Bóg może więcej

Z ks. dr. Mirosławem Kiedzikiem, redaktorem naukowym ekumenicznego przekładu Pisma Świętego, rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

publikacja 25.01.2008 16:26

Nowy Testament jest już przyjęty i zatwierdzony, a szczerze mówiąc, największy i najbardziej dogmatyczny problem stanowił właśnie Nowy Testament. Wobec tego można powiedzieć, że najtrudniejsze kwestie zostały już rozwiązane. Idziemy, 20 stycznia 2008

Bóg może więcej




Jak wyglądała praca i wspólne ustalanie kryteriów ekumenicznego przekładu Pisma Świętego?

Główne kryteria zostały ustalone dużo wcześniej, bo już w 1987 r., przez Watykański Sekretariat do spraw Jedności Chrześcijan i Zjednoczone Towarzystwa Biblijne. Pomniejsze nabierają kształtu w trakcie prac. Należymy do krajów, w których dość późno zabraliśmy się za ekumeniczny przekład Biblii. Jednak, co należy do rzadkości, w prace zaangażowanych jest aż jedenaście Kościołów.

Jakie kwestie budziły najwięcej emocji i kontrowersji?

Przypominam sobie gorące dyskusje na temat przekładu tekstu dotyczącego Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Pamiętam, że przedstawiciel jednego z Kościołów powiedział, że jego Kościół nigdy się nie zgodzi na przekład „pełna łaski”. Powstała wówczas trochę śmieszna sytuacja, gdyż powiedziałem, że ja również nie, ale z nieco innych powodów. Nie ze względów teologicznych, ale czysto gramatycznych, gdyż greckie słowo użyte w tekście oryginalnym „keheritomene” jest formą czasownikową zbudowaną na tym samym rdzeniu, co rzeczownik „łaska”. I rzeczywiście w słowie tym nie ma znaczenia „pełna”, tylko jest forma bierna, podkreślająca działanie Boga. Należy je zatem tłumaczyć jako „obdarowana łaską”, ewentualnie „przemieniona przez łaskę”. Dlatego też w przekładzie ekumenicznym tekst brzmi właśnie „obdarowana łaską”, a nie „pełna łaski”.

Mamy zatem w imię dialogu ekumenicznego zmieniać treść naszej znanej od wieków modlitwy „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna?”

Oczywiście, że my katolicy pozostajemy wierni tradycji tłumaczeniowej „pełna łaski”, ale musimy być świadomi, że nie jest to przekład werbalny, tylko komentarz.

A do jakich fragmentów tłumaczenia najtrudniej Księdzu było się przekonać, bo na pewno to wspólne przedsięwzięcie wymagało ogromnych kompromisów z obu stron?

Na przekór powszechnym przypuszczeniom tak wielu kompromisów nie było, gdyż zawsze momentem rozstrzygającym stawał się tekst. A zatem, jeśli mieliśmy sprzeczne oczekiwania, gdy chodzi o ostateczne brzmienie przekładu, to odnosiliśmy się do tekstu oryginalnego i on decydował w kwestiach spornych. Dotyczyło to na przykład tekstu o pokarmach i określeń: „czyste”, „nieczyste”. Adwentyści Dnia Siódmego do tej pory zgodnie z tradycją Starego Testamentu uznają pokarmy za „czyste” i „nieczyste”. I to właśnie oni bardzo zabiegali o to, żeby w przekładzie „i tak Jezus oczyścił wszystkie pokarmy”, przyjętym w tłumaczeniach katolickich, pozostać wiernym oryginałowi i pozostawić imiesłów „oczyszczając” – „oczyszczając wszystkie pokarmy”, bez dookreślania podmiotu domyślnego. Muszę podkreślić, że pomimo różnic kompromis nigdy nie polegał na tym, że musieliśmy rezygnować z wierności tekstowi oryginalnemu.





Mówimy tu o pewnych niuansach językowych, a jakie znaczenie praktyczne dla dialogu ekumenicznego może mieć to wspólne tłumaczenie Pisma Świętego?

