzie na witraż poświęcony Janowi Pawłowi II.

– Pamiętam kiedy jako wikariusz wróciłem z kolędy sfrustrowany i zadawałem sobie pytanie, czy jest sens tego chodzenia po domach. Proboszcz powiedział mi wtedy: „Jeśli ksiądz był choćby znakiem niepokoju dla tych ludzi, to warto było pójść tam z kolędą” – wspomina ks. Małecki.

Gdyby poznać oczekiwania księży i przyjmujących ich parafian, może kolęda byłaby bardziej satysfakcjonująca dla obydwu stron?


Oczekiwania świeckich


– Moje doświadczenie kolędy sprzed kilku lat nie jest dobre. Ksiądz pomylił kartotekę. Zamiast karty z numerem mojego mieszkania wyjął dane sąsiadki z piętra niżej. Był wyraźnie zakłopotany. Nie mógł pewnie zadać standardowych pytań i skończyły się tematy do rozmów – opowiada pani Iza. – Kolędę chciałabym traktować jako możliwość rozmowy na tematy Boże. Bez narzekania, poruszania spraw o polityce czy o pieniądzach. Dobrze byłoby usłyszeć od księdza pytania w rodzaju: „Czy chciałbyś o czymś porozmawiać, czy nie potrzebujesz opieki duchowej? Nie tylko pytania standardowe: czy ma się przyjęte sakramenty chrztu i ślubu. Chciałabym widzieć kapłana jako osobę zatroskaną o parafianina. Żeby było czuć, że ma w sobie Bożą miłość – mówi pani Iza. – Znam i takich kapłanów, którzy mają wiele obowiązków, ale w kontakcie z drugim człowiekiem nie okazują, jak bardzo są zajęci. Wydaje się, że mają czas tylko dla mnie jednej – ocenia pani Iza.

– Kolęda jest dla mnie wspólną modlitwą rodziny z księdzem, na „naszym terenie”. Oczekuję po niej błogosławieństwa Bożego na kolejny rok – mówi Anna Gawryszewska.





Tomasz i Joanna Jaskółowscy z kolędy w swoim domu są zadowoleni. – Pytamy księdza o sprawy związane z życiem duchowym: rozmawialiśmy o praktyce stałej spowiedzi, rachunku sumienia. – Oczekujemy od księży, że będą zachęcali nas świeckich do takich rozmów. Może nie każdy ma śmiałość pytać. Byłoby dobrze, gdyby kapłani sugerowali, że można zadawać pytania. Mogliby polecać dobre lektury czy miejsca, gdzie można wyjechać na rekolekcje. Oczekujemy też zainteresowania dziećmi. By je dowartościować, zauważyć – mówią Tomasz i Joanna.

Dla księży kolęda jest czasem radosnym, ale i trudnym. - Dla nas kolęda jest wyczerpująca - zauważa ks. Bogusław. - Udajemy się na nią po lekcjach religii w szkole i pracy w parafii. Towarzyszy jej napięcie, bo nie wiemy, jak zostaniemy przyjęci. Pamiętam kolędę, kiedy mężczyzna wpuścił mnie do mieszkania tylko po to, żeby mi wygarnąć jak to nie chce mieć nic wspólnego z Kościołem. Nie mogę powiedzieć, że to spływa po człowieku jak po kaczce. Trudniej się potem puka do kolejnych mieszkań – dzieli się ks. Bogusław. – Najtrudniejsze są te sytuacje, kiedy pukam, właściciel spogląda przez wizjer, a kiedy widzi księdza w stule, odchodzi na palcach, udając, że nikogo nie ma w domu. Gdzieś z głębi mieszkania dobiega tylko szczekanie psa. Czuję się w takich sytuacjach fatalnie. Mniej przykro jest wtedy, kiedy gospodarze otworzą drzwi i poinformują, że nie przyjmą, bo są nieprzygotowani – mówi ks. Krużel.

Ksiądz Jankowski oczekiwałby od wiernych zaangażowania się w życie parafialne, żeby sami proponowali, w co – poza Mszą św. – w parafii chcieliby się zaangażować.

Ksiądz Bogusław Kowalski wspomina jedną z najcieplejszych wizyt duszpasterskich: ojciec wyszedł po kapłana z trójką dzieci, mama w tym czasie nastawiła kolędy. – Życzyłbym sobie i wiernym, żebyśmy chętniej widzieli się na kolędzie. Czuli, że jesteśmy sobie potrzebni. Kolęda to jeden z najpiękniejszych znaków więzi. Zwłaszcza w zlaicyzowanych dziś czasach trzeba ją podtrzymywać – mówi ks. Kowalski. – Każdy kapłan chciałby być przyjmowany w rodzinach jak przyjaciel – mówi ks. kan. Zbigniew Brzozowski, proboszcz z Nieporętu. – Czekamy na zwykłą ludzką życzliwość – dodaje ks. prał. Maciej Cholewa – na zainteresowanie się parafią.