Przed nami życie

Alicja Wysocka

publikacja 11.03.2008 18:52

Ponad 500 tys. osób w Polsce ma wady i schorzenia wzroku, w tym około 80 tys. to osoby niewidome i słabowidzące. Jak podaje Polski Związek Niewidomych, co roku około 5000 osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności zgłasza się po pomoc do organizacji. Idziemy, 2 marca 2008

Przed nami życie



Najstarszą polską organizacją niewidomych było prawdopodobnie Stowarzyszenie Niewidomych Muzyków, które powstało w 1863 r. w Warszawie. Siedem lat później w klasztorze augustiańskim przy ul. Piwnej odbyło się poświęcenie „współmieszkania” dla niewidomych muzyków. O pozwolenie władz na zajęcie budynku i zarobkowanie muzyką zatroszczył się pan Papłonski, ówczesny dyrektor warszawskiego Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych. – Moja babcia wspominała, że gdy urządzało się w domu wieczorek taneczny, można było iść na Piwną i wynająć muzyka do pianina – opowiada s. Elżbieta Więckowska, franciszkanka służebnica krzyża z Lasek, która przez wiele lat uczyła niewidome dzieci fizyki i innych przedmiotów ścisłych.



Hrabianka spada z konia


Jednak nie wszyscy niewidomi mogli być muzykami. Większość osób dotknięta tym kalectwem była zdana na łaskę losu. Aż do roku 1910, kiedy to powstało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Jego inicjatorką była hrabianka Róża Czacka, panna z ogromnym zamiłowaniem do jazdy konnej i… słabym wzrokiem. Jej bracia powtarzali, że to się źle skończy i rzeczywiście tak się stało. – Po upadku z konia wzrok Róży tak się pogorszył, że przerażona rodzina chciała szukać ratunku u najlepszych specjalistów w Paryżu – mówi s. Elżbieta. Ale Róża najpierw poszła do jednego z warszawskich okulistów z pytaniem, czy warto jechać do Paryża. Odpowiedź lekarza zmieniła całe jej życie: „Panno hrabianko, już nie warto. Niech panna hrabianka pomyśli o polskich niewidomych” – usłyszała.

Po tej wizycie Róża zamknęła się na trzy dni rekolekcji domowych, a potem zdecydowała: „Pakujemy walizki i jedziemy do Europy uczyć się pracy z niewidomymi”. Po powrocie założyła Towarzystwo i rozpoczęła dzieło tworzenia placówki szkoleniowo-wychowawczej dla dzieci i młodzieży niewidomej, najpierw w Warszawie, a potem w podwarszawskich Laskach. Chcąc zapewnić nowo powstałemu zakładowi ideowy personel, w 1918 roku powołała Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. W ten sposób zrodziło się Dzieło Lasek, które dla uczczenia Trójcy Przenajświętszej nazwano „Triuno”, gdyż łączy ono trzy elementy tworzące fundament Dzieła: niewidomych, siostry zakonne i współpracowników świeckich.

Celem istnienia Dzieła od początku było „tak wychować niewidomych, by umieli z poddaniem się woli Bożej, nawet z radością swoje kalectwo znosić. Przez to doskonałe przyjęcie krzyża, tego daru Bożego, mają niewidomi uczyć widzących, jak dla Pana Jezusa znosić cierpienia nieodłączne od życia człowieka” – pisała matka Róża w 1928 r. Niewidomi na ciele mieli też modlić się za niewidomych na duszy, którzy zaczęli przyjeżdżać do Lasek, przyciągani obecnością zarówno Czackiej, jak i ks. Władysława Korniłowicza, kapelana i ojca duchowego Lasek. Szybko powstał tu promieniujący na cały kraj ośrodek myśli chrześcijańskiej.




Matka Elżbieta Róża Czacka przeszczepiła na grunt polski francuskie hasło: „Niewidomy człowiekiem użytecznym”. Uzasadniając wybór tej drogi, pisała, że jest on podyktowany miłosierdziem „na dalszą metę, miłosierdziem rozumiejącym, że najwięcej daje się niewidomemu, o ile daje mu się możność stania się jak najbardziej człowiekiem. W tej koncepcji miłosierdzie doraźne, przez jałmużnę, stosuje się tylko do tych, którzy z jakichkolwiek powodów nie mają już żadnej możliwości użytecznej pracy”. W 1926 r. Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi otrzymało od kuratorium zezwolenie na prowadzenie szkoły powszechnej z normalnym programem nauczania. Dodatkowo w Laskach uczono języka obcego i przysposobienia zawodowego.

Siostra Elżbieta zwraca uwagę na obowiązującą od początku zasadę, iż absolwent Lasek powinien być przygotowany do podjęcia nie tylko samodzielnego życia. Jeśli jest zdolny powinien być przygotowany do podjęcia dalszej nauki w szkole średniej i na studiach. – Matce Czackiej zależało, aby niewidomi po studiach wracali do Lasek w charakterze nauczycieli. Żeby byli argumentem chodzącym na własnych nogach, że uczyć się warto – podkreśla. Tak jest do dzisiaj.