Przede wszystkim mamy uzgodnione brzmienie przekładu do rozmów i analiz, mamy tekst, który sprzyja wspólnej modlitwie, szczególnie na wszelkich spotkaniach ekumenicznych. Jeśli zachodzi potrzeba przeczytania tekstu z Pisma Świętego, to nie trzeba się już zastanawiać, czy wziąć przekład protestancki, czy katolicki, gdyż mamy przekład ekumeniczny. Jedyny problem stanowi fakt, iż w przekładzie ekumenicznym mamy tylko Nowy Testament i Psalmy. W najbliższych dniach powinny się jeszcze ukazać Księgi Mądrościowe z kanonu hebrajskiego Starego Testamentu. Nad resztą ksiąg Starego Testamentu w dalszym ciągu pracujemy.

Czy zatem, mając uzgodnione tłumaczenie Biblii, można myśleć o regularnych wspólnych modlitwach czy nabożeństwach? Wprawdzie tu i ówdzie mają miejsce modlitwy ekumeniczne, ale należą one do rzadkości. Na ile ta sytuacja może już teraz się zmienić?

Trudno mi o tym przesądzać, ale oczywiście my jako bibliści i tłumacze stwarzamy taką możliwość i ułatwiamy pole działania. Jak zostanie to wykorzystane – czas pokaże, choć już widać pozytywne owoce. W Warszawie bowiem oprócz Tygodnia Ekumenicznego w styczniu czy Dni Biblijnych w maju mamy choćby comiesięczne modlitwy ekumeniczne organizowane przez Stowarzyszenie Effatha.

Czy na obecnym etapie przekładu Biblii istnieją kwestie całkowicie nie do przyjęcia przez Kościół Rzymskokatolicki?

Nowy Testament jest już przyjęty i zatwierdzony, a szczerze mówiąc, największy i najbardziej dogmatyczny problem stanowił właśnie Nowy Testament. Wobec tego można powiedzieć, że najtrudniejsze kwestie zostały już rozwiązane. Gdy chodzi natomiast o Stary Testament, a mówię to w oparciu o spotkania, które się już odbyły, pojawiają się kwestie bardziej przyzwyczajeń językowych niż sensu stricte przesłania tekstu.

Jakiego rodzaju wspólne ustalenia praktyczne, takie jak chociażby uznawanie chrztu przyjętego w innych Kościołach, obowiązują na obecnym etapie rozwoju dialogu ekumenicznego?

Oczywiście uznawanie chrztu jest krokiem milowym na drodze dialogu ekumenicznego. I warto w tym miejscu przypomnieć, że dotyczy to tych Kościołów, w których chrzest odbywa się w imię Trójcy Świętej, a więc – możemy powiedzieć – Kościołów rzeczywiście chrześcijańskich. Na drodze dialogu ekumenicznego mamy też dalszy krok pozytywny, a mianowicie uzgodnienie nauki o usprawiedliwieniu między Kościołem Rzymskokatolickim a Kościołem ewangelicko-augsburskim, chodzi oczywiście o usprawiedliwienie dzięki wierze i wynikające z tego konsekwencje.





Palącym problemem w małżeństwach mieszanych są śluby. W jakim obrządku powinny się one odbywać? Czy nie można tutaj doprowadzić do ujednolicenia ślubu chrześcijańskiego?

Obecnie zajmuję się przekładem ekumenicznym Biblii i jestem wykładowcą akademickim, stąd nie jestem na co dzień zaangażowany w duszpasterstwo ekumeniczne. Mogę jednak potwierdzić, że małżeństwa mieszane w Kościele Rzymskokatolickim były i są dopuszczane i przyjmowane, pod warunkiem, że strona niekatolicka zobowiąże się do wychowania dzieci w wierze Rzymskokatolickiej.

W małżeństwie mieszanym bardzo trudno jest każdej ze stron dochować wierności swojej wierze i w praktyce wygląda to tak, że silniejsza osobowość zwycięża i przekonuje czy też „nawraca” współmałżonka. Problem jest tym boleśniejszy, gdy w grę wchodzi wychowanie dzieci. Jakie rozwiązania widziałby Ksiądz w tej kwestii?

Zgodzę się, że oczywiście trudno jest wychowywać w obu wyznaniach jednocześnie, gdyż wtedy pojawia się niebezpieczeństwo synkretyzmu wyznaniowego i zacierania się różnic, a tym samym grozi też zagubienie tożsamości wyznaniowej. Powoli wszystko zaczyna się wydawać takie samo, a przynajmniej różnice stają się nieistotne. Jednak między poszczególnymi wyznaniami są mniej lub bardziej wyraźne różnice, obok których nie możemy przejść obojętnie i których każdy z członków danej wspólnoty musi być świadomy. Oczywiście, że w życiu codziennym górę bierze silniejsza osobowość. Jeśli jednak decyzja dwojga ludzi jest taka, że związek małżeński zawierany jest w Kościele Rzymskokatolickim, to powtórzę raz jeszcze: strona niekatolicka musi się zobowiązać do wychowania dzieci w wierze katolickiej. Trudno tu mówić o dobrowolności, ale wymóg taki stoi na straży czystości wiary. Owszem często zdarza się, że protestanci chcieliby, żeby warunek ów nie był stawiany, ale wtedy rodzi się pytanie o sens istnienia różnych wyznań. Oczywiście powinniśmy dążyć do tego, aby się zjednoczyć, ale nie kosztem utraty tożsamości – co nie jest łatwe.

Kościół Rzymskokatolicki jest chyba w gorszej sytuacji, jeśli chodzi o dochodzenie do kompromisów, gdyż będąc silniejszym ilościowo, może być łatwo posądzony o chęć narzucenia swojej woli innym.

Psychologicznie rzecz ujmując, grupy mniejsze zawsze czują większe zagrożenie.

I dlatego chyba trudniej wchodzić z nimi w dialog?

Dialog tak naprawdę, przynajmniej na razie, najbardziej widoczny jest w ramach wspólnej modlitwy i myślę, że to już dużo. Jeśli potrafimy się wspólnie modlić, to dajemy też Bogu możliwość działania – i to chyba jest najważniejsze. A Bóg może więcej niż my.





Ks. Mirosław Kiedzik (ur. 1959) – absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie, wykładowca Pisma Świętego w Prymasowskim Instytucie Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy, w Prymasowskim Instytucie Teologicznym w Gnieźnie i w Wyższym Seminarium Duchownym w Toruniu. W latach 1993–95 wykładał także Pismo Święte w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Świętej Rodziny w Kazimierzu Biskupim koło Konina i w Kolegium Teologicznym w Gnieźnie.

***

Jedenaście Kościołów: Kościół Rzymskokatolicki, Autokefaliczny Kościół Prawosławny, Kościół Ewangelicko-Augsburski, Kościół Ewangelicko-Reformowany, Kościół Ewangelicko-Metodystyczny, Kościół Polskokatolicki, Starokatolicki Kościół Mariawitów, Kościół Chrześcijan Baptystów, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, Kościół Zborów Chrystusowych i Kościół Zielonoświątkowy, głosami swoich oficjalnych przedstawicieli, po konsultacjach z Redakcją Naukową Biblii Tysiąclecia, podjęło w 1995 r. wspólną decyzję o rozpoczęciu prac nad pierwszym w języku polskim, ekumenicznym przekładem Pisma Świętego. W lipcu 2001 r. zostało ukończone tłumaczenie całego Nowego Testamentu i Księgi Psalmów, a w dniu 26 września 2001 r. w auli Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej w Warszawie odbyła się uroczysta prezentacja tego przekładu, przygotowanego i wydanego przez Towarzystwo Biblijne w Polsce.
Jego wydanie jest historycznym wydarzeniem ekumenicznym. Praca nad nim trwała sześć lat. Udział tłumaczy tylu wyznań w przekładzie Pisma Świętego oraz akceptacja dla tego tłumaczenia, wyrażona przez zwierzchników jedenastu Kościołów, są wyjątkiem w skali europejskiej i światowej.