Dla kogo laska?


Po II wojnie światowej niewiele brakowało, by Zakład dla Niewidomych w Laskach został przejęty przez państwo, tak jak to się stało z innymi dziełami prowadzonymi przez instytucje kościelne. Na szczęście siostrom franciszkankom pomagał Nowojorski Komitet Pomocy, przekazując fundusze na utrzymanie i inwestycje.

Laski więc marginalizowano, próbując redukować kształcenie do poziomu szkoły specjalnej. – Potem służyły za ozdóbkę ustroju. Przywożono tu królewskie małżonki i panie prezydentowe, żeby pokazać im, jaka w socjalistycznym ustroju jest wolność – śmieje się s. Elżbieta. I już całkiem serio dodaje: – Dzięki Nowojorskiemu Komitetowi mieliśmy dostęp do pomocy naukowych: publikacji, nowości technicznych i metodycznych. To u nas odbył się pierwszy w Polsce kurs chodzenia z długą laską. Prowadzili go dwaj wykładowcy z amerykańskiego Michigan University. Zaprosiłyśmy oczywiście kolegów z Polskiego Związku Niewidomych i z innych ośrodków.

Laikom trzeba wyjaśnić, że chodzenie z krótką, białą laską tzw. podpórczą to zupełnie co innego niż marsz z długą laską, która wyprzedza niewidomego. Ta druga daje niewidomemu większe bezpieczeństwo i swobodę w wyborze drogi. – To naprawdę wymaga metodycznego treningu – tłumaczy s. Elżbieta.
Bardzo użyteczny dla niewidomego jest również pies przewodnik. Żeby jednak spełnił on swoje zadanie, jego pan musi mieć pojęcie o przestrzeni i musi umieć chodzić z laską.

– Obowiązuje zasada: psa nie zostawia się w domu. Idzie się z nim do pracy, do restauracji, do kościoła, nawet jeśli dewotki robią z tego powodu awanturę – przypomina siostra. – Pies jest inteligentny. On też nie chce wpaść pod samochód. Samobójczej komendy nie posłucha. Ale jego pan ma natomiast wiedzieć, czy chce iść prosto, czy chce skręcić – podsumowuje.




Naukę w Laskach rozpoczyna się od poznania rzeczywistości otaczającej dziecko, oswojenia przestrzeni, poznania, że rzeczy i ludzie mogą być bliżej i dalej, albo pomiędzy. Służą do tego specjalne rysunki i makiety. Na terenie Zakładu obowiązuje zakaz chodzenia z przenośnymi radioodbiornikami, bo dzieci muszą nauczyć się słuchowego odbioru przestrzeni. Różnice między światem widzących i niewidomych najlepiej widać podczas... zawodów sportowych.

– Gra w piłkę toczoną wywołuje ogromne emocje. Ale od kibiców wymaga się żelaznej dyscypliny: po prostu musi być cicho. Bo położenie dzwoniącej piłki rozpoznaje się słuchem. Trzeba usłyszeć i złapać szybko toczącą się piłkę. Na wybuch entuzjazmu można pozwolić tylko po golu. Potem koniec. Cisza. Aż do następnego strzału – tłumaczy s. Elżbieta.



Rewalidacja zespołowa


Świat niewidomych tylko z pozoru jest niezmienny. Przyszłość, jaka rysowała się przed inwalidami wzroku na początku XX wieku była zupełnie inna niż perspektywy otwierające się pod koniec wspomnianego stulecia i na progu następnego. Osiągnięcia psychologii rozwojowej pozwalają na dużo wcześniejsze rozpoczęcie rewalidacji, czyli przywracania w miarę możliwości osobom niepełnosprawnym możliwości funkcjonowania w społeczeństwie. Ośrodki wczesnego wspomagania rozwoju nie tylko zapewniają pomoc specjalistów, ale też instruują rodziców, jak postępować z dziećmi, żeby lepiej się rozwijały.

Kiedyś cały ciężar rewalidacji dziecka spoczywał na jednej, dwóch osobach, dziś praca rozkłada się na zespół różnych specjalistów: psychologów, rehabilitantów ruchowych, logopedów, audiologów, neurologów, itd. W nauce i wychowaniu dąży się przede wszystkim do integracji. Uczniowie niewidomi chodzą do osiedlowych szkół. Oczywiście obie strony muszą być do tego przygotowane, zarówno od strony metodycznej, jak i dostępu do odpowiednich urządzeń technicznych. Nie zawsze to się udaje, zwłaszcza gdy ślepocie towarzyszą inne obciążenia zdrowotne: autyzm, choroby neurologiczne czy niepełnosprawność umysłowa. Ale pozytywnych przykładów integracji jest coraz więcej. Kilka dni temu Polskę obiegła wiadomość, że 12 lutego pierwszy niewidomy Polak zdobył najwyższy szczyt Afryki – Kilimandżaro (5895 m n.p.m). To 25-letni Paweł Urbański z Białobrzegów, który w wieku 13 lat całkowicie stracił wzrok. Uczył się w liceum w Laskach, a maturę zrobił już w norweskim United World College, gdzie trenował wspinaczkę górską i jazdę na nartach. Obecnie studiuje ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim i planuje kolejne wyprawy.

W Polsce istnieje 12 ośrodków szkolno-wychowawczych dla dzieci słabowidzących i niewidomych ze szkołami na wszystkich poziomach nauczania. Losy absolwentów można zamknąć w przedziale, którego jeden koniec stanowią pensjonariusze domów opieki, a drugi – profesorowie wyższych uczelni. Do przeszłości odszedł jednak model niewidomego jako rzemieślnika, któremu dostarcza się surowiec i pomaga zbyć towar (np. przysłowiowe szczotki czy koszyki).





Obecnie możliwości techniczne, zaawansowane technologie stwarzają szanse zdobycia atrakcyjnych zawodów, na przykład reżysera dźwięku, tłumacza, informatyka. Coraz popularniejsza telepraca staje się też szansą dla niewidomych. Na przykład sporo absolwentów liceum i technikum w Laskach zatrudnionych jest w firmach komputerowych. Oczywiście wymaga to odpowiedniego oprzyrządowania: dodatkowych terminali, programów z mową syntetyczną, dotykowych suwaków czy programów umożliwiających poruszanie się w Internecie. Duże szanse na zdobycie posady daje też ukończenie szkoły muzycznej. Takie szkoły otwierane są w ośrodkach kształcenia niewidomych coraz częściej. W Laskach szkoła muzyczna I stopnia działa od kilku lat, przedtem uczniowie brali indywidualne lekcje.

Pomocą dorosłym niewidomym zajmuje się przede wszystkim Polski Związek Niewidomych. Powstał w 1946 r. początkowo pod nazwą Związek Pracowników Niewidomych RP. W okresie PRL załatwiał wszystkie sprawy niewidomych: od potrzeb kulturalnych po sprawy rentowo-emerytalne. Posiada niezwykle bogatą bibliotekę książki mówionej i zbiory zapisane pismem niewidomych – brajlem. PZN dostosował się do nowych warunków działania w wolnym rynku i demokracji. Nadal załatwia najważniejsze sprawy dla osób niedowidzących i niewidomych, walcząc o ich prawa. Jest też swego rodzaju biurem pośrednictwa pracy. Wśród wielu spraw do załatwienia są napisy brajlem na ulotkach lekarstw czy towarach w sklepach, ułatwienia w środkach komunikacji miejskiej.

Na osoby niewidome otwierają się też wyższe uczelnie. Uniwersytet Warszawski powołał Biuro Pełnomocnika Rektora ds. Osób Niepełnosprawnych. Zajmuje się ono m.in. organizacją transportu, wyszukiwaniem asystentów, wypożyczaniem sprzętu, np. notesów brajlowskich, koordynacją przyznawania pokojów studentom mającym kłopoty z poruszaniem się. W roku 1991 na UW powstało pierwsze i jedyne w Polsce Centrum Komputerowe dla Studentów Niewidomych i Niedowidzących dające dostęp do sprzętu komputerowego także studentom innych warszawskich szkół wyższych. Uruchomiono bibliotekę książki mówionej podręczników i skryptów akademickich, której działanie oparte jest o serwis ochotników. Fundacja Samorządu Studentów UW sfinansowała wyposażenie studia nagrań oraz finansuje bieżące wydatki na zakup kaset magnetofonowych i konserwację sprzętu.



Perspektywy


Coraz więcej do powiedzenia w leczeniu wad wzroku ma medycyna, ale paradoksalnie jej postęp przyczynia się też do wzrostu chorób oczu, a niekiedy wręcz powoduje utratę wzroku. Chodzi przede wszystkim o ratowanie życia wcześniaków. Około 30 lat temu zauważono związek urazu siatkówki oka ze stosowaniem tlenu u niedojrzałych noworodków. Jednak w sytuacji, gdy lekarze mają do wyboru: śmierć dziecka z powodu niedotlenienia albo uratowanie życia z uszkodzeniem wzroku, wybierają to drugie. Tak było z urodzonymi rok temu – w 26 tygodniu ciąży – pięcioraczkami z Brzeska. W ciągu 12 miesięcy wszystkie przeszły operacje laserowe oczu. Jedno już straciło wzrok, drugie prawdopodobnie to czeka.





Dla rodziców dzieci niewidomych od urodzenia przyjęcie tej strasznej prawdy często jest tak wielkim szokiem, że niemalże usztywnia ich miłość. Dziecko to czuje, nawet jeśli jest bardzo małe. Dlatego bardzo ważne jest duchowe wsparcie rodziny niewidomego dziecka. „Dla dzieci kalectwo nie jest często aż taką tragedią, jak dla jego rodziców” – mówią pracownicy Lasek – „Dla dzieci najważniejsze jest to, czy są kochane. Rodzicom zaś trzeba pokazać perspektywy dla ich pociech”. Dlatego jeden z filmów o przedszkolu w Laskach nazywa się: „Przed nami życie”.